___________________________________________________________________ ___ __ ___ ___ _ ___ ____ | _| _ _ _ ___ / _|| || | | || | |_ || |_ | \ | || || | / / | | || | | | || | | / / | _| | \| || || | | _/ / | _|| | | _| || \ / /_ | |_ | |\ || || | |__/ |_| |___|| | ||_|\_\|____||___| |_| |_||_||_|_| |___| ____________________________________________________________________ Piatek, 6.03.1992. nr. 15 ____________________________________________________________________ W numerze: "Z garbem do Europy" - wywiad z Piotrem Glinskim Jacek Arkuszewski - "Dzisiaj moje urodziny" - recenzja z Kantora Jacek Walicki - O michnikowym Elzenbergu Zbigniew J. Pasek - Na marginesie "Ay! Carmela" Jeremi Krawczyk - Spojrzenie z Niemiec "Belzebub, Wierchowienski i inne role" - fragment ksiazki Jerzego Stuhra "Top twenty" - ____________________________________________________________________ Od red. [J.K-ek]: Tak sie zlozylo, ze w tym numerze uzbieralo sie sporo recenzji - tetralnych, filmowych i ksiazkowych. Chcielibysmy, aby bylo ich u nas mozliwie duzo - ale to juz zalezy od Panstwa, drodzy Czytelnicy. Zachecamy nadal do pisania do nas - jesli nasunie sie Panstwu temat mogacy zainteresowac szersze grono. Na poczatek zas interesujacy wg. nas tekst socjologiczny. ____________________________________________________________________ Z GARBEM DO EUROPY ================== Z dr. Piotrem GLINSKIM rozmawia Barbara Drozdz. [Dr. Piotr Glinski, Zaklad Spoleczenstwa Obywatelskiego, Instytut Filozofii i Socjologii PAN - zajmuje sie badaniami ruchow spolecznych i spoleczenstwa obywatelskiego w Polsce]. ["GLOB 24" 23.02.1992, przytoczyl Slawomir Sapieha (b700@polytec1.bitnet)] Q. - Zmierzanie do Europy, powrot do Europy, integracja z Europa... te hasla zrobily w Polsce zawrotna kariere. Rozumiem, ze nie ma jednej definicji europejskosci. Jaka tresc pan podklada pod to pojecie? Jakie kryterium uwaza pan za rozstrzygajace dla europejskosci? A. - Mowiac o spoleczenstwach europejskich mysle przede wszystkim o spoleczenstwach obywatelskich. Nasz Zaklad Spoleczenstwa Obywatelskiego zajmuje sie wlasnie badaniem polskiego spoleczenstwa pod wzgledem standardow i cech spoleczenstwa obywatelskiego, czyli dojrzalego z europejskiego punktu widzenia. Q. - Czy polskie zapoznienie w tej obywatelskosci jest duze? A. - Ogromne. Zadecydowala o tym nasza burzliwa historia. W ciagu ostatnich kilkuset lat polskie spoleczenstwo mialo tylko krotkie okresy, kiedy moglo sie jakos stabilizowac. Raz zdarzylo sie to pod koniec dziewietnastego wieku, drugi raz w miedzywojennym dwudziestoleciu. Mozna paradoksalnie powiedziec, ze polska norma byly czasy nienormalne, gwaltowne zmiany, gotujacy sie tygiel. Nie bylo warunkow dla wyksztalcenia i okrzepniecia norm spolecznych, politycznych, ekonomicznych, a takze kulturowych i moralnych. Gdy na zachodzie te normy spajajace zycie spoleczenstw krzeply i nabieraly sily przez spoleczna akceptacje, u nas panowalo i nadal panuje wielkie ich rozchwianie, wciaz brak ich jednoznacznosci i oczywistosci. Moim zdaniem to najgorszy, najbardziej utrudniajacy wejscie do Europy, bagaz Polakow. Q. - Nasza historia to nie tylko powstania, zabory i wojny, ale rowniez uposledzenie ekonomiczne. Czy ono tez uksztaltowalo rozny od europejskiego model Polaka? A. - Oczywiscie, z gospodarki wywodzi sie zarowno poziom zycia jak i kultura ekonomiczna. Zwlaszcza lata gospodarki upanstwowionej, centralnie zarzadzanej, odsunely nas od Europy. Na Zachodzie spoleczenstwo organizuje sie wokol rynku ekonomicznego, wokol prywatnej wlasnosci, na tych podstawach tworzy sie tam klasa srednia, najliczniejsza, bogata klasa, stabilizujaca cala strukture spoleczenstwa, dyktujaca warunki jego rozwoju. Q. - Ostatnio u nas duzo sie mowi o klasie sredniej, nawet sie ja faworyzuje. A. - Wprawdzie sektor prywatny szybko sie dzis w Polsce rozrasta, jednak nowa klasa bogacacych sie ludzi nie jest klasa srednia w rozumieniu europejskim. W socjologii funkcjonuje juz, wylansowany przez Jadwige Staniszkis, termin klasy transferowej, zdobywajacej swa pozycje ekonomiczna przez cwaniackie wykorzystywanie procesow przemian. To grupa ludzi bogacacych sie szybko, zachlannie, decydujacych sie na pozaprawne ryzyko, byle sie nachapac, zbic jak najszybciej fortune, a potem zwinac interes i sie schowac. Nie ma to nic wspolnego z europejska klasa srednia, ktora swe dzialania gospodarcze planuje w dlugim horyzoncie czasowym, dbajac o rozwoj i solidnosc przedsiebiorstwa. Nie chcialbym, zeby to zabrzmialo jako pretensja czy wyrzut pod adresem spoleczenstwa. Jestesmy w takiej sytuacji, w jakiej jestesmy, nie mamy ani prawdziwego rynku ekonomicznego, ani rownie waznego rynku interesow, wiec tworzenie spoleczenstwa obywatelskiego w tych warunkach jest nieslychanie trudne. Q.- Rynek interesow to pojecie wychodzace poza sfere ekonomiczna? A. - Spoleczenstwo obywatelskie cechuje sie wyrazistym rynkiem interesow, poszczegolne grupy spoleczne maja odmienne interesy i wokol nich sie grupuja, potrafia je wyartykulowac, zabiegac o nie poprzez organizacje lokalne, stowarzyszenia profesjonalne, wreszcie przez partie polityczne. U nas ten mechanizm nie dziala, dopiero sie rodzi. Kampanie wyborcze wykazaly, ze nasze partie polityczne nie potrafia odwolywac sie do wlasnej klienteli, wola wystepowac w imieniu wszystkich, nie wywodza sie z ruchow spolecznych, oddolnych, nie maja zaplecza spolecznego. Przykladem moga byc partie ekologiczne, ktore nie zdobyly ani jednego miejsca w parlamencie. Okazalo sie, ze nie mialy poparcia w funkcjonujacym przeciez na dole autentycznym ruchu ekologicznym. Gdy kilku znajomych politykierow tworzy kanapowa partie, to jeszcze nie jest dzialalnosc obywatelska. Q. - Czym pan to tlumaczy? A. - W budowaniu struktur spolecznych poszlismy w Polsce na skroty, omijajac tak wazny w Europie etap posredni pomiedzy ruchem oddolnym, lokalnym a tworzeniem partii politycznych. I dlatego mamy partie bez zaplecza spolecznego, chociaz potencjalnie ono istnieje. Obserwatorow polskiej sceny politycznej dziwi np.. ze nie ma w Polsce silnej, autentycznej partii lewicowej, chociaz zdawaloby sie, ze mialaby ona ogromna klientele. Podobnie jest z mlodzieza, zupelnie dzis nie zorganizowana politycznie, grupa ktora najliczniej zbojkotowala wybory. Sa to wszystko przyklady na nieistnienie rynku interesow, bo przeciez zarowno klasa wielkoprzemyslowych robotnikow, ktora poczula sie jakby na marginesie przemian, jak i mlodziez, maja swoje odrebne interesy, tyle tylko, ze nie sa wokol nich zorganizowane, nie potrafia ich uzewnetrznic i realizowac. Q. - Z tego co pan mowi obraz spoleczenstwa europejskiego jawi sie jak skladanka segmentow, skladanka grup najrozniejszych interesow. A jednak nie wynika z tego chaos i kryzys, lecz harmonijna kooperacja. Jak to sie dzieje? A. - Spoleczenstwo obywatelskie szanuje prawo i daje swoje przyzwolenie na dzialanie mechanizmow prawa i demokracji, przyzwolenie dla regul gry. Bywaja one i tam krytykowane, jednak ostatecznie wie sie, bo to podpowiada doswiadczenie, ze sa sprawne, a wiec warto im sie podporzdkowac. Reguly gry politycznej sa norma, zaakceptowana przez ogromna wiekszosc obywateli. Nasz brak poszanowania dla prawa i regul gry bardzo zaciemnia perspektywe wybicia sie na europejskosc. Q. - Jaka role w tym kanonie cnot obywatelskich przypisuje pan zdolnosci do kompromisu? A. - To jedna z norm spoleczenstwa obywatelskiego. Nazwalbym ja zdolnoscia do pewnej pokory, do wychodzenia w pol drogi, rezygnacji z czesci swoich racji i zadan. W Polsce kompromis ma zla opinie, odbierany jest niemalze na granicy zdrady. Dominuje godnosciowe podejscie do konfliktu w praktyce uniemozliwiajace zawieranie kompromisow. Ta roznica tlumacze istnienie na zachodzie bardzo wielu instytucji poszukujacych konsensusu - rozjemczych, arbitrazowych, nawet profilaktycznych, nastawionych na godzenie sprzecznych racji. My tego nie mamy. Obrazamy sie i zrywamy rozmowy. Q. - Czy w swoich badaniach natrafil pan na przejawy cnot obywatelskich, nieobcych dzisiejszym Polakom? A. - Za glowna cnote obywatelska uwazam gotowosc ludzi do sluzenia szerszej spolecznosci, gotowosc do uznania preferencji ogolnospolecznych. Widac to juz w wielu spolecznych ruchach oddolnych. Jestem przekonany, ze np. mlodziez dzialajaca w nich ma takie wlasnie nastawienie. Tych mlodych interesuje cos wiecej niz dyskoteki i prywatki, zabiegaja o pewne wartosci, to jest dla nich wazne w zyciu. Takich ludzi jest sporo, np. w roznych grupach religijnych i parareligijnych, samopomocowych, ekologicznych, takze w organizacjach harcerskich. Gdy z tzw. pracy spolecznej odpadla fasada pozoranctwa i karierowiczostwa, pojawili sie ludzie, ktorzy autentycznie chca i robia cos dla innych. I to jest nasze swiatelko w tunelu. Q. - W sumie wystawil pan polskiej europejskosci note niedostateczna. jakie szanse na przyszlosc? A. - Szansa jest praktyka spoleczna. W naturalny sposob jestesmy skazani na to, zeby zyc ze soba w spolecznosci lokalnej i w calym spoleczenstwie. Swiadomosc wlasnych zapoznien i brakow nie powinna demobilizowac. Musimy sie dotrzec. Ale beda to zmiany obliczone na pokolenia. Wiele mogloby takze zalezec od elit politycznych. Pora, zeby sie nad tym zastanowily. Jesli chcemy Polske zmienic w kraj naprawde europejski, to nie mozemy myslec tylko wasko ekonomicznie, wierzyc, ze reformy gospodarcze wszystko zalatwia. Zeby jednak elity polityczne to pojely, powinny same wyjsc z autentycznych ruchow spolecznych, a jak wiemy nie zawsze to sie dzialo. Trudno wiazac jakies nadzieje na ksztaltowanie spoleczenstwa obywatelskiego z ludzmi odznaczajacymi sie glownie tym, ze lubia wysoko zasiadac. Pozostaje wierzyc, ze nastepne elity wylonia sie w sposob normalniejszy, bardziej obywatelski i okaza wiecej zrozumienia dla tak pojetej europejskosci. ____________________________________________________________________ "DZISIAJ MOJE URODZINY" - ostatni spektakl Tadeusza Kantora ========================================================== Jacek Arkuszewski (jacek@csun.psi.ch) Posmiertny, ostatni spektakl Tadeusza Kantora wystawiony tak, jak przebiegala ostatnia proba przed jego odejsciem jest wyrazem holdu zespolu dla swojego Mistrza. Dodano jedynie autentyczny glos wspominajacego Kantora z glosnika - zdania podejmowane przez aktorow na scenie. Trzy olbrzymie ramy obrazow - za srodkowa drzwi smierci przez ktore wchodza postaci, "nieobecne milosci": matka, ojciec, ksiadz Smietana z Wielopola, wuj muzykant. Maly stolik, przy nim autentyczne krzeslo na ktorym siadywal Kantor w czasie prob. Jest tez cien Mistrza w lachmanach, jest i sam Mistrz wychodzacy z ram po lewej stronie. W ramie prawej pojawia sie wcielenie wyobrazen, Infantka Velasqueza. Na stoliku fotografia rodziny Kantorow i aktorzy siadaja w ramie w podobnych pozach. Od wspomnien dziecinstwa, przez pierwsza wojne, ciagnie sie swiat wspomnien, gdzie postacie w ramach zyja swoim wlasnym zyciem, niezaleznym od zamiarow autora. Oto list Kantora do Marii Jaremy, jednej z tworczyn "grupy krakowskiej" artystow - komunistki. Oto z glosnika autentyczny glos czlowieka "ktory ma dwoje urodzin" Jonasza Sterna, co wypelzl spod trupow zywy po masakrze Zydow w lwowskim jarze. Oto czytany po rosyjsku przedsmiertny list do Molotowa wielkiego rezysera rosyjskiego Meyerholda przed jego rozstrzelaniem w Butyrkach. Pokoj wspomnien nawiedzaja postaci, gwalt wojny i przemocy, Zydzi, zolnierze, ranni, komisarze wymachujacy naganami, postacie z brazu na cokolach, oszalala lekarka w bieli symbolizujaca Jehove. Jest i Biedna Dziewczyna taszczaca z soba blat stolu - symbolu domu i spokoju. Na scenie caly czas sa mieszkancy owego pokoju wspomnien: Kantor, jego Cien i Sluzaca - Krytyczka strajaca sie zaprowadzic jakis porzadek po kolejnym kataklizmie. Sceny zbiorowe wybuchaja wrecz frenetycznym ruchem, gwaltowna muzyka: od zmyslowego tanga "Della Rose", przez zydowska muzyke ludowa, chor Aleksandrowa do kwartetu smyczkowego Haydna i "Eroiki" Beethovena. Pozegnanie z przeszloscia Kantora nie moglo byc lepiej umieszczone w czasie jak obecnie, gdy konczy sie w Europie stara epoka, nasz nieszczesny XX wiek. Spektakl jest jakby eksplozja podswiadomosci, tego co jest jego i naszym wspomnieniem i co nas dotychczas ksztaltowalo. Sytuacje sa czasem wrecz nie do zniesienia, moge sobie wyobrazic, co czuc moga na widowni ci, co je rzeczywiscie przezywali. Zespol "Cricot 2" daje obecnie 6 spektakli "Urodzin" w Teatrze Alei Gessnera w Zurichu. Jest to calkiem nowy, mozna powiedziec zaimprowizowany teatr w ujezdzalni starych koszar w centrum miasta. Na Kantora wala tlumy, mimo ze znakomita wiekszosc tekstu podawana jest po polsku, nieco po francusku, niemiecku i wlosku. Na bardzo duzej widowni bylismy w czworke jedynymi chyba Polakami - no coz, dzisiaj duza konkurencja, wlasnie wystepuje kabaret Pietrzaka. Na koniec przez pare sekund widzowie siedza jak zakleci, a potem dziesiec wywolan calego zespolu. Po spektaklu spotykamy sie z kilkoma aktorami w sympatycznym barze mieszczacym sie w dawnej stajni. Tak, to ich ostatni spektakl, nie ma juz Mistrza. Objechali z "Urodzinami" caly swiat, od roku dali juz 110 przedstawien, teraz wracaja do Kraju. Wielkie, niezapomniane przezycie. Jacek Arkuszewski __________________________________________________________________ O MICHNIKOWYM ELZENBERGU I CNOCIE DOBROCI (i jak latwo ja stracic) ================================================================== Jacek Walicki (jsw@hpfclk.sde.hp.com) Nie ma tego zlego co by na dobre nie wyszlo. Subiektywne ataki na Michnika spowodowaly, ze zaczelismy szukac glebszej prawdy o tym czlowieku. Niewiele o nim wiedzialem (tzn. pewnie tyle co i wiekszosc). Pewnie i dalej niewiele wiem, bo moge tylko czytac to co Michnik pisze (o sobie i innych). Ale skoro formulujemy opinie o innych na podstawie wylacznie pisanego slowa (i to elektronicznego), wiec obserwacja Michnika przez jego pisarstwo jest chyba dopuszczalna. Wspominalem juz o ksiazce Michnika pisanej w wiezieniu (Z Dziejow Honoru...). Napisanie rzetelnej recenzji tej ksiazki uwazam za prawie niemozliwe. Jedyna latwa rzecza jak moge napisac to sugestia, zeby przeczytac ostatnie kilka stron zanim zacznie sie brnac przez nielatwo napisany tekst. Ale to co w niej jest najbardziej (dla mnie) istotne to fakt, ze poprzez wybor cytatow, osob i ich mysli, Michnik opisuje siebie. Centralnym jego pytaniem jest pytanie o to jak zyc uczciwie w systemie totalnego nacisku. I zwiazane z tym - co to znaczy byc dobrym czlowiekiem. Dla mnie to drugie jest nawet bardziej fascynujace niz pierwsze. Chociaz i problem uczciwego zycia gdy totalitarnego systemu niby juz nie ma, jawi sie w nowy i subtelny sposob. Michnik sam dopowiada sobie juz po napisaniu ksiazki, ze uczciwe zycie w sytuacji demokratycznego konfliktu wcale nie jest latwiejsze niz za czasow prostego zamordyzmu. Ja wrecz uwazam, ze jest trudniejsze. Jest trudniejsze, bo ostra granica pomiedzy czarnym i bialym zniknela. Wystarczylo byc po prostu "przeciw", zeby czuc sie w porzadku wobec siebie i innych. Teraz niby wszyscy sa po tej samej stronie ale sie nie zgadzaja. Co powoduje latwa ucieczke w poprzednie podzialy. Swiat jest prostszy, a ja lepszy, gdy patrze na konflikt opinii poprzez pryzmat dawnych podzialow. Co moze do pewnego stopnia tlumaczy tendencje do wyzywania sie od 'komuchow', a jak to za ostre, to od 'lewakow' (implikujac duchowe pokrewienstwo) itp itd. W ponizszym cytacie Michnik uzywa slow Elzenberga (pisanych ok. 1935 roku, a jakze prawdziwych wczoraj i dzisiaj!) aby przedstawic swoje spojrzenie na temat dobrej wladzy i bycia dobrym czlowiekiem; i jak te dwa cele przecza sobie nawzajem. [jsw] ------------- Elzenberg : "Do sprawowania wladzy potrzebna jest jakas powazniejsza grupa - nie garstka, ale wlasnie grupa, dosc liczna: owa przyszla 'warstwa rzadzaca'. Gotowej warstwy 'dobrych' w zadnym zaiste spoleczestwie nie wypatrzymy. Nie jest nia, jak sobie dawniej - nim popadla w nastroje defetystyczne - naiwnie czasem wyobrazala, nieszczesna inteligencja. Nie sa nia 'uczeni' Renana: uczeni takze bywaja dobrzy i zli, jak popadnie. Nie sa nia 'filozofowie' Platona: bo takiego typu ludzkiego w ogole nie ma na swiecie. Wobec tego: wylowic tych ludzi z roznych warstw? jak? przez propagande? apostolstwo? wychowanie? W naszych czasach ideologie kombatanckie probowaly czasem glosic koncepcje: przez udzial w obronie kraju, sluzbe frontowa. Ci, ktorzy sie bili, to sa ci 'lepsi'. Moja wlasna mlodziencza koncepcja z lat juz przed wojna i z jej pierwszego okresu (tego legionowego) byla badz co badz mniej prymitywna; streszczala sie w slowach: selekcja przez dobrowolne pojscie na wojne. Echa koncepcji podobnych odzywaly sie po niej w naszej sanacji. Niestety: ochotniczy zaciag na wojne tez nie jest selekcja najlepszych. Rychlo tez poznalem swoja naiwnosc: bohaterstwo nie jest rekojmia cnot innych i, niestety, zbyt czesto bohaterowie sa draby. Mniej drastycznie, ale calkiem juz zgodnie z moja obserwacja i doswiadczeniem: na jednego niosacego, jak sie to mowi, 'zycie w ofierze', jest pol tuzina 'ludzi przygody', Kmicicow, lekkoduchow, awanturnikow. Moja metoda wydala w rezultacie nie co innego, tylko te rzecz w pierwszych latach obosieczna, a potem juz wiecej niz watpliwa: rzady sanacji. Ale dalej: przypuscmy grupe juz stworzona, scementowana i w jakis tam sposob (to tez jest problem) utrwalona, umocniona u wladzy. W mig ulegnie ona pokusom tej wladzy: bo wladza znieprawia. To jest kwadratura kola: wyjscia tu nie ma. Nawet zakony - 'zakony' w sensie scislym, katolickim, buddyjskim - stawaly sie slugami szatana, gdy dochodzily do wladzy. A obok pokusy glownej, to jest korzystania z wladzy, by sluzyc wlasnemu interesowi, groza inne przykre pulapki. Sprawy najtrywialniej przyziemne, sprawy administracji, organizacji, ekonomii itp. pochlaniaja lwia czesc uwagi - i w tym sie zatraca ped idealny. Swietym, a jednoczesnie wspanialym administratorem moze byc jeden wyjatkowy czlowiek, dwoch, trzech, dziesieciu; ale piecdziesiat tysiecy administratorow to juz utopia. Trudnosc dalsza: nadmiar karnosci. Wyselekcjonowana warstwa rzadzaca bylaby, w stosunku do rzadzonego spoleczenstwa, zawsze nieliczna. Moglaby sie wiec, poki tamtych wszystkich nie wychowa - a to jest na daleka meta sprawa - utrzymac tylko tym, czym sie trzymaja wszystkie arystokracje: scisla karnoscia. I wreszcie koniecznosc twardosci. Rzadzacy musi byc twardy; musi powsciagac i karac. To zabija szereg cnot i rozwija szereg cech po ludzku niepieknych: kto wlada 'mieczem swieckim', nie moze byc tak juz, co sie zowie, 'dobrym' czlowiekiem. W rezultacie: wladze w imie dobra trudno jest objac, a gdy sie raz ja objelo, trudno jest nie przestac byc dobrym. A jednak: moze istniec walka o dobro, i to walka zorganizowana, przy ktorej sie nie siega po wladze. I to chyba je jest pewna droga. Droga chrzescijanstwa trzech pierwszych wiekow, tych przed Konstantynem; droga buddyzmu. I po prostu najskromniej: droga tych wszystkich rozsianych po swiecie jednostek i grup walczacych o cele niewazkie i niematerialne srodkami tez niewazkimi." ------------- Michnik : Ten obszerny wywod, przytoczony tu zreszta z jawna intencja upowszechnienia mysli bardzo bliskich mnie samemu, jest zarazem znakomita ilustracja metody Elzenberga. W przedmiocie wyboru opcji zasadniczej bedzie on nieustannie wahal sie pomiedzy pewnym zerwaniem z "dziejowoscia", a zaangazowaniem w imie wartosci gandyzmu. Beda to dwa rozne, nieraz uzywane przemiennie, sposoby uzasadnienia wlasnej postawy niezgody na teorie i praktyki ruchow opartych na przemocy i klamstwie. Sama postawa jednak byla niezmiennie niezlomna. Niezmienna byla takze metoda: Elzenberg wszystkim konstrukcjom intelektualnym, takze wlasnym, przygladal sie z permanentna nieufnoscia, prowadzil ciagly wewnetrzny dialog, polemizowal z samym soba, wlasne prawdy uporczywie podwazal. "Klopot z istnienieniem" [Elzenberga] - te mysl chcialbym jeszcze raz powtorzyc - mowi otwarcie: cnota nie zostanie wynagrodzona; jedyna nagroda jest samo zycie w godnosci. Jacek Walicki _____________________________________________________________________ NA MARGINESIE "AY! CARMELA" =========================== Zbigniew J. Pasek Wiktor Marek zrecznie strescil fabule filmu "Ay! Carmela" ["Spojrzenia" nr. 14 - przyp. red.], pominal jednak kilka istotnych szczegolow, ktore pozwole sobie uzupelnic. Moze najpierw zaczne od rezysera, ktorego nazwisko w ogole nie zostalo wspomniane, a jest dosc istotne. Jest nim Carlos Saura, znany rezyser hiszpanski. Tworczosc Saury dobrze byla znana w Polsce, wyswietlano tam w latach siedemdziesiatych niemal wszystkie jego filmy. Byc moze rowniez dlatego, ze jest to rezyser o zdecydowanych sympatiach prokomunistycznych, co zawsze znajdowalo wyraz w jego tworczosci. Za zycia Franco, Saura zapisal sie zdecydowana postawa antyrezymowa. Na poczatku swojej kariery wspolpracowal z Bunuelem przy "Viridianie" (kreconej we Francji), filmie zdecydowanie antyfrankistowkim. Zahamowalo to kariere Saury w Hiszpanii na lat kilka. Malzenstwo z Geraldine, corka Chaplina oraz bliskie stosunki z jej ojcem niewatpliwie pomogly Saurze w uzyskaniu rozglosu na swiecie. Tworczosc Saury mozna zaliczyc do kina autorskiego (jest wspolautorem wszystkich scenariuszy swoich filmow), w jego filmach wyraznie widac charakter i konsekwencje rezysera w budowaniu obrazow symbolicznych i wieloznacznych. Najlepsza ilustracja tej tworczosci jest nakrecony w 1972 r. film "Anna i wilki" ("Ana y los lobos"), opowiadajacy historie rodziny zlozonej z matrony (symbol rezymu) i trzech synow (militarystycznego idioty, obsesjonata religijnego i maniaka seksualnego - kapitalisty). Wszyscy wspolnie staraja sie zdeprawowac niewinna sluzaca, personifikujaca Hiszpanie. Wiele filmow z poczatku tworczosci Saury nawiazuje do wydarzen hiszpanskiej wojny domowej (np. "Mrozony peppermint"), "Ay! Carmela" nalezy wiec do tego istotnego nurtu. Jest to ostatni, jak na razie, film Saury, stanowiacy jednoczesnie jego najwiekszy sukces komercjalny. Co do roli Polakow w fabule filmu, to mysle, ze sa oni taka sama szczypta egzotyki, jaka byliby Hiszpanie w filmie polskim. Glowna role polska (oficera brygady miedzynarodowej) w "Ay! Carmela" gra Edward Zentara. Wlasnie miedzy nim a tytulowa Carmela (grana przez Carmen Maure, znana m.in. z filmow Almodovara) nawiazuje sie nic sympatii. O ile charakter Carmeli laczy sentymentalny idealizm z konwecjonalna kobiecoscia, to jej maz, Paulino (Andres Pajares) jest realista, gotowym do wspolpracy z kazdym i za kazda cene, byle tylko uratowac swoja skore. Zasadniczym konfliktem filmu jest wiec podporzadkowanie sztuki polityce i placona za to cena. To wlasnie zakres kompromisow, dokonywanych przez jej meza, aby przypodobac sie tym, od ktorych jest uzalezniony, jest powodem protestu Carmeli i prowadzi do jej smierci. A swoja droga to interesujace, ze czasami probuje sie porownywac droge Polski i Hiszpanii do spoleczenstwa demokratycznego. Jest to porownanie "lustrzane", jako, ze Hiszpanom przyszlo to robic od "prawicy", a Polacy mecza sie w podejsciu od strony "lewej". Zbigniew J. Pasek _____________________________________________________________________ SPOJRZENIE Z NIEMIEC ==================== Jeremi Krawczyk (kr3@ph3hp840.physik.uni-stuttgart.de) Zachecony pojawieniem sie notki w stopce "Spojrzen", gloszacej, ze poglady autorow nie musza byc zbiezne z pogladami Redaktorow, pozwolilem sobie napisac krotka korespondencje z Niemiec. Na poczatek bedzie na temat zwiazany raczej z kultura, niz z polityka. Jesli chodzi o te ostatnia, wolalbym na razie nie sprawdzac tolerancji Redakcji, posiadajacej, jak wiadomo uczestnikom Poland-L, krancowo odmienne od moich poglady. W numerze 5 tygodnika "Der Spiegel" z 27 stycznia b.r. na str. 177 pojawil sie artykul pt. "Blamage mit Folgen" (Blamaz z konsekwencjami), poswiecony polskiej rezyserce Agnieszce Holland i jej najnowszemu filmowi "Hitlerjugend Salomon" [niemiecki tytul filmu "Europa, Europa" - przyp. red.]. Ponizej obszerne wyjatki z tego artykulu w moim luznym tlumaczeniu, bez komentarzy: "Agnieszka Holland jest osoba mala, spokojna i na ogol cicha. Ale teraz jest glosna i bardzo zla, zdradzila nawet dlaczego: z powodu Niemcow. W wywiadzie dla "New York Times'a" Pani Holland stwierdzila, ze Niemcy pokazuja teraz to, co skrywali skrzetnie przez wiele lat, a mianowicie swoja arogancje i wrogosc wobec cudzoziemcow. Byc moze p. Holland sie myli, ale jesli jej oskarzenia znajduja sie na czolowych stronach amerykanskich gazet [przy okazji: czy ktos z czytelnikow "Spojrzen" mieszkajacych za Oceanem natrafil na ten wywiad? - przyp. J.K.], to odpowiedzialnosc za to spoczywa na niemieckich urzednikach kulturalnych. Bez istotnego powodu pozbawili oni Agnieszke Holland szans na Oskara. Francuski "Nouvel Observateur" napisal piorem Milana Kundery: 'Wielki film'. Amerykanscy recenzenci: 'Dobry film'. Oprocz nagrod krytyki filmowej w USA "Hitlerjugend Salomon" otrzymal Zloty Glob - najwazniejsza nagrode oprocz Oskara. 'Ten film jest nic nie wart' - brzmiala za to opinia gremium, ktore decyduje, ktory film niemiecki bedzie kandydowal do najwyzszego zaszczytu. Opinie taka wolno miec oczywiscie kazdemu, tym niemniej zadaniem owego gremium nie jest decydowanie, ktory film pojdzie do lamusa historii, tylko ktory ma najwieksze szanse zdobycia tej prestizowej nagrody. "Hitlerjugend Salomon" mial taka szanse, co bylo widac juz przed kilkoma miesiacami. Teraz slychac argument, jakoby film ten 'nie byl niemiecki w sensie wymagan kandydatury do Oskara'. Tak jakby "Ostatni Cesarz" Bertolucciego byl filmem amerykanskim. Postacie zasiadajace w rzeczonym gremium nie naleza do znaczacych w niemieckim swiecie filmowym [tu dwa najbardziej znane nazwiska, mnie zupelnie obce - przyp. aut.]. A jednak udalo im sie osiagnac dokladnie to, czemu chcialy zapobiec: niemiecka branza filmowa jest doszczetnie skompromitowana. Widzowie nie chodza na niemieckie filmy, rezyserzy uciekaja za granice - sytuacja jest fatalna, jak nigdy od poczatku lat szescdziesiatych. Wtedy mowilo sie: 'kino naszych dziadkow jest martwe' (Schloendorf), dzis powinno sie powiedziec: 'kino naszego Taty popelnilo samobojstwo', jesli odpowiedzialni urzednicy dobrowolnie rezygnuja z Oskara, ktory moglby podzialac na cala branze jak ta sama nagroda dla "Blaszanego Bebenka" przed dwunastu laty. Na czym wiec polega pech Agnieszki Holland? Byc moze na tym, ze sama bedac pochodzenia zydowskiego nakrecila film o zydowskim chlopcu w hitlerowskich Niemczech. Nastapnela wiec na tabu. Jej wizerunek tytulowego bohatera nie jest stereotypem: dziala on czesto cynicznie i oportunistycznie aby ratowac wlasna skore. Tak w Niemczech sie nie mowi i nie pisze. Tu obowiazuje wizerunek Zyda szlachetnego, Zyda - ofiary. Byc moze nie ma wiec racji Agnieszka Holland, ze dal sie w jej przypadku poznac niemiecki antysemityzm. Wrecz odwrotnie - padla ona ofiara tych dobrych Niemcow - filosemitow, ktorzy maja czyste sumienie, a w glowach wizerunek dzielnego i szlachetnego Zyda. Niczego innego owi Niemcy nie chca przyjac do wiadomosci - nawet, jesli film zostal zrobiony przez zydowska rezyserke i zydowskiego producenta". Claudius Seidl (przytoczyl w luznym przekladzie Jeremi Krawczyk, ktory filmu jeszcze nie widzial) _______________________________________________________________________ Jerzy Stuhr Fragment ksiazki "Sercowa choroba, czyli moje zycie w sztuce", przygotowywanej przez Wydawnictwo Czytelnik. [Rzeczpospolita 30.11-1.12.1991, przytoczyl Zbyszek Pasek] Z rozdzialu: Belzebub, Wierchowienski i inne role Stop! Dosyc zlosliwosci. Dosalam warszawskim kolegom, a tu Andrzej Wajda siedzi i oglada moja bieganine w "Dziadach". Jakos ja musial zauwazyc, bo w kilka dni po premierze Kazio Kaczor zwraca sie do mnie: "Kolego! Prosze na wszelki wypadek zapoznac sie z tekstem 'Biesow' (Dostojewski), rola Piotr Wierchowienski, moze, kolego, bedziecie brani pod uwage w razie zastepstwa Wojtka Pszoniaka. Prosze wykonac!" Rany boskie! - "Biesy"! Juz wtedy spektakl - legenda, chodzilem na niego kilka razy jeszcze jako student. Pszoniak i jego wspaniala kreacja byly dla mnie marzeniem i wzorem niedosciglym, nawet to bieganie diabelskie troche bylo pod niego, nasladowanie jego migotliwej, rozedrganej roli i moze wlasnie dlatego Andrzej Wajda mnie zauwazyl. Wojtek odszedl ze Starego podbijajac Warszawe, akurat kiedy ja przyszedlem, a 'Biesy' musialy isc, bo to byl wielki sukces, juz wtedy miedzynarodowy. Zespol 'Biesow' to byla arystokracja Starego Teatru. Pierwsi eksportowcy. Sam z wypiekami sluchalem opowiesci o wystepach w Londynie. Kolega rzucal w SPATiF-ie Marlboro na stol i krzyczal: "Wszystko na sobie mam angielskie, nawet majtki mam angielskie". "Tylko akcent masz krakowski" - myslalem, ale ani mru, mru, gdziezby glosno cos takiego powiedziec. Opowiesci ciagnely sie godzinami. O tym jak Sadeckiemu zaproponowano, zeby na maszynach do gry wrzucil w jedna z nich funta. On wrzuca, a tu worek bilonu. Wiktor w ryk (a glos, kto pamieta, to mial). "Wygralem!" A to byla maszyna do rozmieniania pieniedzy. Jak Binczycki kupil jakis owoc niesmaczny z wielka pestka, wiec wyplul pestke i na ligninie kladzie w garderobie, a tu, jak to zespol za granica, kazdy pyta: "Gdzies to kupil? A co to? Po ile?" On odpowiada: "Na Soho w porno- shopie, taka zabawka 'for women'". Cala garderoba damska w sekundzie sie zleciala obslizgla pestke ogladac. I tym podobne, calonocne spatifowe opowiesci. I te recenzje - "Cudowny Nowicki", "Oszalamiajacy Pszoniak", "Wielki Wajda", "porywajaca muzyka Koniecznego". No, prosze Panstwa - to byl wielki teatralny hit! I oto teraz ja staje przed panem Wajda, a on mowi: "Kochanyyy! Bardzo mi sie pan podobal w 'Dziadach'. Cristina mi mowila (pani Zachwatowicz, scenograf w 'Dziadach', juz wtedy bliska panu Wajdzie osoba), ze ladnie pan pracuje. Pieknie pan biega po scenie. Moze pan zrobi za naszego drogiego Wojtusia zastepstwo w 'Biesach'. Daje panu piec prob i zeby bylo tak pieknie jak Wojtus. Tak pan ma grac jak Wojtus" - i juz poszedl udzielac wywiadu dla francuskiej telewizji. (...) Pasja, odwaga, entuzjazm, ucieczka od stereotypu - oto czego sie od Andrzeja uczylem, az wreszcie po ktorejs probie 'Emigrantow', kiedy to desperacko wyszarpnalem z siebie jakis bolesny Mrozka-moj kompleks, ale wyszarpnalem juz w odpowiednim rytmie i z wlasciwa ekspresja, Wajda powiedzial: "Jurku, bardzo fajny aktor sie z pana zrobil, chce z panem dalej pracowac, przejdzmy na ty, Andrzej jestem". I cmok, cmok, od tego cmokniecia moje teatralne losy z Andrzejem splotly sie na dobre i zle. Zwlaszcza po smierci Konrada Andrzej stal sie dla mnie najwazniejszym autorytetem i byl wielka fascynacja. Oczywiscie, gdy ktos jest kims zafascynowany, a jeszcze tak jak ja podatny na wplywy, to ze swego idola bierze nie tylko same pozytywne cechy. A od wielu slabosci Andrzej nie byl i nie jest wolny. Czasem dosc pobiezne traktowanie materialu, szybkie znudzenie, czesta pogon za efektem - oto moje wady, ktorych oglednie mowiac, Andrzej ze mnie nie rugowal, czy moze nawet nie dostrzegal. No, i ta dbalosc o publicity. Tu mozna bylo czerpac garsciami z Mistrza. Opisze jeden dzien. Zaczynalo sie od rana. Przed dziesiata pod brama teatru oczekujacy orszak: studenci teatrologii, mlodsi scenarzysci ze swoimi dzielami, kilku wariatow (byl taki jeden co chodzil na kazde 'Biesy' i ryczal "fruwajac marynarka" w rytm muzyki Koniecznego), dzialaczki dyskusyjnych klubow filmowych z nadzieja na spotkanie, kilku mlodych dziennikarzy z nadzieja na wywiad. Orszak czeka. Od strony Rynku idzie Andrzej z Krysia Zachwatowicz. Rozburzone puszyste wlosy opadaja na czolo Mistrza. Orszak formuje sie i rusza do pierwszego ataku. Andrzej nic nie mowi, rozdaje usmiechy. Usmiech - cyk zdjecie, usmiech - cyk zdjecie. Krysia podniesionym glosem: "Potem, kochani potem, rezyser zaczyna probe. Andrzejku, tu jest korespondencja" "Aha, fajno, Cristine, Putman chce, zebym mu zrobil filmik, moze, moze..." - mruczy Andrzej, a studentki filmoznawstwa sik w majtki. "Kurosawa zyczenia przyslal, milo z jego strony. Krysiu, panu Kurosawie odpiszemy". Orszak w zachwycie: "Ja cie pier... Kurosawa wie, gdzie Krakow, ja cie..." Andrzej przemknal wzrokiem po orszaku, usmiech i rzecze: "Siadajcie na widowni za mna, kochani". Orszak z pomrukiem wdziecznosci zajmuje miejsca. Andrzej w swietnej formie, rozwiane swiezo umyte wlosy, wita sie z nami, aktorami. "Umyl wlosy, pewnie jakas zachodnia telewizja przyjdzie" - mruczy Binczycki. Kierownik techniczny: "Panie rezyserze, nasi powiedzieli, ze tej maszyny do dymu nie umieja zrobic". Andrzej nagle wsciekly: "Co to jest?! w Krakowie dymu nie umieja zrobic?! Idzcie do huty, tam nic innego od trzydziestu lat nie robia tylko dym". "Ale dowalil" - syczy dziennikarz miejscowej gazety notujac pospiesznie. "Krysiu, zanotuj, ze trzeba napisac maly liscik do naszego przyjaciela Petera, zeby nam pomogl z dymem" (Brooka - podpowiadam teatrolozkom, one sik). "Jurku (to do mnie, asystenta), dlaczego nie zaczynamy?" Ja: "Nie mozemy, bo aktorka w filmie". Andrzej: "A to fajnie, ze gra, a u kogo?" Ja: "U Poreby". Andrzej: "No, nie. Dzwoncie do niej, niech wraca natychmiast, bo to nie bedzie dobry film, nie grajcie mi w takich filmach, kochaniii...". "Jezu, Jezu, ale mu dal, Goska, to jest temat na spotkanie"- szepcze w orszaku kierowniczka klubu dyskusyjnego. "No, zagrajcie mi cos, przyjaciele". "Panie Andrzeju, telefon z Moskwy, dzwoni Wysocki, chce panu zaspiewac nowa piosenke przez telefon". "O, mily Wolodia! Wolodia? Prijezaj, da, Daniel budiet czekat' na wakzalie. Da! Pozdrowlenija dla Mariny". "Andrzeju, odbierz na drugim aparacie dzwonia z Filmu Polskiego, Paul Newman pyta, kiedy ma przyjechac na rozmowy". Andrzej: "No, przeciez, ze nie teraz. Co on, nie wie, ze mam proby w Starym?" (teatrolozki, filmoznawczynie, kierowniczki klubow - sik, scenarzysci: "O sku...", dziennikarze: "To jest numer"). "No, zagrajcie mi cos, kochani, tylko glosno, bo komedie trzeba grac szybko i glosno, a dramat wolno i cicho" ("Rany boskie, Irka, notuj idiotko, to wielkie, co powiedzial" - teatrolozki). Wtacza sie angielska telewizja. Teoria umytych puszystych wlosow sie sprawdza. Oni: "Mister Wajda, bylismy umowieni na maly reportaz, czy mozna?" Andrzej (usmiech): "Yes please". Oni: "To czy moglby pan wejsc na scene i dac jakies uwagi aktorom?" Andrzej (szeroki usmiech): "Yes of course". Oni: "To my jestesmy gotowi". Andrzej (usmiech zrozumienia): "Yes, I am ready please". Oni: "Czekamy". Andrzej (maly usmieszek): "Yes, please". Cisza. Mala konsternacja. Nasz teatralny poliglota Jurek Radziwilowicz szeptem: "Wejdz na scene i porezyseruj cos". Andrzej nagle: "Tak, zrozumialem (duzy usmiech do ekipy). Yes, please good idea". I w Mistrza wstepuje lew. Wsciekly lew. Rzut na scene. "Co wy mi gracie tak wolno. To jest koniec sztuczki, publicznosc zmeczona, to trzeba grac szybko, koniec trzeba grac szybko, poczatek mozecie grac wolno, bo publicznosc jeszcze ma duzo sil ("Jezus, Irko, notuj, idiotko, to wielkie, co powiedzial" - teatrolozki). Przejdzie mi natychmiast na te strone". "Ale panie rezyserze, wczoraj ustalilismy, ze w tamta lepiej" - wyrywa sie mlody po szkole. "Przechodz, durniu, bo tak jest lepiej dla kamery" - syczy starszy, doswiadczony w pracy z Andrzejem. Wajda wyrywa statyscie karabin, pokazuje, jak trzeba do ataku. Zatrzymuje na chwile gest. Trzask, trzask, flesze, kamera dojazd. To zdjecie obiegnie wszystkie tygodniki kulturalne swiata - Wajda chwycil za bron w walce z totalitaryzmem. Jeszcze szybkie przejscie przez scene, zeby dac kamerze pretekst do spanoramowania. Do Radziwilowicza: "Jurku, powiedz panu, zeby lampke skierowal pod innym katem, bo tak swiatlo jest plaskie". Angielski elektryk mruczy "Great Master". Jeszcze wyrwal statyscie szable, caluje, zatrzymuje na sekunde - trzask, trzask, flesze, kamera dojazd. "Mister, Wajda, dwa pytania, jesli pan pozwoli?" Andrzej: - "Yes, please". Anglik: Czy to bedzie spektakl przeciwko rosyjskiemu okupantowi? Andrzej: - (uslyszal "Russian") Dlugi zatroskany usmiech. Anglik: Rozumiem, juz nie musi pan odpowiadac, ten usmiech mowi wszystko. Co pan powie o pracy z aktorami? Andrzej: - (uslyszal "actors") "Actors? Yes fantastic actors" (Do Radziwilowicza:) "Jurku, to do was pytanie. Powiedzcie wy tez cos kochani". Jurek w oxfordzkiej angielszczyznie wyjasnia, dlaczego kochamy Andrzeja. Thank you. Usmiechy, usmiechy, bye bye - ekipa sie zwija. Orszak oniemialy z podziwu. Andrzej do mnie krotko, instruktazowo: "Jurku! Trzeba sie duzo usmiechac, gdy do ciebie mowia w obcym jezyku, to wtedy mysla, ze ich dobrze rozumiesz". (Bylo to w latach siedemdziesiatych - JS). [...] _______________________________________________________________________ TOP TWENTY ========== [Rzeczpospolita 30.11 - 1.12.1991, przytoczyl Zbyszek Pasek] Moda na zestawienia przebojow wszechczasow nie mija. Na uzytek czytelnikow "Rzeczpospolitej" proponuje nastepujaca liste: 1. JESZCZE BEDZIE NORMALNIE muzyka i slowa: Kaszpirowski & Nowak, wykonanie "Zdrowa Polska" 2. PUSTE KOPERTY - Duo Egzotyczne "Bagsik & Gasiorowski" 3. I CAN'T GET NO SATISFACTION - Bracia Kaczynscy 4. NIEWIELE CI MOGE DAC - Robert Glebocki 5. PIOSENKA Z PRZEDMIESCIA (Nie dla mnie sznur samochodow...) - Marian Terlecki 6. KTO LEPSZY - prawykonanie zbiorowe na pierwszym posiedzeniu nowowybranego Sejmu 7. ZACHODNI WIATR - muzyka, slowa, wykonanie i tantiemy: Leszek Balcerowicz 8. SING SING - zespol Domu Kultury dzialajacy przy Narodowym Banku Polskim. Solo: aktualny prezes instytucji 9. NIE WIERZCIE POLITYKOM - Narod 10. ZBUDUJEMY NOWY DOM - utrzymany w stylu rap evergreen A. Glapinskiego i jego nastepcow 11. PIJE KUBA DO JAKUBA - trad.; opracowanie i aranzacja: J. Rewinski, wykonanie Polska Partia Przyjaciol Piwa 12. AUTOBIOGRAFIA - Jacek Maziarski przy akompaniamencie heavy metalowej grupy "PC" 13. ZAMKI NA PIASKU - utwor znalazl juz tylu wykonawcow, ze trudno wskazac najlepsza interpretacje. W gre wchodza liderzy wszystkich partii politycznych w Polsce, ze szczegolnym wskazaniem Leszka Moczulskiego 14. POSLUCHAJ, CO CI POWIEM - stol mikserski i solowki: Lech Walesa 15. CZY MNIE JESZCZE PAMIETASZ - Chor Rewelersow b. PZPR pod ideowym przewodnictwem Albina Siwaka. Z batuta w reku - Leszek Miller 16. TWIST Z BIALA DAMA (Z LASICZKA) - Marek Rostworowski 17. GWIAZDKA Z NIEBA - muz., sl., aranz. - blizej nieznane; wyk. wiceminister Misiag 18. NAPISZE DO CIEBIE Z DALEKIEJ PODROZY - Stan Tyminski 19 TO ZIEMIA - wysoce dramatyczna piosenka aktorska, rozpisana na dwa glosy: ministra Tanskiego i glodujacych rolnikow 20. WIEM, ZE NIE WROCISZ - M.F. Rakowski (niewykluczone zblokowanie glosow z pozycja 18) Jednoosobowa decyzja postanowlem nie uwzgledniac utworu, ktory z oczywistych przyczyn powinien zajac pierwsze miejsce, ale - jak sie wydaje - przekracza on ramy zestawienia. Dlatego wiec dla nagrania WE ARE THE CHAMPIONS w wykonaniu Pana Prezydenta i osob towarzyszacych ustanowilem ponadczasowa kategorie superprzeboju. Zachecajac do zgloszen propozycji do Top Twenty, zegna sie ze wszystkimi fanami political-music Sluchacz _____________________________________________________________________ Redakcja "Spojrzen": Jurek Krzystek (krzystek@u.washington.edu) Zbigniew J. Pasek (zbigniew@caen.engin.umich.edu) Jurek Karczmarczuk (karczma@frcaen51.bitnet) Copyright (C) by Jerzy Krzystek 1992. Copyright dotyczy wylacznie tekstow oryginalnych i jest z przyjemnoscia udzielane pod warunkiem zacytowania zrodla i uzyskania zgody autora danego tekstu. Poglady autorow tekstow niekoniecznie sa zbiezne z pogladami redakcji. Prosby o prenumerate i numery archiwalne do Jurka Krzystka ____________________________koniec numeru 15________________________