_______________________________________________________________________
                                            ___
             __  ___  ___    _  ___   ____ |  _|  _   _  _  ___
            / _||   ||   |  | ||   | |_   || |_  | \ | || ||   |
           / /  | | || | |  | || | |   / / |  _| |  \| || || | |
         _/ /   |  _|| | | _| ||   \  / /_ | |_  | |\  || ||   |
        |__/    |_|  |___|| | ||_|\_\|____||___| |_| |_||_||_|_|
                          |___|
_______________________________________________________________________

Czwartek, 20.08.1992.                                             nr 38
_______________________________________________________________________

W numerze:

      Zbigniew J. Pasek - Historia Polski dzien po dniu - Sierpien
           Jerzy Suszko - Szarza ulanow
        Jerzy Remigioni - Denazyfikacja - jak bylo?
    Janusz R. Kowalczyk - Normalnie sie pobeczalem. Rozmowa z Michalem
                          Urbaniakiem
    Katarzyna Zechenter - "Weiser Dawidek" Pawla Huelle
           Pawel Huelle - Mecz
      Slawomir Mizerski - Pokochac reklame
          Adam Kreczmar - To jest wszystko...
_______________________________________________________________________

[Od redaktora dyzurnego: Na poczatek nieco dat sierpniowych (tym razem
krocej niz w lipcu - moze bedzie mniej bledow?). 15 sierpnia stal sie
nowym Swietem Wojska Polskiego i z tej okazji male wspomnienie
o polskiej kawalerii. Z tematow drazliwych - zanim byly "teczki" byla
denazyfikacja. Potem nieco kultury - muzyka: wywiad z Michalem
Urbaniakiem, literatura: o ksiazce "Weiser Dawidek". A na zakonczenie
kilka slow o polskiej reklamie i wierszyk Adama Kreczmara... zjp]
_______________________________________________________________________

Zbigniew J. Pasek

                HISTORIA POLSKI DZIEN PO DNIU - SIERPIEN
                ========================================

 1. 1589 Zabojstwo Henryka Walezego, krola Polski i Francji
    1944 Wybuch Powstania Warszawskiego
    1959 Utworzenie Funduszu Rozwoju Rolnictwa, uzywanego do
         finansowania kolek rolnicznych
    1975 Podpisanie Aktu Koncowego helsinskiej Konferencji
         Bezpieczenstwa i Wspolpracy w Europie przez
         przedstawicieli 35 panstw
    1987 Zmarla Pola Negri (Apolonia Chalupiec), aktorka

 2. 1897 Zmarl Adam Asnyk, poeta (ur. 1838)
    1949 Pierwsze "Stary 20" opuszczaja FSM Starachowice
    1950 Zakaz dzialalnosci zrzeszenia "Swiadkow Jehowy"

 4. 1944 W Powstaniu Warszawskim zginal Krzysztof Kamil Baczynski
    1963 Poczatek druku noweli filmowej "Czlowiek z marmuru"
         A. Scibora-Rylskiego w warszawskiej "Kulturze"

 5. 1772 Pierwszy rozbior Polski; podpisanie w Petersburgu trzech
         traktatow rozbiorowych
    1864 Stracenie Romualda Traugutta i 4 innych przywodcow
         Powstania Styczniowego
    1975 Uruchomienie pierwszych wydzialow Huty Katowice

 8. 1940 Poczatek "Bitwy o Anglie" (do 31.X.1940)
    1966 KC KP Chin oglasza "Wielka Proletariacka Rewolucje
         Kulturalna"

 9. 1853 Zmarl Jozef Hoene-Wronski, filozof i matematyk

10. 1642 Poczatek obrony Zbaraza (do 25.VIII)
    1943 Zgoda rzadu radzieckiego na formowanie 1 Korpusu
         Polskich Sil Zbrojnych; dowodca: gen. Z. Berling
    1947 W Krakowie rozpoczyna sie proces 17 osob, glownie
         czlonkow WiN i PSL, zostaje wydanych 8 wyrokow smierci,
         w tym rowniez na plk. Franciszka Niepokolczyckiego
    1959 Premiera filmu "Baza ludzi umarlych" w rezyserii
         C. Petelskiego wg opowiadania Marka Hlaski

11. 1945 Pogrom Zydow w Krakowie
    1946 Zakonczenie dzialalnosci Zwiazku Patriotow Polskich

12. 1892 Urodzil sie Wladyslaw Anders, wojskowy i polityk
    1957 Dwudniowy strajk tramwajarzy w Lodzi; Gomulka mowiac
         o strajkujacych robotnikach po raz pierwszy uzyl epitetu
         "warcholy"
    1970 W Moskwie podpisano uklad miedzy NRF i ZSRR, regulujacy
         m.in. kwestie granic z Polska

13. 1920 Poczatek bitwy warszawskiej ("Cud nad Wisla", do
         16 sierpnia)
    1961 Poczatek wznoszenia Muru Berlinskiego
    1976 Wprowadzenie biletow towarowych na cukier (2 kg
         miesiecznie na osobe)

14. 1862 Aresztowanie i osadzenie w Cytadeli J. Dabrowskiego
    1941 W Oswiecimiu zmarl Maksymilian Maria Kolbe, duchowny
    1980 Rozpoczecie strajku w Stoczni Gdanskiej
    1982 Uroczystosci Wniebowziecia na Jasnej Gorze z udzialem
         120 tys. pielgrzymow (600 lecie obrazu Matki Boskiej)

15. 1568 Zmarl Stanislaw Kostka, swiety kosciola katolickiego
    1917 Roman Dmowski powoluje Polski Komitet Narodowy
    1966 Zmarl Jan Kiepura, spiewak (ur. 1902)
    1988 Rozpoczecie strajku w kopalni "Manifest Lipcowy",
         zadanie legalizacji "Solidarnosci"

16. 1919 Wybuch pierwszego powstania slaskiego
    1941 Poczatek formowania Armii Andersa w ZSRR
    1945 Polsko-radziecka umowa o granicy panstwowej,
         sankcjonujaca ustalenia konferencji jaltanskiej
         i poczdamskiej; umowa polsko-radziecka "o wynagrodzeniu
         szkod wyrzadzonych przez okupacje niemiecka" (ZSRR
         zrzekl sie roszczen do mienia niemieckiego na terytorium
         Polski, Polska zobowiazala sie do dostaw wegla "po
         specjalnej cenie umownej", czyli za darmo)
    1980 Sformowanie Miedzyzakladowego Komitetu Strajkowego na
         Wybrzezu

17. 1980 MKS w Gdansku przedstawia 21 postulatow

18. 1951 Rozpoczela prace Stocznia Szczecinska
    1980 Poczatek strajkow w Szczecinie

19. 1587 Zygmunt III Waza zostaje wybrany na tron polski
    1970 Zmarl Pawel Jasienica, prozaik, publicysta (ur. 1909)
    1981 Poczatek "Dni bez prasy", strajku drukarni,
         proklamowanego przez KKP

20. 1920 Wybuch drugiego powstania slaskiego
    1940 Pierwsza walka dywizjonu 302 w bitwie o Anglie
    1955 Utworzenie Instytutu Badan Jadrowych
    1968 Oddzialy wojskowe pieciu panstw sygnatariuszy Ukladu
         Warszawskiego wkraczaja do Czechoslowacji
    1981 I Ogolnopolski Festiwal Piosenki Prawdziwej w Sopocie

21. 1862 Wielki Ksiaze Konstanty zostaje namiestnikiem Ksiestwa
         Warszawskiego
    1925 Wykonanie wyroku smierci na dzialaczach komunistycznych:
         Wl. Kniewskim, Wl. Hibnerze i H. Rutkowskim
    1975 Zmarl Adolf Dymsza, aktor (ur. 1900)
    1981 Jerzy Urban zostaje rzecznikem prasowym rzadu

22. 1585 Zmarl Jan Kochanowski, poeta

23. 1939 Pakt Ribbentrop-Molotow
    1944 Wznowienie dzialalnosci Katolickiego Uniwersytetu
         Lubelskiego

24. 1989 Tadeusz Mazowiecki zostaje desygnowany na premiera

25. 1939 Polsko-brytyjski uklad o wzajemnej pomocy w razie
         agresji niemieckiej
    1960 Olimpiada w Rzymie (do 11.IX); Polska zdobywa 21 medali
    1948 Swiatowy Kongres Intelektualistow w Obronie Pokoju we
         Wroclawiu
    1966 Zmarl gen. Tadeusz Bor-Komorowski

26. 1656 Najswietsza Maria Panna zostaje uznana Krolowa Korony
         Polskiej
    1958 Transatlantyk "Batory" wraca na linie polnocnoamerykanska
    1972 Olimpiada w Monachium (do 11.IX); Polska zdobywa 21
         medali (7-5-9)

27. 1672 Kapitulacja Kamienca Podolskiego (wojna z Turcja)

28. 1953 Kardynal Wyszynski zostaje osadzony w areszcie domowym

29. 1918 Dekret rzadu Rad anulujacy podpisane przez Rosje
         traktaty rozbiorowe

30. 1942 Ewakuacja ostatnich oddzialow armii Andersa z ZSRR do
         Iranu
    1980 Podpisanie porozumien miedzy MKS i Komisja Rzadowa
         w Szczecinie

31. 1945 Zmarl Stefan Banach, matematyk (ur. 1892)
    1980 Podpisanie Porozumien Gdanskich
    1988 Spotkanie Kiszczak-Walesa (przygotowywanie gruntu do
         "okraglego stolu")

Zbigniew J. Pasek
_______________________________________________________________________

[Zycie Warszawy, 27-28.06.1992]

Jerzy Suszko

                             SZARZA ULANOW
                             =============

Rotmistrz Jerzy Urbankiewicz mowi o najbardziej zawadiackim sposobie
wojowania - szarzy.

Kawaleryjska szarza? - rotmistrz przeciaga slowa. I po chwili: zakladam
najprostsza sytuacje, to jest uformowany w dwuszereg oddzial kawalerii
(ostatnio bez lanc) kryje sie na skraju lasu, gotujac sie do szarzy na
piechote, ktora maszeruje droga odlegla o 50 metrow. Dowodca ma nadzieje
zaskoczyc nieprzyjaciela nim ten zdola uzyc broni maszynowej. To ona,
wyrzucajaca tysiac pociskow na minute, polozyla kres dziejom
kawalerii...

- Jaka pada komenda?

- W warunkach bojowych, gdy ma sie do czynienia z zaprawionym
w szarzach zolnierzem, mozna sobie wyobrazic szarze bez slowa komendy.
Dla uzyskania zaskoczenia oficer w milczeniu wyciaga szable, spina
konia, daje zolnierzom znak i cwalem rusza na nieprzyjaciela. I to
wystarczy, aby poszla za nim lawa jezdzcow i koni. Okrzyk "hurra" zrywa
sie, gdy nieprzyjaciel spostrzegl szarze.

- A na manewrach?

- Na manewrach komendy oczywiscie padaly. Najpierw dowodca daje sygnal
uformowania dwuszeregu, nastepnie podaje komende: "Szable w dlon!".
Zolnierze wyciagaja szable i skracaja wodze tak, ze trzymaja je tuz za
uszami konia. Na komende: "Klusem marsz!", oddzial rusza. Na komende:
"Marsz, marsz!" - szarzuje.

- Czy walczac szabla jezdziec nie rani konia?

- Kawalerzysta szarzuje stojac w strzemionach silnie pochylony na konska
szyje. Szabla zatem znajduje sie przed lbem konia. Gdy atakowany piechur
przypadnie do ziemi, jezdziec zmienia nieco pozycje, pochyla sie w bok i
tnie lub kluje w dol.

- Ale oto piechota pierzchla i przed nami wyrasta szarzujacy na nas
oddzial nieprzyjacielskiej kawalerii...

- Obrazek jak z wojny polsko-bolszewickiej 1920 r. Kawaleria szarzowala
wtedy na wszystko, na piechote, na tabory, na jazde. Walka z kawaleria
Budionnego i Gaja polegala przede wszystkim na starciach niekiedy
wielkich mas jazdy. Niektore nasze pulki, np. Jazlowiecki, w ciagu kilku
miesiecy wojny wykonaly mnostwo szarz. Walczyly szarzami. 72 lata temu,
31 sierpnia pod Komarowem, na poludnie od Zamoscia, dywizja jazdy gen.
Rommla stoczyla calodzienny, zwycieski boj z dwiema dywizjami Konarmii.
Usilujac wydostac sie z okrazenia kozacy czesto szarzowali, nasi
odpowiadali tym samym. Byla to ostatnia wielka bitwa kawalerii w
dziejach swiata. We wrzesniu 39 polska kawaleria walczyla pieszo albo na
czolgach, na koniach szarzowala 5-7 razy. W tym raz na niemiecka
kawalerie. Natknal sie na nia szwadron 25 pulku Ulanow Wielkopolskich,
szarzowal i zmusil do ucieczki.

- Czy przezycia szarzujacego kawalerzysty mozna porownac z przezyciami
piechura idacego do ataku na bagnety?

- Piechur ma swiadomosc, ze w kazdej chwili moze przypasc do ziemi,
kawalerzysta wie, ze nie moze zeskoczyc z konia ani go zatrzymac. Nikt
nie jest w stanie wyrwac swego konia z pedzacego cwalem stada.

- A tak sie pieknie pisze o porozumieniu jezdzca z koniem na parcourze.

- Ten sam kon na hipodromie i w szarzy to dwa rozne stworzenia. Na
hipodromie kon reaguje na nieznaczny ucisk lydki, w szarzy czlowiek nie
ma nad nim wladzy. Kon staje sie czastka nieokielznanego zywiolu, jakim
jest cwalujace stado. Ta psychoza zwierzat, zwierzecego tlumu udziela
sie i jezdzcom, ktorzy wpadaja - jak by to okreslil Sienkiewicz -
w szal bojowy.

- Skoncentrujmy sie na tym niezwyklym momencie, na zderzeniu czolowym
szarzujacych na siebie oddzialow kawalerii.

- Czolowe zderzenie nie jest w tym przypadku trafnym okresleniem. Kon
nie walczy cialem, nawet w najwiekszym pedzie stara sie ominac
przeszkode. Podczas szarzy szyki rozluzniaja sie i konie znajduja
przejscia miedzy konmi nadbiegajacego oddzialu.

- A jezdzcy? Sieka sie szablami. Babel tak to opisal: "Hurra umilklo.
I slyszelismy wielka cisze rabaniny". Ile w tej rabaninie jest z
szermierki?

- Niewiele. "Rabanina" to wlasciwie pare powtarzajacych sie ciec,
ktorych jezdzcy nauczyli sie na cwiczeniach, tnac w galopie niewinna
loze. Jedno z nich nazywa sie "od ucha tnij". Rzadko stosuje sie
pchniecie. Wygrywa kto szybszy, mocniejszy w garsci, czyje konie
mniej zdrozone.

- Lubi pan konie?

- Lubi? To moja milosc od dziecka. Gdy wyjezdzalismy z rodzicami na
letnisko, ujezdzalem na oklep chlopskie koniki, trudno mnie bylo
wypedzic ze stajni. Do wojska zglosilem sie zaraz po maturze, mlodzi
ludzie nie uwazali wtedy sluzby wojskowej za dopust Bozy, zwlaszcza
wychowani na Sienkiewiczu, Gasiorowskim, Przyborowskim. Wciaz byla zywa
radosc z odzyskania niepodleglosci. Jako ochotnik mialem prawo wyboru
broni. Mieszczuch z dziada pradziada, wybralem kawalerie. Gdy
przyjechalem do Grudziadza, interesowaly mnie dwie rzeczy: jakiego
dostane konia i jak sie beda zachowywac podchorazowie arystokraci, gdy
wypadnie im sluzba stajennych. Widzac faceta niewielkiej wagi,
wachmistrz przydzielil mi "Krakowiaka", 16-letniego walacha, zgrabnego
konika, nieco tylko narowistego...

- Klopotliwy "czworonozny przyjaciel"...

- Zadziwiajaca rzecz, opiekunczy stosunek do zwierzecia nadawal sluzbie
w kawalerii szczegolny walor wychowawczy. W okresie miedzywojennym
Polska miala 40 pulkow kawalerii, wszystkie przechodzily szkolenie
piechoty, kon byl raczej srodkiem lokomocji, ale byl obecny, wymagal
staran, dodatkowej pracy. Rewanzowal sie wspaniale jako odwazny,
wytrwaly wierzchowiec, dostarczal wielkich emocji i satysfakcji. Szarza
rzadko wchodzila do programu cwiczen, ale ulan zaprawial sie w cieciu
lozy, czesto galopowal, wiedzial, ze szarza nalezy do tysiacletniej
tradycji jazdy polskiej. To wszystko dzialalo na wyobraznie,
przywiazywalo do pulku, pobudzalo rycerska fantazje, czynilo
z kawalerzysty zolnierza o duzej brawurze. Gdy polscy ulani zaczeli
przesiadac sie na czolgi, do zmotoryzowanych szwadronow przenosili
kawaleryjskiego ducha. Rekrutujace sie z kawalerzystow i kultywujace
kawaleryjskie tradycje i fasony pancerne pulki gen. Maczka zdumiewaly
brawura.



Jerzy Urbankiewicz sluzyl w 4 pulku Ulanow Zaniemienskich po
przeszkoleniu w Centrum Wyszkolenia Kawalerii w Grudziadzu, gdzie
zostal prymusem podchorazych w 1935 r. Wczesniej, w 1933 r. zostal
zwyciezca we florecie grupy "B" mistrzostw Polski juniorow.
Uczestnik kampanii wrzesniowej i walk AK na Wilenszczyznie.

_______________________________________________________________________

Jerzy Remigioni 

                       DENAZYFIKACJA - JAK BYLO?
                       =========================

(tekst w innej formie ukazal sie uprzednio na Poland-L)

W numerze 37 "Spojrzen" przeczytalem krotki artykul na temat slownictwa
zaczynajacego sie na de-. Pomyslalem wiec sobie, ze wypada wspomniec
tzw. 'denazyfikacje' (po niemiecku: Entnazifizierung), zwlaszcza ze
bywa ona tu i owdzie stawiana za wzor dla 'dekomunizacji', przy czym
wiedza na ten temat bywa czesto skromna.

Od razu mowie, ze nie przeczytalem na ten temat zadnej madrej ksiazki,
ani nie siegnalem do archiwow, co szanujacy sie autor powinien zrobic.
Ale na moja korzysc, jak sadze, przemawia sam fakt przebywania
w Niemczech i mozliwosc wypytania ludzi, ktorzy czasy te pamietaja.
Z mozliwosci tej wlasnie skorzystalem.

Nie byly to rozmowy latwe, gdzyz starsze pokolenie Niemcow niechetnie
wraca do czasow wojennych, jak rowniez bezposrednio powojennych. Nie
sadze, zeby sie nalezalo temu dziwic. Mloda generacja, tzn. nie
pamietajaca wojny, rowniez sie czesto niecierpliwi: "A co nas to
obchodzi, to nie mysmy to wszystko zrobili".

A oto, czego sie zdolalem o denazyfikacji dowiedziec od ludzi ja
pamietajacych:

Denazyfikacja, jak wiadomo, zostala przeprowadzona na zadanie
mocarstw okupacyjnych podczas kilku lat powojennych, w zasadzie przed
powstaniem Republiki Federalnej w 1949 roku. Poza specjalnymi
przypadkami za proces ten odpowiedzialni byli sami Niemcy, wczesniej
zdenazyfikowani przez aliantow. Dosc zgodna opinia moich rozmowcow jest
taka, ze denazyfikacja zostala przeprowadzona powierzchownie i raczej
bez przekonania. Przyczyny tego byly wielorakie.

Po pierwsze, ogolny stan psychiczny spoleczenstwa niemieckiego po
przegranej wojnie okresla niezle slowo: stupor. Inne mozliwe
okreslenie: wielki kac. Wiekszosc chciala jak najpredzej zapomniec
o przezytym koszmarze (a koncowe 2 lata wojny dla Niemcow rozowe nie
byly chocby ze wzgledu na naloty alianckie oraz straty na frontach,
zwlaszcza wschodnim). Byc moze jest to rowniez sprawa innej, niz polska,
mentalnosci, ale kwestia ukarania winnych wplatania kraju w niepotrzebna
wojne i wszystko, co podczas niej uczyniono, stanela zdecydowanie na
dalszym planie. Dominowala chec jak najszybszego powrotu do normalnosci,
nawet kosztem pozostawienia niedawnych nazistow na stanowiskach w nowej
administracji - byle byli kompetentni w tym, co robia.

Druga istotna przyczyna braku entuzjazmu dla denazyfikacji byl sam fakt,
ze byla ona narzucona przez zwyciezcow, a tego nie lubi nikt.

Wiekszosc moich rozmowcow przyznaje, ze proces ten byl przeprowadzony
niespiesznie i nie do konca. Nie potrafili oni dokladnie powiedziec, od
jakiego stanowiska trzeba bylo sie denazyfikacji poddac, ale z cala
pewnoscia dotyczylo to wyzszych stanowisk w administracji panstwowej
oraz w szkolnictwie. Rowniez nikt nie mogl mi potwierdzic, ze NSDAP
zostalo uznane za organizacje przestepcza - tylko SS zostalo uznane za
takowa. W kazdym razie zwykle czlonkostwo w NSDAP nie bylo karalne ani
nie bylo uwazane za dyskwalifikujace w pelnieniu funkcji
w Bundesrepublice, gdyz uznano, ze karanie kilku milionow ludzi jest
absurdem.

Z pracownikami aparatu sprawiedliwosci postapiono na ogol w sposob
sztywno legalistyczny, tzn. stwierdzono, ze jezeli orzekali wyroki
zgodnie z prawem obowiazujacym w III Rzeszy, to nie popelnili
przestepstwa, nawet jezeli skazywali ludzi w powszechnym odczuciu
niewinnych na smierc. Ciekawa z punktu widzenia prawnego bylaby sprawa
przewodniczacego szczegolnie okrutnych w ostatnim okresie wojny Sadow
Ludowych (Volksgerichte), o nazwisku chyba Fischer. Coz, mial pecha,
zginal od alianckiej bomby przed koncem wojny. Moim zdaniem i jego by
uniewinniono.

I stad sie wzieli na czasem bardzo wysokich stanowiskach w RFN ludzie
o przeszlosci raczej haniebnej. Jednym z pierwszych prezydentow tego
kraju (w latach 60-tych) byl Heinrich Luebke, ktoremu udowodniono
udzial w projektowaniu komor gazowych. Odszedl w nieslawie, ale dopiero
po zakonczeniu swej kadencji.

Kanclerz republiki w latach 1964-66 nazywal sie Kiesinger i tez mial za
soba nazistowska przeszlosc jako propagandzista NSDAP. Nie dziwilo to
nikogo, az zostal publicznie spoliczkowany przez znana przeciwniczke
nazizmu i nazistow, Beate Klarsfeld. Dopiero wtedy wybuchl skandal,
ze az hej!

Natomiast premierem rzadu Badenii-Wirtembergii, z ktorego to landu
pisze te slowa, w latach 70-tych byl niejaki Filbinger. Wszystko szlo
mu dobrze, dopoki wscibski "Der Spiegel" nie odkryl, ze Filbinger jako
prawnik byl w latach wojennych przewodniczacym jednego z sadow
wojskowych i w tej funkcji skazal na smierc wielu zolnierzy Wehrmachtu
i cywilow. A juz zupelnie niebywaly byl fakt, ze prawnik ow skazal na
smierc mlodziutkiego rekruta *po kapitulacji Niemiec*, gdzies w polowie
maja 1945 za odmowe wykonania rozkazu *przed koncem dzialan wojennych*.
Byly to pierwsze dni po zakonczeniu wojny, kiedy alianci nie zdazyli
jeszcze przejac administracji i sadownictwa. Wyrok zostal wykonany, zas
Filbinger bronil sie, ze musial skazac wedlug obowiazujacego wowczas
prawa, a obowiazywalo jeszcze prawo III Rzeszy.

Wymiana listow w "Spieglu" pomiedzy Filbingerem a zyjaca jeszcze matka
owego skazanca byla niezwykle przejmujaca, wyjasnienia Filbingera nader
pokretne. Musial odejsc z urzedu, ale zachowujac wszystkie apanaze
(wille sluzbowa, w ktorej mieszkal, kolo palacu Solitude w Stuttgarcie,
sam ogladalem na poczatku lat 80-tych).

Powyzsze, powtarzam, jest kompendium rozmow, ktore prowadzilem
z Niemcami pamietajacymi omawiane czasy, afere Filbingera pamietam
zas sam.

Sam pisze to nie po to zeby wypowiadac swe sady, choc z punktu widzenia
elementarnej sprawiedliwosci i uczciwosci nieprzeprowadzenie do konca
denazyfikacji wydaje mi sie raczej obludne, obecnosc osob takich jak
Luebke czy Filbinger na szczytach wladzy - oburzajaca.

Ale jest tez i drugi punkt widzenia, nazwijmy go pragmatycznym: Jesli
popatrzec na rezultaty wytezonej pracy, ktorej oddali sie Niemcy po
II Wojnie, a ktora to praca nie byla zaburzana wewnetrznymi klotniami
i polowaniami na prawdziwe i wyimaginowane czarownice, to dosc jasno
widac, ze przynajmniej *oni* jako panstwo zle na tym nie wyszli.


Jerzy Remigioni

_______________________________________________________________________

[Rzeczpospolita, 18-19.07.1992]

                       NORMALNIE SIE POBECZALEM
                       ========================

Z Michalem Urbaniakiem rozmawia Janusz R. Kowalczyk

- Podobnie jak wszyscy wybitni muzycy jazzowi, ktorzy zaczynali w
Polsce, a wyladowali w Stanach, jest pan zarazony Krzysztofem Komeda...

- Zanim poznalem Komede, przezywalem juz swoja milosc, ktorej nigdy sie
nie wyzbede, do saksofonu i czarnej muzyki. Pozniej spotkalem
Krzysztofa i grajac z nim przez trzy lata czulem sie jego "cicha" prawa
reka, fanem, kibicem. Poszedlem jego sladem i zrobilem w Stanach muzyke
do 13 filmow. Wielkim przezyciem bylo dla mnie pisanie muzyki do filmu
Gasiorowskiego "Tak, tak". Przy pierwszym spotkaniu zapytalem go, jak
sobie te muzyke wyobraza. Odpowiedzial: "No, wiesz, taka, jak to robil
kiedys Komeda". Przezylem to bardzo, niby ponowne spotkanie z
Krzysztofem. Jest saksofon, glos, skrzypce, drobne instrumenty
perkusyjne, akustyczne...

- ... i komputer. Zdradzil pan Komede dla komputera.

- Wprost przeciwnie. Uwazam, ze komputer jest nowoczesnym magnetofonem.
Mam w swoim studio 12 sciezek akustycznych, kilkadziesiat sciezek
syntezorowych w komputerze. Oprocz tego dwie sciezki do miksowania i 16
do nagrywania normalnych instrumentow akustycznych. Zastanawiam sie,
jaki efekt brzmieniowy chce uzyskac, po czym wybieram to, co najlepsze.

- Czy sciezka dzwiekowa preparowana na komputerach moze miec rowna
temperature emocjonalna jak jazz lat 60., ktory organicznie wspoltworzyl
atmosfere filmow?

- Ta muzyka brzmi absolutnie tak samo jak jazz w latach 60., i w dalszym
ciagu rownie znakomicie funkcjonuje w filmie. W "Tak, tak" byl to
swiadomy wybor rezysera. Saksofon tenorowy jest akurat tym instrumentem,
bez ktorego muzyce filmowej trudno sie obejsc, a dzieki komputerowi
mialem te efekty, ktore dlugo bym musial cwiczyc z zespolem.

- Komputer jest dla pana unowoczesnionym magnetofonem czy instrumentem
muzycznym?

- U mnie komputer nie gra, tylko zapisuje wykonawce. Biore Kenny'ego
Kirklanda czy Lennie White'a, zeby gral na perkusji. Komputer to notuje,
a wykonawcy moga wybrac probki najlepszych brzmien.

- Czy zamowienia filmowe nie przeszkadzaja panu w normalnej dzialalnosci
koncertowej?

- W tej chwili zajmuje sie bardziej koncertowaniem i plyta "Manhattan
Man", nad ktora - z przerwami - pracowalem dwa lata. Zawiera tez sporo
tematow filmowych.

- Krytycy amerykanscy zwracaja uwage na specyficznie polskie poczucie
humoru w pana kompozycjach. Na czym ono polega? Na odwadze laczenia rapu
z charlestonem, jak w glownym temacie muzyki do filmu "Pozegnanie
jesieni"?

- Wlasnie na tym. Pojawia sie tez u mnie skala goralska, co Amerykanie
biora za muzyke irlandzka. Podobaja im sie bezkompromisowe, ostre
skojarzenia - polka na rytmie rapowym w wykonaniu Murzynow, to jest dla
nich jednak dowcipne. Proby z zespolem murzynskim zaczynaja sie zawsze
od pytan: "Jak sie gra polke?" A ja im odpowiadam: "Nie graj polki,
tylko rob swoje. To ma byc szczere".

- Jest pan jedynym Polakiem i zarazem jedynym skrzypkiem, ktory dostal
sie na plyte Milesa Davisa. Jedna z krazacych plotek mowi, ze pan sie z
nim nigdy nie spotkal...

- Powiem jak bylo. Dodzwonilem sie do producenta Tony Lipumy z Warner
Bros i slysze: "Miles Davis cie szuka. Widzial cie w show Johny
Carsona". Lece do Nowego Jorku. W studio spotykam Marcusa Millera,
kierownika muzycznego jego zespolu, ktory mowi mi, ze bede gral trzy
kawalki. Jakie? "Pamietasz te 'mowiace skrzypce', ktore robiles w show
Carsona"? Milesowi podobalo sie to brzmienie". W 45 minut nagralismy
trzy "nakladki".

Przyszedlem nastepnego dnia rano, bo mial byc Miles. Zobaczylem go za
szyba, nagrywajacego. W pewnym momencie odlozyl trabke, przyszedl,
przywital sie i pyta: "Jak grales?" Mowie: "W porzadku, tak jak doktor
przepisal". "Yes?" - ucieszyl sie. Obszedl dookola i zaczal mnie
masowac. I wtedy ja sie normalnie pobeczalem. Wtedy dopiero dotarlo do
mnie, co sie stalo. Wrocilem do wieku 14, 15, 16 lat, pierwszych plyt
Milesa i tak mnie wzielo, ze nie moglem sie ruszyc. Dostalem wejsciowke
za kulisy na jego koncert. Miles mnie zobaczyl i zapytal, gdzie mam
skrzypce. Pobieglem po nie, podlaczyli kabelek i gralem tam dwa
koncerty, po czym jeszcze w Long Island. Pozniej Miles mial przerwe, a
potem zmienil zespol.

- Gral pan z Milesem Davisem i wystepowal trzykrotnie w programie Johny
Carsona. W amerykanskich sklepach z plytami ma pan polke z napisem
"Urbaniak". Ma pan jeszcze jakies nie spelnione marzenia?

- To jest genialne pytanie. Trzy lata po przyjezdzie do Nowego Jorku
mialem kryzys, ktory kosztowal mnie duzo rozmow, medytacji i ksiazek -
od buddyzmu po psychologie. Zrozumialem, ze kiedys mialem wielki i
daleki cel, ktory mnie ciagnal z niesamowita sila. Nie zorientowalem
sie, ze ja juz wlasciwie powinienem pakowac walizki i wracac do domu, bo
wszystko sie sprawdzilo. My Polacy zawsze jestesmy Zosie-Samosie i
wszystko potrafimy, choc wiadomo, ze calej wodki nie wypijesz i nie
bedziesz mial wszystkich dziewczyn. Czlowiek najwiecej klopotow ma sam
ze soba. Teraz wyrobilem w sobie troche pokory i umiem sie w pore
opamietac.

- Mial pan w Nowym Jorku kontakty z ludzmi kariery, ktorzy wywodza sie z
kraju nad Wisla. Byli panu potrzebni, by mogl sie pan tam czuc Polakiem?

- Sa ze mna w kontakcie ci, ktorzy przyjezdzaja, jak i ci zasiedziali:
Rybczynski, Glowacki, do niedawna Kosinski. Tyle jest tam jednak
wlasnych spraw, ze czasami malo jest czasu i powodow, by pielegnowac w
sobie Polaka i poszukiwac dalszych kontaktow.

- Ktora ze znanych panu polskich osobowosci siegnela pulapu mozliwosci
na amerykanskim rynku sztuki?

- Na pewno nie znam wszystkich... Jest sporo plastykow: Czeczot,
Kapusta, Dudzinski. W Nowym Jorku, bo Chicago jest mi mniej znane.
Oczywiscie Zbigniew Rybczynski, Janusz Glowacki i Ryszard Horowitz -
jeden z najlepszych amerykanskich fotografikow, Wojciech Fibak.

- Wspomnial pan, ze Ameryka uczy pokory...

- Tak. Mamy tendencje do glosnego gadania, gdy sprawa wydaje sie
wygrana. Ale okazuje sie, ze to jeszcze nie koniec, bo moga nam utrzec
nosa. Mowie to na przykladzie "Metra". Tam kazdy z nas takie "Metro"
przezyl. W Stanach najwieksza odleglosc do konca przedsiewziecia jest
wlasnie miedzy 99 a 100 procentem. Nie mozna zaczynac celebracji sukcesu
przy tym 99 procencie, do czego Polacy maja nieuleczalne sklonnosci.
Mnie w 1978 roku zdarzylo sie, ze wlozylem kilkadziesiat tysiecy dolarow
w plyte, ktorej nagraniem wszyscy sie zachwycali. Plyta sie nie ukazala,
bo zbankrutowala wytwornia. Razem z moimi pieniedzmi. Paradoks polegal
na tym, ze mieli w produkcji za duzo dobrych plyt. Poslizgneli sie na
kosztach produkcji zbyt wielu plyt naraz.

- Z pana nazwiskiem moze pan miec trasy koncertowe w calym swiecie.
Jakie wzgledy, bo przeciez nie finansowe, przyciagaja pana do Polski?

- Sentymentalne i nie tylko. Slysze na swoj temat rozne, czasami bardzo
niesprawiedliwe plotki. Zamiast na nie odpowiadac, moge je sprostowac
koncertami. W Polsce jest swietny klimat do grania muzyki.

- Spotyka sie pan tu z kolegami, z ktorymi pan zaczynal. Macie sobie cos
wzajemnie do zaproponowania?

- Bardzo czesto. Spotykam sie z Namyslowskim, Karolakiem, Szukalskim,
Nalepa, Stanka. Mamy roznice zdan, ale sa one konstruktywne. Swiat sie
powoli robi malutki.

- Jakie fluidy plyna miedzy wykonawca a wyrobionym odbiorca muzyki
jazzowej w Stanach i w Polsce? Czy sa tu jeszcze jakies rezerwaty
polskich fanow jazzu?

- Roznice przebiegaja raczej miedzy Stanami a Europa. W Stanach ludzie
sa bardziej wyczuleni na rytm. Sluchacze europejscy sa za to bardziej
wyczuleni na intelektualna strone muzyki. Mam z tym zreszta malo
problemow, bo gram bardzo melodyjna muzyke, z bardzo mocnym rytmem. To
byl zreszta najwazniejszy powod mego wyjazdu do Stanow. Za rytmem, ktory
czulem, ale nigdzie w Europie nie moglbym go dostac.

- Czy czuje sie pan dinozaurem jazzu?

- Niestety nie i tu jest rozjazd z rzeczywistoscia. Ja sie czuje w
dalszym ciagu jakbym mial kilkanascie lat. Chce wystepowac z
nastolatkami, z rockowym zespolem, bo kocham rap i sile gitar.

- Myslalem, ze znajde w panu obronce wyzszych wartosci coraz bardziej
elitarnego jazzu, a pan tu sie opowiada za nastolatkami i dyskoteka...

- Nie czuje sie ekspertem od rocka, ale pare jego elementow przemawia do
mnie: brzmienie, sila, rytm. Wole w tym oczywiscie wszystko to, co
"czarne", bardziej wyrafinowane. I to, co taneczne. Uwazam, ze jazz byl
i powinien byc muzyka taneczna. Nie mam nic przeciwko laczeniu jazzu z
dyskoteka. Podobno nazywa sie to "acid jazz" i moja nowa plyta ma byc
tak promowana. A jest to po prostu dobra melodia, z dobrym rytmem i do
tego improwizacje jazzowe.

- Uwaza pan, ze pomysl na festiwal w Polsce pod haslem: dinozaury jazzu
mialby szanse powodzenia?

- Trzeba by naprawde nawiazac do tamtych zestawow muzycznych i do tych
samych grajacych ludzi. Na pewno zagralbym na saksofonie z "Rockersami"
albo z Trzaskowskim, gdyby to sie dalo odtworzyc. I najchetniej tamten
repertuar.

_______________________________________________________________________

Katarzyna Zechenter 

                     "WEISER DAWIDEK" PAWLA HUELLE
                     =============================

Pawel Huelle jest autorem dwoch zaledwie ksiazek: zbioru "Opowiadania na
czas przeprowadzki" i niewielkiej powiesci zatytulowanej "Weiser
Dawidek". Huelle jest takze najbardziej obiecujacym prozaikiem
ostatniego dziesieciolecia i krytyka, zarowna polska jak i obca, nie
szczedzi zachwytow i obsypuje go pochwalami. Jan Blonski uwaza "Weisera
Dawidka" za "najwybitniejsze osiagniecie prozatorskie" lat
osiemdziesiatych. Niektorzy krytycy sa jednak bardziej sceptyczni. I tak
Tadeusz Nyczek, chociaz wysoko ceni sprawnosc warsztatowa Pawla Huelle,
widzi w nim "rozcienczonego Grassa" a nie artystyczna indywidualnosc na
miare ostatniego dziesieciolecia.

"Weisera Dawidka", ktory w swej warstwie fabularnej jest historia
poszukiwania zaginionego w 1957 roku zydowskiego chlopca, mozna odczytac
na wiele sposobow. Mozna zatrzymac sie na fabule i niczym w powiesci
detektywistycznej, szukac odpowiedzi na pytanie "jak, jezeli w ogole,
zginal Dawidek?". Mozna odczytac te powiesc jako parabole smutnego i
pustego dziecinstwa stoczniowcow, ktorzy w 1980 wyszli na ulice Gdanska.
Mozna odczytac ja jako poszukiwanie indywidualnej prawdy, prawdy, ktora
calkowicie rozmija sie z tym, co zostalo oficjalnie zaakceptowane i
uznane za sluszne. Mozna, i chyba nawet nalezy, odczytac te ksiazke jako
opowiesc o przyjsciu Mesjasza, bo Weiser Dawidek, ow dziesiecioletni
chlopiec, o zyciu ktorego nic wlasciwie nie wiadomo, jest przeciez
Mesjaszem.

Weiser, samotny i wyszydzany, nieuznawany przez kolegow ("Dawid,
Dawidek, Weiserek jest Zydek") bo jest "inny", bo nie chodzi na
religie, bo nie gra w pilke. Budzi jednak zainteresowanie i w koncu
zdobywa sobie niewielka grupe wyznawcow. Dokonuje przed nimi wielu
cudow: poskramia czarna pantere, unosi sie w powietrzu, wie rzeczy,
o ktorych nie mozna dowiedziec sie "nawet z ksiazek." Jego postac
fascynuje nawet po dwudziestu pieciu latach, kiedy narrator probuje
ustalic ostateczna wersje wydarzen z 1957 roku, chociaz bez przerwy
napotyka na bariere ludzkiego milczenia i na rozmaite wersje tych
samych, zdawaloby sie jednoznacznych, wydarzen. Nasz racjonalny umysl
nie jest w stanie przeniknac prawdziwej natury Dawidka, i jestesmy,
podobnie jak milicja prowadzaca sledztwo, skazani jedynie na domysly,
ktorych nie mozna sprawdzic.

Jezeli jednak zgodzimy sie z "boska" natura Dawidka, wszystko ulozy sie
w logiczna calosc: ludzka wedrowka w poszukiwaniu Prawdy, ludzka
samotnosc, niemoznosc porozumienia sie, a takze to, ze nasz swiat nie
jest przygotowany na przyjscie Mesjasza. W tym swiecie nie ma zbytniej
roznicy pomiedzy milicjantem, ktory straszy "powaznymi konsekwencjami" i
ksiedzem, ktory twierdzi, ze "zaplata wasza obfita bedzie w niebiesiech,
a do polityki nie mieszaj sie". W takim swiecie pozostaje jedynie pustka
i nic wiec dziwnego, ze to, co moglo ocalic swiat zostanie zapomniane:
"I zamiast mowic cokolwiek, zamiast zlorzeczyc i przeklinac, pomyslisz,
ze wszystko, co ogladaly twoje oczy, i wszystko czego dotykaly twoje
rece, dawno juz rozsypalo sie w proch. Patrzec bedziesz przed siebie
tepym, nieruchomym spojrzeniem, nie slyszac juz wody ani wiatru, ktory
targac bedzie twoje zlepione wlosy."

Katarzyna Zechenter

-------------------
Katarzyna Zechenter jest studentka Wydzialu Slawistyki Uniwersytetu
Michigan w Ann Arbor, USA
_______________________________________________________________________

Pawel Huelle

                                  MECZ
                                  ====

Po jakiejs godzinie gry na boisko przyszli wojskowi. Oczywiscie, ze nie
zolnierze w mundurach, tylko chlopaki, ktorych ojcowie byli wojskowymi i
ktorzy mieszkali w blokach za koszarami. Zgrywali wazniakow, a przede
wszystkim byli od nas troche starsi i lepiej ubrani. Pewnie dlatego, ze
ich matki mialy pralki i wlasne lazienki, nie tak jak u nas, bo u nas,
jak juz wspomnialem, byla jedna lazienka na cale pietro, a pralke mial
wtedy tylko ojciec Leszka Zwirelly. Wiec tamci byli wazniakami, ale
takiej pilki jak my nie mieli i oczy rozblysly im pozadliwie. Najpierw
stali z boku i patrzyli, jak rozgrywamy pilke i co chwila przeszkadzali,
rzucali kamykami albo smiali sie glosno, ze niby po co nam taka pilka,
skoro nie umiemy grac... Pokrzykiwali, ze lepiej dadza nam zwykla
szmacianke, bo szkoda dobrej pilki na nasze nogi. To rozezlilo Szymka,
bo podszedl do ich herszta i powiedzial, zeby zagrali z nami, to
zobaczymy. Ale tamci byli sprytni.

- Zgoda - odpowiedzieli - ale jak przegracie, to pilka nasza.

Nasi zgodzili sie. I zgodzil sie tez Piotr, bo tu nie chodzilo tylko o
pilke, ale o honor, jak na wojnie.

Wybrano sklady - po szesciu plus bramkarz - i ustalono, ze mecz bedzie
prawdziwy, to znaczy w dwoch polowach, jedna do obiadu, a druga po
poludniu, jak sie troche ochlodzi.

I chociaz Szymek dwoil sie i troil, Piotr przechodzil samego siebie, a
Stas Ostapiuk podawal Krzyskowi celnie jak nigdy dotad, wojskowi wygrali
pierwsza polowe cztery do jednego.

Wracajac do domu, akurat przechodzilem obok betonowego okraglaka, na
ktorym od miesiecy szarzaly strzepki tych samych afiszy, zobaczylem, jak
wlekli sie przygnebieni, bez nadziei na zwyciestwo w drugiej polowie.
Szymek powiedzial mi, o co chodzi.

Po obiedzie wrocilismy na murawe, gdzie pasla sie krowa, wyjadajac kepy
zeschnietej trawy. Tamci przyszli troche pozniej, pewni, ze maja pilke w
garsci.

Zaczelismy grac. Piotr przerzucil pilke dlugim podaniem na lewe skrzydlo
do Leszka, ten przeszedl dwoch wojskowych i zblizal sie do pola karnego,
gdy obronca odebral mu ja i poslal poteznym kopem na nasza polowe, gdzie
mielismy tylko Krzyska, naszego bramkarza i czterech tamtych. Kiwneli go
i juz pedzili pod nasza bramke, a w sekunde pozniej bylo piec jeden.
Szymek nic nie mowil, a Piotr mial lzy w oczach, bo oprocz honoru coraz
wyrazniej tracil swoja pilke, ktora dostal od bogatego wujka.

I wtedy stalo sie cos nieoczekiwanego, cos, co wlasciwie nie mialo prawa
sie wydarzyc. Przy boisku pojawil sie nagle Weiser. Zszedl do nas z
malego pagorka, ale zobaczylismy go dopiero teraz. I powiedzial, ze
wygramy ten mecz, jesli on zagra z nami i jesli bedziemy we wszystkim
sluchac jego rozkazow. Szymek byl kapitanem i zawahal sie, ale nie bylo
czasu na rozmyslania, tym bardziej ze wojskowi zaczeli przynaglac.

Teraz zaczelo sie wspaniale widowisko. I chociaz nie mielismy stu
tysiecy kibicow ani nawet jednakowych koszulek, a Krzysiek i ja gralismy
boso, to kazdy trener popadlby w absolutny zachwyt. Bo to nie byla
zwykla gra, zwykle kopanie, podawanie, kiwanie i strzelanie, to byl
prawdziwy poemat z piecioma aktorami w roli glownej i wszechwiedzacym
narratorem, ktorym okazal sie Weiser. Przede wszystkim poustawial nas,
jak nalezy, i nie biegalismy odtad za pilka w kupie. A wiec na lewym
skrzydle Szymek, na prawym ja, w srodku Weiser, a za nim, cofniety pare
metrow Piotr. W obronie zostali Krzysiek Barski i Leszek Zwirello, a na
bramce, jak zawsze, strozowal Janek Lipski - w przydlugim, kolejarskim
podkoszulku taty. Na zmiany te, przez pierwsze minuty gry, krzywil sie
zza linii autowej Stas Ostapiuk, bo musial ustapic miejsca Weiserowi,
ale tylko przez kilka minut, do pierwszej bramki, ktora wrabal wojskowym
Szymek: z prawego skrzydla podalem Weiserowi, ten wykiwal dwoch tamtych,
lecz zamiast isc od razu na bramkarza, zmylil go wykladajac pieta pilke
do tylu na strzal, co wlasnie natychmiast pojal i cudnie wykonal Szymek.
Bylo piec dwa.

Ale to dopiero poczatek. Bo Weiser ku naszemu zdumieniu gral doskonale,
a jeszcze lepiej kierowal nami na boisku i nic nie uchodzilo jego
uwadze. Kiedy wchodzil na polowe wojskowych, najpierw zwlekal i zwalnial
gre czekajac, az go otocza zwabieni pozorna bezradnoscia. Wtedy jakby
sie z nimi bawil, wyrzucal pilke podbiciem, a nastepnie glowa na lewe
albo na prawe skrzydlo i krzyczal do Szymka albo do mnie "teraz!
teraz!", a my tylko czekalismy na taka sposobnosc, zeby szybko dolozyc
wojskowym nastepne gole. Trzecia bramke wrzepilem im ja, z takiego
wlasnie podania, a czwarta wladowal Piotr, kiedy Weiser najpierw podal
do Szymka, ten z powrotem do niego, a Weiser podobnie jak przy drugiej,
pedzac na bamke, wylozyl pilke na strzal do tylu, tym razem Piotrowi,
ktory nie zmarnowal okazji. Piata, wyrownujaca bramka padla z
bezposredniego rzutu wolnego i tu Weiser pokazal, co umie, bo pilka
poszybowala doslownie centymetr nad glowami muru wojskowych i wleciala
miedzy drewniane slupki na oczach bezradnego bramkarza. Elka szalala
krzyczac i wymachujac rekami, zas Stas Ostapiuk tanczyl obok niej
zwariowany taniec kibica i pokazywal nam kciuk wzniesiony do gory.

Do konca meczu pozostawalo jeszcze piec minut, ale Weiser uspokajal nas
ruchami reki. Czekal najwyrazniej na swoja chwile, czekal na swoj
popisowy numer, o ktorym dlugo i wiele razy rozprawialismy pozniej. Na
czym polegal? Otoz Piotr, ktory znalazl sie nieoczekiwanie na lewym
skrzydle obok Szymka, wyluskal pilke z nog wojskowego i wykonal
dosrodkowanie, tyle tylko, ze troche przedobrzyl, bo poslal ja co
najmniej o metr za daleko i Weiser nawet najwiekszym sprintem nie
doszedlby do niej, gdy dotknelaby w koncu ziemi. Totez nawet nie rzucil
sie w tamtym kierunku, lecz zamiast tego skulil sie, sprezyl i w biegu
zrobil salto, a kiedy jego sylwetka znalazla sie w pozycji pionowej, to
znaczy rece prawie dotykaly trawy, a nogi sterczaly w gorze jak tyczki
do fasoli, wtedy wlasnie jedna z tych tyczek kopnal z calej sily pilke
i miekko szurnal na trawe, i to byla nasza szosta, ostatnia bramka.
Elka wyla ze swojego miejsca, a wojskowi do konca meczu bali sie naszej
pilki.

A kiedy skonczyl sie czas i musieli odejsc z kwitkiem, podszedl do nas
ten najwyzszy dryblas i powiedzial:

- I tak jestescie gnojki, slyszycie? I tak jestescie banda smierdzacych
gnojkow!

A my szukalismy Weisera, zeby obniesc go naokolo boiska. Bo on, ledwo
skonczyl sie mecz, przestal sie nami interesowac, jakby rzeczywiscie
nigdy nie obchodzila go pilka, wlozyl spodnie i poszedl z Elka w strone
domu.

-------------
Fragment pochodzi z ksiazki "Weiser Dawidek", Wyd. 2, Puls Publications,
Londyn 1992; tytul fragmentu od redakcji.

_______________________________________________________________________

[Spotkania, 04.1992]

Slawomir Mizerski

                           POKOCHAC REKLAME
                           ================


Polski kapitalista to typowa Zosia Samosia rozumujaca mniej wiecej tak:
"Sam zrobilem pieniadze, sam sie potrafie zareklamowac". Przychodzi,
wyjmuje z kieszenie jakies pomiete karteluszki i mowi: "Razem z zona
ustalilismy, ze tak to bedzie wygladalo". "Czasem po prostu rece
opadaja" - wzdycha wlasciciel pewnej agencji, proszac o nieujawnianie
nazwiska. Trudno byc fachowcem w sytuacji, gdy co drugi klient wrecza
rysunek swojego dziecka zadajac, aby umiescic go w projekcie, "bo wtedy
ludzie sie rozczula".

W agencjach reklamowych pojawia sie nowy polski biznes. Najliczniejsza
grupa sa handlowcy i hurtownicy, najmniejsza producenci, gatunek
najwyrazniej ginacy. "Niektorzy wlasciciele interesow decyduja sie na
reklame tylko dlatego, ze inni sie reklamuja" - przyznaje Witold
Minkowski ze Studia Plastyki Uzytkowej "Demi". Wedlug Minkowskiego
wiekszosc nowych malych i srednich biznesmenow, ludzi skadinad
obrotnych, w dziedzinie reklamy pozostala na poziomie budki z warzywami
(w ktorej zreszta rosna handlowe korzenie wielu z nich). Nie doceniaja
prostoty, nie wiedza co to elegancja. Nie przywiazuja wagi do image
firmy, niektorzy zreszta nie wiedza nawet co to slowo oznacza. Nic
dziwnego, ze czasem wiecej wysilku trzeba wlozyc w wyperswadowanie
pomyslu przyniesionego przez klienta niz w sama robote.

Do rzadkosci nalezy klient pytajacy szczerze, jak powinien wygladac
szyld czy "logo" jego firmy. Jeszcze wiekszym rarytasem jest firma
zamawiajaca cala kampanie poczawszy od "logo", liternictwa i gadgetow
az do telewizyjnej reklamowki. Mozna odniesc wrazenie, ze u wielu
biznesmenow samo slowo "reklama" budzi wciaz jeszcze zle skojarzenia,
w mysl popularnej w PRL, starej rosyjskiej zasady: "tisze jediesz,
dalsze budiesz".

Najlepsi klienci to zazwyczaj duze, do niedawna panstwowe
przedsiebiorstwa oraz kapitalisci, ktorzy wylonili sie z dawnych
nomenklaturowych ukladow. Ci zdazyli poznac wartosc reklamy
i potrafia wydac na nia pieniadze. "Sa lakoniczni, bo wiedza, czego
chca. Rozmowa z nimi to przyjemnosc" - twierdzi jeden z pracownikow
"Demi". Podobnie jak z bylymi cinkciarzami przemienionymi np. we
wlascicieli "delikatesow". Przychodza w tych swoich czarnych
mokasynach, bialych skarpetkach i "taryfiarskich" kurtkach skorzanych
i po prostu mowia: "Panowie sie na tym znaja".

Generalnie w glowach ludzi z pieniedzmi kroluje tandeta, twierdza
fachowcy od reklamy. Indywidualnosc jako chwyt reklamowy nie istnieje,
poniewaz wiekszosc klientow jej nie pragnie. Chce za to miec w napisie
reklamowym angielskie slowa w rodzaju: "center", "trading", "limited",
lubi takze podeprzec sie nazwa firmy swiatowej.

Czy jest szansa na to, ze lichy styl rodzimej reklamy wizualnej ulegnie
wkrotce zmianie? Wiele nowego wnosza wielkie zagraniczne firmy,
prowadzace szczegolowo opracowane kampanie, majace swoj "design", szyk
widoczny golym okiem. Byz moze zaraza tym polski biznes.

_______________________________________________________________________

[Szpilki, 2 maja, 1992]

Adam Kreczmar

                       TO JEST WSZYSTKO...
                       ===================

Motto: "Wole polskie gowno w polu
        niz fiolki w Neapolu..."


                    Dziki staw zarosly rzesa,
                    Zimne nogi, co sie trzesa,
                    Stara zaba kolo zdroja -
                    To jest wszystko Polska moja.

                    Cepeliowskie mdle obrazki,
                    I nazwiska - wszystkie na "-ski",
                    I ten kotek, ktory wlazl na... -
                    To jest wszystko ziemia wlasna.

                    "Wolga, Wolga" do polnocy,
                    Zasiusiany dziecka kocyk
                    I piosenka, co szla z wojskiem...
                    To jest wszystko takie swojskie.

                    To jest wszystko, co potrzeba:
                    Troche pochwal, troche zniewag,
                    Kropla wodki, smetku lut,
                    Nie podzelowany but...

                    W polu nawoz pieknie pachnie,
                    Jasiek sie przymila Kachnie
                    Nad dymiaca, pelna miska...
                    To jest wszystko?

_______________________________________________________________________

Redakcja "Spojrzen": Jurek Krzystek (krzystek@u.washington.edu)
                     Zbigniew J. Pasek (zbigniew@engin.umich.edu)
                     Jurek Karczmarczuk (karczma@frcaen51.bitnet)
                     Mirek Bielewicz (bielewcz@uwpg02.uwinnipeg.ca)
stale wspolpracuje:  Maciek Cieslak (cieslak@ddagsi5.bitnet)

Copyright (C) by Zbigniew J. Pasek 1992. Copyright dotyczy wylacznie
tekstow oryginalnych i jest z przyjemnoscia udzielane pod warunkiem
zacytowania zrodla i uzyskania zgody autora danego tekstu.

Poglady autorow tekstow niekoniecznie sa zbiezne z pogladami redakcji.

Prenumerata: Jurek Krzystek. Numery archiwalne dostepne przez anonymous
FTP, adres:  (128.32.123.30), directory:
/pub/VARIA/polish/dir_spojrzenia

____________________________koniec numeru 38___________________________