______________________________________________________________________
                                            ___
             __  ___  ___    _  ___   ____ |  _|  _   _  _  ___
            / _||   ||   |  | ||   | |_   || |_  | \ | || ||   |
           / /  | | || | |  | || | |   / / |  _| |  \| || || | |
         _/ /   |  _|| | | _| ||   \  / /_ | |_  | |\  || ||   |
        |__/    |_|  |___|| | ||_|\_\|____||___| |_| |_||_||_|_|
                          |___|
_______________________________________________________________________
 
    Piatek, 10.12.1993        ISSN 1067-4020             nr 92
_______________________________________________________________________
 
W numerze:
 
    Waldemar Gontarski - Otwarty worek
         Jacek Walicki - Poblazliwosc, wspanialomyslnosc, milosierdzie,
                           litosc
       Jerzy Remigioni - Czy tolerancji trzeba sie bac i dlaczego?
   Janusz R. Kowalczyk - Magik - sylwetka Piotra Skrzyneckiego
      Adach Smiarowski - Radio Jezus-Maryja
Sue Halpern,
         Bill McKibben - Swieta za sto dolarow
       Jerzy W. Rudzki - Uzupelnienie wywiadu z Papiezem
    Jurek Karczmarczuk - List od redakcji do redakcji
  
_______________________________________________________________________
 
[Od red. dyz. Zaczynamy od tekstu poruszajacego aktualny temat nowej
 doktryny militarnej nowej Rosji. Czy jest to sprawa niezwyklej wagi
 dla Polski - komentuje Jurek K_uk.
 
 Po przedrukowaniu w poprzednim numerze artykulu R. Legutki "O
 tolerancji" dyskusja sie pobudzila. Zamieszczamy krytyczny dwuglos
 Jacka Walickiego i Jerzego Remigioniego.

 Pozostale materialy w miare okolicznosciowe. Swoisty komentarz Adacha
 Smiarowskiego o audycjach Radia Maryja, wspolny apel kosciola metodystow
 i synagog w sprawie umiarkowania w nadchodzace Boze Narodzenie i swieto
 Chanuki, oraz list Jurka Karczmarczuka bedacy kolejnym komentarzem do
 wywiadu z papiezem - czyli jakby nasz kacik religijny. M.B-cz]
_______________________________________________________________________
 
["Wprost", 21.11.1993, zauwazyl J.K_uk - tekst ukazal sie rowniez w
 "Prasowce"]
 
Waldemar Gontarski
(wspolpraca: Aleksander Zylin, pulkownik armii rosyjskiej)
 
 
                             OTWARTY WOREK
                             =============
 
 
Nowa doktryna wojskowa Federacji Rosyjskiej z cala bezwzglednoscia
ujawnila slabosc polskich sluzb informacyjnych. Doszlo nawet do tego,
ze Rosjanie - sluzba prasowa Kremla, umiarkowana generalicja, popularna
gazeta "Komsomolskaja Prawda" - przestrzegaja nas przed agresywnoscia
rosyjskiej doktryny wojennej bardziej zdecydowanie niz polskie mass
media lub dyplomaci.
 
2 listopada prezydent Borys Jelcyn podpisal "Podstawowe zalozenia
doktryny wojskowej". Polskie publikatory poinformowaly, ze nie wiadomo,
co zawiera dokument i ze nie ma w nim nic, co dotyczyloby stosunkow
polsko-rosyjskich. Juz na pierwszy rzut oka cos jest nie tak: skoro nic
nie wiadomo, to skad wzieto informacje o tresci "Zalozen"? Wykrecilem
numer telefonu 22 40 343, czyli numer sluzby prasowej prezydenta Rosji i
zapytalem: "Czy mozna stwierdzic, ze w podpisanych przez Borysa Jelcyna
zalozeniach doktryny wojskowej nie ma nic, co dotyczyloby stosunkow
polsko-rosyjskich?". W odpowiedzi uslyszalem: "Tego stwierdzic nie
mozna, mozna jedynie powiedziec, ze w ujawnionych fragmentach nie ma
mowy o stosunkach miedzy naszymi panstwami. Niewykluczone, ze dokument
posiada tajne zalaczniki".
 
"Komsomolskaja Prawda" z 9 listopada pisze: "Tylko specjalisci zwrocili
uwage, ze w komunikatach z ostatniego posiedzenia Rady Bezpieczenstwa
przemknela fraza <>".
A na pytanie jednego z zagranicznych korespondentow, czy te zalozenia sa
doktryna, minister obrony Federacji Rosyjskiej, Pawel Graczow,
odpowiedzial wymijajaco. Wojskowi analitycy wyciagneli z tego
nieoczekiwany wniosek: doktryna wojskowa w ostatecznej formie nie
istnieje. (...) Niektorzy uwazaja, ze obok "Podstawowych zalozen",
ktorych sens ujawniono, istnieja zalozenia tajne. Sugeruja, ze te
fragmenty dotycza nuklearnej polityki Rosji i strategii Rosji wobec
"bliskiej zagranicy".
 
Z ujawnionych zalozen wynika, ze Rosja - w przeciwienstwie do ZSRR -
moze uzyc rakiet z glowicami nuklearnymi jako pierwsza, i to nawet wobec
panstwa broni takiej nie posiadajacego, jesli znajduje sie ono w sojuszu
z innym panstwem "atomowym". Jednoczesnie armie mozna wykorzystywac w
Rosji do zaprowadzenia porzadku publicznego. Zrezygnowano z zasady, ze
zolnierzy nie moze byc wiecej niz jeden procent doroslej ludnosci. Teraz
liczbe zolnierzy, podobnie jak wielkosc funduszy wydawanych na wojsko,
moze ustalic minister obrony.
 
General Dymitrij Jewsiejenko z Ministerstwa Obrony Rosji w wypowiedzi
dla "Wprost" stwierdzil: "Do ostatniego momentu toczyla sie ciezka walka
pomiedzy grupa <>, a <>. Ostateczna tresc
doktryny swiadczy o tym, ze ci ostatni zwyciezyli. Wniesione przez nich
poprawki powoduja zmiany zarowno w zagranicznej, jak i wewnetrznej
polityce Rosji. Na przyklad rezygnacja z zobowiazania, ze Rosja nie
uzyje broni atomowej jako pierwsza, oznacza, ze doktryna nie wyklucza, a
nawet uznaje za dopuszczalna agresje przeciw dowolnemu panstwu".
 
Pracownik rosyjskiego Sztabu Generalnego, ktory wolal zachowac
anonimowosc, powiedzial: "W Sztabie Generalnym znow zaczynaja
rozdmuchiwac koncepcje <>, zgodnie z ktora Rosja
moze pierwsza oddac nuklearna salwe".
 
Zaliczany do "jastrzebi" general w stanie spoczynku Giennadij Dmitriew,
analityk wojskowy, stwierdzil z kolei:
 
"Polska, Czechy, Slowacja, Wegry, a takze Ukraina, marzac o
przystapieniu do NATO, powinny sobie wbic do glowy, ze jesli to uczynia,
natychmiast znajda sie na liscie celow rosyjskich sil jadrowych".
 
Nowa doktryna bardzo upraszcza procedure uzycia sil zbrojnych, zarowno
wewnatrz Rosji, jak i poza jej granicami. Praktycznie wszystko zalezy od
woli kierownictwa Ministerstwa Obrony. Brakuje mechanizmu kontroli armii
przez prezydenta czy premiera, nie mowiac o kontroli przez spoleczenstwo.
 
I jeszcze jedno - w polskiej prasie sugerowano, ze nie sprawdzaja sie
moje informacje na temat wzmacniania leningradzkiego i moskiewskiego
okregu wojskowego. Informacje te pochodza od wysoko postawionego
generala rosyjskich sil powietrznych. Mowil on, ze decyzje o wzmocnieniu
zachodnich granic Rosji podjeto w zwiazku z nowa doktryna lub jej
uzupelnieniem. Usilowalem uzyskac bardzo szczegolowa odpowiedz, lecz
zasugerowano mi, ze "takimi drobiazgami nie powinno sie nikomu zawracac
glowy", poniewaz informacje o wzmocnieniu zachodnich okregow wojskowych
podawano juz nawet w moskiewskiej telewizji.
 
Okazuje sie, ze nowa doktryna wojskowa to otwarty worek, do ktorego
rosyjscy generalowie moga wlozyc - i wyciagnac - co tylko zechca. Takze
sprzeciw wobec przystapienia Polski do NATO.
 
                                                    Waldemar Gontarski
 
-----------------------------------------------------------------------

[Trzy kopiejki militaryka dyzurnego. Przestraszyliscie sie? Bo ja nie.
 Powyzszy artykul jest jednym z dziesiatkow w polskiej prasie,
 przykladem taniego robienia kariery dziennikarskiej na podstawie banalow
 podlanych krwistym sosikiem. No bo co tu jest nietrywialnego? To, ze
 generalowie w Rosji dzierza wieksza wladze niz powinni? Przeciez
 dwukrotnie udowodnili, raz w sierpniu zeszlego roku, drugi raz niespelna
 dwa miesiace temu, ze wladza w Rosji zalezy od nich. I Jelcyn *musi* za
 to zaplacic, wiec tezy o braku kontroli armii przez prezydenta sa
 banalne. Jedynym sposobem na armie bylaby infiltracja przez tzw.
 sluzby polityczne, ale armia nie jest glupia, juz to brali, teraz
 drugi raz sie tak szybko nie dadza.

 Mam sie bac, ze gdyby Polska weszla do NATO, to znalazlaby sie na
 celowniku rosyjskich rakiet? A do tej pory nie byla na celowniku?
 Amerykanskie bomby mniej bola? A moze wuj Sam by nas pozalowal? To juz
 raczej Rosjanie moga miec watpliwosci, bo robic sobie pod nosem
 radioaktywny cmentarz, to gorsze niz z drugiej strony oceanu. 
 
 Nie ulega watpliwosci, ze ten olbrzymi kraj, nawet po implozji
 politycznej, ktorej doswiadczyl w ciagu ostatniego roku, nadal bedzie
 mial ambicje globalne i trudno im miec to za zle inaczej niz ze
 wzgledow subiektywnych, polskich. Ta sprawa jest historycznym
 konstansem; Katarzyna, Aleksander, Mikolaj, Leonid, czy Borys - dla nas
 chyba naprawde jest drugorzedne, czy to jest orzel dwuglowy, czy
 czerwona gwiazda. Wiec ja tez sie i nie dziwie owym postponowanym przez
 Gontarskiego polskim sluzbom informacyjnym, ze nie trabia na larum. Moze
 mniej ludzi sie wrzoda nabawi.
 
 A poza tym - moze oni dla odmiany wiedza cos naprawde? Prosze zauwazyc
 klasyczne chwyty drugoklasowego dziennikarza: podaje nawet numer
 telefonu sluzby prasowej Jelcyna. Ci, nawet biorac pod uwage, ze
 administracja sowiecka przez 60 lat zatracila zupelnie pojecie
 lojalnosci, chyba nie sa az takimi idiotami, zeby publicznie oswiadczyc
 polskiemu dziennikarzowi, ktory zna nazwiska Molotowa i Ribbentropa, ze
 dokument posiada byc moze jakies tajne zalaczniki. A juz uwielbiam
 powolywanie sie na wysokich dostojnikow, ktorzy woleli zachowac
 anonimowosc.
 
 Wiec wlasciwie nic sie nie dzieje. Wokol nas wszyscy knuja, jak od
 stuleci, a my sie tym entuzjazmujemy. Zaufania miec nie mozna, ot co.
 Wiec pragne Szanownych uspokoic. Przynajmniej trzy znane mi panstwa
 NAPRAWDE nie uzyja jako pierwsze broni jadrowej: Watykan, Lichtenstein,
 oraz panstwo Krzystkowie.
 
 Po co w takim razie ja sie meczylem przepisywaniem tego artykulu?
 Odpowiedz: bo jest on rzeczywiscie charakterystyczny dla tego, co sie
 dzialo ostatnio w polskiej publicystyce miedzynarodowej, a po trochu i
 w samej polityce.Spekulacje dominuja nad rzeczywista praca, nad - z
 jednej strony - na rzetelnej i pozbawionej histerii ocena sytuacji
 globalnej, a z drugiej - nad budowaniem mechanizmow bezpieczenstwa
 miedzynarodowego.

 Wyznam, ze mam watpliwosci, czy jest to oznaka inteligencji: z jednej 
 strony pchac sie rekami i nogami do NATO jawnie okreslajac cel tego 
 zwiazku - obrona przed Rosja, a z drugiej strony potwornie biadolic, ze 
 Rosjanom sie to nie podoba i slac listy do Clintona, zeby ten zlajal 
 Jelcyna. Clinton bedzie umieral za Przemysl? J.K_uk]
  
________________________________________________________________________
 
Jacek Walicki 
 
 
         POBLAZLIWOSC, WSPANIALOMYSLNOSC, MILOSIERDZIE, LITOSC
         =====================================================


"Spojrzenia" przedrukowaly rozprawke Ryszarda Legutki "Tolerancja".
Gdybym takie rozwazania przeczytal w niedzielnym wydaniu mojej wioskowej
gazety w dziale "od Redakcji", to nie zwrocilbym specjalnej uwagi.
Kazdy ma prawo do opini, kazdy sie moze wywnetrzyc na dowolny temat.
Swoboda wypowiedzi miedy innymi na tym wlasnie polega.
 
Ale Ryszard Legutko zostal okreslony jako filozof, i jego wypracowanie
pojawilo sie "Tygodniku Powszechnym" - pismie jakby nie bylo nadajacym,
i odzwierciedlajacym, pewien intelektualny ton. Zatem przeczytalem
uwaznie. I to nie mniej niz szesc razy. Nie dlatego, ze to takie bylo
glebokie, ale dlatego ze mialem duze trudnosci ze znalezieniem jasno
wyrazonej mysli przewodniej; a glownie z oddzieleniem przekonan autora
od sarkastycznej krytyki "nowej tolerancji". Jezeli zatem moje
zrozumienie artykulu jest bledne, to pokornie oczekuje korekty.
 
Rozwazania R. Legutki (RL) o "nowej tolerancji" zrozumialem tak: pod
pozorem tolerancji, ludzie ktorzy albo zapomnieli co to jest prawdziwa
tolerancja, albo tacy co wrecz chca zmienic spoleczny kanon, usiluja
wymoc bezwarunkowa akceptacje wszelkiego odszczepienstwa, niemoralnosci,
narkotykow, prostytucji, rozmaitych praktyk seksualnych, aborcji,
eutanazji, itd. itp. W skrocie, taka nowa tolerancja, wg. RL rzekomo
wymaga akceptacji wszystkich pogladow "odszczepienczych" - "zanim
jeszcze ich wartosc zostanie oceniona".
 
Wyglada ta "nowa tolerancja" w slowach RL rzeczywiscie nieomal
przerazajaco. Ale na jakiej podstawie RL wyglasza tak kategoryczne
poglady? Ano prawie wylacznie na podstawie swojej wlasnej "obserwacji".
Z wyjatkiem jednego nazwiska i jednego cytatu, zupelnie brak w tym
"filozoficznym" traktacie odnosnikow do rzeczywistych mysli, postaci,
zrodel i faktow. [W oryginalnym artykule Legutki cytowane byly nazwiska
Derridy i Rorty'ego jako przedstawicieli filozoficznej podbudowy
"nowoczesnej tolerancji"; fragment ten nie zmiescil sie w streszczeniu.
- przyp. red. J.K-ek] RL uwaza, ze slowa (przyznam ze nie znanego mi)
filozofa R. M. Hare: "tolerancja - to gotowosc szanowania pogladow
innych w rownym stopniu jak wlasnych", sa rownoznaczne z afirmacja i
bezwarunkowa akceptacja (odszczepienstw wyliczonych powyzej i wszelkich
niewyliczonych takze).
 
No coz... moze ja nie rozumiem, o co chodzi RL; ale on wyraznie tez nie
rozumie, o co chodzi w tej calej podejrzanej "tolerancji". Artykul RL
jest pelen oskarzen, uogolnien i insynuacji wysylanych gromko w strone
blizej nieokreslonych nosicieli idei tej okropnej "nowej tolerancji".
Ale ja podejrzewam, ze RL po prostu nie potrafi sobie poradzic z
rozmytym problemem tolerancji. Podejrzewam tez, ze w podobny sposob nie
potrafilby sobie poradzic z jeszcze bardziej rozmytym problemem wolnosci
slowa; nie mowiac juz o o obrzydliwych praktykach funkcjonujacej
demokracji.
 
Czyzby to byla zatem tylko komedia pomylek? Chyba jednak nie. RL
wyraznie usiluje przeciwstawic sluszne nieslusznemu, Prawde nieprawdzie.
Moze i ma racje. Ale ja sie obawiam, ze Szanowny Filozof po prostu
ustawia sobie problem w taki sposob, aby moc w sposob jednoznaczny i
niedwolalny decydowac o tym co mozna tolerowac a co nie.
 
Ustawiwszy w ten wygodny sposob teze do obalenia, RL przeciwstawia jej
zdrowa alternatywe. Legutko przeciwstawia "nowej" (wspolczesnej)
tolerancji model tolerancji minimalistycznej (klasycznej). Znow bez
zadnych zrodel i historycznych uzasadnien. Ale ten minimalny koncept,
wedlug Legutki, jest znacznie zdrowszy niz wyzej opisana "nowa
tolerancja".
 
Te "zdrowa" tolerancje ujmuje RL tak: "nie musisz kochac innych
pogladow, ani szanowac ich, ani powstrzymywac sie od ich krytyki,
wystarczy, ze bedziesz tolerowal, to jest znosil obecnosc ludzi, ktorzy
ja glosza." Dalej RL dodaje jeszcze kilka wiele mowiacych przymiotnikow,
ktore rzekomo zniknely ze slownika tolerancji pod wplywem naporu tej
"nowej". Pierwsze cztery sa warte przytoczenia: poblazliwosc,
wspanialomyslnosc, milosierdzie, litosc.
 
Te atrybuty klasycznej tolerancji rysuja interesujacy obraz. Tak pojeta
tolerancja oznacza laskawe nieodmowienie prawa do zycia tym wszystkim,
ktorzy maja czelnosc zyc inaczej, myslec inaczej, lub, o zgrozo, nie
akceptowac bezwarunkowo jedynej slusznej wykladni Prawdy.
 
Powyzszy akapit z pewnoscia klasyfikuje mnie w oczach RL do klubu
"nowych tolerantow". Oddycham z ulga, iz moge jednak liczyc na
poblazliwa i litosciwa wspanialomyslnosc. Tak hipotetycznie
potraktowany czuje sie uprawniony do rownie "tolerancyjnej" oceny
postulatow R. Legutki.
 
W moich oczach traktat RL zamieszczony w TP jest, zawoalowana pod
pozorami "naukowosci i filozofii", proba zajecia intelektualnego
wzgorka, z wyzszosci ktorego bedzie mozna celnie rozprawiac sie z
"odszczepiencami". Legutko dokonuje dokladnej inwersji atakowanej przez
siebie "nowej tolerancji". Ta ma rzekomo akceptowac a priori. Legutko
chce a priori odrzucac wszystko i wszystkich co nie sa w zgodzie z
kanonem Prawdy. No moze nie az tak ostro... niektorzy beda poblazliwie
i litosciowie "tolerowani"...
 
                                                Jacek Walicki
________________________________________________________________________
 
Jerzy Remigioni 
 
 
            CZY TOLERANCJI TRZEBA SIE BAC I DLACZEGO?
            =========================================
 
Przeczytalem artykul Ryszarda Legutki streszczony w ostatnim (91)
numerze "Spojrzen" z ciekawoscia. Siegnalem do starych numerow
"Tygodnika Powszechnego", wsrod ktorych znalazlem nr 14 i przeczytalem
go jeszcze raz, tym razem w calosci, z niemniejsza ciekawoscia, ale tez
z uczuciem takim, jakie sie ma noszac przyciasny kolnierzyk do
eleganckiej koszuli. Niby bardzo ladne i sluszne, ale cos jest nie tak
i uwiera. Przeczytalem wiec po raz kolejny, tym razem juz krytycznie i
doszedlem do wniosku, ze Legutko probuje otumaniac ludzi swoja erudycja
i gladkoscia pisania.
 
Rzucilo mi sie wiec w oczy juz we wstepie, ze wykpiwajac "referenta na
pewnej konferencji", Legutko zdaje sie wrzucac do jednego kosza cechy
(wrodzone lub nabyte) czlowieka i jego poglady. Te drugie mozna,
owszem, zmieniac i modyfikowac - podlegaja one naszej woli; te pierwsze
zmienic bardzo trudno, albo wrecz nie mozna. A wiadomo az za dobrze z
historii nie tak dawnej, ze w okreslonym czasie i miejscu wystarczalo
miec ciemna skore, skosne oczy albo nie miec napletka, aby doznac
niekiedy krancowych skutkow nietolerancji.
 
Jesli wiec Legutko podciaga tolerancje wobec cech ludzkich pod
tolerancje wobec ludzkich pogladow i, jak sie wydaje, optuje za
"klasyczna" definicja tolerancji, ktora nakazuje laskawie cierpiec
obecnosc tych "innych" - to ja wolalbym na tolerancje Legutki
nie byc nigdy wystawionym.
 
Ale Legutko, ignorujac, wydawalo by sie, dosc oczywisty fakt, ze
powazna, jesli nie przewazajaca, ilosc przypadkow nietolerancji
dotyczyla i dotyczy wlasnie cech ludzkich, a nie pogladow, idzie
dalej.
 
Naczelna teza artykulu wydaje sie byc polemika z "tolerancja
wspolczesna", ktora Legutko definiuje cytujac angielskiego filozofa
Hare'a. Gdziez mi tam do oczytania i erudycji Legutki, Hare'a wiec nie
czytalem, choc sprobuje to odrobic przy okazji. Mam jednak uczucie, ze
Legutko wystawia przeciwnika do ciosu. Ja bowiem nie mam wcale
wrazenia, ze odmiana tolerancji, ktora zwalcza Legutko, jest dzis
powszechnie obowiazujaca we wspolczesnym swiecie. Owszem, takie trendy
daja sie zauwazyc w tzw. "political correctness" (PC), ktora ma swoich
zwolennikow zwlaszcza po drugiej stronie Wielkiej Wody, ale rowniez i
tutaj. Nie sadze jednak, aby to wlasnie miala byc obowiazujaca
wszechwladnie wykladnia tolerancji. Legutko wydaje mi sie wiec walczyc
nie tyle ze "wspolczesna tolerancja", co z jej doprowadzona do
krancowej, karykaturalnej przesady radykalna wersja.
  
Coz, pojecie o tolerancji w moim wydaniu miesci sie gdzies pomiedzy
tolerancja "wspolczesna" zgodna z definicja Legutki, a "klasyczna". Ta
ostatnia mi jednak nie wystarcza, albowiem czym innym jest cierpienie
obecnosci osob o innych pogladach, a czym innym uznanie ich za takich
samych ludzi jak ja. W ramach tak pojetej tolerancji bede sie domagal,
aby Legutko mogl glosic i drukowac swoje prace, mimo ze sie z nim nie
zgadzam; uwazam rowniez, ze "Tygodnik Powszechny" drukujac go wykazal
tolerancje i otwartosc, albowiem jego linia, jak mi sie wydaje,
niekoniecznie zgadza sie z Legutka.
 
Nachodzi mnie jednak pytanie, czy Legutko istotnie jest za tolerancja
"klasyczna"? Jej definicja jest w jego wydaniu rowniez niezbyt
pochlebna, pada tam tez twierdzenie o "hipokryzji". W tym samym
"Tygodniku Powszechnym" opublikowana jest recenzja zbioru esejow
Legutki zatytulowanego "Nie lubie tolerancji". Nie czytalem tej
ksiazki. Nawet jednak wziawszy pod uwage mozliwosc celowo
prowokacyjnego tytulu, mam niesmiale uczucie, ze Legutko nie lubi
tolerancji jako takiej. Alternaywy jednak zadnej nie stawia. No, moze
konserwatyzm. Ale sam powrot do przeszlosci, gloszony przez Legutke jak
przystalo na konserwatyste, nie jest dla mnie zadna alternatywa. Do
ktorej przeszlosci, do ktorej epoki?
 
Widze rowniez, ze ten i inne eseje Legutki moga w pewnych warunkach
stac sie alibi dla ludzi duzo mniej wyrafinowanych, ktorzy jednak
podzielaja Legutki niecheci i fobie, a sklonni sa przekuwac slowa w
czyn. I tu mi juz zaczyna ciarki chodzic po grzbiecie, wiec moze
skoncze. Przedtem jednak nie odmowie sobie skomentowania jednego zdania
z eseju Legutki:
 
>W kategoriach tolerancji i nietolerancji zaczeto
>traktowac sprawe narkomanow i dostepnosci niektorych narkotykow,
 
Swego czasu przetlumaczylem ze "Spiegla" ("Spojrzenia" nr 70 i 71)
dlugi artykul o zaletach i wadach otwartego dostepu do narkotykow.
Podobnie jak redaktorzy "Spiegla" nie mam w tej materii wyrobionego
zdania, probuje jednak zrozumiec jakosciowa roznice miedzy narkotykami,
a alkoholem, ktora powoduje, ze ten ostatni jest powszechnie
sprzedawany niemal bez ograniczen, mimo ze jest rowniez szkodliwy dla
zdrowia, prowadzi do nalogu i jest kryminogenny. Probuje wyrobic w
sobie zdanie, w jakim stopniu kryminogennosc narkotykow jest efektem
ograniczen w ich rozprowadzaniu, podobnie jak to bylo w USA podczas
prohibicji, a w jakim - wynika z charakteru samych narkotykow. W kazdym
razie uwazam, ze cos z tym problemem wczesniej czy pozniej trzeba
bedzie uczynic. Jaka zas alternatywe moze postawic Legutko, ktory w
zadnym wypadku nie bedzie probowal zrozumiec argumentow ludzi o innych
niz on pogladach na te sprawe, poza kontynuacja dzisiejszej,
restrykcyjnej i z gory skazanej na porazke polityki? Jakie sa w tym
przypadku zalety odrzucania "otwartosci na poglady", zwlaszcza ze
poglady Legutki, mimo ze "konserwatywne", sa zadziwiajaco swiezej daty,
bo jeszcze na poczatku wieku heroine stosowalo sie jako lekarstwo na
koklusz i kupowalo w pierwszej aptece na rogu?
 
                                                   Jerzy Remigioni

________________________________________________________________________
 
[Rzeczpospolita, 3.09.1993, wstukal Zbyszek Pasek]
 
Janusz R. Kowalczyk
 
 
                                   MAGIK
                                   =====
 
"Listopad. Jedenastego Piotr Skrzynecki zaproponowal zalozenie kabaretu
w piwnicy - odnotowal w 1956 r. w swoim dzienniku Kazimierz Wisniak. -
Dwunastego zaczely sie proby. Piotr blaga, abysmy pozwolili mu zostac
konferansjerem kabaretu. Myslelismy, ze to zarty. Mial przeciez zla
dykcje. Seplenil, dwoch zdan nie umial nauczyc sie na pamiec. Blagal i
blagal do rana. Trzynastego proba spiewania. Piotrowi dalismy odprawe. W
kabarecie nie wystapi.
 
Grudzien. Szesnastego poznym wieczorem odbyla sie premiera <>. Wbrew naszym sprzeciwom Piotr Skrzynecki wepchal sie
na estrade i wymamrotal kilka tekstow".
 
Tak to sie zaczelo. Jest jednak domniemanie, ze lidera zespolu nie
wpuszczano wtedy na estrade, bo nie bral udzialu w odgruzowywaniu
pomieszczen "Piwnicy". Wrecz odwrotnie, robil sobie zarty z wysilku
kolegow.
 
- Prawdopodobnie tak bylo - stwierdza Piotr Skrzynecki po namysle. -
Lepiej by to wiedziala Joanna Olczak-Ronikierowa, ktora bada poczatki
"Piwnicy". Sam znalazlem te piwnice i bylem w niej od zawsze. Nie
odgruzowywalem jej i nie rozwalalem murow kilofem. Robili to ludzie,
ktorzy mieli wieksza sile fizyczna, no i chec: Bronislaw Chromy, Jurek
Sulma.
 
Piotr Skrzynecki, podowczas student historii sztuki UJ, przebil sie
jednak na scene, wiedziony potrzeba ekspresji...
 
- Nie zamierzalem wystepowac - zaprzecza lider "Piwnicy". Wyszedlem na
scene przypadkiem. Spodobalem sie pani Hannie Olczakowej, ktora
rozglosila to publicznie. Piwniczaninem zostac latwo, ale trudno nim
byc. Zaczalem wymyslac nastepne programy kabaretowe. Naturalnie nie sam
i nie dla wlasnych wystepow.
 
Gdyby nie "Piwnica" Skrzynecki bylby dzisiaj profesorem historii sztuki,
albo zrobilby kariere jako sprzedawca amuletow w sklepie magicznym w
Paryzu. W stolicy Francji znalazl sie w 1960 r. na stypendium tworczym,
ktore mu zalatwila oczarowana "Piwnica" Marta Gelhor-Hemingway, zona
wielkiego pisarza. Przez piec miesiecy Piotr dorabial jako "naganiacz"
do sklepu magika, zanim nie zatesknil za krakowskim Rynkiem.
 
Lista osob, ktore na krocej lub dluzej zwiazaly swoje losy z "Piwnica"
jasnieje nazwiskami pierwszej wielkosci, jak: Ewa Demarczyk, Wieslaw
Dymny czy Zygmunt Konieczny - ze ograniczymy sie tylko do tych trzech
osobowosci.
 
- Nieustannie przychodza rozmaici artysci, ktorzy chca tworzyc w
"Piwnicy", bo lubia to miejsce. Np. Jacek Wojcicki wystapil u nas
przypadkiem na 25-lecie "Piwnicy", w namiocie na Bloniach. Konczyl
wlasnie szkole teatralna. Zatrzymalem go wbrew oporom Zygmunta
Koniecznego. Twierdzil, ze Jacek nic juz wiecej nie zrobi, ale wkrotce
zmienil zdanie. "Piwnica" jest nie tylko srodowiskiem artystyczno-
intelektualnym. Do barku "Pod Baranami" wstepuja wszyscy, rowniez pijacy
i rozni podejrzani ludzie. Te grupy wzajemnie sie inspiruja.
 
Wywiady z Piotrem Skrzyneckim moga sluzyc jako znakomity material dla
badaczy natury prawdy i mitu. Podobnie jak inny uroczy blagier, Federico
Fellini, z niecheci do ciaglego powtarzania sie, za kazdym razem mowi co
innego. Z wielu wywiadow ze Skrzyneckim wynikalo, ze nie ma on rodziny,
zony, ani dzieci. Niektorzy jego znajomi szeptali jednak, ze Piotr ma w
Ameryce syna - profesora aeronautyki, konstruktora samolotow. Obecnosc
syna w Kanadzie czarno na bialym wychodzi z wypowiedzi Skrzyneckiego w
czerwcowym numerze "Twojego Stylu".
 
- Czarujacy demon - mowi o liderze "Piwnicy" Anna Szalapak. - Robi wiele
rzeczy fantastycznych dla ludzi i czasem okropnych z ludzmi. Kochamy go.
 
- Piotr Skrzynecki jest postacia niezwykla, niepowtarzalna - stwierdza
Jerzy Turowicz, czesty gosc na imprezach "Piwnicy". - Moze jest to
patriotyzm lokalny, ale sadze, ze Piotr Skrzynecki jest mozliwy tylko w
Krakowie. "Piwnica pod Baranami", ktora jest wizytowka kultury polskiej
w skali swiatowej, nie moglaby powstac i istniec bez niego. Jest swego
rodzaju paradoksem, ze ten kabaret, w zasadzie niepolityczny, a polityki
dotykajacy z zyczliwa ironia, odgrywal w Polsce Ludowej wazna role
polityczna, dzieki swej absolutnej niezaleznosci, co wtedy zreszta bylo
przyczyna jego wielu klopotow. Zespol "Piwnicy" sie zmienia, a przeciez
kabaret jest ciagle ten sam, co jest zasluga Piotra Skrzyneckiego.
 
Gnebia Piotra niesamowite przygody, ktorych moglby mu pozazdroscic sam
baron Munchhausen. Kiedys Piotra S. na bulwarach pod Wawelem zmorzyl
sen, a tu ktos mu podprowadzil ubranie. Zgorszone nauczycielki,
prowadzace dziatwe szkolna na Zamek, wezwaly milicje. Patrol rzeczny
wozil golego Piotra motorowka tam i z powrotem po Wisle, dopoki Teresa
Stanislawska, naczelna zaprzyjaznionej redakcji "Echa Krakowa" (pisywal
dla nich recenzje z wystaw) nie skompletowala dlan zastepczego
przyodziewku.
 
To znow w pociagu wynika towarzyskie qui pro quo, bo jacys podrozni
okazuja Piotrowi pelna wyrozumialosci zyczliwosc, biorac go za ...
Nikifora. Bywa tez, ze sasiad z placu Na Groblach budzi go w niedziele o
siodmej rano (biesiady po sobotnim programie kabaretowym koncza sie
circa o trzeciej, czwartej) i proponuje wycieczke do zoo, potrzasajac
dlugimi kijami: "Bedziemy nimi draznic malpy i jakos nam dzien zleci."
 
Podobnie na wyjazdach: jesli Skrzynecki wstapi na drinka do nastrojowego
lokalu w Nowym Jorku, to okaze sie on domem publicznym dla gejow, a gdy
pojdzie na film porno, to przez przypadek, bo tytul ("David") sugerowal
temat biblijny.
 
- Kiedys Piotr udzielil wywiadu Radiu Krakow - wspomina Leszek Wojtowicz.
- Na zadawane pytania odpowiadal wybranymi przez siebie cytatami z
Kierkegaarda, o czym rzecz jasna nie poinformowal sluchaczy. Po emisji
czesc osob majacych pretensje do wydawania kategorycznych sadow
twierdzila, ze mowil wyjatkowo swobodnie, ale niestety wyjatkowo
nieciekawie.
 
- Piotr jest nadzwyczajna osobowoscia artystyczna, o czym wie wielu
ludzi - mowi Jan Kanty Pawluskiewicz. - Natomiast niewielu zna go jako
niekonwencjonalnego i wybitnego filozofa i pisarza. Sadze, ze te jego
cechy osobowe czekaja na odkrycie przez reportera i wydawce. Lubi
zbierac grzyby.
 
- "Piwnica" miala byc zajeciem dla grupy ludzi na jedna sobote -
twierdzi jej szef i aranzer. - Ale wciaz ktos wpada z nowymi pomyslami.
Dlatego nigdy nie mielismy sprecyzowanego programu i nie chcieli nas
puszczac w Polske. Z poczatkiem lat '60, po wyrzuceniu nas z lokalu w
Krakowie, wystapilismy nielegalnie w warszawskim Towarzystwie Sztuk
Pieknych na Chmielnej. Antoni Slonimski powiedzial mi wtedy, ze wlasnie
taki kabaret chcial tworzyc z Tuwimem. Zukrowski dostal wowczas w glowe
czapka harcerska, a sadzil, ze oficerska i napisal na nas okropny
paszkwil. Z konca lat '70 pamietam awanture cenzury w Tarnowie, bo ktos
zaspiewal cos innego, czy powiedzial nowsza fraszke. W latach 80. czesto
wystepowalismy nielegalnie, np. w Muzeum Archidiecezjalnym w Warszawie.
 
- Wedlug Piotra kategoria, ktora odroznia ludzi od zwierzat i zbliza ich
do Boga jest humor. - Piotr czesto cytuje Pismo Swiete, ktore uwaza za
bardzo dowcipna ksiazke. Np. Adas skonsumowal jablko i Bog go pyta:
"Adamie, gdzie jestes?". Po co Bog pyta, skoro wie wszystko? Oczekuje,
ze Adas zastanowi sie, gdzie jest.
 
W 1982 r., po festiwalowym pobycie w Arezzo, piwniczanie udali sie na
audiencje z papiezem Janem Pawlem II.
 
- Duzo sie w Krakowie mowi o panu, panie Piotrze - zagail rozmowe Ojciec
Swiety.
 
- O Jego Swiatobliwosci rowniez - odrzekl nagabniety.
 
Niedlugo Piotrowej "Piwnicy pod Baranami" stuknie 37 lat. Kabaret, ktory
trwa 37 lat, to cos, co nie ma prawa sie udac.
 
- To, ze "Piwnica" jest najdluzej istniejacym kabaretem na swiecie, jest
wylaczna zasluga Piotra - mowi Zygmunt Konieczny. - Tylko on umie
aranzowac ewolucyjne zmiany, skupiac wokol siebie mlodych, zdolnych
ludzi, ktorych potem umiejetnie prowadzi.
 
- "Piwnicy pod Baranami" nie mozna traktowac wylacznie jako kabaretu -
opowiada Skrzynecki. - Jest to miejsce, w ktorym spotykaja sie ludzie
tworzacy kolejne akcje i zabawy. Janina Garycka, Piotr Ferster,
Kazimierz Madej, Krzysztof Tyszkiewicz, Zbigniew Preisner i inni. Trudno
powiedziec, ze powtorzenie "Holdu pruskiego" na krakowskim Rynku
Glownym, pomysl, ktory wynikl z takich spotkan, to kabaret. Albo replika
"Jubileuszu Kraszewskiego", "Wnijscie J.O.X. Jozefa Poniatowskiego do
Krakowa" czy "Przysiega Tadeusza Kosciuszki". Inicjujemy takie akcje w
malej grupce przy kawce, a potem sa realizowane przez ogromne zespoly
ludzi.
 
Nie obywa sie bez afer. Po wystepach "Piwnicy" w warszawskiej Stodole w
1981 r. wezwano Piotra przed oblicze partyjnych wladz od kultury. Mial
im wytlumaczyc znaczenie detalu scenografii - w wiszacej zlotej klatce
ustawiony byl bialy biust Lenina i plonaca przed nim swieczka.
 
- Chcielismy do klatki wsadzic papuge, ale sie nie miescila - oznajmil
konferansjer "Piwnicy" aparatczykom, zestrachanym po protescie ambasady
radzieckiej. - Wzielismy wiec to, co bylo pod reka.
 
Podczas ktorejs z galowych imprez swita jednego z ministrow narobila
szumu, ze dla ich szefa zabraklo krzesla. - Panie ministrze, w
dzisiejszych czasach lepiej stac niz siedziec! - stwierdzil Piotr do
mikrofonu.
 
W stanie wojennym Skrzynecki "stojac na Rynku nie usluchal nawolywan
milicji do rozejscia sie". Kolegium puscilo mu to wykroczenie "w
niepamiec", radzac, zeby z poczatkiem maja nie wychodzil z domu, gdyz
zanadto rzuca sie w oczy. Skrzynecki wyjechal do Kroscienka. Ledwo
wynajal sobie pokoj, pod jego oknami zahamowal milicyjny gazik.
Przyjechali nie po niego, ale po gospodarza. A po wieczerzy Piotr S.
(byly ministrant ksiedza Czartoryskiego w Makowie) przylaczyl sie do
rodzinnej modlitwy o szczesliwy powrot pana domu - funkcjonariusza MO,
wezwanego do Krakowa na akcje.
 
- Pana Piotra znam 18 lat - wyznala Marta Meszaros. - Jest postacia sama
w sobie: dziwny, madry, smieszny, dobry, mily, zlosliwy, szarmancki,
skryty, szczery, tchorzliwy, odwazny. Kontrowersyjny, jak kazdy wielki
czlowiek.
 
- Pan Piotr stanowi o naszym samopoczuciu i probuje nam pomoc w
zachowaniu rownowagi - stwierdza Jan Nowicki. - On przywraca czuciom
wlasciwe proporcje. Pan Piotr wszystko wszystkim rozdaje, ale jest w nim
jakas gleboka tajemnica, ktora chowa tylko dla siebie. To moj przyjaciel
- wykreowalem go sobie.
 
Wystepy Piotrowej "Piwnicy" stracily juz smak zakazanego owocu. Sa inne.
Czy lepsze?
 
- Na programach "Piwnicy" ludzie smiac sie beda do konca swiata -
zapewnia Skrzynecki i mowi o pokoleniowej zmianie warty. - To calkowicie
inni ludzie. Grzegorz Turnau, wyksztalcony, zorientowany w muzyce, z
nowymi pomyslami, jest zupelnie inny od Mieczyslawa Swiecickiego, ktory
byl z prowincji. Poczatkowo niezbyt udany satyryk Krzysztof Janicki
potrafil sie inteligentnie dostosowac do wspolczesnosci. Malgosia
Gornisiewicz, bardzo mloda, surrealna osobka po ASP, zabawia calkiem
innymi sprawami niz dawniej Basia Nawratowicz - artystka utalentowana,
ale bez pogladow estetycznych, ktora trzeba bylo dopiero kierowac.
Malgosia potrafi skonstruowac sama siebie.
 
O sobie Piotr lubi mowic, ze w "Piwnicy" jest inspicjentem, bo biega po
katach i wyciaga artystow na scene, a kazdy mu dyktuje z czym i kiedy
chce wystapic.
 
- Piotr to natura poety, filozofa o sklonnosciach wrecz kontemplacyjnych
- uwaza Leszek Dlugosz. - Ktos, kto z powodow nie do konca
rozszyfrowanych, chce, czy musi, grac wobec swiata tzw. zabawna,
malownicza postac z cyganerii. Po latach zagadka: na ile te postac gra,
na ile nia jest? Kto tu wygrywa wiecej - swiat czy on? Inaczej: kto tu
sie lepiej bawi?
 
- Piotra kochalem, kocham i bede kochac - wyznal Filip Bajon. - Gral w
moich filmach: 13 roznych rol w "Zielonej sieni" i mistrza ceremonii w
cyrku w "Arii dla atlety". W jego towarzystwie czuje sie swietnie.
Zawsze, jak jestem w Krakowie, pierwsze kroki kieruje do niego.
 
- Piotr jest najbardziej samotnym czlowiekiem, chociaz zna wszystkich
ludzi i wszyscy go znaja - stwierdza Andrzej Warchal.
 
- Nie mam szczescia do pieniedzy, ale do poezji, przyjaciol i alkoholu
tak - wzdycha Piotr Skrzynecki, zapraszany przez mloda pare do
restauracyjnej sali obok, gdzie trwa w najlepsze weselisko.
     
_________________________________________________________________________
 
Adach Smiarowski 
 
 
                         RADIO JEZUS-MARYJA
                         ==================
 
Swego czasu ujawnily sie byly na lamach rzesiste argumenty nt.
wychowania w swietej wierze katolickiej i vice versa. W toku wspomniano
o przedsiewzieciu pn. Radio Maryja. Nie pomne, czyli tok byl za czy
przeciw, zwlaszcza ze to w dyskusjach religijnych ciezko kandor
wymiarkowac, gdy wszystkie argumenta sa godziwe, sluszne i zgodne z.
Czego wszelako pomne nie bylo, to probki Radia Maryja.
 
I te zalosna luke trzeba uczciwie wypelnic, zeby nie zemscil sie na nas
brak. Zalosc tej luki pokaze, bo sa takze w Polszcze tradycyjne
rozkosze dla ucha, jest sejm w porywach i obradach, i pan prezydent tez
potrafi, ale Radio M. to perla. Oto maly wyciag.
 
                               * * *
 
Leci sobie podklad muzyczny. Mily, bez slow, zwlaszcza francuskich, i,
Bogu chwala!, bez stekan. To dobrze, bo muzyka jakby "Je t'aime."
 
Dzwon na godzine. Godzinki, mowione.
 
   Aniol Panski zwiastowal Pannie Maryi ....
 
Muzyka j.w.
 
Glos Meski z dykcja kazalnicza (GM) male entre i juz po chwili:
 
GM: Prosze dzwonic do nas pod numer ...
 
Muzyka. Nikt nie dzwoni. Wreszcie drrryn. Glos Zenski Sluchaczki
(SL), zrzedliwie:
 
SL: Niech bedzie pochwalony Jezus Chrystus i Maryja zawsze dziewica.
 
GM: Teraz i na zawsze.
 
SL: Czy to jest prawda co to ja slyszalam? Ze Lewandowski byl w Rzymie
i on rozmawial z papiezem? I ze papiez z nim rozmawial? Czy to jest
mozliwe? A czy to aby ten sam Lewandowski, ktory nas sprzedal zachodnim
zlodziejom i oszustom i zrobil z nas, Polakow, parobkow na 100 lat!?
Czy to jest ten sam Lewandowski? Ja dzwonie z katowickiego i ja teraz
klade sluchawke i slucham radia. Szczesc Boze.
 
GM: Szczesc Boze. (dluzsze chrzakanie) Ostatnio, hmmm, wzmaga sie sie
manipulacja srodkami masowego przekazu, hmmm. Trudno, trudno
powiedziec, hmmm, kto i czym manipuluje. (czas jakis w tym stylu).
 
Muzyka. Glos Zenski (GZ), dykcja katechetyczna:
 
GZ: A teraz audycja "Moge-Chce Pomoc." Prosze dzwonic do nas pod numer
...
 
Muzyka. I nic.
 
GZ: Nikt nie dzwoni. Halo tam! Tu "Moge-Chce pomoc." Nasz numer ...
 
Muzyka. Dlugo. Dzwonek. Glos zenski Sluchaczki (SL), dykcja ludowo-
poznanska:
 
SL: Halo! Halo! Czy to Radio Maryja? (strasznie buczy)
 
GZ: Prosze wylaczyc radio, bo sie sprzega! Halo!
 
SL: Halo! (Buczy) Nic nie slysze, bo cos buczy!
 
GZ: Sie sprzega! Prosze wylaczyc radio! Radio wylaczyc! No, teraz
dobrze. Slucham.
 
SL: Ja chcialam sprawdzic, czy to dobry numer. Bo ja by chcialam
zadzwonic i spytac sie o zycie niepoczete.
 
GZ: Teraz mamy audycje "Moge-Chce Pomoc." Prosze zadzwonic innym razem.
 
SL: Dobrze. (zaczyna buczec) Szczesc Boze.
 
GZ: Z Bogiem. Tu "Moge-Chce Pomoc." Nasz numer ...
 
Muzyka. Muzyka. Muzyka. Dzwonek! Glos zenski Sluchaczki (SL), dykcja
inteligencka:
 
SL: Niech bedzie ...
 
GZ: Teraz i na zawsze.
 
SL: Mam pralke Asko, taka z czterema amortyzatorami. Jeden mi pekl i
prosilabym bardzo o pomoc. Gdyby ktos mial jeden tylny amortyzator do
pralki Asko. Bog zaplac.
 
GZ: Z Bogiem. Rozumiem. Nasza sluchaczka szuka jednego amortyzatora do
pralki Asko. Prosze dzwonic pod numer ...
 
Muzyka. Muzyka. Muzyka.
 
GZ: Tu "Moge-Chce Pomoc." Nasza audycja dobiega konca. Z Bogiem.
 
-----
 
Moja tez. Z Bogiem.
 
                                                A-ch Smiarowski
_________________________________________________________________________
 
Sue Halpern, Bill McKibben ["Cross Currents", jesien 1992 - tlum. Mirek
Bielewicz]
 
 
                          SWIETA ZA STO DOLAROW
                          =====================
 

Krytyka sposobu swietowania Bozego Narodzenia jest taka stara jak samo
swieto. Na tym kontynencie [Ameryka Polnocna - przyp. tlum.] rozpoczeli
Purytanie, ktorzy z cala swiadomoscia powstrzymywali sie przed
podkreslaniem jakiejkolwiek odswietnosci Dnia Bozego Narodzenia, az w
koncu wprowadzili nakazane prawem kary i grzywny dla kazdego, kto
"obchodzil to swieto czy to powstrzymujac sie od pracy, czy to ucztujac,
czy tez bawiac sie w jakis jeszcze inny jeszcze". Pozbawieni okazji
zjedzenia zgodnie z tradycja angielska "ptaka" podczas Bozonarodzeniowego
obiadu, mieszkancy Ameryki przesuneli wystawny posilek o miesiac na
usankcjonowany jako swieto narodowe Dzien Dziekczynienia. Kiedy w koncu
zakaz swietowania Bozego Narodzenia zostal zniesiony, ludzie powrocili
do tradycyjnych obchodow tego swieta, ale jednoczesnie kontynuowali
swietowanie tradycyjnego juz rowniez Dnia Dziekczynienia. Tak w
wiekszosci wypadkow koncza sie represyjne zapedy w stosunku do
ulubionych swiat.
 
Na kazdym wiec, kto proponuje zmienic sposob obchodzenia swiat - w tym
wypadku Bozego Narodzenia oraz jego komercjalnego kuzyna Chanukah -
ciazy obowiazek przedstawienia, dlaczego nastala wlasciwa pora na zmiane
naszych przyzwyczajen, dlaczego pilna potrzeba staje sie ograniczenie
komercjalizacji Swiat i dlaczego rosnie pragnienie wprowadzenia nowych
rodzajow obchodow. Nie wiemy jeszcze, czy nasz plan - przyjety przez
konferencje Metodystow z Vermont i z polnocnego Nowego Jorku, oraz przez
kilka synagog pod haslem "Swieta za sto dolarow" - rzeczywiscie przekona
wiele rodzin do ograniczenia wydatkow na prezenty do sumy nie
przekraczajacej 100 dolarow na rodzine. Uwazamy jednak, ze nastepujaca
kombinacja szczegolnych historycznych okolicznosci czyni ten projekt
wartym wyprobowania.
 
* Szalejacy konsumeryzm nie jest juz "wylacznie" problemem moralnym czy
estetycznym. Zyjemy w wieku, w ktorym obsesje swietych i mistykow w
coraz wiekszym stopniu staja sie obsesjami chemikow badajacych atmosfere
oraz specjalistow od srodowiska naturalnego. Na gigantycznej konferencji
poswieconej srodowisku naturalnemu w Rio de Janeiro uwaga zostala z
wielka wyrazistoscia skupiona na nadmiernej konsumpcji dobr na Zachodzie
jako zasadniczej przyczynie naszych problemow w dziedzinie srodowiska
naturalnego. Jak powiedzial do dziennikarza pewien Amerykanin bioracy
udzial w tej konferencji: "Biedne kraje mowia bogatym krajom tego swiata
<>". Jesli w dalszym ciagu bedziemy
prowadzic ten wysoce konsumpcyjny styl zycia, inne kraje beda staraly
sie nas nasladowac, i skutki tego moga okazac sie katastrofalne. Innymi
slowy, od dawna poczytywane za grzech w dziedzinie zycia duchowego
gromadzenie dobr materialnych, obecnie moze byc uwazane za grzech
przeciw naturze.
 
* Suma pieniedzy wydawanych w grudniu na obdarowywanie sie prezentami
jest wystarczajaco wysoka, aby uczynic z niej sprawe warta
powazniejszego zastanowienia sie. Chociaz dane statystyczne sa
nieprecyzyjne, to jednak ocenia sie, ze przecietny Amerykanin planowal
wydac na Boze Narodzenie 1991 sume prawie 750 dolarow. (Dane
statystyczne wydatkow tylko na Chanuke sa niedostepne.) Ogolna wartosc
podarunkow ofiarowywanych z okazji grudniowych swiat przekracza 37
miliardow dolarow, sume przewyzszajaca calkowity dochod narodowy
Irlandii. Budzi to glebokie zastrzezenia co do rzetelnosci
gospodarowania funduszami - narodowy budzet prezentow swiatecznych rowny
jest sumie pieniedzy dawanych na cele dobroczynne w ciagu calego roku.
Oczywiscie jest to argument obosieczny; z dorocznego lamentowania na
lamach gazet poswieconych sprawom gospodarczym jasno wynika, ze
obnizenie wydatkow w okresie Bozego Narodzenia moze miec niekorzystne
skutki ekonomiczne. My jednak uwazamy, ze powolne wprowadzanie nowych
wzorow swietowania pozwoliloby biznesom na adaptacje. Z pewnoscia
pieniadze zaoszczedzone, albo podarowane, zamiast wydania ich na
przezenty, nie znikaja z gospodarki; jawnie racjonalny system rynkow
kapitalistycznych nie potrzebuje wcale dla podtrzymania swojego
istnienia przesadnie ekstrawaganckich celebracji swiat religijnych.
 
* Sposoby, w jakie swietujemy Boze Narodzenie i Chanuke, maja tez
istotne znaczenie dla tego jak pojmujemy konsumpcje. To znaczy, potezna
idea zaszczepiona w nas jako dzieciach, ze radosc najwyzszego rzedu
wywoluje usypany stos prezentow, moze nas motywowac w pozniejszym zyciu
do szukania satysfakcji i samorealizacji w dokonywaniu zakupow w
"mallach" czy w domach sprzedazy wysylkowej. Pewna ankieta, na ktora
natknelismy sie, wykazala, ze o ile przecietne male dziecko oczekuje
tylko trzech zabawek na Boze Narodzenie, jego rodzice daja mu
przecietnie jedenascie zabawek. Dopiero w miare rosniecia liczba
oczekiwanych prezentow tez rosnie. Otoz moze to wygladac odwrotnie.
Odkrywanie innych sposobow obchodzenia swiat moze nam wskazac nowe drogi.
Uswiadomiwszy sobie przy okazji Bozego Narodzenia i Chanuki, jaka radosc
sprawia wlasnoreczne wykonanie drobnych i prostych prezentow zamiast
kupowanie ich, bedziemy bardziej sklonni do dobrowolnego ograniczenia
konsumpcji przy innych okazjach w ciagu calego roku. Jesli uwazacie,
tak jak my, ze pytanie "Jaka ilosc czegos jest wystarczajaca?" jest
zasadnicza kwestia, ktora wspolczesna cywilizacja zachodnia musi
rozstrzygnac, to nauczenie sie kojarzenia radosci ze wspolnym w czyms
udzialem, z czynieniem czegos dla kogos i ze zwolnieniem tempa zycia
moze byc waznym pierwszym krokiem na drodze zmiany wzorcow postepowania.
 
* Ludzie obecnie moga byc bardziej sklonni do zmiany swojego
postepowania. Gdyby sposoby swietowania Bozego Narodzenia i Chanuki byly
calkowiecie zadowalajace, kazdy wysilek ograniczenia ich
komercjalizacji, jak tez proby zmiany sposobow ich celebracji bylyby
prawdopodobnie daremne. Jednakze dla wielu ludzi uczucie zgrozy zwiazane
z nadchodzacymi swietami jest rownie silne jak oczekiwanie na same
swieta. Niektorych ogarnia zgroza zwiazana z wydawaniem pieniedzy: jedna
piata rodzin amerykanskich ponosi wydatki na Boze Narodzenie, ktorych
splacanie rozciaga sie potem na cztery miesiace. Ale nawet wsrod tych,
ktorych stac na "wlasciwe" swietowanie, oszalamiajace tempo robienia
zakupow pozostawia zbyt malo czasu na spedzenie czasu z rodzina, a coz
dopiero na jakakolwiek refleksje. Jeszcze inni maja pewne poczucie winy
w obliczu gor prezentow, albo tez przestaja sie nimi interesowac po
otworzeniu wszystkich pakunkow; rodzice martwia sie niekiedy, ze daja
zly przyklad dzieciom. Odnosimy wrazenie, ze bardzo wiele ludzi pragnie,
zeby w obchodach swiatecznych bylo jeszcze "cos wiecej". Zwlaszcza gdy
chodzi o Boze Narodzenie, chca oni odnalezc trop idealnego grudnia i
pragna przywolac cos z jego prostoty i nastroju. A swego rodzaju
konkurencja miedzy Bozym Narodzeniem i Chanuka zmusza Zydow -
szczegolnie rodzicow - do powiekszania ilosci prezentow wreczanych z tej
okazji.
 
* Ponadto jestesmy przekonani, ze powaznym zrodlem napiecia
chrzescijansko-zydowskiego jest nieporozumienie majace swe zrodlo w
komercjalnym aspekcie obchodow Bozego Narodzenia. Wielu amerykanskich
Zydow wyczuwa lekcewazenie i pozostawienie na marginesie w okresie
intensywnie komercjalnego publicznego swietowania Bozego Narodzenia -
swietowania, ktore na dobre rozpoczyna sie nazajutrz po Thanksgiving, i
ktore wypelnia fale radiowe, centra handlowe, ulice srodmiejskie oraz
jaskrawo oswietlone domy na przedmiesciach przez nastepne szesc tygodni.
Jest to nieustanne wypominanie, ze przynajmniej w sferze religii Zydzi
zyja na marginesie.
 
[...]
 
                                       Sue Halpern, Bill McKibben
_________________________________________________________________________
 
Jerzy W. Rudzki 


                              UZUPELNIENIE
                              ============

Moi Drodzy!


Dzieki za zamieszczenie wywiadu z Janem Pawlem II. Spiesze jednak
uzupelnic o pytania i odpowiedzi pominiete jak mniemam w "Liberation".
Pelny tekst wywiadu zamiescilo warszawskie "Slowo" (d."Slowo
Powszechne") w numerze z 4 listopada. Tlumaczyl z wloskiego dla
katolickiej agencji informacyjnej Marek Lehnert (Rzym), wieloletni
korespondent polskiej sekcji Radia Wolna Europa. Najpierw pytanie
postawione jako dziewiate z kolei (miedzy "ziarnem prawdy w
komunizmie", a pytaniem powodowanym wrazeniem JG o stosunek Papieza do
kapitalizmu i komunizmu):


JG: W Wilnie, a wiec rowniez podczas podrozy do krajow baltyckich,
mowiac na temat starcia miedzy komunistami a opozycja, Wasza
Swiatobliwosc stwierdzil: "Nie ma pokonanych ani zwyciezcow", byleby
tylko "pokonani", to jest komunisci, pamietali, ze nalezy odpokutowac
za swe winy i okazac szczere nawrocenie. W praktyce Ojciec Swiety
sprzeciwil sie komunistom "przefarbowanym"?

JP II: Tak, powiedzialem, ze musza sie nawrocic i rozliczyc z
przeszlosci. Ale nie wszyscy chca to zrobic i w Polsce, i w innych
krajach.


Pytanie jedenaste o szukaniu drogi jeszcze nie uczeszczanej, nie
przetartej, trzeciej miedzy kapitalizmem i komunizmem (przed pytaniem o
dialog kosciola katolickiego z prawoslawnym) trafilo w "Liberation" i w
konsekwencji w "Spojrzeniach" na ostatnie miejsce. Ponizej pytania i
odpowiedzi, bez ktorych wypowiedz Papieza wydaje mi sie dosc
niekompletna:


JG: Jestesmy na progu roku dwutysiecznego. Wasza Swiatobliwosc, jak Bog
pozwoli, bedzie Papiezem, ktory przeprowadzi ludzkosc z drugiego w
trzecie tysiaclecie. Jakie refleksje nasuwa ta data, ktora mnozy znaki
zapytania?

JP II: Kosciol, chrzescijanstwo ma wlasna wizje konca swiata, ma swoja
bardzo wyrazna eschatologie.W tej perspektywie rok tysieczny czy
dwutysieczny sa takimi samymi datami, jak inne. Z drugiej jednak strony
data ta jest niezwykle wymowna, poniewaz dwa tysiace lat temu narodzil
sie Jezus Chrystus. Od dwoch tysiecy lat ten Chrystus jest obecny i
dziala w historii ludzkosci poprzez Kosciol, swych apostolow, uczniow,
misjonarzy. Oczywiscie na koncu tego tysiaclecia nalezy zrobic rachunek
sumienia" gdzie jestesmy, dokad doprowadzil nas Chrystus, jak daleko
odeszlismy od Ewangelii? Jest to sprawa, ktora wymaga niewatpliwie
bardziej podlebionej analizy.

JG: W Denver Wasza Swiatobliwosc powiedzial, ze Ewangelia nie powstala
po to, by pozostawac w ukryciu. Czy wlasciwa jest interpretacja, ze
katolicy powinni miec polityczny wplyw na spoleczenstwo, w ktorym
zyja?

JP II: To naturalne, ze chrzescijanie, jako obywatele, moga i powinni
angazowac sie w polityke. Dzialac, aby zyciu spolecznemu nadac wymiar
wlasnej wiary, wlasnych przekonan. Dlaczego mieliby byc na marginesie?
Owszem, sa tendencje zmierzajace do zamkniecia chrzescijanstwa
wylacznie w sferze prywatnej, zmuszenia chrzescijan do milczenia.
Ewangelia nie przestaje byc "znakiem, ktoremu sprzeciwiac sie beda".

JG: Do uczestnikow Tygodnia Spolecznego (katolikow wloskich - przyp.
tlum.) w Turynie Wasza Swiatobliwosc wystosowal oredzie, w ktorym zyczy
umocnienia poczucia jednosci panstwa. Wielu odebralo to jako krytyke
Ligi (polnocnej, zmierzajacej do federalizacji Italii - przyp. tlum.).
Czy o to chodzilo?

JP II: Widzi pan, we wszystkim, co mowie, chce i musze uniknac
stronniczosci, opowiedzenia sie po ktorejs stronie. Musze trzymac sie
zasad, bo taka jest rowniez misja Kosciola. Do chrzescijan
zaangazowanych w zycie publiczne nalezy wymiana tych zasad na inna
monete - monete zycia praktycznego, konkretnego. Oznacza to
wprowadzanie tych zasad w zycie kazdego dnia: w swych rodzinach, w
zyciu publicznym, w ekonomii i w polityce.

JG: W nie opublikowanym dzienniku Pawel VI mowi o skrajnej samotnosci
Papieza, ktory w koncu sam podejmuje najwazniejsze decyzje. Wasza
Swiatobliwosc nie sprawia wrazenia, by cierpial na samotnosc, ale
prosze pozwolic zadac pytanie: czy zdarza sie Ojcu Swietemu czuc sie
samotnym?

JP II: Naprawde nie, ale moze mam inny temperament, poza tym mam zawsze
przy sobie osoby bliskie, przyjazne. Decyzji takze nie podejmuje sam,
pracuje kolegialnie z episkopatami, z kuria. Biskupow, ktorzy
przybywaja "ad limina", staram sie zawsze spotkac pare razy, na
wspolnej Eucharystii, przyjmuje ich na obiedzie i jest to cenna okazja,
by wymienic doswiadczenia, porozmawiac, podyskutowac. To jest
przywilejem kolegialnosci, o ktorym przypomnial Sobor Watykanski II.

JG: Czy Wasza Swiatobliwosc prowadzi dziennik?

JP II: Nie prowadze. Mam o czym myslec i co robic.


                                                   Jerzy W. Rudzki
________________________________________________________________________

 
                       LIST DO REDAKCJI OD REDAKCJI
                       ============================
 
Jurek Karczmarczuk 


Wielmozni Redaktorowie,
 
Moj przyjaciel Tomek Sendyka po przeczytaniu wywiadu z Janem Pawlem II
pochwalil papieza za caloksztalt. Stwierdzil, ze mozna sie przyczepic to
tu, to tam, ale w ogolnosci wypowiedz byla madra i celna.
 
A ja w poslowiu do tlumaczenia napisalem, ze wypowiedz budzi we mnie
mieszane uczucia. Poniewaz wyglada, ze tylko we mnie, bo nikt inny sie
nie wypowiedzial, to moze ja sie wytlumacze.
 
Zaczne od tego, ze przyjmuje do wiadomosci, ze filozofia Kosciola jest
taka a nie inna i nie bede sie angazowal. Kosciol i papiez musza
wystepowac przeciwko aborcji i tzw. rozluznieniu obyczajow,
antykoncepcji itp., gdyz maja swoje okreslone dogmaty na temat
wlasciwego stosunku miedzy cialem a dusza, na temat sensu zycia i
smierci itp. Czuja sie powolani do przewodnictwa duchowego, tez dobrze.
To nie moja sprawa. Co wiec mi sie nie podobalo u Jana Pawla? Co uwazam
za drazliwe dla ludzi spoza Kosciola katolickiego, ktorzy nie chca sie
wtracac w jego wewnetrzne sprawy, tylko czuja zagrozenie ze strony jego
zewnetrznej polityki?
 
A. Na pytanie o krytyke papieza i Kosciola, zwlaszcza na glosy krytyczne
   dochodzace z Polski, Jego Swiatobliwosc raczyl jedynie zauwazyc, ze
   krytyka pochodzaca z "okreslonych" mediow nie oddaje wlasciwych
   nastrojow polskich katolikow. (Pominmy zasygnalizowana dwuznacznosc
   wypowiedzi). Uwazam, ze jest to zagranie ponizej oczekiwanego
   poziomu, nieszczere. Nie biorace pod uwage, ze miliony ludzi na
   swiecie bylo swiadkami sromotnej porazki partii o charakterze
   wyznaniowym w Polsce. Ze ignorowanie krytyki jest swiadectwem pychy.
   Ze pycha dostojnikow jest jeszcze polowa biedy, ale pycha dzialaczy
   katolickich w Polsce, ktora jest wynikiem braku krytycyzmu ze strony
   zwierzchnosci ma nieprzyjemne konsekwencje polityczne.
 
B. Jan Pawel II jest czlowiekiem swietym dla sprawy ekumenizmu, nikt Mu
   tego nie odbierze. Byc moze jeszcze w tym, w przyszlym roku bedziemy
   swiadkami nawiazania stosunkow Stolicy Apostolskiej z Jerozolima.
   Papiez rozmawia z prawoslawnymi (na protestanckich heretykow dalej
   sie boczy, nie ma rady). Wiec przyjrzyjmy sie tej dyskusji z
   prawoslawnymi. Dwie sprawy papiez porusza: diecezje katolickie oraz
   greko-katolikow. I ze sprawa jest zalatwiana w duchu ekumenizmu i
   zyczliwosci. I czytelnik, ktory nie wie, ze sprawa jest bardzo
   drazliwa, ze prawoslawni uwazaja, ze Watykan pcha sie bez ceremonii
   do regionow prawoslawnych, ze w Rosji, czy na Ukrainie boja sie
   ekspansji politycznej katolicyzmu, dalej sie nie dowie. Papiez nie
   wspomina nic o gwarancjach, ktorych sie domaga kler prawoslawny.
   Uwazam, ze w wypowiedzi papieskiej zabraklo pewnej dozy szczerosci.
   Papiez wyraznie stwierdzil, ze cala Rosja i jej kultura sa oparte na
   prawoslawiu, ale nie powiedzial, ze te dyskusje z nimi winne byc
   partnerskie. To budzi watpliwosc odnosnie skutecznosci owych rozmow,
   tamci maja ograniczone zaufanie do nich, co mozna przeczytac w
   prasie.
 
C. Sadze, ze papiez winien byc nieco ponad te klasyczne slogany Jurka
   czy Niesiolowskiego, ze my nie do Europy, bo juz w niej jestesmy.
   Tak, jakby udawal, ze nie wie o co chodzi, albo, ze ma czytelnika w
   niewielkim powazaniu. Pozwala sobie na kolejna, raczej banalna
   krytyke konsumerskiego trybu zycia w Europie i uwaza, ze nam to moze
   zaszkodzic. Tak jakby nie wiedzial, ze to, co jest prawdziwa
   wykladnia aktualnego stanu w Europie Zachodniej, to - jednak! -
   rzeczywista, stabilna demokracja, ktorej jeszcze nam troche brakuje, 
   i ze etos pracy tutaj jest bardzo silny, silniejszy niz konsumeryzm.
   Mozna zapytac: co ma Watykan do demokracji? Ano wlasnie. Demokracja
   wymaga tolerancji, pewnej otwartosci swiatopogladowej i oddzielenia
   kwestii prawnych od sumienia. Nie ma demokracji bez laicyzacji, a
   tego Watykan nie za bardzo zaakceptuje. Wiec i papiez i tzw.
   dzialacze chrzescijanscy w Polsce uciekaja sie do sofizmow, do
   wypowiedzi nieszczerych. Przed kim udaja?
 
D. Obrona pewnych wartosci uznawanych za lewicowe jest bardzo celna. No
   rzeczywiscie, sam jestem zdania, ze ostry kapitalizm, zwlaszcza w
   sytuacji kryzysu ekonomicznego moze rychlo zmienic sie w faszyzm.
   Wiec popieram papieza. I pytam sie tylko: a dlaczego teraz nagle
   papiez broni pogladow komunizujacych? Dlaczego tego nie zrobil,
   powiedzmy, 8 lat temu? Przeciez, jak sam twierdzi, poglady papieskie
   zachowuja ciaglosc od czasow Leona. Dlaczego dowiadujemy sie o tym z
   ust Jego Swiatobliwosci akurat wtedy, gdy kapitalizm w Polsce zaczal
   powodowac odchodzenie szeregu wiernych od Owczarni? Wiec, czy jest
   to opinia spoleczna, czy polityczna, ad hoc?
 
Tyle. W odroznieniu od Tomka ja uwazam, ze fragmenty wypowiedzi Jana
Pawla sa znakomite, natomiast caloksztalt jest zgrzytliwy. Uwazam, ze
papiez jest Osoba pozytywna dla wspolczesnego swiata, nawet laickiego,
gdyz sprzyja integracji spoleczenstw, ze jest madry i ze zostanie
swietym. Ale wydaje mi sie, ze polityka Watykanu stala sie zbyt
ekspansjonistyczna, ze brak krytycyzmu sprzyja powstawaniu ruchow
integrystycznych. Nie mam zamiaru oczywiscie sugerowac, ze Kosciol
*powinien* postepowac tak, czy inaczej. Ani zamiaru, ani prawa, ani
najmniejszej ochoty. Korzystam jedynie z wolnosci wyjasnienia dlaczego
mi sie to nie podoba.
 
                                                      Jurek Karczmarczuk

________________________________________________________________________
 
Redakcja "Spojrzen": spojrz@k-vector.chem.washington.edu
Adresy redaktorow:   krzystek@u.washington.edu (Jurek Krzystek)
                     zbigniew@engin.umich.edu (Zbigniew J. Pasek)
                     karczma@univ-caen.fr (Jurek Karczmarczuk)
                     bielewcz@uwpg02.uwinnipeg.ca (Mirek Bielewicz)
stale wspolpracuje:  cieslak@ddagsi5.bitnet (Maciek Cieslak)
 
Copyright (C) by Mirek Bielewicz 1993. Copyright dotyczy wylacznie
tekstow oryginalnych i jest z przyjemnoscia udzielane pod warunkiem
zacytowania zrodla i uzyskania zgody autora danego tekstu.
 
Poglady autorow tekstow niekoniecznie sa zbiezne z pogladami redakcji.
 
Numery archiwalne dostepne przez anonymous FTP i gopher, adres:
 (128.32.162.54), directory:
/pub/polish/publications/Spojrzenia.
 
____________________________koniec numeru 92___________________________