______________________________________________________________________
                                            ___
             __  ___  ___    _  ___   ____ |  _|  _   _  _  ___
            / _||   ||   |  | ||   | |_   || |_  | \ | || ||   |
           / /  | | || | |  | || | |   / / |  _| |  \| || || | |
         _/ /   |  _|| | | _| ||   \  / /_ | |_  | |\  || ||   |
        |__/    |_|  |___|| | ||_|\_\|____||___| |_| |_||_||_|_|
                          |___|
_______________________________________________________________________
 
    Wtorek, 20.01.1998       ISSN 1067-4020             nr 160
_______________________________________________________________________
 
W numerze:

                   Stanislaw Musial - Czarne jest czarne
                       Thomas Urban - Echa polskie
                         Abie Inger - Boze Narodzenie
             Jurek Karczmarczuk, 
                     Jurek Krzystek - Autour de La Tour
                                
_______________________________________________________________________

[Od redakcji:

"Spojrzenia" znowu zapadly w letarg zimowy. W zasadzie mielismy
watpliwosci, czy jest sens sie z niego budzic. Czy nasza formula sie nie
przezyla? Pewnym jest, ze przy rosnacej latwosci uzyskania informacji
przez World Wide Web, np. dostepnosc co najmniej dwoch dziennikow
polskich (Rzeczpospolita i Zycie Warszawy) na tym medium, funkcja
informacyjna nie ma juz racji bytu. Nasi koledzy z "Donosow" ciagna
swoja znakomita robote, ale nawet oni jakby powielali to, co jest
dostepne i gdzie indziej, choc nie w takim streszczeniu.

Jesli wiec nie informacja, to co? Byc moze komentarz i refleksja? Do
takiego doszlismy wniosku z Jurkiem Karczmarczukiem podczas grudniowego
spotkania w Normandii przy ostrygach popijanych szampanem. Sprobujmy
wiec jeszcze raz. Bedzie roznie: o kulturze, historii, czasem o
polityce, ale na pewno nie jako informacja tylko jako osobiste wrazenia
redaktorow. Przykladem niech bedzie pierwszy artykul, przytoczony z
krajowej gazety niedostepnej na Internecie. Dotyczy przykrej sprawy
jeszcze z jesieni ubieglego roku, ale chyba nie do konca przebrzmialej.
Bardzo krytyczny wobec wiekszosci hierarchii polskiej, artykul ks.
Musiala dowodzi, ze zarowno Kosciol uniwersalny jak i jego polska czesc
nie jest bynajmniej monolitem, a sklada sie z bardzo roznych opcji.

Zgodnie z formula "Spojrzen" polegajaca na przedstawianiu mozliwie
roznych perspektyw na ten sam temat, cytujemy nastepnie wypowiedz z
prasy niemieckiej. Gdyby pochodzila z mediow polskich, prawdopodobnie
nie bylaby zbyt wiarygodna jako apologetyczna, ale fakt, jak to widza
przynajmniej niektorzy sasiedzi, najwyrazniej Polsce przychylni, wydal
sie nam interesujacy.

J.K_ek]

_______________________________________________________________________

"Gazeta Wyborcza 15/16.11.1997", przedruk z "Tygodnika Powszechnego".
Skroty red. "Spojrzen" niezaznaczone.

Ks. Stanislaw Musial, SJ


                          CZARNE JEST CZARNE
                          ==================


Na poczatku lat 80. zeszlego stulecia w Berlinie ks. Adolf Stoecker,
nadworny kaznodzieja cesarski, dzialacz ruchu chrzescijansko-spolecznego
-- postac znana wowczas w protestantyzmie niemieckim -- grzmial podczas
jednego ze swych kazan: "Nie spoczniemy... dopoki nasz narod
niemiecki... nie powstanie, zeby zrzucic z siebie panowanie zydowskie.
Kraju niemiecki, chrzescijanski narodzie, napominam Cie, przebudz sie!".
W protokole z wystapienia ks. Stoeckera odnotowano skwapliwie, ze
wezwanie kaznodziei do przebudzenia sie narodu zostalo przyjete "nie
milknacym huraganem oklaskow".

Dzisiaj wiemy, jakie demony zostaly obudzone w Niemczech i w Europie,
takze za sprawa kaznodziejow katolickich i protestanckich w rodzaju ks.
Stoeckera. Owo przebudzenie nienawisci kosztowalo zycie szesciu milionow
Zydow, bo tyle zydowskich ofiar pochlonal antysemityzm nazistowski.


                               Nowe Tabu?
                               

W niedziele, 26 pazdziernika br. ks. pralat Henryk Jankowski, proboszcz
parafii sw. Brygidy w Gdansku, oswiadczyl m.in. ze "nie mozna tolerowac
mniejszosci zydowskiej w polskim rzadzie, bo narod sie tego boi". Nie
byla to pierwsza wypowiedz antysemicka w ustach ks. pralata. Za niektore
z nich przepraszal w liscie z dnia 4 lipca 1995 skierowanym do swojego
ordynariusza.

Sprawa Jankowskiego dawno wyszla poza granice naszego kraju. Wydaje sie,
ze i Gdansk jest juz za ciasny dla ksiedza pralata. Depesze agencyjne
cytowaly wypowiedz ks. Jankowskiego z 5 listopada br. nie skadinad, ale
z Rzymu: "To, co narod polski mysli, ja powiedzialem glosno. Nie przez
pomylke, ale z przekonaniem".

Wszystko wskazuje na to, ze zainteresowanie sprawa ks. J. na Zachodzie
nie maleje, tylko rosnie. Z wielka przykroscia trzeba powiedziec, ze do
nazwisk Polakow i do wydarzen z polskiej historii najnowszej, przez
ktore postrzegana jest Polska, dolaczyl z racji swych antysemickich
wystapien "polski pralat z Gdanska".

Gdyby ks. J. jednak sadzil, ze zainteresowanie swiatowych mass-mediow
zaczyna sie i konczy na jego osobie, a zatem, ze stal sie czlowiekiem
rzeczywiscie slawnym, to musze go rozczarowac. Wypowiedzi antysemickie
same w sobie naleza do gatunku nudziarstwa ideologicznego (nudziarstwa,
ktore jest oczywiscie szalenie niebezpieczne). Z natury sa ubogie
intelektualnie i wyswiechtane, jak wszelkie poglady fanatyczne.

Dlaczego zatem swiatowe media tak bardzo interesuja sie sprawa ks. J.?

Na obecnym etapie tym, co interesuje opinie swiatowa, sa nie takie czy
inne poglady ks. J., tylko kwestia: jak reaguja na te wypowiedzi Polacy?
To jest dla miedzynarodowej opinii publicznej wazne i ciekawe. I nie
mozna miec tego za zle swiatowym, a zwlaszcza zachodnim mediom. Maja do
tego swiete prawo. Przeciez chcemy wejsc do rodziny panstw europejskich,
Dla krajow zachodnioeuropejskich nie jest rzecza obojetna, z kim sie
wiaza. Maja one rozne problemy, ale nie maja juz problemu antysemityzmu
wystepujacego w tak ostrej formie. Chorobe spoleczna, ktorej nazwa
kliczna brzmi "antysemityzm", kraje te znaja z wlasnego doswiadczenia.
Niektore zaplacily za nia wielka cene. Czy przy bezpiecznym, dostatnim
stole jest im potrzebny chory partner?

Jak reaguja na wystapienia ks. J. Polacy? Jak sobie z tym problemem
radza?

Gdyby w ktoryms kraju zachodnim duchowny, ksiadz katolicki o podobnym
rozglosie co ks. J, wystapil z podobnymi opiniami antysemickimi, to --
jak mysle -- wielu ludzi dobrej woli wyszloby na ulice, by protestowac.
U nas jest to jak na razie niemozliwe. Choc wydaje sie dzisiaj, ze budzi
sie wrazliwosc i solidarnosc spoleczna, to -- jak dotad -- manifestuje
sie ona tylko w jednym przypadku: gdy zostanie dokonany szczegolnie
bestialski mord. Sadze, ze trzeba bedzie w naszej ojczyznie dlugo
czekac, by antysemicki wystepek czy wypowiedz postawily ludzi na nogi. Po
tym wszystkim, co sie stalo na naszej ziemi, dokonane rekami nazistow,
wciaz brak spolecznej swiadomosci, ze antysemityzm ze swej natury i w
kazdej formie jest smiercionosny, choc najczesciej nie wprost i nie od
zaraz. Msci sie tutaj nasza przeszlosc. Kiedys temat antysemityzmu
stanowil tabu, a byc patriota -- w wykladni rzadzacej partii
komunistycznej -- znaczylo byc antysyjonista (co w praktyce rowna sie
byciu antysemita).

Jak jednak mozna sie dziwic, ze antysemityzm w odbiorze spolecznym nie
jest postrzegany jako grozne zlo, skoro w przypadku ks. J. zawiodly
calkowicie wielkie ciala opiniotworcze i autorytety moralne? Mam na
mysli politykow, ludzi kultury i -- niestety  -- Kosciol.


                           Hanba milczenia.
                            

Politykow sprawa ks. J. wydaje sie nie interesowac. Maja pelne rece
roboty: nowy Sejm, nowey Senat, rzad, wojewodowie i ich zastepcy. Lekcja
z historii: to, ze w naszym stuleciu mlode demokracje europejskie padly,
bo nie przywiazywaly wagi do pelzajacego faszyzmu i antysemityzmu, jest
w ich swiadomosci czyms tak obcym i odleglym jak wojny napoleonskie.
Przedziwna wydaje sie zwlaszcza bezczynnosc tych sil politycznych, ktore
swa kolebke plasuja w Gdansku.

Jesli idzie o tych, ktorych nazywamy ludzmi kultury, to i oni rowniez
popadli w wielka niemoc. Wystapienia antysemickie ks. J. sa owszem,
odnotowywane z oburzeniam, ale daleko tworcom kultury w tej materii do
dynamizmu, ktory kiedys przejawiali -- by wspomniec dawne dobre czasy,
kiedy to w redakcji "TP" prawie co tydzien podpisywane byly jakies
protesty zbiorowe bez ogladania sie na grozbe ubeckich represji.
Najwidoczniej ludzi kultury paralizuje widok sutanny. Byloby oczywiscie
calkiem zle, gdyby uwazali sprawe ks. J. za "wewnetrzne" zmartwienie
Kosciola. Myliliby sie wtedy srodze. Sprawa ks. J. hanbi Polske, kazdego
Polaka i Polke, wierzacych i niewierzacych. Hanbi w oczach swiata, a co
najwazniejsze brutalizuje nas samych.

Jak radzi sobie Kosciol w sprawie ks. J.? Prawde mowiac, odpowiedz na to
pytanie najchetniej zostawilbym historykowm, ktorzy zajma sie ta sprawa
szczegolowo. Bo jak tu pisac o reakcjach biskupow -- a o tym trzeba
pisac -- na wypowiedzi antysemickie ks. J., zeby nie urazic ktoregos z
naszych pasterzy. Chrystus jednak przykazal nam: "Niech mowa wasza
bedzie tak, tak, nie, nie". I tym sie chce kierowac. Nie bede cytowal,
choc z gory przepraszam, ze konsument mass mediow na co dzien nie oprze
sie pokusie podwiazania konkretnej wypowiedzi do konkretnej osoby.

Reakcje pasterzy uszeregowalbym wedle 4 postaw. Jedna z nich to
poblazliwosc bez granic, plynaca z niedostrzegania problemu. Bo jak
inaczej ocenic wypowiedz jednego z pasterzy z dn. 4 listopada: "Ks. J.
jest czlowiekiem o specyficznym temperamencie i wypowiada sie w swym
stylu, zreszta nie pierwszy raz... Jest to czlowiek zdolny, kochajacy
Kosciol, kochajacy Ojczyzne, troche inaczej moze niz innni, ale poza
swoim temperamentem przeciez ma ogromnie duzo walorow".

Inna postawa to kluczenie, nienazywanie rzeczy po imieniu, uciekanie sie
do sformulowan, ktorych sens trudno rozgryzc, poslugujac sie logika
arystotelesowska. Bo jak zrozumiec sformulowanie, ze ks. J. "wpada w
pulapki antysemityzmu"? O jakie pulapki tutaj chodzi? Kto zastawia te
sidla? Jak zrozumiec argumentacje, ze ks. J. nie jest antysemita, bo
"spotyka sie i przyjazni z Zydami w USA i w Polsce, ma dobre kontakty ze
wspolnota zydowska na Wybrzezu". I najbardziej sofistyczne stwierdzenie:
"Gdyby nie zajmowal sie polityka, na pewno nie bylby posadzony o
antysemityzm". Polityka i antysemityzm to dwie zupelnie rozne sprawy.
Antysemityzm w nauczania koscielnym to grzech przeciw Bogu i ludzkosci.
Polityka -- nie. Polityka jest sztuka rzadzenia sie spolecznosci
ludzkiej. Moze byc rzecza "brudna", ale nie musi. Zajmowanie sie
polityka, nawet w przypadku ksiedza, zajmowanie sie dla duchownego
niedozwolone, nie musi owej osoby automatycznie narazac na "posadzenie o
antysemityzm". Na szczescie -- szczescie w nieszczesciu -- nie wszyscy
rozpolitykowani duchowni w Polsce sa antysemitami.

Trzecia postawa, najwygodniejsza, to pozycja obserwatora z zewnatrz. 
Mozna wtedy grac na roznych rejestrach. Raz na rejestrze rzetelnej oceny
("poglady maniakalne"), innym razem na rejestrze "wisielczego humoru".
Innym razem wreszcie -- na rejestrze, ktorego komentowac nie bede (w
wywiadzie dla "Le Soir" na pytanie, dlaczego Episkopat toleruje
wypowiedzi ks. J, odpowiedz brzmiala: "Drogi panie, nie jestem
psychiatra.").

Wreszcie postawa czwarta, ktorej mozna sie jedynie domyslac ze skapych
tu i owdzie odnotowanych przez srodki masowego przekazu wypowiedzi:
"Wielkie cierpienie z zaistnialej sytuacji, modlitwa, pokuta. Ale te
sprawy zna dokladnie tylko Bog".

Jak nalezy ocenic trzy pierwsze postawy? Nie mozna ich nazwac inaczej
jak banalizacja zla. A banalizacja zla bywa gorsza do zla samego, bo
usypia sumienia i zamazuje granice miedzy dobrem a zlem. Dziwi mnie
odpowiedz jednego z uczestnikow delegacji Episkopatu przed wyjazdem do
Brukseli. Na pytanie dziennikarzy, czy sprawa ks. J. bedzie przedmiotem
rozmow w Brukseli, odpowiedzial on: "Nie wiem, czemu musielibysmy o tym
rozmawiac, po co z wypowiedzi jednego z 25 tys. polskich ksiezy robic
afere miedzynarodowa. Jest to ogromna przesada, sam temat nie zasluguje
na takie traktowanie". Trudno zgodzic sie ze stwierdzeniem, ze temat
antysemityzmu nie zasluguje na rozmowe na wysokim szczeblu brukselskim.
Trudno tez zgodzic sie z dewaloryzacja jednostki. Wszystko, co dobre i
zle na swiecie, bralo i bierze ostatecznie poczatek od jednostkowej
duszy. By posluzyc sie przykladem koscielnym: Ariusz w IV w. byl tylko
"jednym" z wielu tysiecy ksiezy w Egipcie, ale jego poglady, wlasnie
"arianizm", zachwialy Kosciolem, i to w calym cesarstwie rzymskim.

Istota sprawy ks. J. tkwi w tym, ze nie wszyscy biskupi przekonani sa co
do antysemickosci wypowiedzi ks. pralata z 26 pazdziernika. Owszem,
sklonni uznac ja za "polityczna", ale nie "antysemicka". Jeden z tych
pasterzy, cytuje za KAI, "Pokreslil,... ze wypowiedz proboszcza sw.
Brygidy nie byla antysemicka, lecz polityczna".


                            Tragiczny absurd
                            

Wypowiedz ks. J. -- tak jak ona brzmi -- jest nie tylko wypowiedzia
antysemicka (bez dalszego przymiotnika), ale -- wypisz wymaluj --
wypowiedzia antysemicka w najgorszym wydaniu, bo hitlerowskim. Juz kilka
dni po objeciu wladzy Hitler zaczal wdrazac program "nietolerowania"
Zydow. Na pierwszy plan poszli sedziowie i adwokaci pochodzenia
zydowskiego. Hitler osobiscie dogladal prac legislacyjnych, ktore mialy
na celu usuniecie z wszelkich urzedow osob zydowskiego pochodzenia.
Prawo w tej materii zostalo przyjete 7.04.1933 z cyniczna klauzula, ze
wyjeci sa spod niego byli uczestnicy walk na froncie podczas wojny. Po
krotkim czasie przyszla kolej na inne grupy zawodowe: lekarzy,
profesorow, kupcow, robotnikow. Biurokracja nazistowska wiklala sie w
sytuacje wrecz groteskowe, oczywiscie niezwykle uciazliwe dla
dotknietych restrykcjami. I tak np., od sierpnia 1941 osobom zydowskiego
pochodzenia nie wolno bylo bez specjalnego zezwolenia korzystac z "szos,
drog wodnych i kolei", z wyjatkiem dystansow ponizej 7 km w wypadku
dojazdu do pracy, a 10 km w wypadku dzieci dojezdzajacyh do szkol.
Wszystkie te formy "nietolerowania" osob zydowskiego pochodzenia
posiadaja wlasna zelazna logike wewnetrzna. Bo jesli kogos nie mozna
"tolerowac w rzadzie", to dlaczego mialoby sie go tolerowac jako
nauczyciela, lekarza, a nawet pucybuta? U konca tego logicznego ciagu
zostawalo juz jedno: likwidacja fizyczna osoby "nietolerowanej".

Wielka szkoda, ze autorytety religijne, autorytety moralne w naszym kraju
uparcie staraja sie wykazac, ze czarne jest biale. Samym powtarzaniem,
chocby ze swietym uporem, nikogo sie nie przekona. Nie ulega
najmniejszej watpliwosci, ze cytowana wypowiedz ks. J. wywodzi sie w
prostej linii z nazistowskiego antysemityzmu, niezaleznie od tego, czy
sam autor tej wypowiedzi o tym wie i czy zdaje sobie z tego sprawe.

"Nietolerowanie" drugiego czlowieka tylko ze wzgledu na jego biologiczne
pochodzenie jest ciemnym zaulkiem myslowym: wkracza sie tutaj na teren,
gdzie konczy sie wszelkie rozumowanie, gdzie gasna wszelkie swiatla w
umysle ludzkim, zaiste wchodzi sie w kraine absurdu i smierci. 

Kazdy obywatel polski jest rowny wobec prawa, niezaleznie od wszelkich
innych przypadlosci: czy ma np. szesc palcow u prawej reki, czy jest
Pigmejem z pochodzenia, czy tez -- czcicielem krokodyli. Zaden zreszta z
zyjacych wspolczesnie Polakow nie jest w stanie dowiesc swej czystej
"rasowosci" polskiej, taka rzecz bowiem nie istnieje. Zaden z Polakow
nie jest nawet w stanie przesledzic swego drzewa genealogicznego np. do
wieku XI po Chrystusie.


                                 Grzech
                                 

Pozostaje ostatni wazny problem: jak Kosciol kwalifikuje antysemityzm.
Ze zdecydowanym, solennym oporem spotkal sie antysemityzm w przemowieniu
Jana Pawla II wygloszonym podczas watykanskiego sympozjum poswieconego
korzeniom antysemityzmu chrzescijanskiego z konca pazdziernika i
poczatku listopada. Chcialbym jednak zacytowac dwie inne wypowiedzi
koscielne. Pierwsza z nich jeszcze sprzed Shoah. 23 marca 1928 r.
Kongregacja Swietego Oficjum w Rzymie wydala werdykt: "Stolica
Apostolska... gani i w szczegolny sposob potepia nienawisc do ludu
niegdys wybranego przez Boga, ktory teraz sie zowie w jezyku potocznym
<>". I druga wypowiedz, dla mnie najwazniejsza w tej
materii, wypowiedz Jana Pawla II z 16 listopada 1990 r.: "Antysemityzm,
jak rowniez wszelkie inne formy rasizmu sa grzechem przeciw Bogu i
ludzkosci i jako takie musza byc odrzucone i potepione".

Jesli antysemityzm jest grzechem, to dla czlowieka wierzacego cala
sprawa nabiera innego wymiaru. Wtedy juz nie ma zartow -- jak sie mowi
potocznie. Bo "grzech przeciw Bogu i ludzkosci" dla chrzescijanina
oznacza zerwanie wiezi z Bogiem i poprzecinanie relacji miedzyludzkich.
Jest to zatem sprawa powazna.

Jesli publicznie, na oczach calego swiata zostal popelniony grzech
antysemityzmu, bo wypowiedz ks. J. z dnia 26 pazdziernika byla
antysemicka w najgorszym wydaniu, to jest historycznym nieporozumieniem
tracic energie i czas na proby zakwalifikowania tego czynu pod rubryke:
"polityka", jak to czyni m.in. dekret zawieszajacy ks. J. w funkcji
proboszcza na jeden rok. Trzeba nazywac rzeczy po imieniu. Inaczej
Kosciol w Polsce traci swoja wiarygodnosc nie tylko wobec swiata, ale
takze wobec wlasnych wiernych. Powiedzial Chrystus: "niech wasza mowa
bedzie: tak tak, nie nie. A co nadto jest, od Zlego pochodzi" (Mt.5.37).

Czy Kosciola w Polsce, Kosciola, ktory posiada wyzsze uczelnie,
seminaria, dysponuje wykwalifikowana kadra specjalistow, nie byloby stac
na opracowanie listu lub dluzszego pouczenia pasterskiego na temat: "Co
to jest grzech antysemityzmu?" -- oczywiscie jezykiem zrozumialym,
prostym, wrecz "lopatologicznym"?  Ktoz inny moze w tej roli zastapic
Kosciol? Musimy pamietac, ze nie tylko Hitler zabijal Zydow w imie swego
rasistowskiego, poganskiego antysemityzmu. Zydow zabijal na przestrzeni
minionych stuleci takze "grzech antysemityzmu", jakiego dopuszczali sie
chrzescijanie, wbrew nauce Kosciola i wbrew rozlicznym dekretom
wydawanym przez papiezy, a chroniacych osoby i mienie zydowskie. Gdyby
taki list czy pouczenie pasterskie ujrzaly swiatlo dzienne, z lzejszym
sercem moglibysmy wkroczyc w trzecie tysiaclecie chrzescijanstwa. Moze
nawet moglibysmy wkroczyc w nie, trzymajac sie za rece wspolnie z
naszymi "starszymi bracmi w wierze", bo oni nie musieliby sie juz wtedy
nas bac.


-------------

Stanislaw Musial SJ. Urodzony w 1938 r. W latach 80. juz bedac jezuita,
mieszkal przez rok w Austrii u trapistow, zgromadzenia o wyjatkowo
ciezkiej regule. Pracowal przez wiele lat w parafiach austriackich i
niemieckich. Po powrocie do Polski w 1991 r. wspolredagowal "Tygodnik
Powszechny". Byl sekretarzem Komisji Episkopatu ds. Dialogu z Judaizmem.
W okresie dramatycznego konfliktu ze srodowiskami zydowskimi o klasztor
karmelitanek w Oswiecimu odegral -- wespol z Jerzym Turowiczem --
decydujaca role w doprowadzeniu do porozumienia. [Przypis GW].

-------------

[Chce jednak zauwazyc, ze -- przynajmniej we Francji -- problem
antysemityzmu wystepuje i to w calkiem w ostrej formie. Od profanacji
cmentarzy zydowskich (Carpentras), do antysemickich wypowiedzi tworcow
kultury (Autant-Lara), nie mowiac juz o politykach, z Le Penem na czele.
Ale zwrocmy uwage, ze po desekracji cmentarza na czele pochodu
protestacyjnego szedl prezydent Republiki (Mitterand). Z kolei *kazda*
wypowiedz Le Pena zostaje natychmiast dostrzezona i bardzo glosno
komentowana. Nie ma mowy o tym, zeby udawac, ze tego rodzaju ekscesy sa
niewazne. Dlatego bardzo lubie Francje. A potem nastepuja wybory i Front
National Le Pena dostaje tak duzo glosow, ze zastanawiam sie co ja tu
robie... - przyp. red. "Sp".]

________________________________________________________________________

"Sueddeutsche Zeitung" 2.12.97 za posrednictwem "Forum" 50/1997

Thomas Urban


                              ECHA POLSKIE
                              ============


Co dwa-trzy lata ten scenariusz sie powtarza. To jakis polityk wyglosi
antysemickie poglady, czy pralat wyglosi kazanie, zawierajace takiez
akcenty. Na wywolane tym oburzenie prasy zachodniej w Polsce reaguje sie
obraza, zarzucajac przytaczanie fragmentow zlosliwie wyrwanych z
kontekstu.

Na przyklad Lech Walesa. W 50. rocznice oswobodzenia obozu w Auschwitz,
ktora przypadala w czasie jego kadencji prezydenckiej, doszlo do
skandalu, gdy mianowal sie on centralna figura obchodow, spychajac na
margines organizacje zydowskie. Wskutek tego odbyly sie osobno obchody
polskie i osobno zydowskie.

Albo przypadek Henryka Jankowskiego. Ten znany gdanski pralat powiedzial
w kazaniu, ze "gwiazda Dawida wpleciona jest w swastyke i czerwona
gwiazde". Ostatnio zas przestrzegal przed wprowadzeniem Zydow do
polskiego rzadu.


                         Antysemityzm z ambony
                           

Jednakowe traktowanie wystapien Jankowskiego, Walesy czy kardynala
Glempa byloby jednak zbytnim uproszczeniem. Poza dyskusja pozostaje, ze
zawieszony juz proboszcz jest antysemita. W przypadku prymasa Glempa nie
da sie jednak tego wykazac. Mozna co prawda i nalezy zarzucic mu, ze w
wirze lat 1989-90 pobudzil on emocje antysemickie, ignorujac po prostu
fakt, ze Zydzi uwazaja Auschwitz za swoje miejsce pamieci. W kazdym
razie jednak juz wowczas przepraszal za swoje slowa i powolal komisje
episkopatu dla dialogu chrzescijansko-zydowskiego [sekretarzem ktorej
byl cytowany wyzej ks. St. Musial - przyp. red. "Sp"] -- wszystko
niewatpliwie rowniez pod naciskiem polskiego papieza, ktoremu w
oczywisty sposob zalezy na zasadniczym wykorzenieniu katolickiego
antysemityzmu.

W przypadku Walesy na koniec -- przypinanie mu etykiety "antysemity"
byloby po prostu niesprawiedliwe. Nalezal on jeszcze za czasow rezimu
komunistycznego do rzecznikow forum chrzescijansko-zydowskiego, co
Zachod zaledwie przyjal do wiadomosci. [Nalezy tez przypomniec jego
podroz do Izraela w charakterze glowy panstwa w r. 1991, kiedy to
wyglosil slowa, za ktore zostal silnie zaatakowany przez
"superpatriotow" polskich, a ktore jednak zostaly niemal niezauwazone
na Zachodzie - przyp. red. "Sp"]. Dokladne przestudiowanie faktow, ktore
doprowadzily do przyczepienia mu owej etykiety, glownie przez
publicystow amerykanskich i niemieckich, uniewinnia go. W sporze o
uroczystosci w Auschwitz Walesa uwazal, ze protektorat nad obchodami
powinien sprawowac prezydent panstwa, co jest zrozumiale. Wychodzil przy
tym z zalozenia, podobnie jak Glemp przy sporze o klasztor na terenie
obozu, ze ofiarami Auschwitz byli nie tylko Zydzi, ktorych wiekszosc
byla obywatelami polskimi, lecz rowniez Polacy-katolicy. Z jego
korespondencji z miedzynarodowymi organizacjami zydowskimi dotyczacej
tego skandalu mozna wyraznie wyczytac, ze zainteresowany jest
kompromisowym jego rozwiazaniem. Nieporozumienia wokol obchodow uczulily
jednak wielu Polakow na zasadniczy problem, czy to miejsce pamieci moze
byc monopolizowane przez jedna grupe ofiar. Adresatami tych stawianych w
Polsce pytan sa miedzynarodowe organizacje zydowskie. Czy samo stawianie
tych pytan jest juz antysemityzmem, co zarzuca sie Polakom?

Niezaleznie od wszelkich manowcow, na jakie schodzi to zagadnienie,
stwierdzic nalezy, ze w Polsce po zwrocie 1989 r. trwa intensywna debata
na temat antysemityzmu, wczesniej tamowana przez partie komunistyczna. W
jej wyniku dzis poza prawicowymi radykalami nikt z elity politycznej nie
chce i nie moze sobie pozwolic na publiczne wypowiedzi, ktore by mozna
uznac za antysemickie. Czy nalezy to przypisac zwiekszonej juz z uplywem
lat wrazliwosci spolecznej, czy reaguje sie tak w mysl zachodniej
political correctness, czy wreszcie jest to wynikiem chlodnych
kalkulacji -- tego nie da sie wyraznie stwierdzic. Elity pojely jednak,
ze kazda debata na temat polskiego antysemityzmu szkodzi krajowi w jego
drodze ku Zachodowi. Powstaje pytanie, czy zydowskie organizacje
miedzynarodowe moglyby tak napietnowac Polske, ze uznano by, iz nie
zasluguje na przyjecie do NATO, i moglyby wywrzec odpowiedni nacisk na
Kongres?

Wiekszosc polskich politykow i publicystow nie zaprzecza, ze w szerokich
kregach ludnosci nadal pokutuja silne uprzedzenia antysemickie. Tak na
przyklad z badan ankietowych wynika, ze polowa Polakow nie
zaaceptowalaby, aby ich prezydentem zostal Zyd. Stereotyp antysemityzmu
w kraju, w ktorym prawie juz nie ma Zydow, ma wiec jednak swoje
tradycje.

Debata ta ma wszakze inny jeszcze wymiar, ktory dotyczy Zachodu, w tym
Amerykanow i Niemcow. Wielu Polakow irytuje, ze Zachod nie docenia
intensywnosci tej debaty. W USA obraz Polski ksztaltuja takie publikacje
jak "Mysz" Arta Spiegelmana. Zydzi w nim to myszy, ganiane i usmiercane
przez niemieckie koty. Polacy natomiast przedstawiani sa jako swinie,
ktore zeruja na nieszczesciach myszy pomagajac kotom, a po wojnie
morduja myszy, ktore przezyly. Z ankiet wynika, ze wielu Amerykanow
uwaza Polakow za sprzymierzencow nazistow przy Holocauscie.


                      Wypaczony obraz w Niemczech


Na Zachodzie -- rowniez w Niemczech -- jakos nie wiadomo, ze ponad
tysiac Polakow otrzymalo po wojnie izraelskie odznaczenie
"Sprawiedliwego miedzy narodami" -- wiecej niz czlonkowie jakiegokolwiek
innego narodu [w istocie aktualnie miedzy 4 a 5 tysiecy - przyp. red.
"Sp"]. W Niemczech malo kto zdaje sobie sprawe, ze w czasie II wojny
swiatowej zginelo na skutek terroru okupacyjnego rowniez trzy miliony
Polakow, nie bedacych Zydami [wg. najnowszych ustalen liczba ta jest w
istocie mniejsza, pomiedzy 1 a 2 milionami, co nie neguje faktu, ze
dalej jest olbrzymia - przyp. red. "Sp"]. Na tym tle nalezy zapytac,
dlaczego niektorzy publicysci niemieccy z upodobaniem przytaczaja
antysemickie wypowiedzi Jankowskiego, by natychmiast okreslac Polakow,
czyli cale polskie spoleczenstwo, mianem "antysemitow". Jak gdyby z
powodu wykroczen jednej grupy ofiar -- polskich katolikow -- wobec innej
-- Zydow -- obarczac te pierwsza grupe czescia winy glownych sprawcow,
lub tez obarczac ta odpowiedzialnoscia nawet potomkow tej grupy. Czy tez
-- ze sformulujemy pytanie inaczej -- potepienie antysemityzmu u sasiadow
ma przeslaniac wciaz jeszcze nie przezwyciezone odruchy antysemickie
naszego wlasnego spoleczenstwa?


________________________________________________________________________

Fragment ksiazki "Christmas Miracles - Magical True Stories of Modern
Day Miracles", edycja Jamie C. Miller, Laura Lewis i Jennifer Basye
Sander, (A Big City Books, William Morrow and Company, 1997).


Tlum. Izabela Bozek (teko@junctionnet.com>


                  BOZE NARODZENIE URATOWALO MI MATKE
                  ==================================


Holocaust jest jednym z najciemniejszych rozdzialow historii swiata.
Posrod straszliwej zaglady i wszechobecnego mroku zdarzaly sie jednak
chwile, w ktorych tryumfowalo czlowieczenstwo i poswiecenie. W sierpniu
1942 roku moja matka, Fania Paszt, byla jednym z ostatnich ocalalych
mieszkancow getta w miasteczku Lucku. Byla wowczas mloda dziewczyna, nie
miala nawet dwudziestu lat, kiedy jej zycie ocalil cud - a stalo sie to
dlatego, ze na drodze jej zycia znalezli sie prawdziwi prawi
chrzescijanie. Nigdy juz nie dowiemy sie, dlaczego jej wlasnie bylo dane
prawo przezycia, podczas gdy jej rodzicow, braci i cala reszte rodziny
brutalnie zamordowano. Chlopi, zwykli wiesniacy, chrzescijanie, zjawiali
sie wlasnie wtedy, kiedy nalezalo ja ocalic, ukrywajac na stryszkach, w
komorkach i w kurzych kojcach.

Bozonarodzeniowy cud, ktory przydarzyl sie mojej matce, rozpoczal sie 19
sierpnia 1942 roku. Tego dnia w getcie pojawil sie pewien ukrainski
wiesniak i zaproponowal rodzinie mojej matki kryjowke na miescie. Nie
chcac narazac calej rodziny na ryzykowny i niepewny plan, odprula moja
matka ze swego ubrania zolta gwiazde Dawida, przykryla glowe szalem i
zostawiajac reszte rodziny wyszla wraz z owym mezczyzna z getta, aby w
ten sposob sprawdzic pewnosc trasy ucieczki. Mieli szczescie. Wymkneli
sie nie zatrzymani, ani przez niemieckich zolnierzy, ani przez
ukrainskich policjantow, licznie obstawiajacych teren getta. Wedlug
planu mieli wrocic nastepnego ranka i znana juz droga przeprowadzic na
zewnatrz cala rodzine. Kiedy jednak matka zblizyla sie do muru,
zatrzymal ja ukrainski policjant i biorac za Aryjke ostrzegl: "Getto
zostalo zamkniete na rozkaz wladz niemieckich". 

Zydzi zamieszkiwali Luck od X wieku i, jak wszyscy inni mieszkancy
przyczyniali sie do jego wzrostu i rozkwitu. Od polowy XVI wieku Luck
stal sie silnym osrodkiem politycznym i ekonomicznym. Rankiem 20
sierpnia 1942 roku, kiedy moja matka stala pod murami getta, wydano
rozkaz, ktory raz na zawsze zakonczyl historie tego miasteczka. W ciagu
nastepnych dwu dni, siedemnascie tysiecy luckich Zydow wyprowadzono z
getta za miasto na okoliczne wzgorza, wrzucono do wykopanych rowow i
zastrzelono z karabinow maszynowych. Jednak ta smiala wyprawa mojej
matki poza mury getta uratowala jej zycie. Straciwszy wszystkich i
wszystko, biedna, na wpol przytomna dziewczyna wrocila do domu swego
ukrainskiego opiekuna gdzie spedzila nastepnie kilka miesiecy, ukrywana
w kominie pieca na zewnatrz domu.

Ale 24 grudnia 1942 roku lut szczescia Fani Paszt zdawal
sie byc wyczerpany. Ukrainski wiesniak zaczal sam bac sie o swoje
bezpieczenstwo i kazal jej sobie isc. Postawiona wobec takiej sytuacji
wloczyla sie moja matka po okolicznych drogach, w marnej porwanej
sukienczynie, zmarznieta i glodna. Kiedy nastala noc, czula, ze zycie
jej dobieglo konca. Rozpoznajac w ciemnosciach dom miejscowego wojta,
weszla na sciezke prowadzaca do domu, a wtedy psy spuszczone z lancucha
skoczyly na nia, drac na niej suknie i gryzac. Wojt, slyszac halas psow
dochodzacy z dworu, wyszedl na prog z dubeltowka. - Zastrzel mnie -
blagala go moja matka - niech podziele los mojej rodziny. - Nie moge cie
zastrzelic. Co za pomysl, w taki dzien - powiedzial wojt i wprowadzil
ja do srodka. Nakarmil przy swoim stole wigilijnym, dal jej nowe ubranie
i polozyl spac. Nastepnego dnia sam bojac sie, ze moze byc rozstrzelany
za przechowywanie Zydowki, zabral ja do miasteczka i przekazal innej
chrzescijanskiej rodzinie pod opieke. Trzy inne rodziny, calkiem
niespodziewanie, ofiarowaly swa pomoc w opiece nad nia, az do czasu
kiedy wreszcie mogla zejsc z poddasza po wkroczeniu do Lucka wojsk
rosyjskich w 1944 roku. Byla jedna z zaledwie kilku Zydow ocalalych w
miasteczku. 

Dopiero kilkadziesiat lat pozniej poznalem polskie powiedzenie, ze "w
Wigilie nawet bezdomny kot ma prawo do zycia." Wieczorem 24 grudnia 1942
roku moja matka byla jak bezdomny kot na polskiej ziemi. Ale w tym samym
momencie Bog zarzadzil wlasnie Wigilie i uratowal jej zycie. Jestem
dumny z mojego zydowskiego pochodzenia, i z mojego powolania jako rabin,
ale nigdy nie zapomne tradycji Bozego Narodzenia, ktora uratowala zycie
mojej matce. "Wesolych Swiat" od wdziecznego rabina.

Rabbi Abie Inger
Cincinnati, Ohio


[Przyp. red. "Sp". Powyzszy artykul jest "remanentem poswiatecznym",
ktorego nie udalo sie opublikowac na Swieta z powodu wspomnianego
zimowego letargu redakcji. Ale przypadkiem niezle pasuje to tematu,
pokazujac, ze sa chrzescijanie i chrzescijanie, jest ks. Jankowski
i sa anonimowi opiekunowie jak wyzej.] 

________________________________________________________________________

Jurek Karczmarczuk

                           AUTOUR DE LA TOUR
                           =================


Gdyby ktos z Czytelnikow - do konca stycznia - wybieral sie do Paryza, 
albo znal kogos, kto sie wybiera, to cos polecam, szczerze i bez wahania. 
Pozniej prawdopodobnie impreza zostanie przeniesiona gdzie indziej. Chodzi
o wystawe malarska Georges de La Tour'a w Muzeum Grand Palais. 

W momencie pisania tego tekstu wystawa trwala juz ponad dwa miesiace.
Pogoda byla daleka od turystycznej, Paryz byl smetny jak ... Paryz w zimie,
a bilet byl dosc drogi, 50 frankow. Sa inne wystawy, tansze. W dodatku
strajki transportowcow spowodowaly dramatyczny spadek ruchu w ogole, gdyz 
byly klopoty z benzyna. A w ogole jaki de La Tour, slyszal ktos?

Tymczasem kolejka do kas byla trzygodzinna i to sie ciagnelo dzien w dzien. 
Ludzie o roznych barwach skory i ksztalcie oczu nawet pare razy chodzili, 
a studentow malarstwa wysylano przymusowo.

De La Tour urodzil sie w 1593, zyl do 1652, zmarl w Lotaryngii, w
Luneville, to mala miejscowosc kolo Nancy, gdzie rezydowal pozniej
Stanislaw Leszczynski, ale ten urodzil sie chyba z 10 lat po smierci de
La Tour'a.

Byl wiec prawie rowiesnikiem Caravaggia. Dobry okres w malarstwie. Wtedy 
dzialal rowniez np. Velazquez.

Byl realista, ale z manierami. Bardzo dobre malarstwo. Zreszta malowal
pare razy rozne obrazy w kilku wersjach. Glowa peka!! W jednej salce jest
np. 8 wariantow  "sw. Sebastiana i Ireny" (poprzeczny, sa tez w innej
salce dwa egzemplarze wariantu podluznego) Wiekszosc to kopie, nie
samego dLT, ale niekoniecznie jasne ktore. Jak wiekszosc malarzy 
dysponujacych warsztatami, de La Tour mial uczniow i asystentow.

Ludwik XIII wyrzucil ze swej sypialni wszystkie inne obrazy, aby przez
pewien czas zawiesic jeden jedyny dLT, "sw. Sebastiana". Artysta dostal
tytul "zwyczajnego malarza krolewskiego" i to jest jedna z niewielu
rzeczy, ktore o nim wiemy, bo wyklocal sie o przywileje zwiazane z tym
tytulem, uzerajac sie o inne przywileje, ziemianskie, wiec zostalo w
papierach.

       http://www.info.unicaen.fr/~karczma/pic/sebast.jpg

Potem o nim swiat kompletnie zapomnial, zaczeto go wskrzeszac ok. 1915,
pierwszym byl H. Voss, z Niemiec, ktory go odkryl. Obrazy byly, niektore
podpisane, ale jakos ciagle brano je za kogo innego, a to Velazqueza,
czy innych Hiszpanow (Herreira starszy, czy Zurbaran), albo Manfrediego,
czy Caracciola. Zaczeto spisywac, kolekcjonowac, pozniej przeswietlac.

Wybuchaly skandale, np. "Oszust z asem karo" (chyba, ze myle, ale
mozna...)

      http://www.kimbellart.org/cheat.htm

zostal uznany za falszerstwo, gdzies w latach 40-tych. znaleziono
niewlasciwa farbe, dosztukowany blejtram, jakies anachronizmy w
bizuterii, podejrzanie wygladajacy podpis, a na domiar zlego na rekawie
jednej postaci jest udrapowany, zlozony z elementow dekoracji tkaniny,
malych faldek itp. bardzo wyrazny napis "merde", slabo przystajacy do
reszty tworczosci.

Okazalo sie, ze rozne rzeczy robili restauratorzy przez te 4 wieki.
Rzeczywiscie, w owym czasie obrazy - u Velazqueza to widac bardzo
wyraznie - byly jakby "okrojone" - nie bylo luzu wizualnego ani z gory,
ani z dolu, ani z bokow. Czesto glowy byly nawet lekko przycinane. Wiec
pozniej wlasciciele zlecali konserwatorom, albo i dobrym artysta
rozszerzanie obrazow. "Merde" sie dalo prosto zmyc, a rentgen i chemia
przypisaly jednoznacznie obraz 17-temu wiekowi.

A dLT zrobil dwa podobne!! Drugi to "Oszust z asem trefl". Te same
twarze, oszusta z reka z tylu, kurtyzany, sluzacej nalewajacej wino i
bogatego durnia, ktory zaraz zostanie orzniety. Dziwne twarze.
Mlodzieniec ma twarz ewidentnie glupia, przystojny, oczy wolu. Oszust
jest drapieznikiem, lekko kocim, choc naprawde nie ma zadnego
manierycznego znieksztalcania, twarze sa 100% realistyczne i autentyczne. 
Ale jak popatrzycie -cos dziwnego. Twarz kurtyzany jest *idealnym* owalem, 
jest nienaturalna, jak gdyby to nie byl calkiem czlowiek... Mnie sie ta
twarz kojarzy nieco z fizjonomia dziewczyny-robota z "Metropolis" Langa.

Podobnym w duchu jest obraz "wrozka", gdzie inny duren daje sobie
wrozyc starej Cygance, a tymczasem z lewej i prawej obcinaja mu trzos i
bizuterie.

      http://www.info.unicaen.fr/~karczma/pic/diseur.jpg

Jest mnostwo obrazow o tresci religijnej. Oprocz wspomnianego Sebastiana
sa portrety apostolow, jest Magdalena rozmyslajaca (tez kilka
egzemplarzy), jest nauczanie Marii Panny

      http://www.info.unicaen.fr/~karczma/pic/virglarg.jpg

i jesli popatrzycie na to, to powinno sie Wam natychmiast inne nazwisko
skojarzyc: Vermeer!

Porownajcie tez z:

     http://www.info.unicaen.fr/~karczma/pic/ltflam.jpg

Inny obraz w tej samej directory:

     http://www.info.unicaen.fr/~karczma/pic/femme.jpg

jest mniej religijny. Ciezarna kobieta rozgniata sobie pluskwe na
brzuchu...

Albo klotnia/bitwa muzykantow, w ktorej jeden wyciska cytryne do oka
przeciwnika. Ale ten obraz trzeba ogladac z bliska.

Tak, u dLT swiatlo, cienie, mroczne wnetrza i swiece, albo niewidoczne
okna rzucajace strugi swiatla - wszystko to jest znakomite, mistyczne i
blokujace stawy w kolanach. Stajecie i jesli nie ruszycie do nastepnego 
obrazu zaraz po 10 sekundach, to Was przykuwa.

Tlok byl w muzeum niemozliwy. Dodatkowym klopotem bylo to, ze ludzie
stali a nie ruszali sie. Znaczy sie wielu sie ruszalo, ale musieli sie
przeciskac przez stojacych. W dodatku impreza dobrze zorganizowana i
ludzie mieli broszury, katalogi z komentarzami i akustyczne komentarze,
wiec stali z przycisnietymi sluchawkami do glowy jak mumie...

Albo stali i czytali komentarze na scianie. Historia odkrycia, problemy
z biografia itp. (Ten "zwyczajny malarz krolewski" nie ma na koncie ani
jednego portretu Ludwika XIII, albo XIV. Moze lgal?)

Trudno nie zanudzic na smierc opowiadajac w ASCII o malarstwie... Ale
na szczescie Internet jest takze kanalem wizualnym. Jesli ktos ma ochote,
moze znalezc dziesiatki obrazow dostepnych w sieci. A jesli ktos sie
zainteresuje ktoryms, ale jakosc mu nie odpowiada - trudno, ale nie bez-
nadziejnie: mam skaner oraz album, z ktorego, hmm, hmm... Copyright Tralala.
Polecam wiec:

http://www.kimbellart.org/latour.htm            (to jest jeden obraz)

http://www.lacma.org/Masterpieces/mast075.htm   (tez M_Magdalena)

http://www.kimbellart.org/klatour.htm           (tu jest wiecej. Ten
drumlarz/geslarz - jak u licha tlumaczyc nazwe instrumentu muzycznego
"vielle" ma na kolanie bardzo wyrazna muche, ale na reprodukcji nie
widac...)

http://www.spieao.u-nancy.fr/serveurfac/divers/divertissement/GTD/gtd.html
(tu tez jest niezla kolekcja.)

http://sgwww.epfl.ch/BERGER/LaTour/albi.htm

http://www.artonline.it/edicola/artdos/109/i07m-109.html


-----------------------------------------------------------------------------

Jurek Krzystek:


Jurek Karczmarczuk tak mnie zachecil powyzej zamieszczonym tekstem,
ktory ukazal sie jeszcze w listopadzie na liscie "ExLibris", ze w
grudniu wsiadlem w samolot i polecialem do Paryza zobaczyc owa wystawe.
No, powiedzmy, byly jeszcze inne wzgledy, ale wystawy nie omieszkalem
odwiedzic. Tlumy byly mniejsze niz gdy byl tam Jurek, odstalem tylko pol
godziny a nie trzy, tylko cena dalej byla bez zmian, 50 franciszkow.

I nie zaluje. Nazwisko de La Tour bylo mi wprawdzie znane, ale
nadzwyczaj powierzchownie. Pamietalem kilka (dwa? trzy?) jego obrazow
wiszacych w Luwrze i tyle.

Okazalo sie, ze nie tylko ja o nim prawie nie slyszalem, ale do 1915
roku nie slyszal o nim nikt inny. Jego obrazy byly przypisywane komu
innemu, a o samej egzystencji tego malarza albo nie wiedziano poza
gronem waskich specjalistow, albo w ogole. Dopiero, jak pisze powyzej
Jurek, po I Wojnie zaczeto robote iscie detektywistyczna, odnajdujac
czasem oryginaly dziel de La Toura, a czesciej kopie oryginalow.
Dodatkowo, jak to dopiero stosunkowo niedawno zaczelo sie okazywac na
przykladzie np. Rembrandta, wiele obrazow bylo wspolnymi dzielami
mistrza i szeregu jego uczniow, w tym syna. Np. mistrz malowal twarz,
jeden uczen rece, a inny tlo. Podpis nieodmiennie skladal szef, ale to
nie stanowi dowodu, bo wielu znanym malarzom zdarzalo sie firmowac
obrazy w calosci stworzone przez kogo innego.

(Dzial malarstwa flamandzkiego w Luwrze jest dobrym tego przykladem.
Duza czesc obrazow, ktore wczesniej uchodzily za wlasnoreczne produkty
Rembrandta, zmienila w ostatnich latach tabliczki i figuruje teraz jako
"z atelier Rembrandta", albo "wspolczesna kopia Rembrandta", albo
"dzielo Rembrandta i uczniow".)

Zapomnienie, w jakie popadl de La Tour jest o tyle ciekawe, ze o ile
malarz ten mieszkal istotnie na prowincji, to za zycia cieszyl sie
przynajmniej przez jakis czas wielka renoma, w tym poparciem krola
Ludwika XIII. Fortuna kolem sie toczy.

Wystawa jest troche za ciasno urzadzona; podejrzewam ze w Grand Palais
na Polach Elizejskich jest wiecej miejsca, niz zostalo udostepnione,
wiec tez jeden drugiemu deptal po pietach, ale trudno. Obrazy
umieszczone byly z grubsza chronologicznie, a sprowadzone zostaly z
calego swiata, w tym jeden nawet z Panstwowego Muzeum we Lwowie
(ciekawe, czyja byl wlasnoscia przed wojna...). Poprzedzone zas byly
dwoma obrazami Caravaggia, bo istotnie za mlodych lat de La Tour byl pod
wyraznym wplywem tego wielkiego Wlocha. To bylo zanim jeszcze de La Tour
wyspecjalizowal sie w grze swiatel, a szczegolnie przedstawianiu scen w
ciemnosci, ozywionych swiatlem swiec. Zaiste, w tym chyba nie mial
rownego. Vermeer? Bardzo duzo podobienstwa, ale Vermeer lubowal sie
raczej w swiatlocieniach dziennych, a nie w nocy. Ale na pewno jest
podobna atmosfera i ta trudna dla mnie do zdefiniowania przesada, ktora
powoduje, ze obraz na wskros realistyczny w pewnym momencie przestaje
nim byc i staje sie -- jak to nazwac? -- hiperrealistyczny.

Zreszta, zajrzyjcie na WWW i obejrzcie sami to, o czym pisze Jurek.

------------------------------------------------------------------------

Jurek Karczmarczuk:


Tak, tak. Sa duze roznice miedzy de La Tour a Vermeerem tez.
U Vermeera chiaroscuro nie niszczy tekstury obrazu, sa ciemne detale
bardzo szczegolowe. Ja to wiem akurat nie dlatego, bom spec od malarstwa,
tylko Vermeer jest bardzo dobrym laboratorium dla roznych technik
przetwarzania obrazkow: wyrownywania histogramow, poprawek "gamma", itp.

          http://sgwww.epfl.ch/BERGER/Vermeer/

Ale detalista z niego byl okrutny. Jak malowal Delft, to nawet zaznaczyl
ze byla siodma dziesiec na zegarze.

A u de La Toura ciemne fragmenty sa rysowane slabo. Osobiscie jednak
mnie denerwuje co innego. Otoz po paru latach uczenia techniki rzucania
promieni w syntezie obrazow ma sie oko na stosunek swiatlocienia do
punktowego zrodla swiatla. Pare razy zanim sie swiadomie zorientowalem
co jest grane, moje oko wewnetrzne mnie zabolalo. No to popatrzylem
blizej: jesli ta swieca stoi tam gdzie stoi, to oswietlenie twarzy jest
*falszywe*, a cien rzucany koslawo. Nie, ten realizm nocny jest bardzo
symboliczny. I bardzo dobrze, na tym polega w koncu sztuka, nie?

A propos, slyszeliscie o Meegerenie? To byl falszerz, ktory podrobil
Vermeera, znaczy sie zrobil obrazy "a la Vermeer" - nie tylko kopie, ale
i oryginalne wzorowane na stylu. Nikt sie nie poznal, bo to bylo nprawde
genialne! Was Han van Meegeren een ordinaire kunstvervalser? Ja en nee.

Przyznal sie do falszerstw tuz przed smiercia, w 1947. Zarobil rok
wiezienia, ale nie zdazyl odbyc kary.

I wlasciwie to ja dotad nie rozumiem tak naprawde co jest wartoscia
dziala sztuki: czy jej wartosc wizualna, czy nazwisko autora?

Niby nalezy chronic nazwiska autorow, bo to jedyny punkt odniesienia
nie-konwencjonalny. Ale gdzie to sie konczy?

Dlaczego ci paskudni Francuzi dostaja istnego fiola na punkcie
"Appelation controlee" nawet dla glupiego szampana, tak ze gdy Yves
Saint-Laurent zrobil perfumy o nazwie "Champagne", to go do sadu podali
(co oczywiscie spowodowalo natychmiastowe wykupienie zapasow zanim
sadowo je wycofano...)?

Zreszta wrocmy do Hana Meegerena. Afera zaczela sie w 1945, gdy alianci
wykryli nieznanego Vermeera w domu Goeringa i wysledzili, ze Goeringowi
sprzedal go Meegeren. Wiec grozilo mu wiele lat za kolaboracje z
wrogiem. Wezcie sobie:

      http://www.total.net:8080/~bdt/vermeer/Emaus.gif

I zagladnijcie takze tu (dwie wersje tego samego):

      http://www.andrew.cmu.edu/user/arend
      http://www.lcl.cmu.edu/CAAE/Home/Multimedia/Meegeren.html


________________________________________________________________________
 
Redakcja "Spojrzen": spojrz@info.unicaen.fr
 
Archiwa: http://www.info.unicaen.fr/~spojrz
           
Adresy redaktorow: bielewcz@io.uwinnipeg.ca (Mirek Bielewicz)
                   karczma@info.unicaen.fr (Jurek Karczmarczuk)
                   krzystek@magnet.fsu.edu (Jurek Krzystek)
                   
Copyright (C) by J. Krzystek (1998). Kazde powielanie wymaga
zgody redakcji i autora danego tekstu.
 
_____________________________koniec numeru 160__________________________