_______________________________________________________________________ ___ __ ___ ___ _ ___ ____ | _| _ _ _ ___ / _|| || | | || | |_ || |_ | \ | || || | / / | | || | | | || | | / / | _| | \| || || | | _/ / | _|| | | _| || \ / /_ | |_ | |\ || || | |__/ |_| |___|| | ||_|\_\|____||___| |_| |_||_||_|_| |___| _______________________________________________________________________ Piatek, 20.11.1992. nr 51 _______________________________________________________________________ W numerze: Nie moglem inaczej - Wywiad ze Stanislawem Baranczakiem Ryszard Kapuscinski - Imperium (Fragment) Leszek Zebrowski - Zmowa milczenia Andrzej Paczkowski - Opozycyjni wobec Panstwa Podziemnego Jurek Krzystek - Luka informacyjna Tomasz S. J. Wlodek - Toast Jurek Karczmarczuk - Kacik kulinarny (I) ______________________________________________________________________ [Od red.] Dzisiejszy pojubileuszowy numer "Spojrzen" zawiera trojglos na temat NSZ. Materialy te przedstawiaja problem kontrowersyjnej dzialalnosci NSZ oraz sugeruja jak najszybsze i najwszechstronniejsze przeprowadzenie badan historycznych nad ta organizacja. Podajemy - niejako z rozpedu - drugi fragment ksiazki Kapuscinskiego. Sylwetke autora oraz inny fragment ksiazki zamiescilismy w poprzednim numerze "Spojrzen". Numer rozpoczyna wywiad z S. Baranczakiem a konczy nowy kacik kulinarny z przepisami `z charakterem'. Dziekujemy wszystkim za nadeslanie odpowiedzi na Ankiete "Spojrzen". Maciek Cieslak planuje rychle analityczne ich omowienie. W zwiazku z tym prosimy o nadeslanie odpowiedzi przez Czytelnikow, ktorzy jeszcze planuja wypelnienie Ankiety. Proponujemy termin do 23 listopada. [M.B-cz] _______________________________________________________________________ NIE MOGLEM INACZEJ ================== [Rozmowa Wojciecha Wierzewskiego ze Stanislawem Baranczakiem, "Przekroj" z 17.05.1992] WW - W wydanym wlasnie po angielsku zbiorze przekladow panskich wierszy z roznych okresow, noszacym tytul "The Weight of the Body" ("Waga Ciala"), juz na wstepie chwycil pan przyslowiowego byka za rogi, starajac sie odpowiedziec na fundamentalne pytanie: czym jest dzis naprawde poezja i jaka ma misje do spelnienia... SB - Poglad na ten temat mam pewnie osobliwy, bowiem zwyczajowo poeci i krytycy staraja sie wmowic swoim odbiorcom, ze poezja jest czyms zupelnie niezwyklym, poza granicami normalnego doswiadczenia; w efekcie powinna cieszyc sie specjalnymi przywilejami na swiecie. Ja tymczasem uwazam, ze poezja w dzisiejszej rzeczywistosci (ktora staje sie coraz bardziej nienormalna) jest wlasnie szansa powiedzenia czegos normalnego. Wsrod tego zametu, nieustannie zmieniajacych sie odniesien i wydarzen - glos poezji, ktory koncentruje sie na sprawach fundamentalnych i odwiecznych, jest glosem czlowieka normalnego, glosem, ktory moze wlasnie ta `normalnoscia' zaskoczyc, sprawic odbiorcy przyjemna niespodzianke. Co nie znaczy, ze sam jestem za poezja, ktora by rzeczywistosc trywializowala, sprowadzala ja do prostackiego, jednoplaszczyznowego widzenia swiata. Odwrotnie, chodzi mi wlasnie o spojrzenie wieloplaszczyznowe, z roznych punktow widzenia. Ale wszystkie te punkty musza sie skladac na ludzkie doswiadczenie, ktore moze byc udzialem kazdej przecietnej jednostki. Zas poete od owej jednostki rozni nie tyle doswiadczenie, ktore jest oczywiscie to samo, ale fakt, ze umie on rozproszone fakty zebrac razem i nadac im przekonywajacy, slowny wyraz... WW - Ale co jest szczegolna wlasciwoscia poezjowania? SB - Poezje moze to wlasnie wyroznia sposrod wszelkich mozliwych rodzajow poslugiwania sie slowem, ze daje ona nieslychanie indywidualny i bardzo konkretny punkt widzenia. Jest to zreszta cecha, ktora najwyzej cenie jako krytyk, jako czytelnik i jako piszacy sam wiersze. Dwie szanse stoja dzis bowiem przed poezja. W swiecie, w ktorym jest tyle falszywych ogolnikow i abstrakcji - potrafi mowic o rzeczach konkretnych, i to tak, ze widac wowczas ich cala waznosc i donioslosc dla ludzkiego zycia. A poza tym, w swiecie wielkich liczb statystycznych, gdzie jednostka ludzka sie nie liczy - stale jej broni i wlasnie przemawia jej glosem, wyraza jej opinie o swiecie. Konkretnosc i indywidualizm - to wlasnie te cechy, dla ktorych poezja okazuje sie wciaz wazna i potrzebna. Dlatego niezaleznie od kryzysu samego czytelnictwa, ktory jest z bardzo roznych powodow faktem, nie mozna mowic serio o `smierci poezji', co glosi Rozewicz. Ona nigdy nie nastapila i - moim zdaniem - nie nastapi. Powiedzialbym, ze istota poezji jest zawsze bunt, sprzeciw. Nie musi byc to w kazdym przypadku bunt polityczny. Sam uprawialem taka poezje w przeszlosci, ale moze byc to takze sprzeciw pewnym zalozeniom istnienia swiata, egzystencji ludzkiej. WW - Poecie w swiecie wolnym przysluguje luksus nie skrepowanej niczym ekspresji, ale wydaje mi sie, ze moze odczuwac ubostwo podniet w porownaniu z tym, na co byl narazony, zyjac ongis w totalitarnym kraju... SB - Okolo roku 1973-74 zaczalem pisac prawie wylacznie dla podziemnej, nie cenzurowanej prasy - i tak zaczal sie nowy okres, nieslychanie wazny, bo wowczas moglem sprobowac mowic naprawde otwarcie; nie krepujac sie juz zadna autocenzura. Nie bylo jej w moich wczesniejszych wierszach, czy tekstach krytycznych tak znowu duzo, ale kiedy patrze z terazniejszej perspektywy na tamten okres, dostrzegam, jak wiele pozostawilem domyslowi i dopowiedzeniom ze strony czytelnikow. Na taka wspolprace mozna bylo wowczas liczyc, ale zdawalismy sobie sprawe z tego, ze z czasem pojawia sie ludzie, ktorzy nie beda juz mieli tak oczywistej skali odniesien i domyslow. Z mysla o nowym pokoleniu zaczelismy pisac do prasy obiegu podziemnego, bez cenzury. WW - W jaki sposob zmienilo sie to w USA? SB - Tutaj, w Ameryce, doszly nieoczekiwanie rzeczy nowe, jakich poczatkowo nie bralem nawet pod uwage, choc pisalem po angielsku juz wczesniej. Sam jezyk i uksztaltowany w tym jezyku sposob myslenia narzucaja pewne koniecznosci i potrzeby, jakich nie znalem wczesniej w Polsce. Jest on daleko bardziej konkretny i nie toleruje miejsc pustych, jakie w jezyku polskim wiazaly sie ze sfera aluzyjnosci i domyslow. Jezyk i kultura tutaj domagaja sie precyzji, nazywania rzeczy po imieniu. Przegladajac kiedys moje dawne teksty krytyczne z kraju z mysla o ewentualnym tlumaczeniu, zdumiony bylem, ile bylo w nich "wody" i ile trzeba by jej wyzac, by moc je zaprezentowac na tym rynku. Zwiezlosc, owa muskularnosc jezyka angielskiego, bardzo wiele mnie nauczyla, co tez w konsekwencji musialo wplynac na styl, w jakim pisze nawet po polsku tu, w Ameryce. WW - Jak pan odczuwa skutki nowej politycznej sytuacji, ktora Zbigniew Brzezinski nazwal w swojej ksiazce "Wielka plajta"? Idzie o upadek komunistycznego porzadku rzeczy, dawnych rezimow, berlinskiego muru? Czy nie zniknal tym samym z literackiej sceny "odwieczny wrog" animujacy tworczosc? SB - Milosz dla efektu uproscil sprawe, mowiac jakis czas temu na konferencji w Chicago, ze zmiany w Europie Wschodniej ogromnie utrudnily dalsza racje bytu pisarzy emigracyjnych, ktorzy czerpali inspiracje z zywotnosci znienawidzonego systemu komunistycznego. Z pewnoscia on sam rozumie (i to o wiele lepiej niz inni - w koncu pisal o tym w "Umysle zniewolonym"), ze totalitaryzm swe istnienie zawdziecza obiektywnemu istnieniu zla w duszy ludzkiej. W kazdej istocie ludzkiej jest pewna doza zla spychana w podswiadomosc, tlumiona, ktora zawsze tam drzemie, niezaleznie od naszych staran, czekajac na chwile swojego wyzwolenia. WW - I wyzwala ja bieg historii? SB - Taka mozliwosc stwarza szczegolnie system totalitarny, w ktorym wszystko co najgorsze, wychodzi z duszy ludzkiej na jaw i jest uzywane przez wladze w celu tlumienia wolnosci innych. Rzecz w tym, ze zla do szczetu w ludzkiej duszy nie da sie wyplenic - i jesli nawet znikna na dobre z powierzchni ziemskiego globu systemy totalitarne, to w kazdym drzemac bedzie nadal potrzeba (oczywiscie, skryta i swiadomie zwalczana) autorytetu, poddania sie nakazom, wyzbycia sie wlasnej wolnosci. Opisal to wszystko juz dawno Erich Fromm w klasycznej pracy "Ucieczka od wolnosci". Jest to uniwersalne zjawisko, ktore wciaz bedzie tu powracac. Problem polega na tym, ze ustroj moze zmieniac sie nawet na demokratyczny, ale zlo tkwi dalej w naturze ludzkiej i potencjalna grozba pozostaje. Tak jak i ludzie, ktorzy beda domagac sie i zadac powrotu do tamtych, dawnych porzadkow politycznych. To wydaje sie nam dzis nieprawdopodobne, zwazywszy na totalna klape, jaka wszedzie zrobil komunizm, ale pamietajmy, ze wciaz sa kraje, ktore nie do konca sie z tego otrzasnely. Sa miejsca na ziemi znajdujace sie w tak katastrofalnym stanie ekonomicznym i spolecznym, ze kto wie, czy nie siegna z koniecznosci po drastyczne rozwiazania - i dlatego rola pisarza jest uswiadomienie donioslosci tego problemu jako wciaz istniejacego i nam zagrazajacego... WW - Interesuje mnie, jak pan dojrzal przed laty do otwartego buntu, do rzucenia wyzwania owczesnemu systemowi, skad czerpal pan determinacje i sily? SB - To wygladalo w rzeczywistosci daleko prosciej, niz mogloby sie wydawac. Musze zaczac od tego, ze nie bylem nigdy etycznym maksymalista, takze wobec innych. Jestem zdania, ze w systemie rzadzonym przez sile wazne jest to, aby czlowiek mogl zdobyc sie na tyle dobra, na ile go stac. To juz jest duzo. To juz trzeba docenic. W takiej sytuacji, jak moja praca na uniwersytecie w Poznaniu, pozycja uczciwego czlowieka jest na tyle wazna (bo jesli on odejdzie, zostanie dokonana zmiana na gorsze, przyjda zastapic go ludzie glupsi i bardziej bezwzgledni), ze cena za to moze byc nawet pewna doza ustepstw, lagodzenie tego, co sie mowi, omijanie wielu tematow - ale z zachowaniem poszanowania podstawowych wartosci, by wszystko bylo po stronie prawdy a nie klamstwa. WW - Ale przeciez pana postawa nie byla bierna, pasywna... SB - Moje zachowanie moze bylo bardziej radykalne i poszlo w strone konfrontacji - nie dlatego, ze bylem bardziej powolany, czy zebym uwazal sie za kogos lepszego. Znalazlem sie po prostu w sytuacji, w ktorej nie bylo juz innego wyjscia. Zaczalem pisac w latach 1973-74 taki poemat "Sztuczne oddychanie", bardzo chcialem go dokonczyc, bo rysowala mi sie w nim wizja, na ktorej mi bardzo zalezalo (bylo to portretowanie czlowieka PRL - temat, w ktorym mialem rzeczywiscie cos do powiedzenia) a piszac, mialem narastajace uczucie, ze rzecz w zadnym razie nie przejdzie przez cenzure. Wtedy nastapil we mnie jakis wewnetrzny przelom. Powiedzialem sobie: No trudno, nie wydam tego oficjalnie. Chce powiedziec, ze doceniam to wszystko, co sie w Polsce toczylo i przygotowywalo podskornie, nie tylko tak spektakularnie i otwarcie, jak mialo to miejsce chocby w przypadku KOR-u, gdzie moi przyjaciele podawali publicznie swe nazwiska jako czlonkow Komitetu, niemal otwierali swoje mieszkania na przyjmowanie interesantow. Wiedzialem tak wtedy, jak i dzis, ze nie kazdy moze sobie na to pozwolic. Nie kazdy do tego juz dojrzal, doszedl. Sa ludzie, ktorzy tez krzewia dobro, w daleko skromniejszy czy mniej widoczny sposob. Mysle, ze Polska stala sie tym, czym jest dzisiaj, rowniez dzieki wszystkim tym ludziom, a nie tylko dzieki tym zdeterminowanym. WW - Rozmawialem z wieloma ludzmi ze srodowiska opozycyjnego, pytajac ich o niegdysiejsze przeczucia i nadzieje zwiazane z tym, jak dlugo potrwa system komunistyczny... SB - Pamietam dokladnie, co wtedy myslalem. Mialem wrazenie, ze moze to nie nastapic jeszcze za mojego zycia, bo system trwal juz ze 60 lat i wydawalo sie, iz nie da sie go latwo ruszyc z miejsca. Ale to nie przeszkadzalo mi wcale, by jednak miec nadzieje. Wyglada to w pierwszej chwili na paradoks, ale tak dokladnie bylo. Kto wie - myslalem sobie - moze nastapi cud, tak jak sie zdarzylo w 1918 roku, kiedy trzy mocarstwa nagle upadly, a Polska sie odrodzila? I zdarzyl sie, choc historia poucza nas, ze wcale nie musial sie zdarzyc. Zmierzam do tego, ze nawet kiedy nie bylo powodow do nadziei, staralem sie pewne rzeczy robic - a jak powiedzialem to poprzednio, robilem je nie z jakichs wysokich moralnych wzgledow, tylko dlatego, ze nie moglem inaczej. Wiedzialem, ze to co pisze, nie ma prawa sie ukazac, a jednak nadal pisalem. I te wszystkie uczynki skladac sie z wolna zaczely na jakas decyzje, na calosc... ----------------------------------------- Prof. Stanislaw Baranczak przejal po prof. Wiktorze Weintraubie katedre literatury polskiej w amerykanskim Harvard University (Cambridge) w 1981r. Poprzednio byl asystentem na polonistyce Uniwersytetu w Poznaniu, skad zostal wydalony za dzialalnosc opozycyjna w 1977r. Jest jednym z sygnatariuszy slynnego "listu 59" i jednym ze wspolzalozycieli KOR-u, a takze podziemnego "Zapisu". Po wyjezdzie z Polski wspolredagowal kwartalnik "Zeszyty Literackie" w Paryzu. Zostal tez jednym z czlonkow redakcji "Polskiego Przegladu" ("The Polish Review"), kwartalnika Polskiego Instytutu Naukowego w Nowym Jorku, a w 1987 zostal jego redaktorem naczelnym. Wielokrotnie wyrozniany nagrodami literackimi (m.in. nagroda Fundacji Koscielskich i Fundacji Jurzykowskiego, w 1973 i 1980r.), ma na swoim koncie wiele tomikow poezji, ksiazek eseistycznych i krytycznych, przekladow z literatury anglosaskiej. Jego tworczosc wysoko ocenia sie w kraju i za granica. Przytoczyl J. K_uk _______________________________________________________________________ Ryszard Kapuscinski IMPERIUM (fragment) =================== [Gazeta Wyborcza, 29-30.08.92] Krasnojark - Nowosybirsk Za Krasnojarskiem (czwarty juz dzien podrozy?) zaczelo sie rozwidniac (o tej porze roku przez wieksza czesc doby panuje tu ciemnosc). Pije herbate i wygladam przez okno. Ta sama rownina sniezna co wczoraj. Co przedwczoraj (a ja chcialem juz z rozpedu dodac: co przed rokiem. Przed wiekami). Te same masywy lesne. Te same ostepy i polany, a na otwartych przestrzeniach wysokie zaspy sniegu, wyrzezbione przez wiatr w najprzedziwniejsze ksztalty. Nagle przypomina mi sie Cendrars i jego "Proza transsyberyjskiej kolei i malej Zanny z Francji". W tym wierszu, napisanym jeszcze przed I wojna swiatowa, Cendrars opisuje podroz ta sama linia, ale w przeciwnym kierunku - z Moskwy do Charbinu. Refren tego poematu to nieustannie powtarzajace sie pytanie, zadawane przez wylekniona dziewczyne - Zanne: `Blazejku, powiedz, jestesmy bardzo daleko od Montmartre'u?' Zanna ma to samo uczucie, ktore ogarnia kazdego, kto zaglebia sie w bialy bezkres Syberii - uczucie zapadania sie w niebyt, zanikania. Autor nie ma czym jej pocieszyc. `Jestesmy daleko Zanno, jedziesz od siedmiu dni Jestes daleko od Montmartre'u' Paryz jest centrum swiata jako punkt odniesienia. Jak mierzyc poczucie oddalenia, odleglosci? Byc daleko od czego, od jakiego miejsca? Gdzie jest ten punkt na naszej planecie, od ktorego ludzie oddalajac sie mieliby wrazenie, ze sa blizej kranca ziemi? Czy jest to punkt o znaczeniu tylko emocjonalnym (moj dom jako centrum swiata)? Czy kulturowym (na przyklad cywilizacja grecka)? Czy religijnym (na przyklad Mekka)? Wiekszosc ludzi, spytana, co uwaza za centrum swiata - Paryz czy Meksyk, odpowie: Paryz. Dlaczego? Przeciez miasto Meksyk jest wieksze od od Paryza i tez ma metro, i wspaniale zabytki, i wielkie malarstwo, i swietnych pisarzy. A jednak powiedza - Paryz. Albo niech ktos oglosi, ze dla niego centrum swiata to Kair. Przeciez wiekszy od Paryza i zabytki, i uniwersytet, i malarstwo. A jednak czy wielu ludzi poprze Kair? Wiec pozostaje Paryz (w kazdym razie pozostawal, kiedy wylekniona Zanna jechala z dusza na ramieniu przez Syberie). Pozostaje Europa. Cywilizacja europejska jest jedyna, ktora miala i (prawie) zrealizowala swoje ambicje swiatowe. Inne cywilizacje albo z przyczyn technicznych takich nie mogly zaspokoic (na przyklad Majowie), albo po prostu takich zainteresowan nie mialy (na przyklad Chiny) - przekonane, ze wlasnie one obejmowaly caly swiat. Tylko cywilizacja europejska okazala sie zdolna do przelamania swojego etnocentryzmu. W jej kregu zrodzila sie chec poznania innych cywilizacji oraz teoria (sformulowana przez Bronislawa Malinowskiego), ze kulture swiatowa tworzy konstelacja rownorzednych kultur. Nowosybirsk - Omsk Dzien, noc i dzien. Loskot kol monotonny, natarczywy, coraz trudniejszy do zniesienia. Najbardziej donosnie rozlega sie noca: czlowiek uwieziony jest w tym loskocie jak w rozdygotanej, rozwibrowanej klatce. Wpadlismy w burze jakas, bo nagle okno zalepil snieg, a wycie wichru slyszalo sie nawet w przedziale. `drogi zadnej, tylko strasznymi gorami i wawozami'. Omsk - Czelabinsk Szosty, a moze siodmy dzien podrozy. W wielkich jednostajnych przestrzeniach gubia sie miary czasu, przestaja obowiazywac, przestaja cos znaczyc. Godziny robia sie nieforemne, bezksztaltne, rozciagliwe jak zegary na obrazach Salvadore Dali. Na domiar pociag przejezdza przez rozne strefy czasu i powinno sie coraz to przesuwac wskazowki zegarka, ale po co, co sie przez to zyska? Slabnie tu poczucie zmiany (glowny wyznacznik czasu), nawet potrzeba zmiany, czlowiek zyje tu w jakiejs zapasci, w odretwieniu, w wewnetrznym bezruchu. Teraz w styczniu noce sa bardzo dlugie. Nawet przez wieksza czesc dnia panuje ciemnoszary, uporczywy mrok. Niekiedy tylko pojawi sie slonce: wowczas swiat robi sie jasny, blekitny, narysowany ostra, zdecydowana kreska. Ale potem mrok jest jest tym glebszy i tym bardziej wszechobecny. Podrozujac Transsyberyjska co mozna zobaczyc z tak zwanej rzeczywistosci kraju? Nic wlasciwie. Wieksza czesc trasy kryja ciemnosci, ale i za dnia niewiele widac poza sniezna, wszedzie roztaczajaca sie pustka. Jakies stacyjki, noca - samotne i nikle swiatla, jakies widma wpatrzone w pedzacy w tumanach sniegu pociag, ktory znika zaraz, zapada sie, zakryty najblizszym lasem. Mam dwuosobowy przedzial, w ktorym caly czas jade sam. Meczaca samotnosc. Czytac nie mozna, bo wagonem miota na wszystkie strony, litery skacza, zamazuja sie i juz po chwili bola oczy. Nie ma do kogo sie odezwac. Mozna wyjsc na korytarz. I co wowczas? Wszystkie przedzialy zamkniete, nawet nie wiem, czy ktos w nich jedzie, bo nie maja okienek, zeby zajrzec. - Czy ktos jedzie w tych przedzialach? - pytam konduktora. - A roznie - odpowiada wymijajaco i znika. Nie sposob nawiazac z nikim rozmowy. Ludzie (nawet jesli gdzies tu sie pojawia) albo od razu obchodza mnie bokiem, albo juz niemal schwytani za rekaw cos odburkna i juz ich nie widze. Jezeli odpowiadaja, to niejasno, dwuznacznie, monosylabicznie. Mowia: `zobaczymy', mowia `ano, tak' lub mowia: `kto to moze wiedziec', czy tez: `bezwarunkowo!' Ale najczesciej mowia cos, co mogloby wskazywac, ze juz wszystko zrozumieli, ze przenikneli do samego jadra prawdy, mowia: `ot, takie jest zycie'. Jesli istnieje cos takiego jak geniusz narodu, to geniusz narodu rosyjskiego wyraza sie miedzy innymi w tym wlasnie powiedzeniu. Ot, takie jest zycie! Wiele zrozumie kazdy, kto wmysli sie w sens tych slow. Ale chcialbym dowiedziec sie czegos wiecej - i nie moge. Wokol mnie pusto, wokol mnie ziemia spalona, wokol mnie sciana. Wiadomo dlaczego: cudzoziemiec. Cudzoziemiec budzi mieszane uczucia. Wiec budzi uczucie ciekawosci (to nalezy stlumic!), uczucie zazdrosci (cudzoziemcowi zawsze lepiej, wystarczy zobaczyc, jak dobrze jest ubrany), ale przede wszystkim wywoluje uczucie leku. Jednym z filarow, na ktorych opiera sie system, jest izolacja od swiata, a cudzoziemiec, przez sam fakt, ze istnieje, filar ten podkopuje. Stalin za kontakt z cudzoziemcem zsylal na piec, dziesiec lat do lagru, a czesto kazal rozstrzeliwac, jak wiec dziwic sie ludziom, ze boja sie cudzoziemca jak ognia. Ja tez jade w kibitce, tyle ze jest ona bez porownania bardziej komfortowa niz ta, w ktorej wiezli jenerala Kopcia. I nie mam wyroku, nie jestem zeslancem. Ale zasada izolacji jest ta sama. To podkreslenie, ze jest sie tu obcym, innym, ze jest sie intruzem, wtretem, zgrzytem, klopotem. To w najlepszym wypadku! Bo cudzoziemiec to przeciez cos bardziej groznego - to dywersant i szpieg! Co on sie tak w okno wpatruje, co on tam chce zobaczyc? Nic nie zobaczy! Cala trasa transsyberyjska jest wyczyszczona z wszystkiego, co mogloby wpasc szpiegowi w oko. Pociag pedzi jak gdyby w foliowym tunelu - tylko nagie sciany i sciany: sciana nocy, sciana sniegu. A dlaczego on tak probuje sie wypytywac? Dlaczego go to interesuje? Po co mu to wiedziec? Notowal? Notowal. Co notowal? Gdzie on trzyma te notatki? Caly czas przy sobie? To niedobrze! O co pytal? Pytal, czy daleko do Simy. Do Simy? Przeciez w Simie nie stajemy. A wlasnie. Ale pytal. A wy co? Ja? Ja nic. No jak to - nic! Przeciez cos musieliscie powiedziec. Powiedzialem, ze daleko. Niedobrze! Trzeba bylo powiedziec, ze Sime juz minelismy, tobyscie go zmylili! No wlasnie! Lepiej unikac pytan, bo nie wiadomo, jak odpowiadac. Latwo palnac glupstwo. Cos takiego jest w czlowieku, ze trudno mu z odpowiedzia utrafic. Najgorsze, ze ten, kto spotkal sie z cudzoziemcem i zamienil z nim slowo, juz jest podejrzany, juz naznaczony. Tak trzeba zyc, tak chodzic po miescie, po ulicach, po korytarzach wagonow, zeby tego uniknac, nie sciagac na glowe nieszczescia. Podal Zbyszek Pasek _______________________________________________________________________ NSZ - HISTORIA NIENAPISANA ========================== [Gazeta Wyborcza, 28.10.1992.] Leszek Zebrowski ZMOWA MILCZENIA =============== Historia organizacji konspiracyjnych z lat 1939-1956 przechodzila w PRL pewne fazy. Do 1956 r. praktycznie wszyscy ci, ktorzy nie opowiadali sie wowczas za `Polska Ludowa' w wydaniu sowieckim jako `wrogowie ludu' traktowani byli bezwzglednie. Rok 1956 przyniosl wprawdzie pewne zmiany, ale nie objely one ludzi z podziemia narodowego, zreszta cale powojenne podziemie bylo w dalszym ciagu `reakcja'. Szczegolnie tepiono oficerow i zolnierzy Narodowych Sil Zbrojnych. Dzis pozostalo przy zyciu zaledwie pare procent czlonkow tych organizacji. Celem byla jednak nie tylko likwidacja fizyczna. Oficerowie sledczy UB mowili swym ofiarom wprost, ze chodzi takze o zniszczenie moralne. I nie moglo sie to udac bez kolaboracji tzw. postepowej inteligencji: pisarzy, dziennikarzy, filmowcow, poetow, a przede wszystkim historykow, ktorzy w minionym 45-leciu brali ochoczo udzial w tym procederze. Metoda byla prosta - dokumenty udostepniano wylacznie bylym pracownikom resortu bezpieczenstwa (doktorom `horroris causa') i historykom dyspozycyjnym wobec wladz. Zas swiadkowie historii przebywali w wiezieniach (o ile przezyli sledztwa). Wszelkie publikacje o NSZ z tamtego okresu sa zatem gnieciuchami, ulepionymi na uzytek stalinowskiego totalitaryzmu. Wychowaly sie na nich (chcac czy nie chcac) dwa pokolenia mlodych Polakow, ktore same nie mialy dostepu do prawdy. Skad ta nienawisc do NSZ? Dlaczego wlasciwie do dzis trwa zmowa milczenia wokol tej organizacji, przerywana jedynie od czasu do czasu epitetami z epoki komunistycznego ciemnogrodu, w ktorej byle szewc czy krawiec z KPP zostawal sedzia, prokuratorem, dziennikarzem, czy nawet profesorem? NSZ byla konspiracyjna organizacja polskiej prawicy, ktora zdolala bez zadnej pomocy z zewnatrz stworzyc prawie 100-tys. armie, rozwinac struktury cywilne (Sluzbe Cywilna Narodu) i uruchomic ogromne zaplecze propagandowe w postaci pism periodycznych, broszur, ksiazek, ulotek. NSZ nie byl zalezny politycznie od zadnych zewnetrznych osrodkow decyzyjnych (wschodnich i zachodnich), byl tez niezalezny materialnie - nie zasilala go finansowo zadna z walczacych stron - i ideologicznie, gdyz nie ulegal naciskom zadnych osrodkow ponad- i miedzynarodowych. NSZ jako jedyny od poczatku postulowal granice na Odrze i Nysie, wcielenie do Polski Prus Wchodnich, powojenna demilitaryzacje i okupacje Niemiec. Byl tez najbardziej anty-niemiecka orientacja w polskim podziemiu niepodleglosciowym, ale jednoczesnie najbardziej antykomunistyczna. W pismie "Szaniec" z 4.12.1943 r. pisano: `nie ma w Polsce wroga nr 1 i 2. Obojetnie jak sie nazywa - Niemiec czy Bolszewik'. To wlasnie konsekwentny antykomunizm jest przyczyna zmowy milczenia. W kregach tzw. elity historykow obowiazywala i obowiazuje nadal postawa ideologiczna, a nie naukowa. Nie chodzi o zbadanie i pokazanie jak bylo, ale ... jak powinno byc. Pisze sie wiec pod z gory zalozona teze. Nawet publikacje ludzi z tytulami profesorskimi z Polskiej Akademii Nauk naszpikowane sa bledami merytorycznymi i faktograficznymi. Trudno zatem z nimi dyskutowac. Stawia sie NSZ trzy bardzo ogolne, powazne zarzuty: kolaboracje z Niemcami, mordowanie Zydow i rozpetania tzw. walk bratobojczych. Ustosunkowanie sie do zarzutu kolaboracji wymaga powaznej dyskusji. Ale zeby stala sie ona mozliwa, konieczna jest publikacja archiwaliow NSZ, a przede wszystkim dokumentow niemieckich (w ktorych nomen omen - NSZ takze nazywany jest `bandami'). Najistotniejsze dokumenty Narodowych Sil Zbrojnych znajdujace sie w MSW nie sa zinwentaryzowne i dostep do nich jest utrudniony. Dlatego dyskusja przypomina komiks dla ociemnialych. Przez 45 lat PRL w publikacjach `naukowych' falszowano historie, a szczegolnie role NSZ. Walki i akcje zbrojne oddzialow tej formacji czesto przypisywano innym organizacjom, takze Armii Ludowej. Dotychczas jednak glos maja niemal wylacznie ci, ktorzy przez cale lata utrwalali (takze piorem) wladze ludowa i nadal stosuja metode `lapac zlodzieja'. Takich bowiem mamy, pozal sie Boze, fachowcow, dla ktorych przejscie od totalitaryzmu do demokracji polega prawie wylacznie na oddaniu legitymacji PZPR. Jesli mamy panstwo prawa, w ktorym zolnierze NSZ uzyskali uprawnienia kombatanckie i rehabilitacje prawna, to musi tez dojsc do rehabilitacji moralnej. * * * Andrzej Paczkowski OPOZYCYJNI WOBEC PANSTWA PODZIEMNEGO ==================================== Wsrod wielu skomplikowanych - i niedostatecznie dotychczas zbadanych - problemow najnowszej historii Polski sa z cala pewnoscia dzieje Narodowych Sil Zbrojnych (NSZ), jednej z liczniejszych formacji konspiracyjnych lat II wojny swiatowej i poczatkow Polski komunistycznej. Aczkolwiek juz dziesiec lat temu ukazala sie ksiazka Zbigniewa Siemaszki - pierwsza proba syntetycznego zarysu historii tego ugrupowania, ogloszone tez zostaly prace kilku czlonkow scislego kierownictwa (Stanislawa Zochowskiego i Antoniego Bohuna-Dabrowskiego), wiedza o NSZ jest dalece ograniczona. Oczywiscie nasza znajomosc historii innych, nawet znaczniejszych, organizacji konspiracyjnych tez nie jest wystarczajaca (n.p. dopiero od niedawna trwaja badania nad konspiracja pod zaborem sowieckim w latach 1939-41), ale `problem NSZ' to nie tylko kwestia poznania faktow, odtworzenia struktur, podsumowania wojennego dorobku. `Problem NSZ' to, najogolniej rzecz biorac, sprawa miejsca, jakie nurt ten zajmowal w pejzazu Polski Walczacej. Narodowe Sily Zbrojne powstaly bowiem w wyniku sprzeciwu wobec dzialalnosci i linii politycznej tych instytucji, ktore nazywa sie powszechnie Polskim Panstwem Podziemnym. Te organizacje utworzyly sily polityczne i nurty ideowe, ktore odrzucaly demokratyczno-liberalny program akceptowany przez wiekszosc glownych partii: od niepodleglosciowych socjalistow, przez ludowcow, po umiarkowane skrzydlo obozu narodowego. NSZ znalazl sie wiec poza strukturami Panstwa Polskiego, a nawet podjal dzialania zamierzajace do zbudowania struktur alternatywnych (podobnie jak komunisci z PPR). Decyzja srodowiska NSZ nie byla przypadkowa ani nie wynikala z powodow ambicjonalnych. Narodowe Sily Zbrojne byly formacja zbrojna najbardziej radykalnego skrzydla obozu narodowego. Nawiazywaly do projektow ideologicznych przedwojennego ONR-ABC i radykalow Stronnictwa Narodowego. Zwornikiem tego projektu bylo utworzenie Katolickiego Panstwa Narodu Polskiego, ktore staloby sie hegemonem w Europie Srodkowo-Wschodniej, w trojkacie Adriatyk - Baltyk - Morze Czarne (ABC). Tak jak Boleslaw Piasecki usilowal po wojnie polaczyc katolicyzm z marksizmem (komunizmem), tak radykalowie z Organizacji Polskiej - tak nazywala sie najwyzsza, tajna instancja tej formacji - probowali polaczyc z katolicyzmem autorytarny (czy nawet totalitarny) nacjonalizm. W wojennej i konspiracyjnej rzeczywistosci pozostali wierni temu programowi i to wlasnie leglo u podstaw odrzucenia przez NSZ udzialu w oficjalnych strukturach Panstwa Podziemnego. Skladnia ideowa NSZ sprzyjala podjeciu decyzji, ktorej - zarowno ze wgledow zasadniczych, jak i politycznych - nie byly w stanie podjac instancje Panstwa Podziemnego ani wladze RP na obczyznie: od kleski armii feldmarszalka von Paulusa pod Stalingradem uznano, ze glownym przeciwnikiem Polski i glownym zagrozeniem bytu narodowego staje sie Zwiazek Sowiecki. W miare, jak coraz bardziej oczywiste stawalo sie, ze Rzeczpospolita nie moze liczyc na aliantow zachodnich, NSZ za rownorzedny z walka z Niemcami cel postawilo sobie walke w prosowieckimi ugrupowaniami w okupowanym kraju. Laczyly sie z tym naturalne dla polskiego nacjonalizmu odruchy antysemickie, zgodne z wizja `zydobolszewii'. Aczkolwiek akcje zbrojne podejmowane przeciwko oddzialom GL/AL, czy luznym zydowskim `grupom lesnym', nie stanowily glownego pola dzialania NSZ, wyroznialy jednak te organizacje sposrod innych formacji i zapoczatkowaly to, co nazywano juz wtedy `poczatkiem wojny domowej'. Konsekwencja tak przyjetej linii byla tez decyzja najwiekszego zgrupowania bojowego NSZ, Brygady Swietokrzyskiej, by wraz z Wehrmachtem wycofywac sie na Zachod. Z obu tych powodow - czynnego antykomunizmu i zerwania ze strukturami Panstwa Podziemnego - czyn zbrojny NSZ byl do tej pory pomniejszany, a nawet w ogole pomijany w literaturze historycznej. Dzialo sie tak rowniez dlatego, ze po 1944 r. oddzialy NSZ (polaczone z reguly z innymi formacjami obozu narodowego) nalezaly do najbardziej zdeterminowanych i najbardziej zaciekle walczacych przeciwko nowej wladzy. Nadszedl juz czas, aby badania nad NSZ mogly toczyc sie w takim samym rytmie, jak nad innymi nurtami politycznymi i ugrupowaniami konspiracyjnymi. (Tak zreszta juz sie dzieje, czego dowiodla zorganizowana przez Zwiazek Zolnierzy NSZ 25 pazdziernika, obfitujaca w szczegolowe referaty sesja naukowa). Przywroca one z pewnoscia miejsce malezne tej formacji w polskim wysilku zbrojnym lat II wojny swiatowej i antykomunistycznym ruchu oporu pierwszych lat Polski powojennej. `Problem NSZ' jednak, jak sadze, pozostanie: tak jak wszystkie `problemy' ruchow skrajnych, dazacych do spelnienia utopii, do zbudowania - z koniecznosci sila - swych ideowych wizji. Jest to bowiem problem swiadomosci i wyboru politycznego. Podal Jurek Krzystek _______________________________________________________________________ Jurek Krzystek LUKA INFORMACYJNA ================= Piszacego te slowa od dawna ciekawila historia NSZ, chocby przez przekore: czy jest mozliwe, aby dana organizacja byla tak jednoznacznie godna potepienia, jak to sie zawsze dawalo slyszec w prasie i ksiazkach wydawanych w PRL? Dlatego tez uwazam, ze apel Zebrowskiego i Paczkowskiego o napisanie rzetelnej historii NSZ wart jest poparcia i bardzo na takowa czekam. (Zamieszczony powyzej duwglos byl w oryginale trojglosem, wypowiedz prof. Krystyny Kerstenowej pominelismy z powodu braku miejsca, jej zdanie pokrywa sie z opinia Paczkowskiego). Wszelako, jezeli NSZ ma miec glownego badz najbardziej aktywnego rzecznika w osobie Zebrowskiego, to mam w zwiazku z tym watpliwosci. Jego tekst prosi sie o polemike, ale uwazam, ze dobrze sie stalo, ze zarowno Paczkowski jak i (niezamieszczona przez nas) Kerstenowa sie od niej powstrzymali. Twierdzenie o `zmowie milczenia' panujacej w Polsce trzy lata po upadku komunizmu ma male uzasadnienie w swietle faktu, ze Zebrowskiemu uzycza miejsca - i to bez zadnego komentarza - "Gazeta Wyborcza", pismo jak najdalsze od ideologii narodowej. Inna sprawa, czy Zebrowski z tej okazji skorzystal, aby zaprezentowac choc jeden nieznany fakt: jego wypowiedz jest pelna retoryki, zas tresci w niej jak na lekarstwo. Formuluje on trzy zasadnicze zarzuty, jakie kierowano pod adresem NSZ: - kolaboracja z Niemcami, - mordowanie Zydow, - rozpetanie tzw. walk bratobojczych. Nie ustosunkowuje sie jednak do zadnego z nich, nawet w ograniczony miejscem sposob, w ostatnich za to slowach nawoluje do pelnej rehabilitacji bronionej przez siebie organizacji, tak jakby zarzuty te byly na tyle bezpodstawne, ze obalanie ich jest w ogole niepotrzebne. I tu wlasnie budza sie we mnie zasadnicze watpliwosci. Zebrowski utrzymuje, ze o NSZ pisali zle glownie, jesli nie jedynie, komunisci. Nie jest to prawda. Organizacja ta miala i ma bardzo zla prase nie tylko w krajach rzadzonych przez komunistow. Mam w reku ksiazke autorstwa Jerzego Pilacinskiego p.t. "Narodowe Sily Zbrojne. Kulisy walki podziemnej 1939-1946", wydana przez Wydawnictwa Towarzystwa Imienia Romana Dmowskiego w Londynie w r. 1976, a opatrzona przedmowa niedawno zmarlego Jedrzeja Giertycha. Pilacinski byl jednym z dowodcow NSZ przez caly okres okupacji, az do opuszczenia Polski w 1946 roku. Giertycha nie musze chyba reklamowac - byl de facto glownym ideologiem Obozu Narodowego przed 1939 rokiem. Obydwaj wygladaja na osoby kompetentne, jesli chodzi o historie glownej organizacji wojskowej utworzonej w Polsce przez ogolnie pojety oboz narodowy. Ponizej skoncentruje sie raczej na przedmowie Giertycha, gdyz sama ksiazka Pilacinskiego czyta sie zle - jest niemozliwie rozpolitykowana. Wiecej niz polowe (pierwsze 100 stron na ogolem ok. 200) zajmuje w niej historia rozgrywek politycznych w ramach rzadu emigracyjnego. Sa to rzeczy raczej znane z innych zrodel, w ustach Pilacinskiego malo informatywne, jako ze - przebywajac wowczas w okupowanej Polsce - o wydarzeniach tych nie mogl on wiedziec dokladnie na biezaco. Pozostala czesc ksiazki wymagalaby osobnego omowienia. Giertych natomiast w swej przedmowie streszcza historie NSZ. Otoz z grubsza powtarza on dwa z zasadniczych zarzutow, wymienionych przez Zebrowskiego: te dotyczace walki bratobojczej i kolaboracji z Niemcami. Czyni jednak zasadnicze rozroznienie: otoz wedlug niego w Polsce dzialaly dwie organizacje o tej samej nazwie, ale zupelnie innej proweniencji: NSZ wlasciwe i NSZ-ONR. NSZ `wlasciwe' bylo organizacja, ktora zostala stworzona po tym, jak duza czesc sil zbrojnych zorganizowanych przez oboz narodowy jako NOW (Narodowa Organizacja Wojskowa) postanowila polaczyc sie ze Zwiazkiem Walki Zbrojnej w listopadzie 1942 i utworzyc AK. Czesc NOW, ktora odmowila polaczenia sie z ZWZ, zlala sie z organizacja: Zwiazek Jaszczurczy, bedaca cialem ONR-owskim (ONR = Oboz Narodowo-Radykalny - ugrupowanie o charakterze skrajnym, ktore oddzielilo sie od zasadniczego nurtu obozu narodowego w 1933/34 roku). NSZ funkcjonowala przez ok. poltora roku, kiedy to w marcu 1944 zostala w koncu podporzadkowana AK. W tym momencie jednak nastapil kolejny rozlam: grupa ONR-owska odmowila tej operacji i pozostala przy dawnej nazwie. Giertych twierdzi, ze wszystkie zarzuty, ktore normalnie kieruje sie pod adresem NSZ, powinno sie kierowac wlasnie pod adresem tej rozlamowej organizacji, nazywanej przez niego NSZ-ONR. To ona stworzyla Brygade Swietokrzyska, ktora nie tylko, ze aktywnie kolaborowala z Niemcami, to dawala sie rowniez wciagnac do dywersji przeciw Sowietom na tylach ich frontu (skoczkowie spadochronowi zrzucani na tylach frontu przez samoloty niemieckie na pewna smierc). To oni rowniez pod pozorem walki z komunistami zajmowali sie glownie rozprawa z konkurencja polityczna rozmaitej masci w kraju: komunista byl kazdy, kto reprezentowal inny kierunek polityczny, wlaczajac w to AK i zasadnicze NSZ. Pilacinski podaje sporo przykladow skrytobojczych mordow, ktore nazywaly sie `sadami'. Niejasna dla mnie sprawa jest, jak traktowac dzialalnosc NSZ pomiedzy listopadem 1942 i marcem 1944, kiedy to organizacja ta skupiala zarowno frakcje wywodzace sie z zasadniczego nurtu Narodowej Demokracji, jak i wspomnianego ONR. Pilacinski, a za nim Giertych twierdza, ze nawet gdy oba nurty tworzyly formalnie jedna organizacje, de facto istnialy dwie, przy czym na konto NSZ-ONR nalezy skladac wszelkie niegodziwe akty popelniane w imieniu NSZ. Nalezy jednak zwrocic uwage, ze pismo "Szaniec", ktore cytuje Zebrowski, bylo pod calkowita kontrola NSZ-ONR. Wydaje sie wiec, ze wystepuje on o rehabilitacje nie tego NSZ, o ktorym pisza pochlebnie Pilacinski i Giertych, ale wlasnie tego odlamu, ktory wymienieni (bynajmniej nie komunistyczni!) autorzy jednoznacznie potepiaja. Jeszcze ciekawszy jest dodatek do przedmowy Giertycha, wlaczony do ksiazki w charakterze `wklejki' jako strony 28a-28d. Jest to rezultat listu 14 dzialaczy ONR, ktorzy napisali do Giertycha, ze za dzialalnosc NSZ-ONR nie czuja sie odpowiedzialni, jako ze prowadzili ja ludzie z trzeciego-czwartego eszelonu tej organizacji. Jednym slowem mamy do czynienie z zasada `co zlego, to nie ja'. W kazdym razie watpliwosci pozostaja i bede czekal z zainteresowaniem na ksiazke, ktora podda dzialalnosc Narodowych Sil Zbrojnych uczciwej i rzetelnej analizie historycznej, a nie hagiografii. Jurek Krzystek _______________________________________________________________________ Tomasz Stanislaw Jozef Wlodek (z Krolewsko Stolecznego Miasta Krakowa) TOAST ===== [Tekst ukazal sie poprzednio na Poland-L.] Szanowni Czytelnicy ! ! ! ------------------------- Pomimo ze teksty na tematy historyczne zajmuja w "Spojrzeniach" mnostwo miejsca, nikt jak dotad nie probowal przedstawic sylwetki jednego sposrod najwiekszych i najzdolniejszych monarchow, jacy panowali na ziemiach polskich. Mysle ze warto, chocby szkicowo, napisac o Nim kilka slow, zwlaszcza ze w moim odczuciu historycy nie traktuja Go z szacunkiem, na jaki zasluguje, nie dostrzegajac Jego wielkich zaslug dla naszego narodu. A szkoda, gdyz byl on w pewnym sensie postacia tragiczna - pomimo nadludzkich wysilkow nie udalo mu sie zapobiec wypadkom, ktore mialy miejsce pod koniec Jego panowania, a ktore doprowadzily do upadku i podzialu panstwa pomiedzy sasiadow, czego skutki odczuwamy zreszta do dzis. * * * * * Tron objal w chwili gdy na Zachodzie Europy - we Francji- narastal ferment rewolucyjny, ktory pozniej mial wyniesc na tron cesarza Napoleona. Zdecydowanie nie byly to spokojne czasy. W dodatku kraj, nad ktorym mu przyszlo panowac, znajdowal sie w stanie kompletnego chaosu, interwencyjne wojska rosyjskie zajmowaly sie wygaszaniem ognisk buntu i niezadowolenia. Na domiar zlego monarchia stanowila istna mozaike mniejszosci etnicznych i religijnych, co bynajmniej nie zwiekszalo jej spoistosci. Chaos w finansach, glod, wojny - oto byly warunki panujace w chwili koronacji. W zasadzie niewielu tylko wspolczesnych rokowalo mlodemu i niedoswiadczonemu wladcy szanse jakichs znaczacych osiagniec. Jak sie okazalo - mylili sie. Pomimo wybitnie nie sprzyjajacych warunkow zdolal kraj podzwignac z upadku, co samo w sobie stanowilo wyczyn nie lada, zwazywszy ze dokonal tego w dobie narastajacych nacjonalizmow. Panujac nad krajem w wiekszosci katolickim podpisal konkordat z papiestwem, nadajac Kosciolowi liczne przywileje, wykazujac jednak zrozumienie niebezpieczenstwa, jakie niesie ze soba nietolerancja religijna. Monarcha ten otaczal mniejszosci narodowe ochrona prawna. Niestety zbrojny konflikt z Prusami ukazal slabosc rzadu i armii. W tej sytuacji koniecznosc gruntownych reform stala sie oczywista. Wobec widocznej niesprawnosci rzadu centralnego postanowiono przekazac wiekszosc uprawnien legislacyjnych organom specjalnie w tym celu utworzonych rzadow lokalnych, zagwarantowano obywatelom wolnosc slowa i wyznania, zreformowano uniwersytety, wsrod nich Uniwersytet Jagiellonski, ktory szybko stal sie najlepsza uczelnia na ziemiach polskich. Dla rozszerzenia wplywu obywateli na rzadzenie panstwem przeprowadzono szereg kolejnych modyfikacji prawa wyborczego tak, aby nadac prawo glosu mozliwie szerokim rzeszom ludnosci. Dzieki tolerancyjnej polityce wladcy swobodnie moglo rozwijac sie zycie artystyczne. Chyba w zadnym okresie historii nie tworzylo rownoczesnie tak wielu wybitnych i zasluzonych dla polskiej kultury narodowej poetow, malarzy, powiesciopisarzy, ktorych nazwisk nie wymieniam, gdyz sa one ogolnie znane. Niestety - mimo tych wszystkich zaslug nie bylo mu dane zapobiec katastrofie: monarchia zostala wciagnieta w tragiczna w skutkach wyniszczajaca wojne z Rosja, wojne ktora przyniosla ogromne spustoszenia, a w konsekwencji calkowity rozpad panstwa. Jako wladca rozumial tragicznosc sytuacji i do ostatnich chwil probowal rozpaczliwie ratowac swoj kraj, nawet za cene strat terytorialnych. Niestety, nadaremnie. Trzeba przyznac, ze nie ma On szczescia do historykow, ktorzy uparcie odmawiaja Mu zaslug dla naszego kraju. Wiele tlumaczyc moze fakt, iz najzagorzalsi krytycy wywodza sie z tzw. warszawskiej szkoly historycznej, nie wyjasnia to jednak w pelni braku uznania dla, jak by nie bylo, jednego z najwiekszych monarchow, jakim dane bylo miec rezydencje na Wawelu. Rowniez niezrozumialy jest fakt, iz do tej pory nie doczekal sie On w Krakowie swojego pomnika. Dlatego mysle, ze powinnismy uczcic jego pamiec chocby symbolicznym toastem. Symbolicznym - bo picie `do komputera' to jeszcze gorzej niz `picie do lustra', ale co zrobic. W kazdym razie zwracam sie do wszystkich moich krajan, wszystkich w ktorych zylach plynie krew galicyjska oraz do wszystkich, ktorym droga jest pamiec naszego umilowanego wladcy: wzniescie razem ze mna kielichy i zawolajcie: Zdrowie Franciszka Jozefa !!! ============================= Tomasz Stanislaw Jozef Wlodek ________________________________________________________________________ KACIK KULINARNY (I) =================== (Grande Cuisine Internationale selon Maitre Cartchmartchouques) Dlaczegozby nie? To tez jest sposob patrzenia na swiat. Chcialbym [J.K_uk] zainaugurowac taka rubryke. Tylko jak to zrobic, zeby to nie bylo najbanalniejszym z banalow... Zachecam do wspolpracy, ale z gory obiecuje niezwykle ostre i nieobiektywne kryteria selekcji! W szczegolnosci mamy nadzieje publikowac przepisy ULUBIONE I SPRAWDZONE, niekoniecznie typowe i przedstawione z nerwem. Przepisy maja spelniac wymagania stawiane programom komputerowym. Znaczy sie, maja byc efektywne i zdebugowane. Maja byc opatrzone nalezytymi komentarzami i byc tolerancyjne na drobne niescislosci w danych wejsciowych. Maja byc dobrze ustrukturowane i byc odporne na zaklocenia srodowiskowe, np. zle regulowalny piekarnik. Maja byc portabilne, tj. implementowalne na standardowym hardware'rze, jesli juz mamy sie poslugiwac czysta a wdzieczna polszczyzna... Znaczy sie precz ze specjalnymi maszynkami do nalesnikow, albo elektrycznymi kombajnami do przyrzadzania ostryg! Albo z zona, ktora Umie Ugniesc Ciasto!... (No, moze bez przesady...) Dzis na stole mamy cos niezwykle prostego, choc z odrobina papraniny: KURCZAK W SOLI -------------- (przepis sprawdzony przez niejaka Zosie Karczmarczuk, lat 13) Wziac duzego kurczaka i natrzec na zewnatrz i w srodku czosnkiem (nie jest to konieczne, ale to tak kanonicznie brzmi, ze reka sama lapie za czosnek, o ile jakas dobra dusza go przypadkiem obrala). Wsypac do miski dwa kilogramy grubej soli, wlac cztery bialka z jajek i wymieszac. Zrobi sie z tego masa o dziwnej konsystencji. Na polmisku ulozyc cienka warstwe tej masy solnej, ulozyc wygodnie kurczaka i dokladnie przykryc reszta masy. Uklepac i wlozyc do goracego piekarnika. Piec okolo godziny, zaleznie od wielkosci wsadu. Masa solna nieco zbrazowieje i stwardnieje na kamien. Trzeba bedzie rozbijac mlotkiem, wiec ostroznie z delikatnymi polmiskami. Kurczaka dobrze przed podaniem wytrzec z soli, bo inaczej sami wiecie co bedzie. W srodku tej skorupy znajdziemy wspaniale upieczonego, brazowego kurczaka, bardzo soczystego. Skore bedzie mial matowa, nie blyszczaca, co moze nie byc w pelni zgodne z kanonami estetycznymi ekspresjonizmu pieczokurczatego, ale smakowita. Nadmiar tluszczu zostanie wchloniety przez skorupe solna, wiec jest to danie niemal dietetyczne. A poza tym jest bardzo zabawne. Jesli macie dzieci w wieku od 8 lat, to mozna spokojnie zlecic im wykonanie tej potrawy (za wyjatkiem rozbijania skorupy). Do tego np. bialy, aromatyczny ryz Basmati albo Thai. Pijalem do tego rozne dziwne rzeczy. Proponuje ciemne piwo. Najwazniejszym elementem tej potrawy jest spozywanie jej w dobranym towarzystwie. Niestety ten element nie zawsze da sie zaimplementowac na standardowym sprzecie. Wtedy nalezy zaimportowac dobrane towarzystwo z zewnatrz. Sma. J.K_uk ________________________________________________________________________ Redakcja "Spojrzen": Jurek Krzystek (krzystek@u.washington.edu) Zbigniew J. Pasek (zbigniew@engin.umich.edu) Jurek Karczmarczuk (karczma@frcaen51.bitnet) Mirek Bielewicz (bielewcz@uwpg02.uwinnipeg.ca) stale wspolpracuje: Maciek Cieslak (cieslak@ddagsi5.bitnet) Copyright (C) by Mirek Bielewicz 1992. Copyright dotyczy wylacznie tekstow oryginalnych i jest z przyjemnoscia udzielane pod warunkiem zacytowania zrodla i uzyskania zgody autora danego tekstu. Poglady autorow tekstow niekoniecznie sa zbiezne z pogladami redakcji. Prenumerata: Jurek Krzystek. Numery archiwalne dostepne przez anonymous FTP, adres: (128.32.164.30), directory: /pub/VARIA/polish. ____________________________koniec numeru 51____________________________