______________________________________________________________________ ___ __ ___ ___ _ ___ ____ | _| _ _ _ ___ / _|| || | | || | |_ || |_ | \ | || || | / / | | || | | | || | | / / | _| | \| || || | | _/ / | _|| | | _| || \ / /_ | |_ | |\ || || | |__/ |_| |___|| | ||_|\_\|____||___| |_| |_||_||_|_| |___| _______________________________________________________________________ Piatek, 2.10.1992. nr 44 _______________________________________________________________________ W numerze: Zbigniew J. Pasek - Historia Polski dzien po dniu. Pazdziernik Adach Smiarowski - Ogloszenia nie bylo (wywiad z Jerzym Mirskim) Jurek Karczmarczuk - Podroz do Panstwa Srodka (dokonczenie) Tomek Sendyka - Tatry leza na Wschodnim Wybrzezu Tadeusz Chrzanowski - Polacy, Polonusy i Polusy a historia Pawel Penczek - Zdziwienie (list do red.) Slawomir Mrozek - Epilog _______________________________________________________________________ Od red. [J.K-ek]: `Krew jego dawne bohatery, A imie jego czterdziesci cztery' (tym razem latwe do rozwiazania - to nasz kolejny numer). Dzis w rocznice upadku Powstania Warszawskiego mamy do zaoferowania I czesc oryginalnego wywiadu z Jerzym Mirskim, ostatnim dowodca "Parasola", uzyskanego specjalnie dla "Spojrzen". Pozostale artykuly, jak zwykle u nas, sa mieszanka roznych tematow, nie wymagajacych, jak sadze, osobnego wprowadzenia. _______________________________________________________________________ Zbigniew J. Pasek HISTORIA POLSKI DZIEN PO DNIU - PAZDZIERNIK =========================================== 1 - 1946 Ogloszenie wyroku w procesie norymberskim 1968 Rozpoczela produkcje fabryka nart w Szaflarach 2 - 1413 Unia horodelska potwierdza zwiazek Polski i Litwy 1938 Wkroczenie wojsk polskich do Cieszyna za Olza 1940 Utworzenie getta w Warszawie 1944 Podpisanie aktu kapitulacji Powstania Warszawskiego 1946 Zmarl Ignacy Moscicki, prezydent RP w latach 1926-1939 1957 Likwidacja tygodnika "Po prostu" 1965 Zmarl Oskar Lange, ekonomista (ur. 1904) 1970 Inauguracja II programu telewizji polskiej 1981 Otwarcie Zamku Krolewskiego w Warszawie dla publicznosci 3 - 1226 Zmarl sw. Franciszek z Asyzu 1953 Plenum KC KPZR; Nikita Chruszczow zostaje sekretarzem gen. 1958 Premiera filmu "Popiol i diament" Andrzeja Wajdy 1981 Zmarl Tadeusz Kotarbinski, filozof i etyk (ur. 1886) 5 - 1939 Bitwa pod Kockiem, ostatnia w kampanii wrzesniowej 1977 Janusz Peciak i polska druzyna zdobywaja mistrzostwo swiata w piecioboju nowoczesnym 1978 Isaac Bashevis Singer otrzymuje nagrode Nobla w dziedzinie literatury 7 - 1944 Dekret PKWN powoluje formacje Sluzby Bezpieczenstwa 1952 Rejestracja analfabetow (do 14.10) 1974 I Festiwal Filmow Fabularnych w Gdansku 8 - 1968 Zmiana Ustawy o Szkolnictwie Wyzszym: rektorzy mianowani przez rzad, prawo mianowania przez rzad docentow - poza normalna procedura naukowa 1974 Oficjalna wizyta E. Gierka w USA 1982 Prezydent Reagan wycofuje klauzule najwyzszego uprzywilejowania dla Polski 9 - 1779 Kazimierz Pulaski zostaje smiertelnie ranny w bitwie o Savannah 1920 `Zbuntowane oddzialy' polskie pod dowodztwem gen. L. Zeligowskiego zajmuja Wilno i okolice 1980 Czeslaw Milosz otrzymuje nagrode Nobla w dziedzinie literatury 1977 Zmarl Zdzislaw Maklakiewicz, aktor 10 - 1794 Kleska wojsk polskich w bitwie pod Maciejowicami; Kosciuszko trafia do niewoli rosyjskiej 1956 I Miedzynarodowy Festiwal Muzyki Wspolczesnej "Warszawska Jesien" (do 21.10) 1964 Igrzyska Olimpijskie w Tokio (do 24.10), Polska zdobywa 23 medale (7-6-10) 1982 Kanonizacja ojca Maksymiliana Marii Kolbego 11 - 1969 Zmarl gen. Kazimierz Sosnkowski, Naczelny Wodz WP 1943- 1944 (ur. 1885) 1981 Zjazd konstytucyjny Zjednoczenia Patriotycznego "Grunwald" 12 - 1939 Dekret Hitlera o utworzeniu Generalnego Gubernatorstwa z czesci polskiego terytorium 1943 Bitwa pod Lenino (do 13.10) 1963 Marian Spychalski zostaje marszalkiem Polski 14 - 1939 Ucieczka ORP "Orzel" z Tallina 1969 Premiera filmu "Struktura krysztalu" K. Zanussiego 15 - 1817 Zmarl Tadeusz Kosciuszko 1939 Poczatek dzialalnosci oddzialu mjr. Henryka Dobrzanskiego "Hubala" 1944 Pierwszy numer "Zycia Warszawy" 1964 Komunikat TASS o rezygnacji Chruszczowa ze stanowiska sekretarza gen. KC KPZR; gensekiem zostaje Leonid Brezniew 16 - 1813 "Bitwa Narodow" pod Lipskiem (do 19.10); kilkakrotnie ranny ksiaze Jozef Poniatowski ginie w Elsterze 1943 Pierwsza publiczna egzekucja zakladnikow w Warszawie 1945 Polska podpisuje Karte Narodow Zjednoczonych 1976 Odsloniecie zrekonstruowanego Pomnika Grunwaldzkiego w Krakowie 1978 Kardynal Karol Wojtyla wybrany papiezem; przyjmuje imie Jana Pawla II 17 - 1849 W Paryzu zmarl Fryderyk Chopin 1863 Romuald Traugutt obejmuje dyktature Powstania Styczniowego 1944 Powolanie Komisji Badania Zbrodni Niemieckich w Polsce 1974 W Psarach k. Kielc rozpoczela prace pierwsza polska naziemna stacja lacznosci satelitarnej 18 - 1944 Samodzielna Brygada Spadochronowa pod dowodztwem gen. St. Sosabowskiego bierze udzial w operacji desantowej w rejonie Arnhem (do 21.10) 1955 Powstanie Towarzystwa Lacznosci z Wychodzstwem - "Polonia" 19 - 1466 Pokoj torunski; podzial panstwa krzyzackeigo 1956 VIII Plenum KC PZPR, przerwane nieoczekiwanym przybyciem delegacji KC KPZR z Chruszczowem 1970 Premiera filmu "Rejs" Marka Piwowskiego, z licznymi okrojeniami przez cenzure (ok. 2/3 filmu) 1984 Uprowadzenie i zabojstwo ks. Jerzego Popieluszki 20 - 1947 Ucieczka Stanislawa Mikolajczyka do Wielkiej Brytanii 21 - 1970 Zmarl prof. Waclaw Sierpinski 22 - 1770 Konfederacja barska oglasza akt detronizacji Stanislawa Augusta 1914 Utworzenie Polskiej Organizacji Wojskowej (POW) przez Jozefa Pilsudskiego 1948 Zmarl kardynal August Hlond; Stefan Wyszynski zostaje prymasem Polski 1949 Premiera "Niemcow" Leona Kruczkowskiego w Teatrze Starym w Krakowie 24 - 1942 Zamach bombowy na "Cafe Club" w Warszawie 1956 Wiec na placu Defilad w Warszawie, wystapienie Wladyslawa Gomulki 25 - 1945 Okrety podwodne "Sep", "Rys" i "Zbik", fregata "Dar Pomorza" wracaja do Polski 1975 Nadany zostal tysieczny odcinek powiesci radiowej "Matysiakowie" 26 - 1931 Poczatek procesu brzeskiego 1945 Utworzenie Polskiej Agencji Prasowej 1972 Zakup licencji na samochod osobowy Fiat 126 27 - 1920 Proklamowanie Gdanska Wolnym Miastem 1991 Wybory do Sejmu i Senatu; frekwencja 42% 28 - 1950 Wymiana pieniedzy (3 nowe zlote za 100 starych); ustawa o zakazie posiadania walut obcych, zlotych monet, zlota i platyny 29 - 1956 Zwolnienie z wiezienia kardynala Wyszynskiego 1960 Uruchomienie produkcji w hucie aluminium w Skawinie 30 - 1941 W Warszawie na serce zmarl marszalek Edward Rydz-Smigly 1944 Wyzwolenie miasta Breda (Holandia) przez 1 Dywizje Pancerna 1951 Ustawa o utworzeniu Polskiej Akademii Nauk 31 - 1945 Zmarl Wincenty Witos, dzialacz ruchu ludowego, polityk (ur. 1874) Zbigniew J. Pasek ________________________________________________________________________ Adach SmiarowskiOGLOSZENIA NIE BYLO (cz.I) ========================== 48 lat temu w gruzach Warszawy dogorywalo Powstanie. Niedobitki powstancow przemykaly kanalami do Srodmiescia. Zblizala sie kapitulacja. Rodzila sie legenda. Specjalnie dla "Spojrzen" z ostatnim dowodca batalionu "Parasol", Jerzym Mirskim, rozmawia Adach Smiarowski. *** Gdy wychodzilem z Warszawy, juz po powstaniu, mialem dopiero skonczone 20 lat. Spojrzenia: Jaki byl wiek dowodztwa "Parasola"? Jerzy Mirski: Najmlodszy mial 16 lat, no moze mniej - nie moglem sprawdzic. Z wyjatkiem trzech oficerow przedwojennych, ktorych mialem w kompanii, najstarszy mial moze 23 lata. Mlodzi, strasznie mlodzi. Ale wiek to jest kwestia czasu, bo ja bylem dorosly majac pietnascie lat. To byl skok, bo my nie mielismy normalnej mlodosci, normalnego dojrzewania. "Parasol" wraz z "Zoska" stanowil harcerski trzon grupy Kedywu (Komendy Dywersji Wielkiej przy KG AK), zwanej w powstaniu zgrupowaniem "Radoslaw". "Parasol" byl jedynym oddzialem liniowym, ktory walczyl we wszystkich czterech dzielnicach Warszawy, kolejno tak, jak szlo uderzenie niemieckie. Sp: Dlaczego wlasnie "Parasol" szedl na pierwsza linie? Przeciez byl najcenniejszy bojowo. JM: Byl to w pewnym sensie przypadek. Mielismy byc w odwodzie. Bylismy pewnie najlepiej przeszkoleni i, jak na warunki powstancze, swietnie uzbrojeni. Mielismy wlasna bron i dostalismy zrzuty. Zaczelismy od Woli, a potem byl caly czas odwrot i mysmy ten odwrot oslaniali. Dowodczy trzon "Parasola" wywodzi sie z przedwojennych harcerzy (ZHP), ktorzy w konspiracji przyjeli nazwe Szare Szeregi. Wojskowo podlegali ZWZ/AK, skad otrzymywali tajne szkolenie wojskowe, ale od poczatku brali tez udzial w akcji czynnej. Najpierw byl maly sabotaz ("Wawer"): pisanie na murach, ulotki, zrywanie niemieckich flag, rzucanie gazu w kinach, akcje propagandowe. Ci, co przetrwali fizycznie i nerwowo i mieli co najmniej 16 lat, mogli wstepowac do Grup Szturmowych Szarych Szeregow (SS/GS), ktore podlegaly Kedywowi. Tam byla juz walka z bronia, akcje dywersyjne na pociagi, mosty, posterunki zandarmerii i inne obiekty niemieckie. Sp: Jaki byl zasieg GSow? JM: Grupy do zadan specjalnych byly tylko przy KG, ale akcje dywersyjne odbywaly sie po calej Polsce. Sam wysadzalem pociag pod Celestynowem. Latem 43-ego robilismy tez akcje odwetowe na wsiach osadnikow niemieckich. Sp: Czy GSy zajmowaly sie likwidowaniem kapusiow i szmalcownikow? JM: Nie, to robily grupy likwidacyjne. To bylo bardzo ostro postawione, ze harcerze beda wiedzieli dlaczego i kogo likwiduja. Dostawalismy praktycznie cale zyciorysy i robilismy wlasne rozpoznanie. Chyba najbardziej znana akcja GSow bylo odbicie wiezniow pod Arsenalem. Chodzilo o odbicie Rudego (Janek Bytnar), hufcowego GSow i owczesnego mego dowodce. Akcja dowodzil Zoska (Tadeusz Zawadzki), harcerski dowodca GS. Akcja sie powiodla - odbito 25 wiezniow, w tym storturowanego Rudego, ktory zmarl w kilka dni pozniej. Przed smiercia powiedzial nam, ze Niemcy wiedza o dzialalnosci GS i maja specjalny wydzial antydywersyjny. W dwa miesiace pozniej GSy zastrzelily obydwoch kierownikow komorki antydywersyjnej w Gestapo - Schultza i Langego. Zaczela sie walka na ostro. Sp: Wokol zamachow narosla legenda jeszcze w czasie okupacji. Czy to prawda, ze przed wykonaniem wyroku mowiliscie sakramentalna formulke? JM: A skad, takie rzeczy to sa na filmach. Schultza robil Maciek, zastepca Zoski. Mial z nim klopot, bo mieli go zlapac zywcem, ale im uciekal i musieli go zabic. Ja robilem Langego, na Pl. Trzech Krzyzy, pod kinem "Napoleon". Bylo nas wszystkich czterech, z malym samochodzikiem. Akcja byla dosc ciekawa, bo Lange mnie znal. Przedstawil mi go Wesoly, Zbigniew Kaczynski, nasza wtyczka na Gestapo. Wesoly wiedzial, gdzie Lange mieszka i kiedy wychodzi z pracy. Zeby go spotkac szlismy po prostu w odpowiednim czasie ulica i Lange przechodzil. Wesoly sie zatrzymal i z nim rozmawial. Ja i Lange sklonilismy sie sobie z daleka. Musialem dac Wesolemu slowo honoru, o ile mozna je dawac, ze Lange nie przezyje. Wesoly bylby z miejsca skonczony. Nie moglem odejsc bez upewnienia sie, ze Lange nie zyje. Wzialem czapke i pistolet... Ow Wesoly pracowal u Wedla, swietnie mowil po niemiecku i przynosil Niemcom czekoladowe deputaty. Przy okazji zalatwial im rozne sprawy. Niemcy mieli do niego pelne zaufanie. Np. w akcji pod Arsenalem Wesoly dzwonil z meldunkiem, ze samochody wyjechaly, z samego gabinetu Schultza. Nie mial czasu wyjsc. W lipcu 1943 roku, sposrod wybranych zolnierzy GS, zostal utworzony oddzial do zadan specjalnych przy Kedywie. Poczatkowo byla to kompania "Agat" (anty-gestapo). Potem, ze wzgledow konspiracyjnych, zmienil nazwe na "Pegaz" (przeciw gestapo), az w maju 1944, juz jako batalion, przyjal nazwe "Parasol", jako jednostka kadrowa przyszlej brygady spadochronowej (stad znak parasola). Dowodca oddzialu byl kpt. Plug (Adam Borys), zrzutek z Anglii. Celem oddzialu byla jak najszybsza reakcja na akcje niemieckiego terroru - przez usuwanie glownych i odpowiedzialnych funkcjonariuszy gestapo. Byla to manifestacja sily. Zarowno spoleczenstwo polskie jak i wladze niemieckie mialy miec te swiadomosc, ze nie ma takiej osoby i takiego miejsca na ziemi polskiej, gdzie by nie dotarla armia podziemna. Bylo oczywiste, ze Niemcy beda chcieli zlikwidowac ten oddzial i dlatego "Parasol" byl chyba najbardziej zakonspirowanym i zdyscyplinowanym oddzialem AK. Kazdy wstepujacy do "Parasola" (a wybor byl b. selektywny) musial zmienic pseudonim i zerwac wszystkie kontakty z poprzednim oddzialem. Nie wolno bylo utrzymywac kontaktow kolezenskich wewnatrz oddzialu, udzial w zebraniach prywatnych, nawet rodzinnych, byl bardzo ograniczony. Nie wolno bylo robic notatek i zapisow. Trzeba bylo trenowac szybkie zapamietywanie. I szybkie zapominanie. Wymagano bezwzglednego posluszenstwa i poswiecenia. Sp: Czy Plug wypracowal organizacje i profil "Parasola"? JM: Plug sam byl szkolony jako cichociemny, ale na tyle byl dobry, ze sie dostosowal do warunkow polskich. Byli tacy, co jak zobaczyli patrol, to sie chowali do bramy. Dlugo sie nie chowali. Ale tak ich Anglicy trenowali. Plug wprowadzil cholerna dyscypline dla takich jak my petakow. On jako czlowiek byl nielubiany. Nie pozwalal na nic. Oczywiscie kazdy mlody chlopak chcial sie pokazac innym - naturalna rzecz. A Plug nie pozwalal sie ubierac inaczej, zadnych butow z cholewami, zadnych plaszczow specjalnych, nie wolno bylo nie tylko opowiadac, ale nawet bywac. A to bylo ciezkie. Inni sie pytali, czesto chcieli werbowac. I co takim powiedziec? Odczep sie, ja juz naleze? Nie wolno bylo. A powiedziec, ze niezainteresowany? Co sobie pomysla. A przeciez werbowalo sie w ten tylko sposob, przez znajomych. Ogloszenia nie bylo. "Parasol" mial 3 plutony bojowe, po 3 druzyny. Dowodzilem drugim plutonem. Stopnie wojskowe niewiele znaczyly, glownie funkcja i doswiadczenie bojowe w podziemiu (jako podchorazy mialem pod soba 5 oficerow przedwojennych). Sklad spoleczny byl roznorodny. Przewazala przedwojenna klasa inteligencka i zawodowa, ale byli tez rzemieslnicy i robotnicy. Mielismy kilku Zydow i co najmniej jednego arystokrate. Sp: Jak sie objawial w tych warunkach syndrom polskiej szajby? Ta zdrowa chec dokopania kazdemu kto chce sie wybic. JM: U nas byl choleryczny rygor, bezwgledne posluszenstwo, pod kara smierci. Jako mlody, 19-letni chlopak, bylem tam Bogiem. Nie bylo kwestii, zeby ktos czegos nie mogl zrobic. Zreszta wszyscy byli ochotnikami. Jak ktos sie wybijal, znaczy sie byl dobry, to go brali do wielu akcji. Moj kolega, obecnie w Polsce, Chojko-Bolec, to byl moim zdaniem najbardziej bojowy gosc. Kazdy go chcial miec w akcji. Mozna bylo na niego zawsze liczyc. Pan wie, ze jak pana rania, to on pana wezmie pod pache i wyciagnie. Tam strzeli gdzie trzeba, nie nawali, nie ucieknie. Tak tylko sie mozna bylo wybic. Specjalna role odgrywaly laczniczki, bez ktorych nie mozna bylo funkcjonowac. Byl rok 43/44, masowe lapanki, liczne patrole, publiczne egzekucje. Nie mozna sie bylo swobodnie poruszac, a co dopiero nosic bron. Do zadan laczniczek nalezalo: - lacznosc z dowodztwem i miedzy druzynami (bez zapisow), - przenoszenie broni z magazynow na miejsce akcji, - odbieranie broni zaraz po akcji, - przewozenie broni na cwiczenia w lasach, - dokladne rozpoznanie przygotowywanych akcji, - niejednokrotnie udzial w akcji. Dziewczeta otrzymywaly takie samo wyszkolenie jak chlopcy, lacznie z ostrym strzelaniem, ale bez nauki dzu-dzitsu. Sp: Czy Niemcy zdawali sobie sprawe z roli laczniczek? JM: Nie. Zdaje mi sie, ze nie, bo gdyby tak, to bysmy lezeli. Mysmy bez laczniczek nie mogli zyc. Sp: Ile z nich zginelo? JM: Przed Powstaniem - zadna. Glownym zadaniem Parasolarzy bylo planowanie i przygotowanie akcji, ktore byly proponowane przez dowodztwo KEDYWu z aprobata Londynu. Na akcje bralismy falszywe dokumenty i pigulki z trucizna. Bron dostawalismy od laczniczek tuz przed akcja i jak najblizej jej miejsca. Akcje trwaly od 30 sekund do poltorej minuty. Udzial bralo od 5 do 21 zolnierzy oraz 1 do 4 laczniczek. W ciagu roku "Parasol" dokonal 13 wiekszych akcji. Najbardziej znane to zamach na generala SS/SD Kutchere (d-ce gestapo w Warszawie), zamach na gen. Koppe (w Krakowie) i najbardziej denerwujaca akcja (tuz przed powstaniem) na dowodce niemieckiej policji, plk. Hahna. Wiekszosc akcji byla bez naszych strat, ale byly tez akcje bardzo kosztowne. W jednej akcji na Al. Szucha zginelo 8 doborowych ludzi. Sp: Jak bylo z infiltracja "Parasola"? JM: Nie bylo. Byly dwa podejrzenia. Raz gestapo wypuscilo jednego z naszych. Nie wierzylismy, zeby ich oszukal. Gosc byl skonczony. Obserwowalismy go przez dwa miesiace, czy nie jest wtyczka. Gdyby skontaktowal sie z agentem, zastrzelilibysmy go z miejsca. Sami. Nie probowal, wiec dalismy mu do zrozumienia, zeby wyjechal gdzies na wies i nie wracal. Byl spalony. Drugi wypadek to lokal na Slonecznej. Weszli gestapowcy i zabili 5 ludzi, w tym troje z "Parasola". To byli Zydzi. Dwoch pozostalych nie znalem. Oni grali w brydza. Sp: Osobiste porachunki? JM: Nie, gestapo tak zabijalo Zydow - strzelali do wszystkich w pomieszczeniu. Nie byli trefni, nawet cial nie zabierali. W maju 1944 r. "Parasol" stal sie batalionem, a plutony zmienily sie w kompanie. Zostalem dowodca 2 kompanii. Batalion dokooptowal ok. 200 ludzi przygotowujac sie do powstania. (dokoczenie w nastepnym numerze) _________________________________________________________________________ Jurek Karczmarczuk WAKACJE W PANSTWIE SRODKA (III) =============================== To juz jest ostatnia czesc. Kultura. Maestoso, con cuore ---------------------------- Jak wszyscy wiedza, w ogole jest zle. Nie ma pieniedzy na zadna kulture, teatry podupadaja, albo nikna, jak np. teatr STU, wiekszosc liczacych sie nazwisk liczy sie juz od dawna w obcej walucie, a Ministerstwo Kultury jest pojeciem smiesznym samym w sobie, choc nie ma z czego (sie smiac i nie tylko...). A "w dodatku" Kantor umarl, a Mrozek hoduje skorpiony w Meksyku... Placowki kulturalne zarabiaja na siebie raczej slabo. Jasinski, szef wspomnianego wyzej teatru STU po powrocie z Sewilli, gdzie rezyserowal Dzien Polski, stwierdzil wisielczo: - Wszystko jest rozbite, brak integracji. Wygrywaja ci, co postawili na Czlowieka, np. Australijczycy, ktorzy duza przestrzen oddali pubowi, gdzie mozna sie bylo napic piwa i pogadac. Polska? Hiszpanom najbardziej podobal sie rekordzista w podbijaniu pilki Jan Chomontek. A poniewaz STU nie ma, bo padl finansowo, wiec Jasinski na zaproszenie ambasady USA jedzie robic tam "jakies widowisko" na 4 lipca. "Jade robic Amerykanom fajerwerki". Nie wiem, moze trzeba go bylo wyslac przed ta Sewilla. Moze wtedy nie byloby tyle narzekania na zmarnowana szanse na Expo, na zawalony pomysl z Flaga Swiata i na nieczytelna alegorie z wrakiem statku... Poniewaz trudno nam sie bylo w Sewilli pochwalic osiagnieciami technicznymi, wiec postawiono na kulture, tylko ta kultura dziwna byla jakas. A ta kultura istnieje u nas naprawde i musze powiedziec, ze zostalem po prostu oszolomiony tym, co sie dzialo w Krakowie i okolicach podczas sezonu zwykle uwazanego za ogorkowy... STU padl, czasami Telewizja pokazuje jakies nieliczne nagrania. W sierpniu niestety pokazali tylko jakies ballady i inne czastuszki rosyjskiego gitarzysty, ktory przy okazji jakies przasne dowcipy antysowieckie publice serwowal. A jeszcze rok temu grali Wariata i Zakonnice Witkacego! Ale Piwnica pod Baranami prosperuje. Komercjalizuje sie, zaczyna wspolprace z TV. Zorganizowali na Rynku Krakowskim inscenizacje, a wlasciwie rekonstrukcje Holdu Pruskiego z Binczyckim jako Zygmuntem Starym, Nowickim jako Albrechtem i Anna Dymna jako Bona (odkula sie za role Barbary Radziwillowny??) Nb. Jasinski gral Bonera. Stanczyk (Wieslaw Wojcik) gromil politykusow, ktorzy meca, ale gromil dosc metnie... Tlum szalal. Byla tez rekonstrukcja Przysiegi Kosciuszki na Rynku, a jakze. Zatanawiam sie, kiedy bedzie rekonstrukcja Chrztu Polski. Nawet bylby kandydat na Mieszka, Pszoniak, ktory gral te role w filmie "Gniazdo". Niestety, jak wiadomo, Pszoniak od paru lat mieszka i pracuje we Francji, gra tutaj, a poniewaz akcent francuski ma jeszcze gorszy niz Polanski, wiec gra glownie Zydow, zreszta z sukcesem. Nie pytajcie mnie sie dlaczego Zydow, a nie np. Ormian albo Maorysow, ale to jest fakt. Olbrychski zreszta tez ma dziwny akcent, ale poniewaz ma wyglad bardziej aryjski od Pszoniaka, wiec czesto gra tajemniczego cudzoziemca z dziwnego kraju, moze skandynawskiego, moze slowianskiego... A Seweryna to w ogole zawsze sie dubbinguje, zwlaszcza jak gra np. Robespierre'a, bo inaczej od samego akcentu jego wrogowie polityczni potraciliby glowy... Krakow zaliczyl tego lata Europejski Miesiac Kultury (a nawet ponad). To bylo cos fenomenalnego, niestety wlasciwie sie zakonczylo przed naszym przyjazdem! W Muzeum Narodowym: mala, ale znakomita wystawa "Orient w Sztuce Polskiej". Na Placu Szczepanskim: wystawa Gustawa Klimmta, ktory wraz z cala secesja przezywa swoj renesans w calej Europie. A pozniej w tym samym Palacu Sztuki byla wystawa gwaszy Stanislawa Frenkla mieszkajacego na stale w Anglii. Frenkiel juz raz mial wystawe w Krakowie, niestety zorganizowana na przelomie 1981-1982, wiec mozna sobie wyobrazic, jak slabym cieszyla sie zainteresowaniem... Byly koncerty-seminaria Republiki Bachowskiej, (ktorej Krakow jest czlonkiem od 1986 - jako pierwsze miasto z tzw. bloku!) z Msza h-moll pod batuta Helmuta Rillinga ze Stuttgartu. Lutoslawski (79 lat!!) dyrygowal swoja Musique Funebre. Paco Pena wystawial swoja Misa Flamenca. Mozna bylo uslyszec i Chicka Corea (ktory jest nie tylko wykonawca, ale i niezlym, wszechstronnym kompozytorem, polecam jego Muzyke Dla Dzieci), a takze Pasje Pendereckiego. I mielismy przeglad filmow Pasoliniego i Wroclawski Teatr Pantomimy Tomaszewskiego. I przyjechal Peter Brook, jak Mojzesz przed ktorym morze sie rozstepowalo, a swiat plackiem padal. I oczywiscie bylo troche tzw. numerow. Byly wywiady, a jakze, ale zamiast pytac Brooka, co on w ogole teraz robi i w ogole jak ten Prawdziwy Teatr ma wygladac, to go pytali, jak mu sie Krakow podoba i czy lubi polskich aktorow. A Brook chcial koniecznie ogladac Lupe. Krzysztof Lupa to taki mlody rezyser-eksperymentator ("Pragmatysci" Witkacego, "Czlowiek bez Wlasciwosci", itp.), ktory lubi rezyserowac sztuki o niebanalnym czasie trwania, np. 6 godzin! (Jesli pozwolicie na dygresje: niejaki Boguslaw Schaeffer, tez OCZYWISCIE z Krakowa, gdy jeszcze komponowal i krytykowal, a nie zbawial swiata przy pomocy swych podejrzanych sztuk, np. bohomaza pt. "Scenariusz dla Nieistniejacego lecz Mozliwego Aktora Instrumentalnego", gdy juz jakiemus swojemu koledze-wrogowi nie mogl sie do muzyki przygirlandowac inaczej, to pisal, ze `ten utwor ma bardzo banalna dlugosc'.) Wiec Brook poszedl na jakies przedstawienie, gubiac po drodze swoja swite z Sewerynem na czele, ktora krecila sie wokol niego w lansadach. Poszedl, ale szybko wyszedl. Swita go dopadla, a on im ze smiertelna mina kazal pojsc na tego Lupe, bo znakomite i pouczajace. I swita poszla i siedziala te kilka godzin wyjac w duszy ze zlosci, a Brook poszedl spac. (Oczywiscie, ma sie rozumiec, w 100% za te ploteczki nie odpowiadam...) A potem Brooka zaproszono na warsztaty teatralne w gory (Lopuszna??? - nie pamietam), gdzie ksiadz Tischner ma swoja siedzibe. Na miejscu mial byc gazik, nie dojechal, szli piechota, zmokli, ksiadz Tischner przywital go przebrany w stroj goralski, nie kazdy wiedzial jak to nalezy interpretowac i czy w ogole mozna. Mieli piec ziemniaki, ale wyszla Katastrofa. Potem szukali gumiakow dla Brooka, ten zszedl w tych gumiakach i juz do zadnego gazika (ktory nadjechal nagle) wprowadzic sie nie dal, tylko wyblagal, ze on do domu... Tak. A poza tym rezyserowal "Mahabharate", z Sewerynem. Niejako przy okazji tego miesiaca kultury, ale stanowiacy wyjatkowe zjawisko samo w sobie, odbyl sie III Festiwal Kultury Zydowskiej. Byla sesja naukowa poswiecona Brunonowi Schultzowi i stary film Nasfetera "Dluga noc". Bardzo duzo muzyki z calego swiata, zwlaszcza tzw. muzyki klezmerskiej. Rock, jazz, tradycje hasydzkie, wplywy hinduskie i arabskie. I ballady "spiewajacego rabina" Shlomo Carlebacha. Obeznani bardziej z polnocna kultura Aszkenazyjska mogli posluchac piesni w Ladino. Ten Festiwal ma pewne szanse stac sie cyklicznym. No i wlasciwie tak mozna bez konca. Teraz zbliza sie Warszawska Jesien, przyjezdza Stockhausen. I jak zawsze, najpozniej obudzi sie Telewizja, a potem tzw. odbiorca masowy, oraz spora czesc jeszcze bardziej tak zwanych elit emigracyjnych. Wszyscy beda calkiem pewni, ze w Polsce tylka zra sie w parlamencie, ze wszyscy tylko robia lewe biznesy, albo walcza o chleb powszedni lub o aborcje. Tymczasem jestesmy ciagle troche glowa, troche sercem w Europie, choc to jest bardzo kosztowne i czesto robione na sile. A czasami jakas przedziwna sila woli, nie wiadomo skad. Dalej funkcjonuje jeden z najlepszych teatrow Polski poludniowej, Teatr Witkacego w Zakopanem. Graja bardzo duzo, od Calderona "Wielkiego Teatru Swiata", do "Matki" Witkacego. Maja wlasnego kompozytora i wydaja wlasne kasety, sadzaja publicznosc na podlodze (za wyjatkiem sedziwych matron - moja zona skandalicznie wziela krzeslo...) i czestuja herbata. Mozna kupic, albo spiratowac bardzo duzo dobrych przedstawien teatralnych TV na wideokasetach. Jest wiekszosc wystawien Cricota II, jest prawie wszystko, co wystawiono Gombrowicza. Nie bede Was meczyl, chce zarekomendowac jedno bardziej klasyczne : "Mistrz i Malgorzata" w rezyserii Wojtyszki. Ta wersja to prawie 7 godzin w czterech czesciach, bardzo wierna Bulhakowowi, bardzo literacka i teatralna, a jednoczesnie bardzo filmowa. W roli Pilata Zapasiewicz. Dymna jako Malgorzata, Kowalski jako Mistrz, a Wolandem jest Holoubek. Naprawde bardzo polecam. Jeszcze ciagle kreci mi sie to wszystko w glowie i jakis czas potrwa zanim mokra jesien normandzka i problemy zawodowe kaza zapomniec o tym potwornie goracym lecie. Przyjedzcie do Krakowa w przyszlym roku, moze sie spotkamy... Jurek Karczmarczuk ________________________________________________________________________ Tomek Sendyka TATRY LEZA NA WSCHODNIM WYBRZEZU ================================ No bo gdzies musza lezec. Skoro Polska lezy nad Mozem Srodziemnym, a tam same Sierry, Pireneje, Alpy, Apeniny i inne Balkany, wiec trzeba ruszyc sie z miejsca i obskoczyc okoliczne dziury, moze sie jakies Tatry znajda w tych stronach. Goralowi z Kopca Kosciuszki ciezko zyc na Wschodnim Wybrzezu. Plasko tu, oj plasko, a jak sie juz trafi cos w krajobrazie, to jest to albo oble i zalesione na lisciasto, albo pionowo w gore sie ciagnace i szklem oblozone. I tak, steskniony za poloninami i kosodrzewina, zasiegnalem rad miejscowych ceprow i wyruszylem w Appallachy. Coz, polonin nie bylo, zamiast kosodrzewiny "poison ivy", i ogolnie jakos to wszystko przypominalo co najwyzej Sikornik (niewtajemniczonych informuje, ze to lasek wokol Kopca Kosciuszki). Nie dalem za wygrana i znalazlem lokalnego Gorala, coby zaciagnac jezyka. Ow Goral, Edwardem zwany, ma maly geszefcik na Philadelphijskich Krupowkach. Pamiatki goralskie sprzedaje. Wytlumaczylem mu pokrotce, o co mi chodzi, pokiwal glowa, zajodlowal, wyjal mape i rzecze: `Rozumiem bol twoj i tesknote wielka, zapomnij o okolicznych dziurach, kaz Hertzowi lub Avisowi konie siodlac. Na wschod od Gor Skalistych dwa sa tylko miejsca w Stanach. Jedno w Nowym Jorku, a drugie w Nowym Hampszer'. Oscypkow nie mial, kupilem od niego kilka Power-Bar'ow i ruszylem w droge. A wiec postanowilem wysondowac co ciekawsze, moim (i oczywiscie Eda) zdaniem, gorki na Wschodnim Wybrzezu. Na pierwszy ogien poszly Adirondaki, bo najblizej. Prosto do gory I-87, jakies sto mil na poludnie od granicy kanadyjskiej. Nalezy dojechac do Lake Placid, nabyc tam mape okolicy, zaparkowac maszyne i mozna ruszyc w gory. Chodzenia tam jest na kilka dni. Mount Marcy i kilka najwyzszych szczytow lezy ponad linia lasu. Enklawa delikatnej arktyczno-alpejskiej roslinnosci. Ogniska mozna palic tylko w wyznaczonych miejscach. Ostrzegaja przed piciem wody ze strumykow, ponoc siedzi w niej gardia. Ale towarzyszacy nam pewien spragniony harcerz z okrzykiem "Ja sie tam gonorki nie boje" wypil tej wody calkiem sporo i nic mu nie bylo. Inna rzecz, ze potem wytrabil nam caly zapas wegrzyna, tlumaczac, ze te gardie musi przeciez czyms zadusic. Jest tam troche jeziorek i gorskich potokow. Wartki potok przeplywa czasami przez skaly tak wyrzezbione, ze jak dobrze poszukac, to mozna tu i tam znalezc naturalne jaccuzi. Drugim wartym ogladniecia miejscem sa Biale Gory (White Mountains), w New Hampshire. Niestety kiedy ja tam bylem, byly one naprawde biale, konca nosa we mgle trudno sie bylo dopatrzyc. Gorki dosc rozlegle i dosc wysokie. Tyle, ze na najwyzsza gore (Mt. Washington - a jakze!) mozna wjechac zarowno jakas przedpotopowa ciuchcia, jak i wlasnym samochodem. Sprzedaja takie naklejki na zderzak - `this car climbed Mt. Washington'. Ale wylaczywszy te nieszczesne gorke, okolica jest bardzo malownicza. Duzo kempingow, kilka schronisk, gardii ponoc nie ma. Jak sie mgla na chwile przerzedzila, to przekonalismy sie na wlasne oczy, ze jest tam calkiem ladnie. Tak troche tatrozachodniowato. Jest tam niestety kilka szpetnych rzeczy, ktore niejednego harcerza moga zdenerwowac. Maja tam `schroniska', nalezace do AMC (Appalachian Mountain Club, albo jak kto woli Appalachian Money Corporation) $53/noc ($42 dla czlonkow). Ale zawsze jest gdzie wstapic, nabrac wody pitnej, albo napic sie czegos goracego. Sa tez i inne schroniska RMC (Randolph Mountain Club), niestety tylko dwa - tam nocleg kosztuje $7 (siedem), i atmosfera jest znacznie przyjemniejsza. Kolejka na Gore Waszyngton denerwuje nie tylko mnie, w owej chatce RMC siedzial mlody juhas, i rozdawal wzor apelu do kongresmena i tym podobna propagandowa bibule. Mowie mu, ze przeciez najprosciej szyny rozwalic. A on mi na to tlumaczy, ze to nie taka prosta sprawa, bo szyny rozwalic trudno, a naprawic latwo, ze ATO (Appalachian Terrorist Organization) juz nie raz probowala. Ale jak mu opowiedzialem o Wojnie i Okupacji, o calych niemieckich transportach, zapewniajac, ze dla nas partyzantow taka ciufcia to pestka, to prosil, zebym upewnil sie, ze ON bedzie mial alibi, zanim cos tam zmajstrujemy, bo go znowu cesarscy beda podejrzewac i nie daj Bog do lochu wtraca. Ale najlepiej wszystkie schroniska olac i wziac namiot. Ponizej linii lasu mozna sie rozbijac, pelno jest tam miejsc do tego badz przeznaczonych, badz sie nadajacych. Ogladajac sobie dokladnie mapy okolicznych stanow zauwazylismy, ze w srodku stanu Maine stoi olbrzymia - jak na lokalne warunki - gora. Cos prawie 1700m. Jest wokol niej zaznaczone na zielono cos o nazwie Baxter State Park. Ruszylismy goscincem I-95 na polnoc. Maine jest bardzo ladne, a im dalej na polnoc tym mniej ludzi, a wiecej drzew i jezior. Zaczelo sie niezbyt sympatycznie, bo nas stojkowy do Parku nie chcial wpuscic, tlumaczyl, ze gory noca niebezpieczne, i chcial $8 myta i $5 od lba za kemping. Zawrocilismy, wykapalismy sie w jeziorku i cofnelismy sie okolo dwoch mil, do przydroznej skaly polakierowanej na bialo, z namalowanym niedzwiedziem, ryba i napisem `KEEP MAINE BEAUTIFUL', opodal ktorej rozbilismy obozowisko. (Skale radze zapamietac, nie da sie jej ominac, kilkanascie metrow obok jest kilka dzikich miejsc namiotowych - ogolnie bardzo sympatyczne miejsce). Rankiem zaplacilismy myto, wjechalismy do Parku i ruszylismy szturmem w gory. Teren bardzo swojski, ludzi nie za wiele, dopiero po wyjsciu ponad linie lasu widac z jednej strony gory a z drugiej strony jeziora. A gory sa pradziwe, tu i owdzie trzeba sie bylo wywspindrac po jakiejs pionowej scianie, albo przejsc czyms w rodzaju sciezki, majac po obu stronach kilkusetmetrowe przepasci. Skaly sa zupelnie niewyslizgane, natomiast nie ma zadnych pomocy, zadnych lin, czy lancuchow. Dobre buty to absolutna koniecznosc, choc duzo ludzi zasuwalo tam w trampkach, ale podobnie jak my nie spodziewali sie, co tam mozna zastac. Parkowi stojkowi prowadza ksiazki wyjsc, jako ze zejsc maja tam stosunkowo duzo. Tak, ze uwazac trzeba. Ale widoki sa tam arcyfajne! To tyle skrotowych informacji o Quasi-Tatrach w okolicy, jak by ktos gdzies jeszcze jakies znalazl na Wschodnim Wybrzezu, to niech da znac gdzie! Tomek Sendyka ________________________________________________________________________ Tadeusz Chrzanowski POLACY, POLONUSY I POLUSY A HISTORIA ==================================== [Kultura nr 6/537 1992, skr. red. "Spojrzen"] () Przechodze do dziwacznej ankiety "Czasu Kultury". Dlaczego dziwacznej? Prosze raz jeszcze odczytac pytanie skierowane do ankietowanych: `Czy kultura polska bedzie mogla odnalezc odrebny charakter, jezeli nie podejmie tradycji sarmackiej, jedynej w przeszlosci oryginalnej polskiej formacji kulturowej?' Redakcja juz w tym sformulowaniu popelnia naduzycie, bo zalozyla, ze `Sarmatyzm' byl `jedyna w przeszlosci' formula polskiej kultury. Otoz nie byl: polska kultura jest dluzsza niz dwu i pol wieczna historia sarmatyznu i znacznie pojemniejsza od pojemnosci tego swiatopogladu - swiadectwa mentalnych zahamowan szlachty. Mnie sarmatyzm fascynowal i fascynuje jako pewien fenomen historyczny i fascynacji tej dalem wyraz w tomie szkicow opublikowanych nie tak dawno w "ZNAKU". Doszedlem tam do wniosku, ze sarmatyzm nie byl zjawiskiem jednoznacznym, bo sie podczas tego dwu- i polwiecznego okresu przeobrazal. W XVI w. zawieral pewne doskonale koncepcje, przede wszystkim wazne dla panstwa wielonarodowego i wielowyznaniowego, w XVII zaczal ewoluowac ku otepieniu intelektualnemu (m.in. probowalem tam przedstawic eliminacje z zycia publicznego intelektualistow nieszlacheckiego pochodzenia, tych zas z pochodzeniem bylo niewielu!), w XVII w. przeobrazil sie w patologie polityczno-intelektualna i doprowadzil kraj do katastrofy. Nie mieszkalbym w Krakowie, nie nalezalbym do tradycji tego miasta, gdybym nie prezentowal sceptycyzmu Stanczykow (w opozycji do krzykliwej tromtadracji) i gorzkiej, bolesnie gorzkiej nauki "historycznej szkoly krakowskiej". Ona to bowiem, w czasach dla uczuc narodowych szczegolnie bolesnych, nie dazyla do `pokrzepiania serc', ale ujawniala ten tragiczny fakt, ze to my sami - poprzez naszych pra- pra- - wtracilismy Polske do grobu, a zaborcy byli juz tylko grabarzami samobojcow. To jest sprawa dosc wazna: moi rodacy nie interesuja sie historia wlasnego panstwa i narodu. A co gorsze, jest im ona podawana w papce - jak sie to modnie powiada - calkowicie zmanipulowanej. Przecietny mieszkaniec tych ziem wynosi ze szkoly przekonanie, ze jego kraj byl wielki i potezny, ze strzegl - jako przedmurze - chrzescijanstwa, a tym samym Europy Zachodniej, ze byl ogromnie tolerancyjny, pokojowo nastawiony, ale gdy trzeba bylo, to przelewal chetnie krew `na oltarzu ojczyzny', ze ziemie nasze na wschod i na zachod od Wisly przesiakniete sa krwia bohaterow, i ze `nad mogilka (oczywiscie bohatera) spiewa jakies ptasze polne...'. No i najwazniejsze: ze ten kraj jest pod szczegolna opieka Pana Boga, a wstawia sie za nas przede wszystkim Matka Boska, bo jakze nie mialaby sie wstawiac skoro wybralismy Ja (w wolnej elekcji) na Krolowa Korony Polskiej. Otoz smiem twierdzic, ze jestesmy i jak tak dalej pojdzie, to bedziemy nadal ofiarami narodowego zamroczenia, ze ponosimy konsekwencje bzdur wymyslonych przez naszych pra- pra- i ze poczatkek tego zbiorowego glupstwa bierze sie wlasnie w sarmatyzmie, w jego szczegolnym swiatopogladzie. Byl to poczatkowo naiwny prowidencjalizm, ze wlasnie Opatrznosc ma nas w szczegolnej pieczy, potem przeobrazil sie on w sarmacki jeszcze mesjanizm, ze Matka Boska tylko nami powinna sie opiekowac i wreszcie doprowadzilo to w ubieglym wieku do paranoizmu romantycznego, do koncepcji Chrystusa Narodow, kultu martyrologii, angeologizowania (czy moze: anhelizowania) rzeczywistosci historycznej. Wiec oczywiscie: mielismy bohaterow, pieknych i licznych. Mielismy imponujace w swym zrywie przejawy zbiorowego bohaterstwa. Mielismy tez od pra- pradawnych czasow silne poczucie wolnosci (ale dla siebie samych, a rzadziej dla innych). To wszystko prawda. Tylko ta prawda zderza sie z innymi prawdami: ci bohaterowie byli w naszych dziejach zawsze dosc samotni. Jaki byl za czasow I Rzplitej udzial jej mieszkancow w obronie panstwa i ewentualnie europejskiego chrzescijanstwa? Tego chyba nikt dokladnie nie przeliczyl na dane statystyczne, ale jedno jest pewne: udzial ten byl wlasciwie niewielki. Pod Kircholmem, Chocimem i Cecora zwyciezali lub gineli w kleskach ludzie w dosc duzej liczbie pochodzacy ze szlachty, przewaznie ci trzeci, czwarci i piaci synowie, co to gdy dzialow z ojcowizny nie wystarczalo - poprzez sluzbe wojskowa szukali drogi do wybicia sie. Ale pospolite ruszenie juz w bitwie pod Chojnicami (a wiec w polowie XV w.) ukazalo cala swa beznadziejna niesprawnosc, choc mialo trwac jeszcze przez nastepne stulecia, jako pewna militarna fikcja, ale wazna z punktu widzenia odmawiania placenia podatkow na utrzymanie wojska. Wiec ruszali ci `pospolitacy', i to tylko niektorzy (w wiekszosci w tym ruszeniu przeszkadzaly zniwa lub splaw zboza do Gdanska), ruszywszy zas zaraz zaciagano kola, proklamowano konfederacje, a potem rozjezdzano sie, ci zas co pozostawali az do pola bitewnego - pierwsi na nim podawali tyly. Dlugotrwala potega I Rzplitej opierala sie na stale niedoplacanej, stale zbyt kusej armii zawodowej: na choragwiach pancernych - szlacheckich, na formacjach kozackich - kozacko-drobnoszlacheckich, na kwarcianych - chlopach i na rozmaitych formacjach obcego autoramentu. Wspolautorami naszych najslynniejszych zwyciestw byli Niemcy, Szkoci, Siedmiogrodzianie, Tatarzy, i najrozmaitsi owczesni najemnicy, ktorzy za pieniadze walczyli, ale zawod znali i wykonywali go dobrze. A u nas zawodu zolnierskiego tylko niektorzy z panow-braci lizneli. I tak to jest z tymi naszymi przewagami. A z kolei powstania? Iluz procentowo mieszkancow terenow, na ktorych wybuchaly, stawialo sie pod bron? Jeszcze w czasie listopadowego byla regularna armia dobrze wymusztrowana pod okiem WKsiecia Konstantego, ale podczas styczniowego to juz byli przewaznie zapalency, czasem tylko trafial sie jakis lepiej przeszkolony dowodca. Walczyli bohatersko, ale calkowicie nieskutecznie, zwlaszcza ze walczyli w malych grupkach i nie bylo de facto wspolnego, kierujacego tym powstaniem dowodztwa. Te grupki zwaly siebie `partiami', przydajac nazwisko wodza. Wiec ilu ich bylo: tych co potem przyplacili zyciem, Sybirem lub w najlepszym wypadku emigracja? 1 czy 2% spoleczenstwa? Do klesk przyczynily sie wiec nie tylko przewazajace sily zaborcow, ale takze brak kompetencji dowodczych i politycznych posrod wladz i kadry. A mesjanizm i przerzucanie na Pana Boga obowiazkow i kompetencji - jakze to polskie. Bo mesjanizm to po prostu lenistwo aktywnosci zarowno mentalnej, jak tez fizycznej. I z tegoz mesjanizmu wyrasta, w ramach psychicznej kompensacji, przekonanie o jakichs naszych szczegolnych wlasciwosciach i plynacych stad nastepstwach. Nie jestesmy okrutni, nie jestemy krwiozerczy, nie jestesmy nadmiernie nietolerancyjni, czesc naszych narodowych cnot plynie raczej z grzechu zaniechania niz z prawdziwych przymiotow. Wiec ow bardzo niedoskonaly `Chrystus narodow' oczekuje, ze mu Opatrznosc zesle wodza, ktory wszystko za wszystkich zalatwi. Byle bysmy sie sami nadmiernie nie natrudzili. Wyczekiwalismy wodzow, no to ich mamy. Pilsudski mial swe slabosci i fiksacje, ale to byl rzeczywiscie czlowiek wielkiego formatu i calkowicie oddany ojczyznie. Po nim otwiera sie proznia, w ktora kolejno wpadali: Rydz-Smigly, Sikorski, Anders. Pamietam doskonale, jak z innymi studentami ale i `doroslymi' chodzilem w 1946 dookola Plant wykrzykujac: `Mikolajczyk wodz narodu!'. Bylem nieopierzonym oslem. No ale jakos wielkimi staraniami z osielstwa wyroslem. Narod jako zbiorowosc - nie. A teraz wyjasnie tytul: ja rodakow dziele na trzy kategorie. Polakami sa dla mnie ci, ktorzy cos robia - dla siebie i dla kraju, ktorzy rozumuja nie poprzez uwarunkowania personalne, ale poprzez rzeczywista a nie wyimaginowana rzeczywistosc, a kiedy ktos zaczyna rozumowac poprzez to, ze w ten czy inny sposob moze przypieprzyc blizniemu, to automatycznie eliminuje sie z szacownego grona. Tam gdzie cala uwaga skierowana jest na wlasny brzuch i przelyk, tam gdzie panuje etyczna wolna amerykanka, a dobro spoleczne to jest cos, co obowiazkowo nalezy rozkrasc, zaczyna sie strefa Polusow. mieszkancow dorzecza Wisly, masy usilnie starajacej sie byc niepracujaca, strefa belkotu i pretensji, strefa arogancji i roszczen. Pomiedzy Polakami i Polusami jawi sie jeszcze jedna grupka: Polonusow. To w wiekszosci porzadni ludzie, tylko popyrtani. Wiecej sie dla nich liczy frazes i symbol niz rzeczywista rzeczywistosc. Takowej w ogole nie dostrzegaja, zyjac w swiecie `prawdziwych Polakow', w swiecie `wolnej i niepodleglej', w mitach historycznych i wspolczesnych. Nawiedzeni i oszolomy, charyzmatycy misji i wymachiwacze szabelkami. To dla nich moglby "Czas Kultury" budowac swa wizje wskrzeszania sarmatyzmu jako `jedynej polskiej' formacji kulturowej. Ilu jest Polakow? Jezeli 1% - to w normie. Jezeli 5% - to wspaniale. Ilu jest Polonusow? - Tylez. Cala reszta to Polusy. A czyja w tym wina? Zaprzeszlego ustroju komunistycznego w duzej mierze. Ale nie wylacznie. Zaniedbalismy bowiem wychowania obywatelskiego wlasnej progenitury. Obrzydzila nam je szkola, a przeciez nie wolno rezygnowac z tego, co choc obrzydzane, jest potrzebne lub wrecz konieczne. O Polsce gadamy bezustannie, a nawet belkoczemy lub krzyczymy. Ale o co ten halas? Nie wiem, bo w jego decybelach jawia mi sie rozmaite sprawy przewaznie indywidualno-roszczeniowe, ginie zas to, co sie nudnie, rowninnie rozciaga `od Tatr do Baltyku'. Wiec kiedy wychodze na ulice, kiedy znajduje sie w tlumie szlifujacym bruki, belkocacym niekoherentnie zlote mysli i rzucajacym tlustym oczkiem badawcze spojrzenia: co by tu komu urwac, co by komu wychachmecic, a jednoczesnie wypatrujacego wodza na kasztance, siwym rumaku lub karym ogierze, chcialbym stanac jak Kosciuszko i zlozyc narodowi przysiege. Ze nie bedzie wodza. Ze Opatrznosc nam go nie zesle, bosmy na niego nie zasluzyli. Wiec nie bedzie ani tego duzego, ani tych pomniejszych, bo ich trzeba sie dopracowac, ich trzeba wychowac, wyksztalcic do wodzowskiego statusu, zaopatrzyc w kompetencje. A jezeli bedziemy tylko siedziec przy piwie i belkotac, jak u Mrozka, ze `moze by tak co zaorac', to nic, prosze rodakow wszystkich trzech kategorii, nic a nic z tego nie bedzie. () ________________________________________________________________________ Pawel Penczek List do redakcji ZDZIWIENIE ========== Chcialbym przy okazji (...) wyrazic zdziwienie z powodu opublikowania w "Spojrzeniach" nr 43 tekstu wystapienia anonimowego Adama S. Nie jest dla mnie calkiem jasna motywacja, jaka kierowaliscie sie publikujac ten tekst (domyslam sie, ze bez zgody i autoryzacji). Wydaje mi sie, ze w szanujacym sie czasopismie takie postepowanie nie powinno miec miejsca. Jesli faktycznie uwazacie, ze problem postaw roszczeniowo- rozliczeniowych jest powazny i wymaga zaadresowania, to wypada poprosic kogos o napisanie tekstu, ktory odpowiednie racje moglby wylozyc w sposob zrownowazony. We wstepie J.K-ek pisze, ze `nie probujemy postawy tej oceniac, gdyz pokolenie Adama S. doznalo od minionego ustroju prawdziwych, a nie wyimaginowanych krzywd'. To oczywiscie prawda, ale skad pewnosc, ze pokolenie to wybraloby akurat Adama S. i jego nieautoryzowany tekst na swoich rzecznikow?! Pozostawiam na boku rozwazania, czy kazdy kto doznal niewyimaginowanych krzywd zyskuje tym samym tytul do plecenia publicznie bzdur. Nie moge jednak nie zauwazyc, ze publikujac tekst w jego obecnej formie postawe autora OCENIACIE, bo wiem forma tekstu i sposob wypowiadania sie autoraca i jego racje OSMIESZAJA (nawet, jesli nie bylo to Waszym zamiarem). Uwagi te potraktowala mi raczej troska o poziom pisma niz oburzenie chociaz, jak napisalem na wstepie pozostaje zaskoczony dosc dziwna dla mnie praktyka redakcyjna. Pawel Penczek ------------- [Od red. (J.K-ek). Autoryzacja tekstu z Autorem przebywajacym glownie na Mazurach byla niemozliwa. Jego spisane wystapienie zostalo nam jednak przyslane przez osobe na tyle mu bliska (syna), ze nie mielismy i nie mamy podstaw doszukiwac sie niczyjej zlej woli. Artykul zamiescilismy glownie z uwagi na retoryke w nim zawarta, dajaca sie slyszec z wielu rozniacych sie od siebie srodowisk w Polsce, a tym samym warta w naszym odczuciu odnotowania] ________________________________________________________________________ [Tygodnik Powszechny nr 25/1992] Slawomir Mrozek EPILOG ====== DO NAJWYZSZEJ RADY ZWIAZKU SOCJALISTYCZNYCH REPUBLIK RADZIECKICH, W KRZAKACH Przepraszam, ze pisze na taki adres, ale nie wiadomo, gdzie teraz Rada przebywa, to na krzaki wydaje sie najpewniejsze. Slyszalem, ze nikt nie wie, co zrobic z naszym orezem atomowym. To ja bym chcial go wziac na przechowanie. U nas ciasno, trzy rodziny w jednej izbie komunalnej. Iwanowicze, Pawlowicze i my, Aleksiejewicze. Ale miejsce na orez sie znajdzie, zwlaszcza jakby Marie Antonowne Iwanowicz gdzie zeslac, moze na Kanal Bialomorski... Jasne, ze on juz zbudowany, ale moze cos naprawic jeszcze przy nim by trzeba? Maria Antonowna Iwanowicz by sie do tego nadawala, bo wczoraj znowu nasza, Aleksiejewiczow, zupe w pieca odstawila i swoja, Iwanowiczow, postawila. Nie mogla to zupe Pawlowiczow zamiast naszej, Aleksiejewiczow, odstawic? Bielomorie dobrze by jej zrobilo, zreedukowalaby sie. Ja ciagle pisze i pisze do Organow, ze Maria Antonowna Iwanowicz jednostka antysocjalistyczna jest i nic, ona ciagle w domu i nam zupe odstawia. Ja sie nie skarze na Organy, tylko na Marie Antonowne Iwanowicz. Ale gdzie one sa? Mnie orez by sie przydala na wypadek, jakby Maria Antonowna Iwanowicz zupy naszej odstawiac nie przestala. Aleksiej Aleksiejewicz, Bohater Wielkiej Wojny Ojczyznianej, Odznaczony. DO ROZZWIAZKU RADZIECKIEGO Najwiecej u nas miejsca zajmuja ordery Aleksieja Aleksiejewicza, weterana wojny ojczyznianej. Co moja zona, Maria Antonowna Iwanowicz zupe na piecu postawi, to wpadaja i potem w zebach zgrzyta. Ale jak sie je wywiesi za oknem razem z Aleksiejem Aleksiejewiczem, to miejsce dla bomby bedzie. I dla nas tez, to znaczy dla rodziny Iwanowiczow. O Pawlowiczach nie wspominam, bo to chuligani. To ja bym ten stos atomowy po ekonomicznemu sobie przyprywatyzowal. Obiecuje, ze nie bede go uzywal, chyba ze w razie koniecznej potrzeby, to znaczy jakby Aleksiej Aleksiejewicz sie opieral. Iwan Iwanowicz, Kandydat Nauk CZALO! Jestem Pawel Pawlowicz, ale mowcie mi Alek Caponow. My razem z Lukiem Brando zakladamy Szolbiz. Moze nie wiecie, kto to jest, bo on przed Gorbaczowem nazywal sie Fiedia Zopowski. Mozemy wziac ze trzydziesci megatonow i pare ICBMS-ow. Wiecej na razie nie potrzebujemy, moze jak nam sie firma rozwinie. Zreszta zalezy to od tego, czy sie nam uda wykonczyc Kandydata Nauk Iwana Iwanowicza konwencjonalnie. Aleksiej Aleksiejewicz to nie jest problem, on stary i zreszta wczesniej zalatwi go Kandydat Nauk Iwanowicz w sprawie zupy. Zenk you wasza macz. ________________________________________________________________________ Redakcja "Spojrzen": Jurek Krzystek (krzystek@u.washington.edu) Zbigniew J. Pasek (zbigniew@engin.umich.edu) Jurek Karczmarczuk (karczma@frcaen51.bitnet) Mirek Bielewicz (bielewcz@uwpg02.uwinnipeg.ca) stale wspolpracuje: Maciek Cieslak (cieslak@ddagsi5.bitnet) Copyright (C) by Jurek Krzystek 1992. Copyright dotyczy wylacznie tekstow oryginalnych i jest z przyjemnoscia udzielane pod warunkiem zacytowania zrodla i uzyskania zgody autora danego tekstu. Poglady autorow tekstow niekoniecznie sa zbiezne z pogladami redakcji. Prenumerata: Jurek Krzystek. Numery archiwalne dostepne przez anonymous FTP, adres: (128.32.123.30), directory: /pub/VARIA/polish/dir_spojrzenia ____________________________koniec numeru 44____________________________