_______________________________________________________________________ ___ __ ___ ___ _ ___ ____ | _| _ _ _ ___ / _|| || | | || | |_ || |_ | \ | || || | / / | | || | | | || | | / / | _| | \| || || | | _/ / | _|| | | _| || \ / /_ | |_ | |\ || || | |__/ |_| |___|| | ||_|\_\|____||___| |_| |_||_||_|_| |___| _______________________________________________________________________ Piatek, 17.07.1992. nr 34 _______________________________________________________________________ W numerze: Brygady Rosomaka - Z M. Krzyzowskim rozmawia Z. Pasek Anna Wolff-Poweska - Krzyzowcy szukaja wroga Jacek Arkuszewski Wlodek Holsztynski - Dyskusja zwiazana z artykulem A. Wolff-Poweskiej Jastrzab w parlamencie - Z poslem J. Lopuszanskim rozmawia H. Sroczynski Pawel Penczek - "Ziemie wyzyskane" Rysiek Rydz - Szwedzkie wakacje Janusz Mika - Felieton z cyklu "Oskarzenia i Kalumnie" Michal Ogorek - Mister O'Goreck likwiduje dziure budzetowa _______________________________________________________________________ [Od redaktora dyzurnego: Dzisiaj ugrzezlismy w tematyce polskiej bez reszty. Zbyszek Pasek przygotowal material na temat wyjazdow studentow MB&A jako doradcow w dziedzinie przeksztalcania zarzadzania gospodarczego w Polsce. Zamieszczamy rowniez materialy na temat ideologii i dzialania ZChN, ogladanych z zewnatrz, przez autorke artykulu w "Gazecie Wyborczej", i od wewnatrz w postaci wywiadu z czolowym dzialaczem tej partii. Materialy te uzupelnia komentujacy dwuglos Jacka Arkuszewskiegto i Wlodka Holsztynskiego. Tekst "Ziemie wyzyskane" powstal jako material w dyskusji na Poland-L na temat Ziem Odzyskanych; chcemy go upowszechnic jako przyklad dobrej publicystyki spoleczno-obywatelskiej. Po niezwykle dramatycznym w swej wymowie reportazu z pobytu polskich dzieci na koloniach w Szwecji, lzejsze pozycje: felieton J. Miki jest glosem w dyskusji nad tekstem Parandowskiego z numerow 30 i 31 "Spojrzen", a felieton M. Ogorka moze byc komentarzem do zadan stojacych przed nowym rzadem w Polsce. m.b.] _______________________________________________________________________ BRYGADY ROSOMAKA* ================ Z Marianem Krzyzowskim, dyrektorem programu Michigan Business Assistance Corps w Szkole Biznesu Uniwersytu Michigan, rozmawia Zbyszek Pasek - Jakie byly poczatki programu? - Program Michigan Business Assistance Corps w Szkole Biznesu Uniwersytetu Michigan powstal zima 1990 r. Prof. Edwin Miller, wtedy prorektor Szkoly Biznesu, po szeregu spotkan, na ktorych dyskutowano reakcje Szkoly Biznesu na zmiany postepujace we wschodniej Europie w roku 1989, opracowal koncepcje MBA Corps, korpusu konsultantow, zlozonego ze studentow programu MBA [Master of Business and Administration], mlodych ludzi, majacych juz za soba ukonczone studia i kilkuletnia praktyke w biznesie amerykanskim, ktorzy byliby wysylani na 3-4 miesiace do firm prywatnych, panstwowych czy ministerstw we wschodniej Europie. Nasz wybor padl na Polske, ktora wtedy przodowala w reformach i wchodzila wlasnie w ekonomiczna "kuracje wstrzasowa", zainicjowana przez Balcerowicza. Drugim powodem wyboru Polski bylo to, ze na naszym uniwersytecie mamy wielu ekspertow od spraw polskich w zakresie literatury, jezyka, socjologii, itd. Organizacyjnie ruszylismy w marcu 1990, a z koncem maja juz wyslalismy do Polski pierwsza grupe. Moja dzialalnosc w "Studium Papers" dala mi dobra znajomosc opozycji w Polsce, a wlasnie ludzie z tego kregu weszli wtedy zarowno do biznesu, jak i do rzadu. Pamietam, ze pierwszy telefon wykonalem do Jana Krzysztofa Bieleckiego, ktory wtedy prowadzil w Gdansku firme konsultingowa "Doradca". Zgodzil sie on na zaproponowana wspolprace, a takze obiecal pomoc znalezc inne kontakty. Na tej bazie powstala siec kontaktow i doswiadczenia. Teraz trzy razy w roku jezdze do Polski, co daje mi okazje do spotkan z potencjalnymi partnerami. Wspolpracujemy tez z Krakowskim Towarzystwem Przemyslowym, z Izbami Handlu i Przemyslu we Wroclawiu i w Szczecinie. Chce podkreslic, ze nasz program oparty jest na bezposredniej wspolpracy z firmami. W ten sposob swiadomie ominelismy cala biurokracja rzadowa i ministerialna. Zaskoczeniem bylo wielkie zainteresowanie studentow tym programem. Program oglosilismy pozno, w koncu marca, kiedy nasi MBA's maja juz prace na okres wakacji. Zglosilo sie az 90 chetnych, a miejsc bylo tylko 5. Przeprowadzilismy ostra selekcje, w ktorej wybralismy najlepsza piatke oraz 4 osoby rezerwowe, ktore nawet zgodzily sie pojechac na koszt wlasny (pierwsza piatka pojechala na koszt Szkoly Biznesu). Ostatecznie w pierwszym roku do Polski wyjechalo 9 osob, do Trojmiasta, Warszawy, Krakowa i Bydgoszczy. Nasi ludzie zostali ulokowani glownie w firmach prywatnych, ale tez w Biurze Prywatyzacji Min. Finansow i w kilku przedsiebiorstwach panstwowych. Program okazal sie bardzo udany, cala dziewiatka wrocila zachwycona, a polskie firmy zglosily sie do wspolpracy na rok nastepny. W roku 1991 rozszerzony program byl w dalszym ciagu ukierunkowany na Polske, ale zaczelismy tez myslec i o innych krajach. Wracajacy studenci zorganizowali program orientacyjny dla kolejnej grupy. Ostatecznie pojechalo dwa razy wiecej osob: 17 MBA's oraz jedna osoba z Public Policy Studies. Rozszerzylismy dzialalnosc na Szczecin, Wroclaw, Lodz, Bielsko, Katowice i Zabrze. W biezacym roku wyslalismy 25 osob do Polski, a takze 2 osoby do Rosji. Dwoch konsultantow marketingu pojechalo do Instytutu TsAGI w Zukowski, centrum badawczego przemyslu lotniczego. W przyszlosci chcemy wysylac do Rosji okolo 20 osob; mamy tez zaproszenia na Ukraine i do Czecho- Slowacji. Ja widze potrzebe dalszego rozwoju tego programu, z tym ze do Polski bedzie jezdzic nie wiecej niz 20-25 osob. Musze tez wspomniec o Instytucie Davidsona, ktory powstal w kwietniu br. William Davidson, przedsiebiorca amerykanski i absolwent naszej Szkoly Biznesu, podarowal 30 mln dolarow na zalozenie instytutu szkolacego menadzerow dla wschodniej Europy. Instytut ma w planach wysylanie konsultantow do wschodniej Europy - mozliwe wiec, ze w 1992 r. wyslemy jeszcze wiecej osob. - Jaki jest profil kandydata na konsultanta? - Przecietny wiek takiej osoby wynosi 28-35 lat. Musi to byc osoba, ktora potrafi dzialac samodzielnie w sytuacji, gdzie nie ma konkretnego planu. Musi umiec zabrac sie do roboty sama i byc odpowiedzialna za swoja prace; osoba majaca okreslona specjalnosc zawodowa i doswiadczenie, ale na tyle elastyczna, by umiala pomoc w marketingu, w finansach czy w zarzadzaniu, gdy zajdzie taka potrzeba. Musi to byc osoba dojrzala psychicznie, dajaca sobie rade w sytuacji, gdzie partnerzy sa na wysokim poziomie technicznym, znaja swoje zadania, ale maja braki w zarzadzaniu. Trzeba umiec te luki wypelnic - a jest to sprawa nielatwa, wymagajaca zrecznosci i delikatnosci w postepowaniu. - A co z bariera jezykowa? - Wszyscy Amerykanie, ktorzy do tej pory wyjezdzali, nie znali polskiego. Pomaga im nieco 3 tygodnie szkolenia przed wyjazdem, organizowane przez Center for Russian & East European Studies, tam tez opanowuja "survival Polish", ale to nie wystarcza, zeby dzialac fachowo. W sytuacji, gdy menadzerowie firm nie znaja angielskiego, po prostu zatrudnia sie tlumacza. - Jakie sa najwieksze bariery w funkcjonowaniu konsultantow w polskim biznesie, poza jezykiem? - To zalezy od sytuacji, trzeba bowiem rozroznic miedzy firmami prywatnymi i przedsiebiorstwami panstwowymi. W prywatnych firmach czesto ma miejsce rozproszenie dzialalnosci: na przyklad firma prywatna, dzialajaca w komputerach, nagle zaczyna handlowac zywnoscia i alkoholem. Brakuje myslenia strategicznego - to jedna sprawa. Druga, to organizacja zarzadzania. W rozwijajacych sie firmach, ktore zwiekszyly zatrudnienie do 30-40 pracownikow, przychodzi taki moment, ze zalozyciel firmy nie jest juz w stanie opanowac zarzadzania. Zreszta podobne problemy ma takze wiele firm w Stanach. W firmach panstwowych problemem jest struktura firmy - Rada Pracownicza, uniemozliwiajaca wprowadzenie zmian, szachuje dyrektora obawa, ze kazdego dnia moze byc zwolniony. To jest naprawde bardzo powazny problem, hamujacy reformy przedsiebiorstw. Czesto rekomendacje naszego konsultanta, dotyczace zwolnien czy przesuniec, sa niemozliwe do wykonania, bo dyrektor sie boi. Przy tym jeszcze wystepuje brak pieniedzy, spore zadluzenia - znane sprawy. - Jaki obraz polskiego biznesu rysuje ci sie na podstawie dotychczasowych doswiadczen? - Uwazam, ze rozwoj prywatnego biznesu w Polsce jest ciagle niedoceniany. Nie pisze sie o tym i nie mowi, ciagle uwaga skupiona jest na przedsiebiorstwach panstwowych. Paraliz rzadu w sprawie polityki prywatyzacji i reform gospodarczych jest wielkim problemem. A przeciez prywatny biznes polski istnieje i rozwija sie dynamicznie. W tym sektorze gospodarki mozna spotkac menadzerow znajacych realia, znajacych podejscie do zarzadzania, ktorzy malo czym roznia sie od Amerykanow. Ja widze to chyba bardziej optymistycznie niz inni, bo sadze, ze tu wlasnie jest przyszlosc i powody do optymizmu. - Istnieje opinia, ze biznes amerykanski nie inwestuje w Polsce, a w kazdym razie wzbrania sie przed tym. - Ogolnie rzecz biorac tak, bo Amerykanie w ogole boja sie inwestowac za granica, boja sie ryzyka. A w Polsce jest ryzyko, bo sytuacja polityczna jest niejasna. Przekonac Amerykanow do inwestowania gdziekolwiek za granica to trudna sprawa, a w Europie wschodniej - jeszcze trudniejsza. Mysle, ze to sie jednak powoli zmienia, bo ostatnie 6 miesiecy przynioslo sporo inwestycji amerykanskich w Polsce: General Motors, Gerber, AT&T... - Jakie korzysci z programu ma strona polska? - Zawsze oczywiscie idzie o konkretne korzysci biezace: doradztwo i pomoc w zakresie gospodarki rynkowej. Nasi ludzie wnosza tez przyklad profesjonalizmu. Ponadto po powrocie do Stanow stanowia pomost miedzy zatrudniajaca ich firma a Ameryka, czy nasza Szkola Biznesu. Zapraszamy tez menadzerow firm wspolpracujacych z nami do Ann Arbor. Sadze, ze rozwoj Instytutu Davidsona jeszcze to ulatwi. Sa tez dowody na to, ze konsekwencja tych pobytow byly konkretne inwestycje amerykanskie. - Czy takie kwestie, jak np. roznice etyki pracy w Stanach i Polsce, powodowaly jakies napiecia? - Napiec nie ma, ale sa roznice. Inaczej odbiera sie wzorce zachowania profesjonalnego, a to ma wplyw na percepcje firmy. Przykladem moze byc kwestia kalendarzy z nagimi modelkami. Tego sie nie spotyka w Stanach, a w Polsce dosc czesto. Bylo pare takich sytuacji, nasi konsultanci tlumaczyli, ze jesli firma chce byc widziana przez potencjalnych partnerow, jako powazna i dojrzala, to nie moga takie kalendarze wisiec na scianach - i kalendarze znikly. Sa to moze nie najwazniejsze sprawy, ale jest to dowodem, ze istnieje wymiana pogladow w sferze kultury biznesu. Jesli idzie o prace, to szczegolnie w prywatnych firmach ludzie pracuja dlugie godziny. Mysle, ze dzisiaj czesto trudno byloby odroznic niektorych polskich menadzerow od amerykanskich, no moze po akcencie. W firmach panstwowych jeszcze nie jest tak dobrze. Kiedy dzwoni sie do panstwowej firmy po trzeciej po poludniu, to wlasciwie nikogo nie mozna zastac. Tam panuje zupelnie inna sytuacja - nie jest to tylko wina dyrekcji, raczej calego systemu. - Jakie, wedlug ciebie, zmiany gospodarcze sa potrzebne Polsce w ciagu najblizszych lat? - Musi nastapic stabilizacja polityczna i rzadowa. Musi powstac jasne ustawodawstwo, ktorego ciagle brak, musi byc konsekwencja w polityce rzadowej, ktorej na razie mie ma w ogole. Prywatyzacja musi wreszcie ruszyc. Spowoduje to z pewnoscia kolejny wstrzas, ale odwlekanie go do niczego nie prowadzi. - Wedlug ciebie, w jakiej perspektywie czasowej te zmiany moga sie zdarzyc? - Trudno powiedziec, z polityka nic nie wiadomo. Bedziemy jednak dalej wysylac ludzi, w przyszlym roku pojada tez profesorowie, zacznie sie byc moze wspolpraca z polskimi uczelniami. No a poza tym nie bedziemy jedyna amerykanska szkola biznesu, obecna w Polsce. Mysle, ze to wszystko idzie w dobrym kierunku i po jakims czasie da sie zauwazyc jakies zmiany. _______ * Rosomak (wolverine) jest oficjalna maskotka University of Michigan _______________________________________________________________________ Anna Wolff-Poweska KRZYZOWCY SZUKAJA WROGA ======================= ["Gazeta Wyborcza", 14-15.03.1992, w chlodny, pogodny wieczor przedwiosnia wystukal Jacek Arkuszewski] Lektura "Sprawy polskiej" - pisma partii wystepujacej pod sztandarem "chrzescijanskich" i "narodowych" hasel - dostarcza tylez frapujacego, co bulwersujacego materialu na temat oferowanych przez Zjednoczenie Chrzescijansko-Narodowe prawd i metod uzdrowienia narodu polskiego. Wnikliwy czytelnik bez trudu odkryje, ze w deklarowanym programie wartosciom nadrzednym autorzy pisma przypisuja odmienne od powszechnie rozumianych tresci. Program przeciw --------------- Chrzescijanstwo, Kosciol, Ojczyzna, Honor, wszystkie te wartosci sprowadzone zostaly do waskiego, specyficznie rozumianego kanonu prawd, majacych stanowic busole dla zagubionych Polakow. Tresc publikacji dowodzi, iz chrzescijanstwo oznacza katolicyzm, patriotyzm - nacjonalizm, z honoru zas uczyniony zostal bastion skierowany przeciwko anonimowym wrogom, "odzierajacym czlowieka z godnosci dziecka Bozego". Etykietka zdrajcy ojczyzny i interesow narodowych przypisywana jest kazdemu, kto nie utozsamia sie z chrzescijansko-narodowa interpretacja ideowych i politycznych tresci. Czytelnik ma wiedziec, przeciw komu i dlaczego winien skierowac swoj gniew i niezadowolenie. Program ZChN nie jest bowiem zorientowany ku czemus, lecz stanowi probe mobilizacji energii ludzkiej przeciw komus i czemus. Lista kreowanych przez autorow "Sprawy polskiej" wrogow i zagrozen narodowych jest dluga. Otwieraja ja komunisci i lewica, poniewaz antykomunizm wyniesiony zostal w programowych deklaracjach do rangi najwyzszej wartosci. Przy czym pojecie "lewica" traktowane jest niezwykle pojemnie. Znalazlo sie w niej miejsce zarowno dla Unii Demokratycznej, srodowiska "Znak", jak i oredownikow liberalnych koncepcji gospodarczych. Walka z lewica prowadzona jest w imie obowiazku patriotycznego, wiernosci Kosciolowi i tolerancji. Krucjata nienawisci skierowana jest przeciwko inteligencji, "ktora przybiera miano intelektualistow". Przedmiotem niewybrednych, by nie rzec - prostackich, aluzji sa uczeni, przede wszystkim ci "gniezdzacy sie po roznych placowkach naukowych". Na potepienie zasluguja stypendysci, kontaktujacy sie ze zdemoralizowanym Zachodem, wyslugujacy sie po powrocie do kraju "krwawemu Gruzinowi i jego nastepcom w zniewolonej Polsce". Elity jawia sie czlonkom ZChN jako "barbarzyncy zapatrzeni w zachodnie paciorki i swiecidelka"; to watpliwi liberalowie, ktorych mysli blakaja sie wokol tolerancji, epigoni krwawych socjalistycznych jatek XX wieku" i parweniusze XIX wieku". Spoleczenstwo wzywane jest do walki z oredownikami powrotu do Europy; "technokratami z Brukseli", Europa - "dzieciobojczynia" - wylegarnia wszelkiego zla, wreszcie z wszystkimi, ktorzy wierza w naturalna dobroc czlowieka, zwolennikami rozpasanego indywidualizmu oraz Niemcami, uosabiajacymi to zagrozenie. Komunizm jest w nas ------------------- Tworczosc chrzescijansko-narodowych elit stanowi potwierdzenie banalnej prawdy, ze komunizmu nie da sie usunac aktami prawnymi. Zakotwiczony jest on bowiem w umyslach. Autorzy "Sprawy polskiej" nie stanowia w tym wzgledzie wyjatku. Lektura pisma dostarcza niezliczonych przykladow poslugiwania sie slownictwem i instrumentarium komunistycznego aparatu partyjnego. Zewnatrz polityczny program ZChN niewiele odbiega od linii przywodcow PRL nawolujacych spoleczenstwo do trwania w nienawisci do Niemcow. "Nie rozbrajac sie moralnie" i "byc gotowym do wrogosci" - hasla, ktore mialy mobilizowac przeciw Niemcom jako "rzeszy zla" w epoce Gomulki, dzis zyskuja poklask. [...] Przykladem kolejnego paradoksu ukazujacego rozziew miedzy deklarowanymi zalozeniami programowymi a ich realizacja, do ktorego zdazylismy przywyknac pod rzadami PZPR, jest stosunek dzialaczy i sympatykow ZChN do kwestii kompromisu. Pokora i tolerancja to postawy, ktore nauka katolicka zawsze wysoko cenila w czlowieku. Tymczasem partia chrzescijansko-narodowa z braku zgody na kompromis uczynila naczelna zasade swego programu. Prawdziwy katolik - jak dowiadujemy sie ze "Sprawy polskiej" - to nie "pokorny baranek wygodnie wchodzacy w uklady". Kosciol widziany oczyma ZChN nie ma byc "Placem Zgody". To raczej Kosciol wojujacy, bezkompromisowy, "znak sprzeciwu" wobec wszystkich, ktorzy ukladaja sie z ludzmi i ugrupowaniami, wyznajacymi rozne wartosci nadrzedne. Trudno w tym miejscu oprzec sie refleksji, iz Kosciol, do ktorego odwoluja sie autorzy pisma, stanowi zaprzeczenie idei sformulowanych przez Sobor Watykanski II. Kosciol Soborowy bowiem kazal wierzyc, ze postawa otwartosci katolikow wobec swiata jest najlepszym nosnikiem autentycznych wartosci, istniejacych ponad rozdarciami politycznymi. Propagowany przez Ojcow Soboru dialog ekumeniczny mial przyczynic sie do stworzenia mechanizmow pomocnych w przezwyciezaniu wewnetrznych i miedzynarodowych konfliktow. [...] Ewidentna rozbieznosc postaw Kosciola Soborowego i partii wystepujacej pod sztandarem katolicyzmu nie bylaby moze godna odnotowania, gdyby nie fakt, iz jej reprezentanci zasilaja szeregi parlamentu, zasiadaja w fotelach rzadowych. W tej zas sytuacji programowe odrzucanie kompromisu, zaprzeczanie sensowi tworzenia koalicji dla osiagniecia priorytetowych dla kraju celow - integralnego przeciez elementu zachodnich demokracji - moze miec nieobliczalne dla mlodej demokracji skutki. [...] # # # Mili moi, to zaledwie 1/3 artykulu zajmujacego cale 4 kolumny GW. Dalej autorka pisze o ideach wychowawczych ZChN przyrownujac te hasla do hasla Paula de Lagarde'a: "wolnym czlowiekem jest ten, ktory uznaje i wprowadza w czyn wrodzone zasady, jakimi Bog go natchnal". A wiecie, kto to byl Paul de Lagarde? Niemiecki filozof kultury, ideolog wychowania nazistowskiego. Dalej koncepcje "otoczenia Polski" przez wrogow (tylko nacjonalisci slowaccy to przyjaciele), kwestie mniejszosci w Polsce, ktorym sie praw odmawia jak i Polakow za rubieza, ktorych praw obrona ma byc wyznacznikem polskiej racji stanu. Przytocze jeszcze zakonczenie artykulu. # # # "Bardzo niewiele nazwisk autorow "Sprawy polskiej" figurowalo na listach opozycji w PRL. Moze to tlumaczy slusznosc spostrzezenia Wolfa Biermanna, piesniarza usunietego z NRD w 1976 r.: "Kto przez minione lata przelknal wszystko, dzis uderza w najwyzsze tony. Grzeczni obywatele, ktorzy do tak zwanych wyborow szli jak cieleta na postronku, dzis rycza jak lwy... Do zemsty nawoluja ci, ktorzy nigdy niczemu nie potrafili sie przeciwstawic. Ten kto nigdy nie otworzyl ust, dzis ryczy z ustami pelnymi piany"." Katolicyzm pelni w naszym kraju wazna role. Wielu politykow publicznie deklaruje z nim zwiazek. Istotne jest jednak, do jakiego katolicyzmu odwoluje sie polityk. Czy do tego, jaki reprezentuje "Tygodnik Powszechny", czy tez do katolicyzmu Polski przedrozbiorowej, o ktorym Jozef Szujski pisal, ze przejawia sie w "oryginalnej dewocji, zarliwej, namietnej, a przecie tak malo skutku objawiajacej w zyciu prywatnym i publicznym. Ta dewocja, rozbudzajac w wiernych zbytnie zaufanie w pomoc i milosierdzie Boskie, podtrzymywala zapamietalosc i nierzad". # # # Po zacytowaniu fragmentow powyzszego artykulu odbyla sie nastepujaca wymiana uscislajacych pojecia uwag miedzy Jackiem Arkuszewskim a Wlodkiem Holsztynskim. Jacek Arkuszewski: ----------------- Wnikliwy czytelnik bez trudu odkryje, ze w deklarowanym programie wartosciom nadrzednym autorzy pisma przypisuja odmienne od powszechnie rozumianych tresci. "Powszechnie rozumiane" wyjasnilbym jako dosyc proste zagadnienie semantyczne. W cytowanym artykule jest mowa o pojeciach katolicyzmu utozsamianym z chrzescijanstwem i nacjonalizmu z patriotyzmem. Gdyby pojecia te byly IDENTYCZNE nie byloby potrzeby ich rozrozniac, jednak katolicyzm jest podzbiorem chrzescijanstwa, zas nacjonalizm podzbiorem patriotyzmu. "Powszechnie rozumiane" oznacza tu - moim zdaniem - po prostu rozumienie szerszych pojec bez ich zawezania. Autorka dowodzi, ze ZChN uzurpuje sobie prawo do monopolu wyrokowania, kto jest patriota, a kto chrzescijaninem na podstawie kryteriow nacjonalizmu i katolicyzmu. I to jest w "powszechnym rozumieniu" nie do przyjecia. Podobna uzurpacje uprawial komunizm po linii "patriota <-> komunista". Wlodek Holsztynski: ------------------ Pod katem powyzszej dyskusji Twoje wyjasnienia Jacku sa w pelni adekwatne. Przed laty myslalem o pojeciach w "subject:" mojego artykulu i teraz chcialbym sie moimi, chyba zreszta nie az tak orginalnymi, wnioskami podzielic. Cieszylbym sie, gdyby wiekszosc Czytelnikow nawet zaadoptowala moje definicje, gdyz sadze, ze wprowadzaja lad i latwosc operowania, stosowania i porozumiewania sie. Zatem proponuje, zeby przez patriotyzm rozumiec pozytywne, konstruktywne uczucie. Patriota, to czlowiek, ktory ma zyczliwosc dla wszystkich ludzkich ludzi i krajow. Jest patriota swojego akurat kraju, bo jest z nim osobiscie zwiazany, wiec czuje swoj kraj doglebnie. W szczegolnosci orientuje sie, jezeli ma otwarta glowe, w problemach swojego kraju, m.in. wie o co chodzi np. w konfliktach politycznych. Poniewaz patriotyzm jest pozytywnym, konstruktywnym uczuciem, wiec wielu ludzi potrafilo byc patriotami wiecej niz jednego kraju. Niekiedy tak im sie uklada zycie, ze czasem cos ich zafrapuje i pociagnie rowniez w innym kraju. Wielkie serce potrafi pomiescic wiecej niz jedna milosc. Natomiast nacjonalizm jest pojeciem egoistycznym, a wiec nie jest patriotyzmem. Nacjonalista jest obojetny na los innych narodow. Zalezy mu tylko na tym, by jego kraj "zyskiwal", chocby kosztem innych ludzi. Juz w tym momencie mamy zasadniczy konflikt w pojmowaniu tego, co jest "zyskiem" dla kraju. Dla patrioty taki "zysk", ktory jest krzywda dla innych, nie jest zyskiem, tylko hanba. Gdy nacjonalista sprzecza sie z patriota o to, kto czyni "dobrze", to dyskusja czesto jest bzdura z powodu roznego pojmowania "dobra". Z powodu egoizmu jest praktycznie niemozliwym byc nacjonalista dwoch narodow. Egoistyczne przysadki mozgowe nie sa az tak wielkie. Na dluzsza mete patriotyczne myslenie i dzialanie jest blogoslawienstwem dla kraju, podczas gdy egoistyczne, nacjonalistyczne szybko prowadzi do ruiny i nieszczesc. Nacjonalisci bardziej sa na ogol zblizeni do szowinistow niz do patriotow. Szowinista z kolei wychodzi poza egoizm nacjonalisty. Szowinista charakteryzuje sie wrogoscia i nienawiscia do innych. Slowo "dobro" w ustach szowinisty jest oxymoronem, czyli wlasnym zaprzeczeniem. Program szowinisty w czystej postaci jest programem negatywnym, zwroconym na walke z domniemanymi lub stworzonymi ich wlasnym wysilkiem wrogami. Jest oczywista bzdura lub kompletna schizofrenia, bycie naraz szowinista dwoch narodow. :-) Szowinisci, gdy dochodza do glosu, sa prawdziwym nieszczesciem dla wszystkich, a dla swojego kraju najpierw. Mysle, ze powyzsze definicje ulatwiaja zrozumienie polskiej scenki politycznej. _______________________________________________________________________ Z zalem przyznaje, ze jak dotad nie udalo mi sie polozyc reki na wspolczesnym egzemplarzu "Sprawy Polskiej" (przedwojenne pismo o tej samej nazwie tez bylo osobliwe). Zeby jednak nie sprawiac wrazenia, ze cytujemy jedynie jedna strone sporu ("Gazete Wyborcza"), ponizej fragmenty wywiadu z poslem Janem Lopuszanskim, czolowym dzialaczem ZChN. Tekst ten jest stary, pochodzi jeszcze sprzed ostatnich wyborow do Sejmu, ale, jak sadze, dobrze obrazuje poglady, a zwlaszcza styl retoryki tej partii. J. K-ek JASTRZAB W PARLAMENCIE ====================== [Z poslem Janem Lopuszanskim rozmawia Henryk Sroczynski, "Sens", 2/1991] P. - Liczne ruchy polityczne dopisuja sobie w nazwie "chrzescijanski". Jaki jest panski poglad na ten temat? O. - Rozni dzialacze zdaja sobie sprawe, ze wartosci chrzescijanskie i zasady etyki katolickiej sa znaczacym elementem swiadomosci polskiego spoleczenstwa, stad tez odwoluja sie do tych zasad w sposob uzyteczny. Sadze, ze znajda sie w kregu poparcia chrzescijanskiego narodu. Wiele tez drobnych srodowisk usiluje poprzez te nazwe stworzyc sobie podstawy, ktore dawalyby im mozliwosc wejscia w koalicje z innymi duzymi ugrupowaniami. P. - Czy nie sadzi pan, ze dzialalnosc partii chrzescijanskich moze obciazyc autorytet Kosciola? Jego popularnosc, jak wykazuja sondaze, spada. O. - Przed wszystkim chce wyrazic tu zdecydowana watpliwosc co do wiarygodnosci przedstawianych nam wynikow badan opinii publicznej. Na calym swiecie komunikaty o rezultatach takich sondazy sa elementami manewrow wykonywanych zwlaszcza przed wyborami. Trzeba powiedziec, ze dwie trzecie polskich osrodkow badania opinii publicznej jest opanowane przez bardzo podobne, w sensie mentalnosci, srodowiska, zas na pana pytanie odpowiem: ja mysle, ze nie. Jak dotad Kosciol hierarchiczny, biskupi, nigdy nie utozsamial sie az w takim stopniu z ktorymkolwiek z tych ugrupowan, by mozna mu przypisywac odpowiedzialnosc za ich dzialanie. Na przyklad nie mozna powiedziec, ze Kosciol hierarchiczny ponosi odpowiedzialnosc za dzialalnie ZChN... Biorac pod uwage nasze oparcie na zasadach etyki katolickiej, powinnismy sie nazwac Zjednoczeniem Katolicko-Narodowym. Tego jednak nie moglismy zrobic, zgodnie bowiem z postanowieniem Kodeksu Prawa Kanonicznego katolicka jest tylko taka organizacja, ktora uzyskala prawo do tego tytulu od kompetentnych wladz koscielnych. ZChN nie dziala w polityce pod kierownictwem ani nawet pod kuratela naszych pasterzy, dziala na wlasna odpowiedzialnosc. Nie chcemy, aby rachunek naszych bledow, a w koncu bledy politykom sie zdarzaja, obciazal hierarchie koscielna. Byloby to szkodliwe dla pracy duszpasterskiej. P. - Czy lepszym chrzescijaninem jest ten, kto wykazuje swa aktywnosc w jakiejs partii, oczywiscie chrzescijanskiej? O. - Obowiazkiem chrzescijanina, katolika jest ozywienie zycia publicznego duchem chrzescijanskim - tak dokladnie jest zapisane w licznych dokumentach. Nie mamy wiec prawa uchylania sie od dzialalnosci publicznej, dzialalnosci w duchu wartosci chrzescijanskich i zgodnej z zasadami etyki katolickiej. Co wiecej - naszym obowiazkiem jest roztropna troska o dobro wspolne. Natomiast nigdzie w doktrynie Kosciola nie jest powiedziane, w jaki sposob mamy to realizowac. P. - Co sadzi pan o swoich przeciwnikach? [...] Zdarza sie, ze nabija panu guza? O. - Prosze pana, ja prowadze twarda gre polityczna, musze sie wiec liczyc z twardymi odpowiedziami, a nawet i z tym, ze czasem przeciwnik nabije mi guza. Potrafie tez docenic sprawnosc moich wrogow politycznych. P. I jest w tym szacunek dla ich pogladow? O. - O nie! Jesli ktos ma poglady bledne, niesluszne i niekorzystne dla Polski, to oczywiscie nie sposob mowic tu o szacunku. [...] _______________________________________________________________________ Pawel Penczek [Autor jest doktorem fizyki zatrudnionym w Wordsworth Center for Laboratories and Research w Albany, N.Y.] "ZIEMIE WYZYSKANE" ================ Ziemie Odzyskane w roku 1944 i poczatkowo w 1945 byly traktowane jako ziemie niemieckie, i to zarowno przez Rosjan jak i Polakow. Moze nam sie wydawac, ze w zamecie wojennym ktos bawil sie w rysowanie dokladnych map i zastanawial sie co komu przypadnie, ale tak nie bylo. Sytuacja byla plynna i warto przypomniec, ze Szczecin znalazl sie w Polsce w 'ostatniej' niemal chwili na skutek interwencji 'moskiewskich' Polakow u Stalina. Trudno wiec wymagac od dowodcow nizszego szczebla glebokiej rozwagi i wyczucia przyszlej historii - wkraczali na ziemie niemieckie, na drogowskazach widnialy wylacznie niemieckie nazwy, wiekszosc miast i wsi W OGOLE nie miala polskich nazw, nie wiadomo bylo, ze za kilka lat powstanie NRD i ludnosc niemiecka stanie sie bratnim i demokratycznym narodem, a wiec zwykla grabiez wojenna byla chyba naturalnym i zrozumialym odruchem. Dzialalnosc zachodnich aliantow rowniez nie byla taka jednoznaczna. Mnie przychodza do glowy dwa przyklady zadziwiajacej zbieznosci bombardowan amerykanskich z postepami Armii Czerwonej: pierwszy to ostateczne zniszczenie rafinerii w Ploesti (Rumunia) na kilka dni przed wkroczniem Rosjan, drugi to nalot na zaklady Skody pod Praga w ostatnich tygodniach wojny. Jesli chodzi na przyklad o zamek w Ksiazu, to historie te znam niejako z pierwszej reki: moj tesc 'wyzwalal' Walbrzych w poczatku 1945 roku jako zolnierz II Armii WP. Miasto spodobalo mu sie (w okolicach Walbrzycha nie bylo praktycznie zadnych walk) i gdy wkrotce okazalo sie, ze nie bedzie mogl wrocic do rodzinnego Boryslawia (nieopodal Lwowa), postanowil osiedlic sie wlasnie w Walbrzychu. W polowie 1945 roku sprowadzil tam rodzine, zjechalo rowniez wielu krajan. Do dzis wspominaja oni, jakie niezapomniane wrazenie zrobilo na nich miasto - czyste, wielopietrowe i ceglane domy, wyasfaltowane ulice, po ktorych jezdzily tramwaje itp... Po paru kieliszkach wyznawali mi szczerze, ze wydawalo im sie, ze trafili do Paryza. Od tescia znam rowniez dalsze losy zamku w Ksiazu i powtarzam na jego odpowiedzialnosc: zadnych Rosjan w latach piecdziesiatych tam nie bylo, zamek stal opuszczony i systematycznie byl 'wyzyskiwany' przez okolicznych Polakow. Walbrzych odwiedzilem po raz pierwszy na poczatku lat osiemdziesiatych i miasto zrobilo na mnie przykre wrazenie. Na pieknym rynku mozna ogladac daty na wspanialych mieszczanskich kamienicach: wiekszosc pochodzi z drugiej polowy XVIII wieku. Niestety, wszystko jest zaniedbane, wali sie, wypadaja cegly, w srodku zapuszczone mieszkania (tak bylo jeszcze w koncu lat osiemdziesiatych). Z ulic zniknely w latach 70'tych tramwaje. Trzeba wiedziec, ze Walbrzych, jakkolwiek miasto niewielkie, polozony jest wzdluz rozleglych wawozow miedzy gorami, tak wiec 'najnowoczesniejsze' autobusy w znacznym stopniu przykladaja sie do potwornego zanieczyszczenia. Co wiecej, jak dowiedzialem sie od miejscowych gornikow, przez wiele lat prowadzono rabunkowa eksploatacje kopalni wegla, wydobywano wegiel nawet ze zloz, ktorych eksploatacje Niemcy uznali za nieoplacalna. Skutek jest taki, ze wali sie jedna z dzielnic miasta - w swoim czasie nowoczesne i pelne solidnych poniemieckich domow Nowe Miasto. Sa tez oczywiscie jasne strony polskiego gospodarowania: na otaczajacych Walbrzych wzgorzach postawiono nowe, pelne betonowego uroku mieszkalne ursynowiska. Dzieki temu na gruzach starego i obcego, ale jednak solidnego i funkcjonalnego, powstaje polskie standardowe bezguscie. Dla mnie, jako dla warszawiaka, historie o zasobach mieszkaniowych Ziem Odzyskanych brzmialy zawsze wstrzasajaco. Przytocze tylko przyklad zabytkowego rynku w Jeleniej Gorze - przez wiele lat absolutnie nie remontowano na nim domow. Jesli mieszkancowi zaczynala sie lac woda na glowe, to wolal przeniesc sie do sasiedniego 'pustostanu'. Prace restauracyjne rozpoczeto w latach 70'tych, ale jeszcze dziesiec lat pozniej mozna bylo latwo zauwazyc zniszczenia i stwierdzic smutna prawde: wielu budynkow nie da sie juz uratowac. Dlaczego tak rozpisalem sie o tym wszystkim? Mam wrazenie, ze dotykamy tu jeszcze jednego polskiego mitu: to paskudni Rosjanie zniszczyli wszystko, co napotkali na swojej drodze na Berlin, mysmy przejeli ruiny i od lat czterdziestych pracowicie wszystko odbudowujemy i upiekszamy. Przyznam szerze, ze sam myslalem podobnie. Urodzony w Warszawie, od malego obserwowalem powstawanie nowych dzielnic na zgliszczach czegos, co znalem tylko z opowiadan babci. Rozsadne wydawalo mi sie przyjecie, ze tak musialo byc wszedzie. Wielkim wiec wstrzasem bylo dla mnie naoczne przekonanie sie, ze dla wielu miast poniemieckich proces byl wrecz odwrotny: zastane w stanie praktycznie nienaruszonym, podlegaly stopniowej degradacji. Degradacja ta nie byla wylacznie wynikiem postepowania Rosjan ani pozniejszych, komunistycznych wladz polskich. Widzialem w Walbrzychu mieszkania poniemieckie, o jakich warszawiak moze tylko snic. Zostaly one doprowadzone do ruiny ewidentnie przez mieszkancow. Wielu z nich, calkiem zrozumiale, nie traktowalo tych mieszkan jako wlasnych, mysleli o powrocie. Tesc opowiadal mi, ze jeszcze w latach piecdziesiatych w Walbrzychu mozna bylo dostac od miasta poniemiecka wille w dobrym stanie na podstawie kilkuzdaniowego podania. Nieco zaskoczony pytalem go, dlaczego w takim razie sam sie nie pokwapil. Odpowiedzial, ze marzeniem kazdego boryslawiaka bylo mieszkac w kamienicy, w Boryslawiu w domkach mieszkala tylko biedota. W szczerych rozmowach rodzina zony przyznaje, ze przeniesienie sie do Walbrzycha, jakkolwiek wymuszone, bylo zetknieciem sie z nieznana im poprzednio jakoscia zycia. Dzis ze smiechem wspominaja, jak niepewni przeznaczenia wanien hodowali w nich kwiaty. Inne historie nie sa tak zabawne: w 89 roku z ogromnym zdziwieniem dowiedzialem sie, ze w Walbrzychu spychacze wlasnie zrownaly z ziemia cmentarz poniemiecki i na tym terenie powstalo urocze osiedle domkow jednorodzinnych! Ciekawe, co sobie pomysla turysci niemieccy... Jak ja tlumacze te wszystkie smutne historie? Oczywiscie najprosciej jest wszystko zwalic na rabunek radziecki i zle rzady komunistow. To w jakims stopniu prawda. Prawdziwa przyczyna jest jednak moim zdaniem to, ze w Polsce brak jest elit. Brak jest warstwy, ktora zyciu narodu potrafilaby nadac odpowiedni wymiar, wpajajac szacunek i troske o dobra kulturalne i materialne. Czesto pisze sie o polskich stratach w czasie II Wojny Swiatowej i podkresla sie, ze w szczegolnym stopniu dotknely one inteligencje. Wszyscy wiemy o warszawskich Palmirach, coraz wiecej dowiadujemy sie o zbrodniach radzieckich. W tekscie opublikowanym ostatnio na Poland-L czytamy, kim byly ofiary: oficerowie, lekarze, ksieza, nauczyciele... Brak mi tylko w tych opisach jednego wniosku - tego typu straty MUSIALY sie odbic niekorzystnie na 'jakosci' powojennej wladzy, jakakolwiek by ona byla. Czy ktokolwiek moze sie ludzic, ze tego typu straty narodowe daly sie latwo zaleczyc? Moim zdaniem, w powojennej Polsce do wladzy (szeroko rozumianej, od soltysa do ministra) doszedl w swojej masie 'drugi gatunek' ludzi. Powody byly dwojakie: nie kazdy mogl czy chcial wspolpracowac z nowa wladza, ale to moim zdaniem jest mniej wazne, wazniejsze jest to, ze brakowalo ludzi odpowiedniego formatu. Nie mysle obrazac nikogo, ale tak tylko moge sobie wytlumaczyc wiele opisanych historii. Widze tez oczywista paralele z tym, co obserwujemy w kraju obecnie. Przez lata 70'te i 80'te, czyli za mojej swiadomej pamieci, emigracja stala sie dla wyksztalconego Polaka czynem niemal patriotycznym!!! Skutek? Wystarczy poczytac o dzisiejszym Sejmie i przejrzec publiczne wypowiedzi swiezo wylonionej klasy politykow... I znow powody sa dwa: wieloletnia antyinteligencka polityka komunistow ("Nasza inteligencja nas zawiodla" - to chyba Gomulka z lat 50'tych, procz tego silne podteksty antyinteligneckie mial rok 68), ale rowniez, a moze nawet przede wszystkim, dziwna sklonnosc inteligencji do emigracji. Czasami mialem wrazenie, ze kazdy, czyj zawod dobrze sie sprzedawal w swiecie, czul sie tym faktem calkowicie zwolniony z zobowiazan wobec Ojczyzny. Czy zmienilo sie to teraz? Bardzo watpie, w koncu gdyby sie to zmienilo, to nie mielibysmy tylu respondentow na liscie :-). Pawel Penczek _______________________________________________________________________ Rysiek Rydz, Goteborg, Szwecja SZWEDZKIE WAKACJE ================= Robilem za tlumacza. Pewno bedziecie zdziwieni, z jakiego jezyka tlumaczylem. Szwedzi zorganizowali kolonie dla domu dziecka z poludniowej Polski. Przyjechalo 35 dzieci, mialo byc 36, ale jeden chlopak uciekl tuz przed wyjazdem. Dzieci sa w wieku od 6 do 19 lat. Kolonie maja polozona nad morzem, 110 km ode mnie. Bylem caly dzien. Dzieci wygladaly zdrowo, byly dobrze ubrane i byly fajne. Dwoje jest podobno gotowe do adaptacji, ale nie wiem ktore. Kierowniczka domu dziecka jest dobra kobieta, widac bylo, ze troszczy sie o dzieci. Okazywala im mase ciepla. Dzieci wpadaly czesto w konflikty i byly ostre do siebie. Jezyk miedzy dziecmi rowniez byl ostry. Umialy tez okazac cieplo mlodszym czesto w formie bojki z nimi. Dzieci wydawaly sie dosc pasywne jesli chodzi o zdobywanie wiedzy. Probowalem powiedziec im troche o Szwecji z mapy, ktora wisiala na scianie. Mialy bardzo mala wiedze o geografii, a zainteresowanie jeszcze mniejsze. Uczyly sie blyskawicznie, jesli bylo to im przydatne, np. jak sie mowi po szwedzku poprosze o jablko. Dzieci byly zglodniale owocow. Personel jest szwedzki i stad moja rola w grupie dzieci. Podobno przez pierwsze dni dzieci byly niespokojne, przy jedzeniu zachowywaly sie bardzo glosno i dochodzilo miedzy nimi do awantur. Dzieci rzucaly sie na owoce i braly na zapas pod poduszke, co zostalo zabronione przez personel. Wtedy jedna dziewczynka, okolo 16 lat, wziela dwa jablka, po jednym do kazdej reki i ugryzla wpierw jedno, a potem drugie. Dzieci przeszly badanie lekarskie, tlumaczka plakala sluchajac odpowiedzi dzieci na pytania doktora. Dzieci nie sa sierotami, nie liczac jednego chlopca. Wszystkie pochodza z rodzin pijakow, ktorzy maltretuja swoje potomstwo. Kierowniczka opowiadala o dziewczynce lat 9, ktora po kazdym powrocie od matki jest tak pobita, ze jest niebieska. Jadlem z tym dzieckiem przy jednym stole, mila dziewczynka o ogromnym apetycie, bylem zdziwiony iloscia jedzenia, ktore miescilo sie w tym malym ciele. Inne dziecko bylo kontrastem tej malej, chlopiec 8-letni potrafil nie jesc pare dni. Siedzial przy stole kierowniczki i biedna kobieta cier- piala, walczac z nim, zeby zjadl troche. Kobieta rozumiala, ze to jest sposob dziecka, zeby zwrocic na siebie uwage, ale nie mogla patrzec, jak dziecko sie glodzi. Chlopiec byl dwa lata w domu dziecka, i dopiero tu w Szwecji dal sie przytulic kierowniczce. Opowiadala, ze chopiec zjadl raz dobrze, kiedy ksiadz opowiadal mu bajki przy stole i tanczyl przed nim. Kierowniczka pytala dzieci, czy chca w niedziele, tzn. wczoraj, ksiedza na kolonii. Dzieci zgodnie powiedzialy, ze nie chca i ksiadz nie przyjdzie. Jesli chodzi o chlopca, ktory nie je, to kierowniczka pocieszala sie tym, ze jego starszy brat byl taki sam, ale wyrosl z tego. Zostalem z mlodszymi dziecmi w swietlicy, podczas gdy starsze poszly malowac lodzie. Dzieci mialy sie uczyc tajemniczego szyfru. Wiekszosc dzieci szybko opanowala sztuke szyfrowania i przybiegaly do mnie, zeby pokazac rezultat. Byly glodne pochwal. Wypytywalem dzieci o szkole. Nie przywiazywaly duzej wagi do nauki. Pytalem dzieci, czym chca zostac, jak beda duze. Dziewczynki odpowiadaly, ze chca byc w domu albo pracowac jako sprzataczki. O najzdolniejszej dziewczynce, ktora przeskoczyla klase, powiedzialy, ze ona chce pracowac w sklepie jako sprzedawczyni. Chlopiec okolo lat 11, dobry uczen wedlug dziewczynek z tej samej klasy, powiedzial, ze chce byc szoferem, co zostalo przyjete drwinami ze strony kolezanek. "Ty niezdaro, nawet nie umiesz jezdzic na rowerze", na co ja, ze do prowadzenia samochodu umiejetnosc jazdy na rowerze nie jest konieczna. Chlopiec przyjal kpiny kolezanek spokojnie, ale wycofal sie z zawodu kierowcy. "Zostane cukiernikiem, jak moj wujo" powiedzial. Kierowniczka domu mowila, "co ja im moge pomoc, jesli te dzieci zyja z pietnem, ze ich matki nie chca ich". Rysiek Rydz _______________________________________________________________________ Janusz Mika OSKARZENIA I KALUMNIE ===================== Wraz z przyjacielem jestesmy wiernymi czytelnikami "Spojrzen" i niedawno z wielka przyjemnoscia przeczytalismy napisany piekna polszczyzna esej Jana Parandowskiego o tym, ze Polska lezy nad Morzem Srodziemnym. Doszlismy do wniosku, iz Redakcja zamiescila go "dla poddzierzki razgawora", gdyz az trzech Redaktorow (czwarty, ktory tekst podal do druku, powstrzymal sie na szczescie od komentarza) na pniu poddalo esej mniej lub bardziej druzgocacej krytyce, jednoczesnie zachecajac rowniez Czytelnikow do dalszej dyskusji. Jeden z Czytelnikow juz sie odezwal, wyrazajac radosc z tego, ze obcokrajowcy, nie znajac na ogol naszego jezyka (choc tak on jest podobny do sanskrytu - ze zacytujemy Parandowskiego), nie beda w stanie przeczytac eseju. W przeciwnym wypadku mogliby potraktowac jego tresc zbyt doslownie, co, jak sadzi korespondent, mogloby z kolei zaszkodzic dobrej opinii, jaka podobno cieszymy sie wsrod cudzoziemcow. Nie mamy zamiaru ani krytykowac ani tez bronic przed krytyka autora tekstu z 1939 roku. Sadzimy, ze niewiele jest sensu w zwalczaniu pogladow w rodzaju: Polska przedmurzem chrzescijanstwa, Polska Mesjaszem narodow, Polacy Francuzami Polnocy (moj przyjaciel uwaza to za obelge), czy wreszcie tego, ze Polska lezy nad Morzem Srodziemnym. W dyskusjach na takie tematy nikt nigdy nikogo do niczego nie przekonal (to popiatne przeczenie to zapewne dziedzictwo sanskrytu), a adwersarze zawsze pozostaja przy swoich oryginalnych opiniach. Zaciekawil nas jednak argument w obronie eseju, wysuniety przez jednego z dyskutantow, w ktorym zwraca on uwage na to, ze esej zostal napisany w 1939 roku i w zwiazku z tym nalezy do kategorii tekstow pisanych "dla pokrzepienia serc", ktorym to sercom zapewne nie wystarczalo do szczescia popularne wowczas haslo "Silni, zwarci, gotowi". Pokrzepianie serc ma bogata tradycje w naszym pismiennictwie i zwykle stanowi pretekst do przeinaczania historii. W ten sposob specjalisci od pokrzepiania serc, szczegolnie ci obdarzeni geniuszem, jak Mickiewicz lub Sienkiewicz, w skuteczny sposob utrudniaja kolejnym pokoleniom Polakow poznanie naszej prawdziwej historii. W Polsce haslo: "Uczmy sie na bledach" niewiele znaczy, poniewaz wedlug polskich nauczycieli historii nasi przodkowie nie popelniali zadnych bledow. Marza nam sie przyszli przywodcy duchowi narodu, ktorzy beda tworzyc dla pokrzepienia umyslow a nie serc i zdobeda sie na odwage powiedzenia nam calej prawdy o nas i o naszych przodkach, tak aby nowa Polska, ktora musza zaczac budowac nastepne pokolenia Polakow, istotnie znalazla sie w Europie, choc nie jestesmy pewni, czy chcielibysmy, aby to bylo wlasnie wybrzeze Morza Srodziemnego. JAM _______________________________________________________________________ Michal Ogorek MISTER O'GORECK LIKWIDUJE DZIURE BUDZETOWA ========================================== [Gazeta Wyborcza, 16-17.05.1992 - podal Jurek Krzystek] Jak co miesiac Mister O'Goreck przyniosl do domu wyplate i polozyl na stole. - "Liczylismy, ze bedzie wiecej" - zauwazyla zawiedziona Rodzina po przeliczeniu. - "To nie pokrywa wszystkich naszych potrzeb". - "Zalozylem, ze bedzie wiecej wplywow do budzetu, a mniej wydatkow" - usprawiedliwial sie Mister O'Goreck. - "Nie bedzie mozna wydac tyle, ile planowalismy." - "To nie nasza wina, ze zle oszacowalismy materialne polozenie Rodziny" - oswiadczyla Rodzina. - "Wszystko, co wczesniej zostalo ustalone, musi zostac dotrzymane. Takie sa podstawowe zasady wspolzycia spolecznego." - "Proponuje ograniczyc wydatki na kulture, oswiate i zdrowie" - wyliczal po kolei Mister O'Goreck. - "Nie ma mowy!" - odkrzyknela za zgroza Rodzina. - "To jest podcinanie bytu Rodziny!" - "To moze na inwestycje" - proponowal Mister O'Goreck. - "Kwota przewidziana na inwestycje jest juz minimalna" - twardo oswiadczyla Rodzina. - "Wydatki przelozymy na pozniej". - Mister O'Goreck nie ustawal w przedkladaniu nowych propozycji. - "Widzimy, ze w ten sposob nie dojdziemy do porozumienia" - przeciela dyskusje Rodzina. - "Przeprowadzmy glosowanie." Najpierw podniesli rece ci czlonkowie Rodziny, ktorzy chcieli, aby zadne wydatki nie zostaly zmniejszone. Byli to poza Mister O'Gorckiem wszyscy obecni. Nastepnie mieli podniesc rece ci, ktorzy byli za zmniejszeniem wydatkow. Glosowal za tym jedynie Mister O'Goreck. - "Sprawa jest jasna" - posumowala Rodzina. - "Zdecydowana wiekszosc uprawnionych do glosowania jest za utrzymaniem wszystkich wydatkow." - "Jednak mimo wszystko w dalszym ciagu nie ma na to pieniedzy" - powiedzial Mister O'Goreck. Tego juz bylo Rodzinie Mister O'Gorcka za wiele. Okazalo sie, ze Mister O'Goreck nie zna sie zupelnie na demokratycznych procedurach i nie wyzwolil sie jeszcze z okowow totalitaryzmu. Mister O'Goreck musial podac sie do dymisji. SLOWNICZEK TRUDNIEJSZYCH TERMINOW: BUDZET - rozdysponowane pieniadze, ktorymi nikt nie dysponuje; nie istniejace srodki na pokrycie najbardziej niezbednych wydatkow. DEFICYT BUDZETOWY - glowna czesc skladowa budzetu; po dodaniu do niego dziury budzetowej otrzymuje sie caly budzet. FINANSE - sfera dzialalnosci ludzkiej, skladajaca sie z samych wydatkow bez wplywow. Michal Ogorek _______________________________________________________________________ KOMUNIKAT W SPRAWIE NUMEROW ARCHIWALNYCH ======================================== UWAGA! Tirana.berkeley.edu (serwer archiwalny) jest zreperowana i on-line. Prosze jednak uwzglednic zmiane numeru IP. Nowy numer dla tych, ktorzy maja problemy ze znalezieniem tirany 'po imieniu' brzmi: 128.32.123.30 (tirana.berkeley.edu). W tej chwili mozna kopiowac wszytko bez wzgledu na 'compression' -- nowy ftp daemon robi to w trakcie kopiowania. Detale sa na ekranie zaraz po zrobieniu anonymous ftp. Darek Milewski (darekm@garnet.berkeley.edu) _______________________________________________________________________ Redakcja "Spojrzen": Jurek Krzystek (krzystek@u.washington.edu) Zbigniew J. Pasek (zbigniew@caen.engin.umich.edu) Jurek Karczmarczuk (karczma@frcaen51.bitnet) Mirek Bielewicz (bielewcz@uwpg02.uwinnipeg.ca) stale wspolpracuje: Maciek Cieslak (cieslak@ddagsi5.bitnet) Copyright (C) by Mirek Bielewicz 1992. Copyright dotyczy wylacznie tekstow oryginalnych i jest z przyjemnoscia udzielane pod warunkiem zacytowania zrodla i uzyskania zgody autora danego tekstu. Poglady autorow tekstow niekoniecznie sa zbiezne z pogladami redakcji. Prenumerata: Jurek Krzystek. Numery archiwalne dostepne przez anonymous FTP, adres: (128.32.123.30), directory: /pub/VARIA/polish/dir_spojrzenia ____________________________koniec numeru 34___________________________