___________________________________________________________________ ___ __ ___ ___ _ ___ ____ | _| _ _ _ ___ / _|| || | | || | |_ || |_ | \ | || || | / / | | || | | | || | | / / | _| | \| || || | | _/ / | _|| | | _| || \ / /_ | |_ | |\ || || | |__/ |_| |___|| | ||_|\_\|____||___| |_| |_||_||_|_| |___| ____________________________________________________________________ Piatek, 27.03.1992. nr. 18 ____________________________________________________________________ W numerze: Tadeusz Gierymski - Stefan Banach "W skansenie ciemnoty" - rozmowa z Kajetanem Wroblewskim Ryszard Herczynski - Spoleczna ranga nauki Jerzy Lohman - Od Popiela do Rostworowskiego Zbigniew J. Pasek - Polskie okruchy "Oskarow" ____________________________________________________________________ Od red. [M.B-cz]: Fala eksperymentow w "Spojrzeniach" przybiera i oto dokoopotowalem sie jako czlonek redakcji. Wszystko to stalo sie na moje usilne nalegania. Moja racja byla taka, ze poniewaz i tak juz redaguje pismo "Glos Polonii", w ktorym zamieszczamy materialy z ogolnoswiatowej sieci poczty elektronicznej, autorow z Poland-L oraz ze "Spojrzen" - wszystko za zgoda autorow i redaktorow - unia personalna wiele spraw by uproscila. W naszej dzialalnosci stwarzamy autorom sposobnosc obejrzenia sie w prawdziwym druku, bowiem wysylamy im egzemplarze naszego pisma zaraz po zamieszczeniu odnosnego materialu. Dzialania wzajemnie korzystne odbywaja sie zatem i w sferze lacznosci elektronicznej jak i bardziej tradycyjnie materialnej. Prezentacja opracowan krazacych po e-mail w drukowanym czasopismie laczy stare z nowym i odwrotnie. Przystepujac do opracowania kolejnego numeru "Spojrzen" chcialem zaprezentowac materialy z obydwu mediow. Jednakze z powodu braku miejsca, jak slysze "chronicznego", w tym numerze moglem uwzglednic tylko niezmiernie pilne artykuly z szuflady redakcyjnej "Spojrzen" - autorow oczekujacych w kolejce zapewniam, ze kolejnosc nie oznacza w zadnym wypadku zadnej hierarchii waznosci. Powyzszy pomysl zrealizuje jednak w nastepnym numerze "Spojrzen". Nawiasem mowiac objetosc "Spojrzen" to zaledwie jedna czwarta objetosci "GP", tak wiec tlok szufladowy mozemy rozladowac poprzez druk w "GP" za zgoda autorow, oczywiscie. I jeszcze jedna uwaga w nawiasie: trzy materialy w niniejszym numerze "Spojrzen" sa autorstwa lub w opracowaniu Zbyszka Paska. Podobnie dzieje sie i w "GP", gdzie materialy sygnowane przez Zbyszka rowniez przewazaja. Byc moze zmierzamy w kierunku Oswiecenia, kiedy to byly mozliwe gazety wydawane jednoosobowo. Materialy w tym numerze "Spojrzen" mialy byc poswiecone i nauce i rozrywce po rowno. Przewazyla nauka. Trudno, takie to juz nasze srodowisko. Procz mnie w roli redaktora jest tez jeszcze jeden debiutant na naszych lamach w roli autora, a mianowicie kolega Herczynski z Polski. Prosze Panstwa, wszystkie te eksperymenty to nie zaden Prima Aprilis i zadnego sprostowania nie bedzie. Mirek Bielewicz ____________________________________________________________________ Tadeusz Gierymski (t9gierymski@stthomas.edu) STEFAN BANACH (w stulecie urodzin) ================================== Pisze p. Kuratowski w angielskim wydaniu swej pracy o "Pol wieku matematyki polskiej 1920-1970", ze Stefan Banach urodzil sie w Krakowie, 30 marca 1892 roku, i ze malo wiemy o jego rodzicach. Podobno jego dziecinstwo bylo tak bardzo ciezkie, ze od czternastego roku zycia zarabial na zycie korepetycjami. Samouk; przez krotki czas student na Uniwersytecie Jagiellonskim, a pozniej na Lwowskiej Politechnice, gdzie mu studia przerwala pierwsza wojna swiatowa. Wrociwszy do Krakowa dalej rozmyslal nad matematyka, nie zapisujac sie na zadne studia. Poglebial swa wiedze czytajac i rozmawiajac o matematyce z O. Nikodymem i W. Wilkoszem. Tak oto opisuje Steinhaus swoje pierwsze spotkanie z Banachem: "Spacerujac po Plantach pewnego letniego wieczoru uslyszalem strzepek rozmowy, a moze nawet tylko dwa slowa "calka Lebesguea'. Zaciekawilo mnie i podszedlem do lawki, na ktorej Stefan Banach i Otton Nikodym rozmawiali o matematyce. Tak ich poznalem." Tak oto Steinhaus 'odkryl' Banacha. Kuratowski pisze, ze to wlasnie uwazal za swoje najwieksze odkrycie w matematyce. To przypadkowe spotkanie od razu zaowocowalo: Steinhaus podzielil sie z Banachem pewnym problemem, nad ktorym pracowal od dlugiego czasu. Ku jego zdumieniu, dwa dni pozniej Banach przyniosl mu rozwiazanie, ktore razem oglosili. Byla to pierwsza naukowa publikacja Banacha. Matematycy z uznaniem przyjeli ten poczatek tworczosci Banacha, a w r. 1920 profesor Lomnicki dal mu asystenture we Lwowie, mimo ze Banach nie skonczyl jeszcze studiow. No i zaczela sie jego wspaniala kariera. W tym samym roku zlozyl on na Uniwersytecie Jana Kazimierza swa prace doktorska, ktorej ogloszenie w Fundamenta Mathematicae Mazur okreslil jako przelomowy wypadek w matematyce dwudziestego wieku; habilitowal sie tam w r. 1922. Banach zapoczatkowal we Lwowie wazne badania, ktore przyciagnely mlodych utalentowanych matematykow. Tworcze byly ich rozmowy i dyskusje w kawiarni Szkockiej, ktore tak oto opisuje Stanislaw Ulam: "Sesje z Banachem w kawiarni, a czesciej z Banachem i Mazurem, stworzyly we Lwowie jedyna w swoim rodzaju atmosfere. Taka scisla i intensywna wpolpraca byla chyba nowoscia w matematyce... Dyskusja skladala sie z kilku slow w toku dlugich przerw, podczas ktorych pilismy kawe, tak zatopieni w mysli, zesmy siebie wzajemnie nawet nie widzieli. Zawzieta koncentracja, czasem trwajaca godzinami, stala sie dla nas najwazniejszym skladnikiem rzeczywistej pracy matematyka." Banach byl jednym z tworcow analizy funkcjonalnej i pod jego i Steinhausa wplywem powstala nowa, Lwowska Szkola Matematyki. W zwiazku z ta szkola zaczely wychodzic Studia Mathematica (1929) i Monografie Matematyczne (1932), tom pierwszy ktorych zawieral jego slawne Theories des operations lineaires. Pozyskal swiatowe uznanie, w r. 1936 dal, na zaproszenie, wyklad na plenarnym zebraniu Miedzynarodowego Kongresu Matematyki w Oslo, a w r. 1939 polscy matematycy wybrali go na prezydenta Polskiego Towarzystwa Matematycznego. Lata wojny spedzil we Lwowie, bedac dziekanem uniwersytetu w 1940-41 r. Podczas okupacji niemieckiej zarabial na zycie (profesor Kuratowski pisze: "in order to save his life he acted as a lice-feeder") zywiac soba wszy w instytucie profesora Weigla. Osiagniete z tych badan szczepionki przeciw tyfusowi, pisze Kuratowski, przekazywane byly takze Armii Krajowej. Po zajeciu Lwowa przez Armie Sowiecka "Banach wrocil do pracy na uniwersytecie, gdzie zywo wspolpracowal z sowieckimi matematykami, ktorzy okazywali mu ciepla serdecznosc. Niestety byl juz on wtedy smiertelnie chory na raka pluc. Umarl 31 sierpnia 1945 r." Palil, a ile, i czy kiedys przestal, nie wiem. Steinhaus opisuje Banacha jako "realiste, ktory byl daleki od marzycielstwa, od samowyrzeczen". Daleki byl od kandydata na swietosc; nie byl swietoszkowatym hipokryta. Byl w Polsce ideal naukowca oparty na postaci z Zeromskiego, ktory poswieca sie, ktory odzegnuje sie od przyjemnosci i dobr materialnych, ktory pracuje dla dobra spoleczenstwa i dlatego zyskuje szacunek, mimo, ze niczego w koncu nie osiaga. Ten ideal ciagle pokutowal w Polsce miedzywojennej, ale nie pociagal on Banacha. Banach to nie Judym. On wiedzial, ze w innych krajach naukowcow wynagradzano za ich osiagniecia, a nie za samoposwiecenie sie. "Byl zdrowy i krzepki, jego realizm graniczyl z cynizmem, ale dal wiecej nauce polskiej, a szczegolnie matematyce, niz ktokolwiek inny. ... Podkreslal on swoje goralskie pochodzenie i w pogardzie mial ogolnie wyksztalconego intelektualiste bez specjalnosci. ... Jego najwieksza zasluga bylo wyzwolenie nauki polskiej z kompleksu nizszosci w dziedzinie nauk scislych, kompleksu zamaskowanego windowaniem na piedestal miernot. Banacha nigdy nie obezwladnil taki kompleks; w nim iskra geniuszu sprzegla sie z niezwykle silnym bodzcem wewnetrznym. Haslem Banacha byly slowa Verlaine'a: "Il n'y a que la gloire ardente du metier." Matematycy wiedza dobrze, ze ich kunszt jest tak tajemniczy jak kunszt poezji..." ---------------------- Opracowal, (na podstawie, parafrazujac i tlumaczac Kazimierza Kuratowskiego A Half Century of Polish Mathematics, Pergamon Press, Oxford 1980) Tadeusz Gierymski __________________________________________________________________________ [Rzeczpospolita, 23.01.1992] W SKANSENIE CIEMNOTY ==================== Z profesorem Andrzejem Kajetanem Wroblewskim, fizykiem z Uniwersytetu Warszawskiego, rozmawia Krystyna Forowicz - W "Scientific American" napisal pan artykul potepiajacy pseudonauke. Przyczyny tej niezwyklej dzisiaj erupcji wiary spoleczenstwa w najprzerozniejsze dziwactwa "nie z tego swiata" wiaze pan z kryzysami gospodarczymi, jakie przezywaja niektore kraje, np. b. Zwiazek Radziecki. Czy jednak paranauka nie stanowi odwiecznego problemu nauki? - W artykule podalem co najmniej dwie tego przyczyny; jedna - nazwalbym natury politycznej - to jest proba wykorzystania zainteresowania ludzi tymi zjawiskami do odwrocenia uwagi od spraw zycia codziennego. To wyraznie zaznaczylo sie we wszystkich systemach totalitarnych, np. w Niemczech hitlerowskich. Porownanie Niemiec hitlerowskich do Polski gierkowskiej byloby niewlasciwe, ale u nas w koncu lat 70, kiedy wystapily bardzo powazne oznaki kryzysu ekonomicznego, politycznego i spolecznego, po raz pierwszy owczesni rzadcy Polski dali zielone swiatlo pseudonauce. Przeciez partyjne wydawnictwo - Krajowa Agencja Wydawnicza - wydrukowalo setki tysiecy ksiazek o trojkacie bermudzkim, astrologii, rozdzkarstwie, latajacych spodkach, mimo iz byl kryzys papierowy. Powstalo wiele stowarzyszen pseudonaukowych. Jestem realista i wiem, ze swiat nie jest taki prosty, aby wszystko skladac na karb kryzysu, jak czyni to radziecki uczony Siergiej Kapica, z ktorym polemizuje w moim artykule. Jest jeszcze trzeci powod tego zalewu bredni, dzis bardzo istotny. Nazwalbym to "symptomem wiezy Babel". Chodzi o postepujaca specjalizacje roznych dyscyplin naukowych. Bardzo trudno obecnie porozumiec sie ludziom pracujacym w sasiednich dziedzinach nauki, a moze nawet, co zabrzmi paradoksalnie, w tej samej dziedzinie, ale o roznych specjalnosciach. Zajmuje sie fizyka czastek elementarnych. Moj kolega polprzewodnikami. Chociaz pracujemy w jednym instytucie, nie zawsze w sprawach nauki mozemy sie zrozumiec. Otoz jesli takie zjawisko niezrozumienia, pomieszania jezykow wystepuje miedzy uczonymi tej samej specjalnosci, to prosze sobie wyobrazic, jaka jest przepasc pomiedzy nauka a ludzmi, ktorzy do tej nauki nie naleza. I dlatego, ze istnieje ta przepasc pomiedzy nauka i poziomem swiadomosci naukowej w spoleczenstwie, pseudonauka moze liczyc na popularnosc. - Psychotronicy maja sie wiec dobrze. W prasie udzielaja porad, jak bronic sie przed szkodliwym promieniowaniem anten satelitarnych. I chetnych nie brakuje na ekrany, ktorych zadaniem jest "przetwarzanie" zlych fal na nieszkodliwe dla czlowieka. - Kompletna bzdura, nikt nigdy nie udowodnil, ze istnieja jakies cieki wodne. To jest sposob na wyciaganie pieniedzy od ludzi. Robia to hochsztaplerzy, ktorzy widza swoj interes w oglupianiu spoleczenstwa. W kazdej polskiej ksiegarni jest teraz mnostwo bzdurnej literatury o czarnej magii, duchach i horoskopach. Czy my zyjemy w XX wieku czy w mrocznym sredniowieczu? Ludzie sa otumanieni. - Zjawisko to wystepuje nie tylko u nas, takze w innych krajach. - Chodzi jednak o zachowanie zdrowych proporcji. W ksiegarniach w Stanach Zjednoczonych obok takiej "literatury" sa dziesieciokrotnie dluzsze polki z wydawnictwami naukowymi i popularnonaukowymi. Herezje stanowia zalednie margines calego rynku wydawniczego. U nas w tej chwili panuje kompletny kryzys. Ktos w jakis sposob znajduje pieniadze na drukowanie bzdur i ludzie to kupuja. Natomiast padaja wydawnictwa usilujace produkowac wartosciowe ksiazki. Nasze spoleczenstwo nalezy do najmniej wyksztalconych na swiecie. Reprezentujemy niski poziom wiedzy. Od dziesiecioleci byla prowadzona polityka celowego oglupiania spoleczenstwa. Zmniejszano liczbe studentow, szkol, co doprowadzilo do tego, ze mamy zaledwie 5-6 proc ludzi w wyzszym wyksztalceniem. W takich krajach jak Australia, Kanada, Stany Zjednoczone jest ich szesciokrotnie wiecej. Czlowiek ze studiami nie zareaguje pozytywnie na takie dziwactwa jak ekrany chroniace przed "zlym" promieniowaniem. Starsze pokolenia wyksztalcone po wojnie powoli odchodza, a obecna liczba studentow, czyli ludzi, ktorzy beda ksztaltowali oblicze naszego kraju za 10 lat, juz w XXI wieku, jest w tej chwili kilkakrotnie mniejsza niz gdzie indziej w Europie Zachodniej (na glowe ludnosci). Za 10 lat inteligencja polska bedzie warstwa wymierajaca. Kto bedzie dzialal? Beda astrologowie, chiromanci, uzdrawiacze... Jesli nic nie uda sie zrobic, to bedziemy sie w tym stanie pograzac, i w XXI wiek wejdziemy jako skansen ciemnoty. - Pewien profesor w Akademii Rolniczej wybudowal na poletku doswiadczalnym tej uczelni piramidke, wierne odwzorowanie proporcji piramidy Cheopsa. Na podstawie wlasnych obserwacji oglosil, ze struktury geometryczne oddzialuja na wysokosc plonow. Czy naukowcy sami nie ponosza winy za spadek prestizu nauki? - Nie chce powiedziec i na pewno nie dalbym glowy, ze kazdy czlowiek, ktory posiada tytul profesora, ma od razu patent na rozsadek i nieomylnosc. Wsrod naukowcow takze zdarzaja sie ludzie, ktorych ja osobiscie uwazam za nierozsadnych. Wszelkie piramidki byly juz kiedys badane. W nauce, jesli ktos udowodni, ze dwa razy dwa jest cztery, to nie potrzeba nastepnych paru pokolen, aby zastanawialy sie, ze moze to jest trzy i pol. - W Stanach Zjednoczonych naukowcy podjeli walke z pseudonauka. Powstal Komitet Badan Naukowych nad Doniesieniami o Zjawiskach Paranormalnych. - Ten komitet zajmuje sie badaniem doniesien o zjawiskach nowych. Czyli jesli jest cos nowego, podkreslam zupelnie nowego, to komitet bada to zjawisko. Nie mozna bowiem z gory zalozyc, ze nieznane jest bzdura. Tak wiec komitet nie potraktuje astrologii powaznie, bo wczesniej czlonkowie tego komitetu prowadzili badania nad skutecznoscia horoskopow. Nic z tego nie wyniklo. Astrologowie, jak wiadomo, probowali grac na gieldzie, jak sie okazalo, z mizernym skutkiem. Tenze komitet wydal manifest do srodkow masowego przekazu w Stanach Zjednoczonych mowiacy o tym, ze astrologia jest bezsensowna. Z inicjatywy tegoz komitetu ponad 30 wielkich dziennikow w rubryce horoskopow zastrzega sie obecnie, ze nie maja one podstaw naukowych. Jezeli ktos o ciekach wodnych mowi po raz kolejny, to uczeni maja juz na ten temat zdanie. To samo dotyczy zielonych ludzikow, ktorzy rzekomo mieli biegac naokolo nas. - O ile wiem, "komitet paranaukowy" zajmuje sie wlasnie latajacymi talerzami, fotografia Kirliana, zginaniem metali sila psychiki, tym wszystkim, co nasi naukowcy niejako a priori z hukiem wyrzucaja poza obszar nauki. - Metoda ukrytej kamery sprawdzono, jak sie lamie lyzeczki. Obnazono juz wiele szalbierstw poprzez konkretne dowody, m.in. zdjecia. Wszystkie te zjawiska zostaly przebadane i nie doprowadzily do pozytywnych wynikow. Prosze zwrocic uwage, ze wsrod naukowcow humanistow czesciej znajdziemy posluch dla astrologii, wsrod astronomow zas lub reprezentantow nauk scislych nie spotka sie ani jednego zwolennika tej dziedziny. Juz ponad 1.5 tysiaca lat temu ludzie, ktorzy bynajmniej nie byli przyrodnikami, znalezli dowody na bzdurnosc astrologicznych przepowiedni. Mowie o sw. Augustynie, ktory w swoim dziele "Panstwo Boze" udowadnia to na przykladzie roznych losow blizniakow. - Czy jednak mozna byc tak do konca przekonanym, ze wiele zjawisk zaliczanych dzis do tzw. paranauki, a nawet nazywanych bzdurami, nie znajdzie sie kiedys w obszarze zainteresowan tej prawdziwej nauki? Wezmy chociaz mesmeryzm XVIII-wieczny, ow tajemny fluid, ktory nie byl niczym innym jak bioenergoterapia. Skonczyl sie fiaskiem, poniewaz wowczas nie wiedziano o naturze hipnozy. - Bioenergioterapia jest bzdura w sensie naukowym. Podobnie jak energia kosmiczna, uzdrawiajacy dotyk rak i inne niedorzecznosci. Zaden z bioenergoterapeutow nie poddal sie badaniom naukowym, ktore udowodnilyby, ze posiada on jakas sile. Natomiast czlowiek moze wplywac na drugiego czlowieka metoda sugestii. Na tej zasadzie niektorzy uzdrawiacze uzyskuja pozytywne efekty w sensie poprawy samopoczucia pacjenta. Nie znaczy to jednak, ze jesli ktos ma chore serce, to uzdrawiacz je uleczy nakladaniem rak. - Skad sie bierze sklonnosc ludzka do wiary w rozne zabobony i przesady? - Kazdy czlowiek niesie z soba od dziecinstwa marzenia o krainie czarow, o wszechmocnych wladcach, ktorzy skinieniem reki zdolaja przywolac raj na ziemi. Jezeli te pragnienia pielegnowane od dziecinstwa trafiaja jeszcze na grunt sytuacji kryzysowej, kiedy czlowiek staje sie obywatelem panstwa, w ktorym dzieje sie bardzo zle, to podswiadomie marzy o tym, ze moze ktos taki przyjdzie i nagle wszystko stanie sie piekne. Co innego fascynacja bajkami, a co innego rzeczywistosc, do ktorej nie da sie przeniesc bajek. Przytoczyl: Zbigniew J. Pasek ________________________________________________________________ Ryszard Herczynski SPOLECZNA RANGA NAUKI ===================== [od red.: Autor jest fizykiem/matematykiem w Inst. Podstawowych Problemow Techniki w W-wie; jest tez w zarzadzie Towarzystwa Popierania i Krzewienia Nauki, ew. kontakt przez Erica Behra ejbehr@rs6000.cmp.ilstu.edu] Wiek dwudziesty odziedziczyl po Oswieceniu i wieku dziewietnastym kult nauki. Powstal on w opozycji do nieuctwa i mistycyzmu, utozsamianych z nauka kosciolow wszelkich wyznan. Byl optymistyczny; przyrzekal rozwiazanie wszelkich bolaczek: chorob i klesk zywiolowych, nedzy i niesprawiedliwosci. Dla rodzacego sie kapitalizmu wiedza byla nie tylko motorem zwiekszania i modernizacji produkcji, lecz takze sojusznikiem w walce ze schierarchizowanym, feudalnym swiatem, hamujacym jego rozwoj. Pod auspicjami nauki i niejako z jej przyzwolenia rozwijala sie mysl demokratyczna, gloszaca zrownanie stanow, wolnosc ludziom, nieograniczona swobode mysli. Socjalizm, podobnie jak pozytywizm, zawierzyl nauce. Marks na wystawie na Liverpool Street w Londynie z zachwytem ogladal model elektrycznej kolejki, widzac w technice i nauce gwarancje nadej- scia nowego ustroju. Swoja wersje socjalistycznych pogladow naz- wal naukowa, choc, jak wielokrotnie zwracano uwage, nie braklo w niej bynajmniej nienaukowych twierdzen ani tez romantycznych mrzonek. Rownie dostojna swoim wiekiem jest opozycja przeciw "unauka- wianiu" swiata. Zapedzona w pierwszym okresie do zakrystii, odzy- wala sie ona coraz mocniej rowniez na tych terenach, z ktorych wydawala sie ostatecznie wyparta: w filozofii i w biologii, w naszym zas stuleciu odwazyla sie wyjsc na otwarte pole. Atak na nauke ulatwily zwiazane z nia nadmierne nadzieje i nieuzasadnione roszczenia: nie spelnila wszystkich pokladanych w niej marzen, w kwestiach zas spolecznych okazala sie bezradna; poltora stulecia nie doprowadzilo do zracjonalizowania stosunkow miedzyludzkich. Okazalo sie ponadto, ze nauka nie jest w stanie przewidziec wielu konsekwencji wprowadzanych pod jej auspicjami technik i - jak uczen czarnoksieznika - nie panuje nad silami, ktore rozpetala. "Naukowy" socjalizm okazal sie calkowicie nienaukowy i zupel- nie niesocjalistyczny. Nienaukowy, poniewaz nieuprawniona eks- trapolacja obserwowanych faktow musiala prowadzic do blednych prognoz zarowno w odniesieniu do rozwoju gospodarczego, jak i do zmian w spolecznej stratyfikacji. "Socjalizm" - dziecko demokracji z prawego loza - wyrodzil sie (w planie teoretycznym) akceptujac idee dyktatury, nie dajace sie z mysla demokratyczna pogodzic. Srodki, jakie proponowal dla zaprowadzenia prawdziwej, wiec rowniez ekonomicznej rownosci, sprowadzily powszechne ubostwo, a planowa gospodarka, oparta na dufnej wierze w pelne rozumienie procesow ekonomicznych, zawiodla. "Szary" polski obywatel, karmiony bez przerwy teza o nauko- wosci socjalizmu, z niesmakiem odnosi sie dzis do wszelkich "nau- kowosci". Rezultatem jest wyrazne obnizenie spolecznej rangi nauki polaczone z atakiem obskuranctwa. Gazety pelne sa horosko- pow, mnoza sie cudowni uzdrowiciele, rosnie popyt na wrozki i wrozbitow; chiromancja i bioprady, astrologia i rytualy, zapozy- czone jakoby ze Wschodu, sa tematem nie konczacych sie dywagacji i rozmow. Sadze, ze do obowiazkow uczonych nalezy nie tylko uprawianie nauki w laboratoriach i gabinetach, lecz takze jej obrona jako nosiciela samoistnych wartosci. Lezy to zarazem w dobrze rozumia- nym interesie uczonych w ustroju demokratycznym: znaczna czesc kosztow ich dzialalnosci pokrywana jest przez podatnikow, ktorzy powinni wiedziec, ze inwestuja w przedsiewziecia wazne dla nich i ich potomstwa. Jak dotad uczeni polscy na obrone swojego teryto- rium wobec atakow wrogow nauki sie nie zdobyli. Niewatpliwym grzechem srodowiska naukowego byla uleglosc wobec gloszonej "naukowej" wersji socjalizmu. Niewielu umialo mu sie w sposob jawny przeciwstawic. Mozna to zrozumiec: grozily za to represje, z ktorych najlzejsza bylo uniemozliwienie pracy nauko- wej. Oportunizm znajdywal usprawiedliwienie w tezie, ze poslu- szenstwo wobec wladzy jest obrona warsztatu pracy, ktorego obrona uwazana byla za glowny, dlugofalowy a nawet patriotyczny obowia- zek uczonego. W dodatku, jak wiadomo, uczeni na calym swiecie nie sa grupa slynaca z dzielnosci: blizsi sa braminom, niz sikhom. Trudnosc obrony nauki w Polsce polega obecnie na tym, ze na- trafia na zdecydowany odpor; przed nielicznymi wciaz uczonymi, pragnacymi przeciwstawic sie fali nieuctwa, zamkniete sa drzwi studiow radiowych i telewizyjnych, nie wpuszcza sie ich na lamy dziennikow. Komercjalizacja srodkow masowego przekazu nastapila szybciej niz prywatyzacja przemyslu. Nawet w instytucjach zalez- nych od panstwa, uczeni nie znajduja poparcia: panstwo jak gdyby staralo sie odrobic dawne grzechy "naukowej" ideologii. Obrona nauki nie oznacza dzis dazenia do jakiejs nowej wersji "pelnej" racjonalizacji swiata. Uczeni w swojej znakomitej wiek- szosci, nie podzielaja juz dawnego, naiwnego optymizmu. Blizszy jest im, jak sie zdaje, pewien sceptycyzm, dotyczacy szybkosci postepu nauki a nawet granic poznania naukowego. Koscioly, w tym rowniez posoborowy kosciol katolicki, sa przez wielu z nich wi- dziane jako naturalny sprzymierzeniec w walce z podnoszacym glowe obskurantyzmem. Podniesienie rangi nauki w Polsce jest waznym i aktualnym spolecznym zadaniem uczonych. Ryszard Herczynski ________________________________________________________________ Jerzy Lohman OD POPIELA DO ROSTWOROWSKIEGO ============================= [Przekroj, 5.01.1992] Jest to publikacja niezwykla, zwlaszcza w polskich warunkach. Zaczela sie ukazywac prze 56 laty i ukazuje sie nadal, mimo przerw spowodowanych wojna oraz okresem stalinowskim. Zawsze mowila prawde, choc - w bardzo rzadkich przypadkach - nie absolutnie cala. Nigdy nie ulegala emocjom ani wplywom, nigdy nikomu nie schlebiala. Z jednakowym obiektywizmem traktowala arystokratow i komunistycznych dzialaczy, swiatobliwych pralatow i walczacych ateuszy, endekow i socjalistow. To Polski Slownik Biograficzny. Powstal w 1935 r. w Krakowie, gdzie nadal wychodzi. Jego tworca i pierwszym redaktorem naczelnym byl wybitny historyk, prof. Wladyslaw Konopczynski. On tez ustalil glowne zasady wydawnictwa, obowiazujace do dzis. PSB (tak potocznie nazywa sie "Slownik") publikuje w porzadku alfabetycznym zyciorysy wszystkich osob, ktore odegraly istotna role w zyciu publicznym (politycznym, spolecznym, gospodarczym i kulturalnym) Polski od czasow najdawniejszych do wspolczesnych, z wyjatkiem ludzi bedacych funkcjonariuszami obecnego panstwa (np. ambasadorow, gubernatorow, itd.). Uwzglednia tez osoby polskiego pochodzenia, wybitnie wyrozniajace sie w innych krajach. W PSB znalezc sie moga tylko niezyjacy, a od daty ich smierci uplynac musza przynajmniej trzy lata. Biogramy powinny byc wszechstronne i wyczerpujace, ukazywac cale zycie bohatera, wszystkie formy jego dzialalnosci i przede wszystkim - cechowac sie calkowitym obiektywizmem. Niedopuszczalne sa autorskie oceny zabarwione emocjonalnie, wartosciujace - mozna jedynie przytaczac roznorodne opinie. Tekst biogramu musi byc zgodny z wynikami badan naukowych i posiadac dokumentacje zrodlowa. Zasada naukowosci nie oznacza, ze zyciorysy w "Slowniku" - to nudne, suche "pily". Wrecz przeciwnie! Redakcja zawsze dbala o wysoki poziom tekstow i o ich czytelnosc. Wiele biogramow - to prace o duzej wartosci literackiej (np. z przedwojennych - profesorow Konopczynskiego i Kukiela, ze wspolczesnych - zwlaszcza prof. E. Rostworowskiego). - Boje sie siegac do PSB - zwierzal sie pewien bardzo zapracowany naukowiec - bo kiedy sprawdzam jakies haslo, zawsze wciaga mnie lektura sasiednich tekstow, potem dalszych, i godzina z glowy. Od 1935 r. do dzis ukazaly sie XXXII tomy i 3 zeszyty tomu XXXIII PSB, zawierajace nazwiska od Abakanowicz do Rustejko - w sumie zyciorysy okolo 22 000 osob. Jest to w przyblizeniu 3/4 ogolu nazwisk "Slownika". Oblicza sie dzis, ze calosc PSB obejmie 46-48 tomow plus suplementy zawierajace zyciorysy ludzi zmarlych juz po ukazaniu sie kolejnych tomow z literami ich nazwisk (np. Bierut, Anders, Kantor, itd). Liczba takich wlasnie nie uwzglednionych w juz wydanych tomach zyciorysow stale rosnie i wynosi okolo 1/3 calosci zbioru. Wynika stad, iz nawet po ukonczeniu podstawowej edycji zwienczonej litera "Z" i nagromadzonymi do tego czasu suplementami trzeba bedzie co pewien czas wydawac nastepny tom, zawierajacy zyciorysy kolejnych zmarlych. Ale to jeszcze daleka przyszlosc. Trudno przewidziec date zakonczenia edycji podstawowej. Ambicja redakcji bylo regularne publikowanie jednego tomu (4 zeszytow) w ciagu roku. Bywaly okresy (np. w latach 70), kiedy udawalo sie to osiagnac, czesciej jednak zamierzenia nie realizowano z powodu nieustannych klopotow techniczno-wydawniczych. Jednak odliczywszy lata 1940-45 i 1947-57, kiedy PSB nie ukazywal sie z wiadomych powodow, otrzymamy srednio 3/4 tomu na rok. Wbrew pozorom nie jest to zly wynik. Francuski odpowiednik PSB wychodzi od 1929 r. z czestotliwoscia 0.24 tomu na rok, a ukonczenie calosci przewiduje sie w 2055 r.; austriacki ukazuje sie od 1954, czestotliwosc - 0.27 tomu,; wloski od 1960, przewidywane ukonczenie edycji - 2040 r. Praca nad "Slownikiem wymaga bardzo dlugiego czasu. W miare zblizania sie kolejnych liter redakcja przygotowuje liste osob, ktore powinny znalezc sie w danym tomie (jak dotad rekordowe byly litery "K" i "P" - zaczynajace sie na nie nazwiska wypelnily po okolo 5 tomow, trzecie miejsce zajela litera "K" - niemal 4 tomy). Listy sporzadzane sa na podstawie materialow gromadzonych przez redakcje (m. in. nekrologow), a takze - choc w malym procencie - propozycji zgloszonych przez reprezentantow poszczegolnych dziedzin nauki, przez rozne srodowiska, czasem nawet przez rodziny zmarlych. Po rozeslaniu listy okolo 300 specjalistom i uzyskaniu ich opinii zamawia sie zyciorysy u kompetentnych autorow. Wymogi stawiane przez redakcje sa bardzo uciazliwe; czas i wysilek wlozone w opracowanie jednego biogramu wystarczylyby czesto do napisania ksiazki. Trzeba prowadzic zmudne poszukiwania archiwalne, studiowac literature przedmiotowa, w przypadkach osob wspolczesnych porozumiewac sie z rodzina. Biogramy musza zawierac informacje o rodzicach, dzieciach, czasem nawet dziadkach i wnukach bohatera. Rozszerza to dodatkowo zakres "Slownika", ale tez przysparza nieraz wielkich klopotow autorom. Objetosc hasel jest zroznicowana, zaleznie od znaczenia osoby i od temperamentu autorskiego. Najmniejsze maja niepelna strone maszynopisu, najwiekszy bodaj - 48 stron - byl biogram Szczesnego Potockiego, napisany przez prof. E. Rostworowskiego. Ale jak napisany! Obecnie redakcja dazy jednak do skracania hasel. W polskim srodowisku naukowym panuje opinia, iz PSB jest najwazniejszym przedsiewzieciem naszej humanistyki. Dodajmy, ze byl publikacja mowiaca najwiecej prawdy sposrod wszystkich historycznych wydawnictw PRL-u. Biogramy "Slownika" ukazywaly zaslugi przedstawicieli wszystkich warstw "wstecznych": duchownych, arystokratow, kapitalistow, o kotrych gdzie indziej mozna bylo pisac tylko zle. Mowily - wprawdzie zwiezle i ogolnikowo - o losie Polakow (takze polskich komunistow) w ZSRR, o ofiarach procesow z lat 40 i 50. Oczywiscie, istnialy i tu ograniczenia cenzuralne, dotyczyly one zwlaszcza drastycznych szczegolow i okolicznosci. W przypadku Katynia nie wolno bylo podawac rownoczesnie nazwy miejscowosci i daty 1940, dopuszczano jedynie ogolnikowe informacje na temat wojny 1920 - ale i tak owczesny czytelnik mial uczucie, ze na lamach PSB rozciaga sie niezwykla oaza prawdy i swobody informacji. Poblazliwosc cenzorow wynikala z elitarnego, naukowego charakteru publikacji oraz jej niskiego nakladu (do poczatku lat 80 nie przekraczal trzech tysiecy). Bodaj tylko dwa razy cenzura nie zezwolila na umieszczenie biogramu. Raz w przypadku "Ognia" - Kurasia, drugi raz - Boleslawa Molojca, PPR-owskiego bojowca, zabojcy Nowotki i bohatera jednej z najbardziej mrocznych spraw komunistycznego podziemia. Skoro juz o Molojcu - w PSB nie ma tez biogramu czlowieka, ktory byl dla niego, byc moze, wzorem - Dzierzynskiego. Konopczynski podobno zabiegal o umieszczenie jego biografii, lecz nikt nie chcial jej napisac. Niewatpliwie znajdzie sie w suplementach. Najdalej wstecz siegajace hasla PSB - to "Popiel" i "Piast". Postacie wprawdzie legendarne, lecz nie mozna wykluczyc ich historycznego istnienia i roli. Haslo najblizsze nam czasowo - to "Emanuel Rostworowski", zmarly w 1989 r. historyk, pisarz, redaktor naczelny "Slownika" od 1964 do smierci. Przygotowal 22 tomy (od litery "J" do polowy "R"), uksztaltowal obecny, bardzo wysoki i stabilny poziom wydawnictwa. Redakcja uczcila jego pamiec, czyniac dlan wyjatek w zasadzie publikowania biogramow dopiero w trzy lata po smierci. Po E. Rostworowskim redaktorem naczelnym jest historyk literatury, prof. Henryk Markiewicz. Zamierza kontynuowac linie swego poprzednika, zachowujac dotychczasowa forme i ducha PSB. Pomaga mu w tym zespol redakcyjny, szczuply, lecz niezwykle doswiadczony, ktorego wiekszosc pracowala jeszcze z Rostworowskim w poczatkach jego kadencji. Redaktor naczelny chcialby powiedziec o kazdym z zespolu, ale lamy "Przekroju" sa szczuple... Wiec tylko wymienmy obie zastepczynie: pania Haline Kowalska- Kossobudzka i Aline Szklarska-Lohmannowa oraz sekretarza redakcji, pania Roze Biernacka, a takze 7-osobowy Komitet Redakcyjny. Co dwa lata zbiera sie Rada Redakcyjna pod przewodnictwem prof. Stefana Kieniewicza i ocenia wydane w tym czasie zeszyty. Ustawiony na polce PSB zajmuje 130 cm. W antykwariatach (jesli sie pojawia) kosztuje dzis 3-4 mln zl. Tanio, bo wydawca wykonuje reprint wszystkich wydanych dotad tomow. Ale i tak, obok "Slownika Geograficznego", jest najdrozsza polska publikacja. Te tysiace stronic - to samo zycie naszego narodu i kraju w ciagu calych jego dziejow, to zycie z wszystkimi barwami, cieniami, z chwala i podloscia - to porywajacy film o Polsce. Przytoczyl: Zbigniew J. Pasek _____________________________________________________________________ Zbigniew J. Pasek POLSKIE OKRUCHY "OSKAROW" ========================= 30 marca amerykanska Akademia Filmowa po raz 65 bedzie przyznawac swoje doroczne nagrody - "Oscary". W tym roku do nominacji zgloszone zostaly dwa filmy nakrecowne przez polskich rezyserow. "Podwojne zycie Weroniki", Krzysztofa Kieslowskiego, koprodukcja francusko-polska, zgloszona przez Polske w kategorii najlepszych filmow obcojezycznych, nie miala niestety szczescia i nie otrzymala nominacji. Film "Europa, Europa" Agnieszki Holland, koprodukcja niemiecko-francuska, po roznych kontrowersjach zgloszony zostal i otrzymal nominacje, w kategorii najlepszego scenariusza-adaptacji. Zanim przesledzimy polskie akcenty w historii "Oscara", kilka slow na temat historii tej najbardziej prestizowej nagrody za osiagniecia filmowe. Rozpoczecie historii kina datowane jest na rok 1895, kiedy to we Francji pokazano publicznie pierwsze filmy. Przez kilka nastepnych lat, kino dotarlo niemal wszedzie i stalo sie jedna z najbardziej popularnych form rozrywki. W okresie I wojny swiatowej i tuz po niej, Stany Zjednoczone uzyskaly wiodace miejsce w produkcji i dystrybucji filmow. Pod koniec lat 20-tych przemysl filmowy jest czwartym co do rentownosci przemyslow amerykanskich. W 1928 roku, u schylku ery filmu niemego, Amerykanie produkowali ponad 500 filmow dlugometrazowych rocznie i setki krotkometrazowek. Przez 23 tysiace owczesnych amerykanskich kin przewijalo sie tygodniowo okolo 100 milionow widzow! W tym wlasnie okresie slowo "Hollywood" stalo sie synonimem przemyslu filmowego, a takze okreslonego stylu zycia. Wraz z ta olbrzymia ekspansja zaczely sie rowniez problemy. Plotki i przerozne skandale trapily populacje Hollywood do tego stopnia, ze zaczeto obawiac sie utraty niezaleznosci na rzecz lokalnych cenzorow i przeroznych komitetow, stojacych na strazy moralnosci. Innym problemem bylo zrzeszanie sie pracownikow technicznych w zwiazkach zawodowych. Mimo stworzenia tzw. Kodeksu Hays'a (1922), definiujacego co jest a co nie jest moralne, oraz umowy miedzy zwiazkami zawodowymi a dziewiecioma najwiekszymi studiami filmowymi (1926), nie wszystkie problemy udalo sie zadowalajaco rozwiazac. Nadciagaly tez ciezkie czasy dla przemyslu filmowego, zwiazane z pojawieniem sie filmu dzwiekowego i poczatkiem recesji. Na czasie okazalo sie wiec utworzenie organizacji reprezentujacej caly owczesny amerykanski przemysl filmowy - Akademii Filmowej (Academy of Motion Picture Arts and Sciences), zarejestrowanej w stanie Kalifornia jako niedochodowa korporacja w dniu 4 maja 1927. Akademia pomyslana byla jako organizacja reprezentujaca filmowcow, majaca jednak niezaleznosc w wyrazaniu opinii. Od samego poczatku byla to rowniez instytucja hermetyczna, w ktorej czlonkostwo mozna bylo uzyskac jedynie na zaproszenie, w uznaniu zaslug dla sztuki filmowej. W pierwszym roku funkcjonowania Akademii, komitet przyznajacy Awards of Merit, byl jednym z siedmiu i mial zdecydowanie znaczenie drugorzedne. Jednak olbrzymie zainteresowanie spoleczne spowodowalo, ze w ciagu pierwszych dziesieciu lat istnienia Akademii przyznawanie nagrod stalo sie czynnoscia najbardziej popularna wsrod publicznosci. Pierwsza ceremonia przyznania nagrod odbyla sie 16 maja 1929 podczas uroczystego bankietu, w ktorym wzielo udzial 270 osob. Za najlepszy film uznano wtedy epopeje wojenna "Wings", zas laury najlepszych aktorow otrzymali Emil Jannings i Janet Gaynor. Statuetka nagrody zostala zaprojektowana w 1928 roku przez dyrektora artystycznego MGM Cedrica Gibbonsa, i poza mala modyfikacja w roku 1940, nie zmienila sie po dzis dzien. Statuetka ma wysokosc 13.5 cala, wazy 8.5 funta i wykonana jest z platerowanego zlotem stopu britanium. Od roku 1949 statuetki zaczeto numerowac, poczynajac od numeru 501. Nazwa "Oscar" pojawila sie gdzies w pierwszej dekadzie istnienia nagrody i jest przypisywana trzem roznym osobom, mi.in. aktorce Bette Davis. W ciagu kolejnych lat istnienia nagrody modyfikowano niezbyt demokratyczny od samego poczatku proces nominacji do nagrody. Od roku 1957 zarowno zgloszenia filmow jak i ostateczne glosowanie sa w rekach okolo 4000 czlonkow Akademii. Zmianie ulegla tez ilosc kategorii, w ktorych przyznawany jest "Oscar" - poczatkowa liczba 12 urosla dzis do 22. Niektore z oryginalnie ustanowionych kategorii zanikly, pojawilo sie tez wiele nowych. "Oscar" jest nagroda amerykanska, czy sa wiec w jego historii polskie akcenty? Ano sa. Najwiecej mozna sie ich doliczyc w kategorii nominacji do nagrod za najlepszy film obcojezyczny (Foreign Language Films), wprowadzonej formalnie w roku 1957 (wczesniej filmy zagraniczne zdobywaly jedynie wyroznienia honorowe). Po raz pierwszy polski film zostal zgloszony do "Oscara" w 1963 roku - byl to "Noz w wodzie" Romana Polanskiego. Mimo ze przegral ostatecznie z "8 1/2" Felliniego, film Polanskiego, do ktorego sam rezyser napisal scenariusz wspolnie z Jakubem Goldbergiem i Jerzym Skolimowskim, ilustrowany muzyka Krzysztofa Komedy, byl pierwszym powaznym miedzynarodowym sukcesem Polanskiego. Ironia losu polegala na tym, ze kiedy Polanski zostal okrzykniety jednym z najbardziej obiecujacych rezyserow mlodej generacji w Polsce, byl on juz zdecydowany na emigracje i wyjazd na Zachod. Polanski stanowi zreszta oddzielna kategorie w historii "Oscara". Kolejny jego sukces to "Rosemary's Baby" (1968), ktory to film otrzymuje nominacje za scenariusz i najlepsza kobieca role drugoplanowa (zdobywa jedynie te ostatnia). Film jest znacznym sukcesem komercjalnym, rowniez dzieki ilustracji muzycznej Krzysztofa Komedy. Polanski wraca po "Oscara" w roku 1974 z filmem "Chinatown", ktory otrzymuje rekordowa liczbe 11 nominacji. W ostatecznej rozgrywce zdobywa tylko jedna nagrode, za scenariusz. Wielkim zwyciezca tego roku byl "Ojciec Chrzestny II" Coppoli, ktory w ilosci nominacji szedl leb w leb z filmem Polanskiego. W roku 1980 piec nominacji do "Oscara" uzyskuje film "Tess", ostatecznie zdobywajac trzy: za zdjecia, dekoracje i kostiumy. Dzieki kostiumom do kolejnej walki o "Oscary" staje w roku 1986 film Polanskiego "Piraci", ale tym razem na nominacji sie konczy. Ale wracajac do filmow zrobionych w Polsce - byly one nominowane do "Oscara" kilkakrotnie, w wiekszosci w kategorii filmow obcojezycznych. Po "Nozu w wodzie", za rok 1966 nominacje wywalczyl sobie "Faraon" Jerzego Kawalerowicza - zwyciezca zostal wtedy film francuski "Kobieta i mezczyzna". Na kolejna polska nominacje trzeba poczekac az osiem lat, do roku 1975, kiedy to do nagrod za rok 1974 zgloszono "Potop" Jerzego Hoffmana, reklamowany w prasie zachodniej m.in. tym, ze "graly" w nim prawdziwe polskie klejnoty krolewskie. "Oscarem" nagrodzono wowczas "Amarcord" Felliniego. Do nagrod za rok nastepny, 1975, zgloszona zostaje "Ziemia obiecana" Andrzeja Wajdy, ale zwycieza "Dersu Uzala" Kurosawy. Do nominacji za rok 1976 przedstawiony zostaje film Jerzego Antczaka "Noce i dnie", ale laur trafia sie filmowi z Wybrzeza Kosci Sloniowej pt. "Czarne i biale w kolorze". Kolejny film Wajdy, ktory doczekal sie nominacji za rok 1981 to "Czlowiek z zelaza" - tym razem przegral z wegierskim "Mefistem". Wreszcie za rok 1985, do nominacji staje nakrecony w Niemczech film Anieszki Holland "Gniewne zniwa". Rozdanie nagrod Akademii za rok 1982 przynosi pierwszego polskiego "Oscara". Nie jest to nagroda za film pelnometrazowy, ale film krotki. Zdobywa ja "Tango" Zbigniewa Rybczynskiego, ktory byl jednoczesnie rezyserem i producentem tego filmu. Rybczynski zapisuje sie w historii "Oscarow" rowniez w inny sposob: jest pierwszym zdobywca nagrody, ktory tego samego wieczora laduje w areszcie. Podczas przerwy w uroczystosci wyszedl na papierosa, a potem straznik nie chcial go wpuscic z powrotem (Rybczynski ubrany byl w smoking i ... tenisowki), wywiazala sie szamotanina, ktora zakonczyla sie odwiezieniem Rybczynskiego do policyjnego aresztu. (Na temat Rybczynskiego i jego filmow napisze oddzielnie.) Polskie nazwiska pojawiaja sie takze w kategoriach "Oscarow" przyznawanych za osiagniecia techniczne i naukowe. Trzykrotnym laureatem jest inzynier Stefan Kudelski (1965, 1977 i 1978), zalozyciel firmy Nagra Magnetic Recorders za opracowanie i udoskonalenia profesjonalnego magnetofonu Nagra Production Sound Recorder. Za rok 1987 nagrode wyroznienie "Oscarem" technicznym otrzymal Tadeusz Krzanowski z Industrial Light and Magic, firmy zajmujacej sie efektami specjalnymi, za opracowanie mechanizmu stosowanego w efektach specjalnych z uzyciem miniaturowych modeli. Sa tez i w historii "Oscarow" akcenty polskie innego rodzaju, takie jak na przyklad zwycieski (1969) film dokumentalny "Arthur Rubinstein - The Love of Life", zrealizowany we Francji; film "Being There" w rezyserii Hala Ashby'ego, zrealizowany na podstawie powiesci Jerzego Kosinskiego; czy wreszcie doskonala rola Meryl Streep w filmie Alana Pakuli "Sophie's Choice", za ktora otrzymala ona swojego drugiego "Oscara". Jakiego wyboru dokonaja czlonkowie Akademii w tym roku, dowiemy sie juz za tydzien. Chcialoby sie, zeby wreszcie i oni docenili polskie kino. W zwiazku z kontrowersjami wokol filmu Agnieszki Holland "Europa, Europa" nalezy jednak pamietac, ze kino to jest rowniez (a moze nawet przede wszystkim) - biznes. Juz sama nominacja jest wielkim wyroznieniem, a zdobycie "Oskara" wiaze sie zawsze ze zwiekszeniem zainteresowania filmem i wzrostem dochodow dla dystrybutora (na przyklad ocenia sie, ze dochody z niskonakladowego filmu "Reversal of Fortune", nagrodzonego w ubieglym roku, wzrosly dziesieciokrotnie (!) po przyznaniu mu dwoch "Oscarow"). Ponadto nie zawsze tez wylacznie racje artystyczne sa w "Oscarach" gora, czasami motywacje maja charakter polityczny, a rownie czesto nagrody przyznawane sa filmom, o ktorych szybko sie zapomina. Zbigniew J. Pasek ________________________________________________________________ Redakcja "Spojrzen": Jurek Krzystek (krzystek@u.washington.edu) Zbigniew J. Pasek (zbigniew@caen.engin.umich.edu) Jurek Karczmarczuk (karczma@frcaen51.bitnet) Mirek Bielewicz (bielewcz@uwpg02.uwinnipeg.ca) Copyright (C) by Mirek Bielewicz 1992. Copyright dotyczy wylacznie tekstow oryginalnych i jest z przyjemnoscia udzielane pod warunkiem zacytowania zrodla i uzyskania zgody autora danego tekstu. Poglady autorow tekstow niekoniecznie sa zbiezne z pogladami redakcji. Prosby o prenumerate i numery archiwalne do Jurka Krzystka ____________________________koniec numeru 18__________________________