______________________________________________________________________
                                            ___
             __  ___  ___    _  ___   ____ |  _|  _   _  _  ___
            / _||   ||   |  | ||   | |_   || |_  | \ | || ||   |
           / /  | | || | |  | || | |   / / |  _| |  \| || || | |
         _/ /   |  _|| | | _| ||   \  / /_ | |_  | |\  || ||   |
        |__/    |_|  |___|| | ||_|\_\|____||___| |_| |_||_||_|_|
                          |___|
_______________________________________________________________________

    Piatek, 28.04.1995          ISSN 1067-4020             nr 123
_______________________________________________________________________

W numerze:

    Tadeusz K. Gierymski - O tym nie mozna ani mowic, ani milczec
       Bronislaw Geremek - Wrota Europy
          Michal Babilas - Sen Srebrny Piotra S. (dokonczenie)
          Tomasz Sendyka - Krotki list o zabijaniu

_______________________________________________________________________

Dostojni, Jest troche rocznicowo, ale bardzo roznie. Osiemdziesiat lat
temu Turcy masakrowali Ormian, o czym swiat dlugo nie lubil wiedziec.
Piecdziesiat lat temu wyzwalano Sachsenhausen i Ravensbruck. Tadeusz
Gierymski piszac o warszawskiej poetce przypomina rocznice powstania w
getcie. Jak pamietamy, dziewiec lat temu strzelilo w Czernobylu, pelna
liczba ofiar juz przekroczyla sto tysiecy. Ale promieniotworczosc ma tez
milsze aspekty, dzieki niej od tygodnia w paryskim Panteonie spoczywa
pierwsza kobieta. Ach, co to byl za happening! Wedlug sprawozdawcow
telewizyjnych przemowienie prezydenta Walesy w ogole nie bylo
przewidziane w programie, w ostatniej chwili zmusil organizatorow do
zmiany. Prezydent Mitterand z naciskiem podkreslal prace Marii w
punktach radiologicznych w czasie wojny, mowil tez o medycznych
aspektach radu, radioterapii itp. Nie byla to zdawkowa uprzejmosc,
Mitterand schylajac glowe przed sarkofagami Curie pokazywal kamerom
swoje wypadajace wlosy, zniszczone kuracja, ktora wlasnie
przechodzi...


                                                                  J.K_uk
________________________________________________________________________

Upamietnialem kiedys w <> rocznice powstania
warszawskiego omawiajac tworczosc mlodych poetow konspiracji. Ich
przedwczesna smierc byla wielka strata dla polskiej kultury. Obchodzimy
kolejna rocznice powstania w getcie warszawskim. Dluga jest lista
poetow, artystow, pisarzy, uczonych, lekarzy, dziennikarzy, rabinow,
prawnikow, ktorzy zgineli w getcie okupowanej Warszawy i w innych
miejscach kazni, ale niepomiernie dluzsza jest lista wszystkich
wymordowanych Zydow. Ich smierc nie tylko zubozyla polska kulture. Z ich
smiercia zmienila sie na zawsze nasza historia, zginal niepowracalnie
nasz tysiacletni swiat.

Nie da sie o nich wszystkich napisac. Niech wiec te slowa o jednej
poetce beda rzeczywista <>. Bo piszac o niej chce
wszystkich Zydow zamordowanych upamietnic w te rocznice, lze za nich
wszystkich uronic, za wszystkich modlitwe <> - Milosierny
Ojcze - odmowic. TKG

Tadeusz K. Gierymski (tkgierymski@stthomas.edu)

                 O TYM NIE MOZNA ANI MOWIC, ANI MILCZEC
                 ======================================



    Jestem zamknietym pokojem -
    Jestem mucha zastygla w bursztynie -
    Wszystko, co w mych wierszach mna jest,
    razem ze mna zgasnie i minie.


Tak napisala o sobie w <>, jej pierwszym tomiku
lirykow wydanym w 1930 r., Henryka Lazowertowna, mlodziutka,
dwudziestoletnia wtedy poetka.

Drugi tomik, <>, ukazal sie w 1934 r. Oba maja silne,
osobiste zabarwienie emocjonalne. Dobrzy znajomi i przyjaciele
wspominaja ja cieplo, z uznaniem i z zalem. Bo zaledwie zdazyla rozwinac
do lotu skrzydla, zostala zamordowana, nie wiemy nawet dokladnie kiedy.

I na niedobry czas, na czas pogardy, przypadly mlodziencze lata tej
warszawianki. Jako wolna sluchaczka filologii polskiej i romanskiej na
Uniwersytecie Warszawskim odczula wrogosc mlodziezy prawicowej.
Opowiedziala Kozikowskiemu jak ja ogarnal strach, gdy, dochodzac do
bramy uniwersytetu, widziala jak oenerowcy z palkami i kastetami bili
studenta o wybitnie semickich rysach. Wahala sie, czy dalej isc, czy
zawrocic. Przemogla lek. "Chocby mieli mnie nawet zabic, nie cofne sie"
powiedziala. Przeszla nie zatrzymywana. A o winie, jaka mogla czuc,
wiedza tylko ci, ktorzy podobnie bezradni jak ona, lub slabi, jak
wiekszosc z nas, przeszli kiedys mimo potrzebujacego pomocy czlowieka.

Zapowiadala sie swietnie jako poetka i juz chyba w 1929 albo 1930 roku
uzyskala pierwsza nagrode Kola Polonistow Uniwersytetu Warszawskiego za
wiersz <>. Jest on dobrym przykladem liryzmu, prostoty,
bezposredniosci i kobiecosci cechujacych jej wiersze. Przytocze go w
calosci, bo sa w nim wazne akcenty dla zrozumienia jej osobowosci i
poezji.


    Nie jest podobna do tych,
        ktore zwyklismy przedrzezniac i wysmiewac;
    nie nosi wykrzywionych pantofli
        ani plaskich, staromodnych kapeluszy...

    Wieczorem, gdy mrok siny
        w serca ludzkie melancholie wlewa,
    nie szuka w pozoklych listach
        sladow dawno uwiedlych wzruszen.

    Stare listy po prostu pali -
        bo i po co minione wspominac?
    Przeciez zycie - chociaz coraz inne -
        jest tak samo zawsze nieciekawe...

    Dni, jak czarne szeregi literek
        na wzorowej Underwooda maszynie,
    rownomiernie los jej wystukuje
        reka pelna obojetnej wprawy.

    W teatrze, kiedy slowa milosci
        na sceny padaja jak bukiety,
    gdy bohater caluje kochanke,
        a pol sali od klaskow sie trzesie,

    ona nawet zazdroscic nie umie,
        nic w jej sercu nie wola: "Niestety!" -
    zaden zal pod powieka nie piecze,
        zadna lza nie zawisnie na rzesie.

    Jedna tylko, inna zna milosc -
        bezimienna jak zgubione smutki,
    jedna gorycz krwiawiaca i cierpka
        jak agrestu owoc niedojrzaly:

    co niedziela w sloneczne poludnie
        musi pic ja w miejskim ogrodku -
    posrod matek schylonych nad wozkami,
        posrod dzieci rozowych i bialych...

    Dziwnie bola tych glosow dzwoneczki,
        wiec z ogrodu pospiesznie uchodzi -
    slonce w twarz ja zlota rozga uderza,
        czarnym cieniem krzyzuje na sciezkach.

    Potem w domu dlugo bez potrzeby
        szuka czegos w pustej komodzie
    tam gdzie lezy zapomniana pamiatka -
        stara lalka, z lat dziecinnych "coreczka"...

    A o zmierzchu zawola na gore
        czteroletnia Manke od stroza.
    Pcha lakocie w rozdziawiona buzie,
        slucha smiechu i od lez sie dusi...

    Brudne raczki na swej szyi zaplata
        i kleknawszy u koslawych nozek
    szepce prosbe niesmiala: "No, powiedz,
        powiedz na mnie chociaz raz: Mamusiu!"



Znajomi i przyjaciele opisywali Lazowertowne jako uosobienie kobiecosci.
Byla nie piekna, ale urocza i wdzieczna, prosta i naturalna w obejsciu.
Mieszkala z matka przy ul. Siennej; jej pokoj byl wypelniony juz raczej
niemodnymi cackami i bibelocikami, a idac na przyjecia obwieszala sie
pozyczona od matki bizuteria bo, jak mowila: "Nie moge isc gola!"
Kochala ksiazki, kupowala je kosztem powaznego uszczerbku w jej skromnym
budzecie. Nie chciala pozyczac z bibliotek, bo i na nowosci czekac
trzeba bylo, a co wazniejsze, jak wyjasniala:


    Gdy zaczynam czytac ksiazke, to nie odrywam sie od niej, poki jej
    nie skoncze. Czytam wiec i wtedy, gdy jem, i gdy leze w lozku.
    Ksiazka caly czas jest ze mna, nie odstepuje jej ani na krok, a to
    jest mozliwe jedynie wowczas, kiedy ksiazka nie ma wygladu
    wzbudzajacego odraze. Wolala czytac nie tknieta przez nikogo
    ksiazke, rozcinac nowe kartki, cieszyc sie swoistym zapachem farby
    drukarskiej.

Stypendium z Ministerstwa Wyznan Religijnych i Oswiecenia Publicznego
umozliwilo jej i jej matce wyjazd do Francji. W Grenoble na
uniwersytecie odbyla kurs jezyka i literatury francuskiej. Byl to chyba
jedyny jej wyjazd za granice, wazny dla niej okres, pelen
niezapomnianych przezyc i wspomnien. Poswiecila mu cykl wierszy,
pierwszym z ktorych byl:


                                 Powrot
                                 ------


    Kiedys, gdy ci obrzydnie tapet twych znajomy desen,
    blade ryciny twarzy w starych ramkach - zzolklych usmiechach,
    w jakis ranek wiosenny gniewnie sie podniesiesz
    i zapragniesz jednego: JECHAC!

    Na granicznej stacyjce, za ostatnim domostwem bialym
    wierne sciezki utkna zmeczone i juz zadna wzdluz szyn nie pogoni.
    Spojrzysz tylko raz jeden za siebie i wszystko, co w mgle zostalo,
    dalekosci firanka przeslonisz...

    (... )

    Po miasteczkach slonecznych pod murami w dzikim winie pochodzisz
    I z uliczna piosenka lobuzerska sie zbratasz...
    W jakiejs malej tawernie, ktora wyda ci sie sercem swiata,
    slowo "aimer" od slowa "kochac" zabrzmi slodziej.

    Az kiedys ktos na zarty polskim cie nazwie imieniem
    (obce usta do trudnego dzwieku nieporadnie, smiesznie ulozy... )
    I wtedy nagle: zdziwienie.
    I wtedy sie czegos zatrwozysz.

    Cos zawola na ciebie z daleka, twarz znajoma w nocy sie przysni,
    jakies ksiazki sie oczom przypomna, jak druhowie wzgardzeni a wierni...
    I pomyslisz sobie: "Juz pazdziernik... "
    "I w Lazienkach liscie leca... " - pomyslisz.

    I rozpoczniesz na zszarzale, nieskonczone nici wieczorow
    perelkami nawlekac tesknote -
    az uleczy cie blysk semaforow
    i gwizd ostry - melodia POWROTU.


Latwo jest w nim widziec przywiazanie, tesknote i milosc do ziemi
ojczystej, do jezyka rodzimego. A w Polsce wracala czesto do wspomnien o
okresie zagranicznym; jak dla innych literatow, np. dla mlodego Milosza,
Francja byla i dla niej Ziemia Obiecana.


                        Noc nad jeziorem Bourget
                        ------------------------


Zablakanym w obcym miescie podroznym jakby w jakiejs cudownej przygodzie
dzien sie pisal listem milosnym - teraz pieczec go zamyka wieczoru:
zielonawa, stygnaca won mokro szepce o pobliskiej wodzie,
ale uliczki wioda prosto ku jezioru.

Cieple skrzydla ma cisza wieczorna...  W skrzydlach ciszy jestesmy sami:
kochankowie z staroswieckiej powiesci - poetyczni, troche smutni i mlodzi...
Widzisz? - gwiazdy nad woda rozmawiaja z podwodnymi gwiazdami.
Slyszysz? - fala przy brzegu miekko pluszcze o dno starej lodzi.

Ten wieczor uklada sie w wiersze - w romantyczny ksiezycowy poemat:
fala rytmu uzycza slowom i z oczami rymuja sie oczy...
Ta chwila jest jak wazka blekitna - chwyc ja, uwiez, rekami obiema!
Ta chwila jest jak wazka plochliwa - ponad nami nie zlowiona trzepocze...

Pod palcami - czy to trzciny oslizgle, czy to twoje zziebniete dlonie?
Poprzez palce - czy to woda jeziora, czy to mlodosc nieuchwytnie przecieka?
Czemuz lezysz tak plasko na fali, czarnym cieniem bezszelestnie toniesz?!
- Od mojego do twojego cienia droga trudna, droga daleka - -

Wiatr na wodzie cienie poszarpal...  Chmura gwiazdy na niebie zgasila...
Wiatr slowa roztarl w powietrzu...  Ciemnosc chlonie nasze spojrzenia...
- To nic...  To tylko deszcz - Czego drzysz, czego lekasz sie, mila?
- To nic...  To tylko Czas - To sie "dzis" we "wczoraj" zamienia...

Chwila byla jak wazka blekitna...  Chwila byla - chwili nie  ma -

dlaczego?!

(Zasluchani w przemijanie milczymy, szorstka cisza spowici jak kirem... )
Na fali - czy to glos?\krop i |tak wiecznie ku nowym popychani brzegom|...
szepce cien Lamartine'a cieniowi Elwiry.


Lazowertowna wspolpracowala miedzy innymi z pismami <> i
<>, zblizona byla do grupy <>, okazala sie byc sumienna
i ceniona wspolpracowniczka Zwiazku Literatow, ktorego sekretarzowi,
Edwardowi Kozikowskiemu, po pewnym wieczorze dyskusyjnym ofiarowala
pomoc w organizowaniu dyskusji i innych imprez. Jej krotkie, jednoroczne
czlonkowstwo w Polskiej Asocjacji Pisarzy Proletariackich uwazane jest
za nominalne, a zapis sam za uleglosc namowom kolegow.

Wrzesien 1939 to tragiczna cezura dla Polski, a szczegolna tragedia dla
jej zydowskich obywateli. W Jom Kippur - Sadny Dzien - Gubernator
Frank oglosil przez szczekaczki i w szmatlawcu zarzadzenie o
ustanowieniu trzech odrebnych dzielnic mieszkalnych w Warszawie:
niemieckiej, zydowskiej i polskiej. Po utworzeniu getta ulica Sienna
znalazla sie w tzw. malym getcie, zamieszkiwanym w duzej mierze przez
inteligencje, gdzie warunki byly lepsze niz w duzym getcie. Tam na
poczatku byl tez sierociniec Korczaka. Lazowertowna zaczela
wspolpracowac z Centosem, organizacja zydowska opiekujaca sie z ramienia
gminy zydowskiej dziecmi, pisala sprawozdania, napisala przejmujace
dzieje jednej przesiedlanej rodziny zydowskiej. Zostala zwerbowana do
wspolpracy z "Oneg Szabat", osrodkiem archiwalno-dokumentacyjnym
historyka Emmanuela Ringelbluma, ktory kilkakrotnie wspomina ja w swojej
kronice getta warszawskiego:

 Lazowertowna aktywnie wspolpracowala z Archiwum Getta - "Oneg
 Szabat". Napisala szereg prac. W konkursie, rozpisanym przez "Oneg
 Szabat" wsrod waskiego kregu przyjaciol i wspolpracownikow, zdobyla
 wyzej wspomniana monografia jedna z pierwszych nagrod. ...  Dzialacz,
 spolecznik widzi stale liczbe, mase. Nawet kiedy przychodzi do punktu
 dla uchodzcow, nie widzi on jednostki, lecz ogol. Henryka Lazowertowna
 odslonila dzialaczom spolecznym w Warszawie straszliwa tragedie kazdego
 z oddzielna sposrod stutysiecznej masy uchodzcow.

Ringelblum wspomina takze jej piosenke o "Malym szmuglerze" i te podam w
calosci, takze by podkreslic role jaka ci chlopcy odegrali w dozywianiu
glodujacego getta.


    Przez mury, przez dziury, przez warty,
    Przez druty, przez gruzy, przez plot
    Zglodnialy, zuchwaly, uparty
    Przemykam, przebiegam jak kot.

    Pod pacha zgrzebny worek,
    Na plecach zdarty lach,
    I mlode zwinne nogi
    I w sercu wieczny strach.
    Lecz wszystko trzeba scierpiec
    I wszystko trzeba zniesc,
    By panstwo mogli jutro
    Do syta chleba jesc.

    Przez mury, przez dziury, przez cegly
    Po nocy, o swicie i w dzien
    Zglodnialy, zuchwaly, przebiegly
    Przesuwam sie cicho jak cien.
    A jesli dlon losu znienacka
    Dosiegnie mnie kiedys w tej grze,
    To zwykla jest zycia zasadzka,
    Ty, mamo, nie czekaj juz mnie.

    Nie wroce juz do Ciebie,
    Nie dotrze z dala glos.
    Uliczny pyl pogrzebie
    Stracony dziecka los.
    I tylko jedna troska
    Na wargach grymas skrzepl,
    Kto Tobie, moja mamo,
    Przyniesie jutro chleb?


Lazowertowna nie pozowala na bohaterke, chciala przezyc. Starala sie o
pomoc. Po latach ze smetkiem wspomina o tym Kozikowski. W lutym lub
marcu 1940 r. do jego mieszkania na Czerniakowskiej przyszli starsi
panstwo, ktorzy okazali sie byc rodzicami Romana Brandstaettera.
Obiegaly miasto pogloski o zalozeniu getta, przyszli do niego po rade,
co czynic. W najsmielszych, najgorszych nawet domyslach nie przypuszczal
wtedy, ze dojdzie do zorganizowanej akcji niszczenia calego narodu
zydowskiego. "Nie umialem im nic powiedziec i uchylilem sie od
udzielenia jakiejs doraznej rady. Odeszli ode mnie zawiedzeni" - pisal.
Po kilku tygodniach znow przyszedl do niego sam ojciec Brandstaettera.
Widzial sie z Lazowertowna i ta sklonila go do ponownego przyjscia z
pytaniem, czy nie moglby jej pomoc urzadzic sie w Krakowie, gdzie nie
byla znana.

Kozikowski pisal, ze nie mial ani srodkow, ani znajomosci koniecznych do
przeniesienia jej do Krakowa, i ze sam juz wtedy ukrywal jedna Zydowke.
Nie zaproponowal wiec ukrycia Lazowertowny u siebie i nawet nie mogl
powodu wyjasnic. "Musialem taki fakt trzymac w tajemnicy i zapewne" -
pisal - "Lazowertowna, uslyszawszy wymijajaca odpowiedz, jakiej jej
udzielilem za posrednictwem Brandstaettera, nabrala o mnie niezbyt
dobrego mniemania". A tylko dwa lata temu, dziekujac jej za pomoc w w
sprawach zwiazkowych gdy byl we Florencji, ofiarowal jej wiazanke
herbacianych roz, na co ona z melancholia w oczach zauwazyla, ze od
kwiatow sie zaczyna i moze pomyslec sobie, ze on sie w niej kocha...
"Padlismy sobie w objecia" - pisze Kozikowski, gdy ja bez wahania
zapytalem - "A chocby nawet tak bylo, to czy moze pani mnie winic za
to?"

Cierpki jest komentarz Ringelbluma:

  Lazowertowna chorowala na pluca, lecz bez wiekszej gotowki, bez
  jakichs dziesieciu tysiecy zlotych, nie bylo co marzyc o stronie
  aryjskiej. ...
  ...  miala wielu przyjaciol Polakow, urzadzono jej przeciez niejeden
  wieczor autorski, byla czlonkiem Zwiazku Literatow Polskich, mimo to
  nie znalazl sie nikt, kto by ja uratowal.

Leslaw Bartelski twierdzi, ze mogla sie uratowac sama, ale nie chciala
opuscic matki. Nie jest ustalone na pewno kiedy obie zginely. Wydaje
sie, ze jak wielu innych nieszczesnych spedzono je w sierpniu 1942 r.
na Umschlagplatz. Tam ladowano ludzi do wagonow na wywoz, tam
odgrywaly sie dantejskie sceny. Marysia Eisenstadt, ktora piekny miala
glos, rozdzielona od ojca, kierownika choru w synagodze, opierala sie
Niemcom i zostala zastrzelona na miejscu. Aron Gawze, jeden z
zalozycieli dziennika "Hajnt", odebral sobie tam zycie. Samobojstwo
zamiast poddania sie wywiezieniu nie bylo rzadkoscia; wyrwanie kogos
z Umschlagplatzu bylo rzadkie. Henryke Wande Lazertowne i jej matke
najprawdopodobniej zamordowali Niemcy w Treblince.

Smutny byl jej wiersz napisany kilka lat przed gehenna Zaglady,
profetyczny, jak gdyby pisany byl o niej i o nas, o naszym
zydowsko-polskim losie.


                              Nasza podroz
                              ------------

    Odjezdzamy we wspolna podroz,
    odjezdzamy razem - zmeczeni -
    od dni naszych, w niepokoj szczodrych,
    od snow ciezkich jak wory kamieni.

    Czworgiem oczu wpatrzeni w ciemnosc,
    trwamy - glowa przy glowie - w oknie;
    pociag noc nam wystukuje bezsenna,
    jedna noc - i podwojna samotnosc.

    Przyjezdzamy do jednego domu
    (wszystkie sciany nas pchaja ku sobie... ),
    wychodzimy - dwa cienie zalobne -
    bladzic razem po sciezkach znajomych.

    Pod zastygla, puszysta welna,
    pod tym samym milczacym sniegiem
    szukamy - kazde z oddzielna -
    startych sladow dnia wczorajszego.

    Kregiem gor zamknieci dokola,
    jednym niebem nakryci jak dachem,
    nie umiemy na siebie zawolac,
    nie umiemy razem zaplakac...

    Wieczor kroki na sniegu nam placze,
    chlod nam palce zziebniete przeplata...  -
    Ciagle razem i ciagle w rozlace
    odchodzimy i wracamy do swiata.

    ...  Do snow ciezkich jak wory kamieni,
    do tesknoty, z ktorej nic nie uleczy,
    powracamy razem - zmeczeni,
    powracamy razem - dalecy.

________________________________________________________________________

Rozmowa magazynu <> z 18.12.1994 z prof. Bronislawem
Geremkiem, przewodniczacym sejmowej Komisji Spraw Zagranicznych.
Rozmawiali Jaroslaw Gizinski i Roman Strzemiecki. Troche starawe, ale te
same problemy ciagle na wokandzie.

Bronislaw Geremek


                              WROTA EUROPY
                              ============


- Czy fiasko spotkania KBWE w Budapeszcie oznacza rowniez porazke Rosji
w dazeniu do odzyskania pozycji Zwiazku Radzieckiego i nieudana probe
reanimowania konferencji helsinskiej?

-- Mysle, ze przesadne sa oceny, ktore mowia o fiasku konferencji w
Budapeszcie. Wypowiedzi te dziwia mnie, zwlaszcza ze strony dziennikarzy
polskich. Uwazam bowiem, ze grozny dla Polski i Europy bylby "sukces"
konferencji w Budapeszcie. Przynioslby on Rosjanom prawo weta w
organizacji, ktora moglaby sie stac podstawowa struktura bezpieczenstwa
europejskiego. Groziloby to blokada wszystkich decyzji dotyczacych
polityki miedzynarodowej. Tak sie nie stalo. Sadze, ze to jest
rzeczywisty sukces tej konferencji - nawet dla samej Rosji, bowiem
realizacja pierwotnego scenariusza oznaczalaby wzmocnienie tendencji
neoimperialnej w Moskwie.

Trudno natomiast nie ocenic negatywnie tego, ze KBWE nie byla w stanie
zajac stanowiska w dwoch sprawach, ktore maja znaczenie dla przyszlosci
kontynentu: po pierwsze - w kwestii Bosni, ktora jest wielkim wstydem
Europy, po drugie - w sprawie wypracowania pewnej filozofii dzialan w
zakresie bezpieczenstwa europejskiego.

- Czy "zimnowojenny" ton Jelcyna jest wystarczajaco silnym ostrzezeniem
dla Zachodu?

-- Mam taka nadzieje. Przebieg konferencji budapesztenskiej, wbrew
intencjom rosyjskim, uczynil bardziej realnymi polskie oczekiwania
zwiazane z wejsciem do struktur bezpieczenstwa europejskiego. Co wiecej
- mysle, ze niemoznosc ustalenia zasad przyszlego dzialania KBWE
wzmacnia przekonanie, ze jedyna efektywna struktura bezpieczenstwa
europejskiego jest NATO. Pytanie glowne brzmi teraz: co dalej? Sadze, ze
jakiekolwiek myslenie o sytuacji europejskiej, ktora nie uwzglednialaby
znaczenia Rosji, byloby dla Europy niedobra rzecza. Dlatego po
konferencji budapesztenskiej coraz powazniejszy staje sie problem
powiazania rozszerzenia NATO z rozumnym dialogiem miedzy NATO a Rosja.

- Wsrod panstw NATO rzecznikiem naszego czlonkostwa w organizacji byly
tradycyjnie Niemcy, ale podczas niedawnego posiedzenia Rady
Ministerialnej NATO w Brukseli okazalo sie, ze opowiadaja sie za tym
takze Amerykanie. Co spowodowalo taka zmiane?

-- Cos istotnego dokonalo sie w polityce prezydenta Clintona. Przez rok
podkreslano, ze rzecza najwazniejsza jest podtrzymanie Borysa Jelcyna w
jego trudnych bojach z opozycja wewnetrzna, teraz gore wziely racje
polityczne - wspierac nalezy nie konkretnego polityka, lecz program.
Przeciez jest paradoksem, ze wlasnie w oswiadczeniach czolowych
przedstawicieli rosyjskiej polityki pojawily sie akcenty, ktore
zwyklismy wiazac z foklorem politycznym. Podobne akcenty w ustach
prezydenta Jelcyna sa grozniejsze niz w wypowiedziach Zyrinowskiego.
Bialy Dom to zrozumial, co jest faktem niezwykle pozytywnym.

Niemcy w sposob najdalej idacy udzielali poparcia polskim aspiracjom.
Potem niespodziewanie pojawila sie niejednoznacznosc stanowiska. Moze
ona byc zwiazana z dialogiem francusko-niemieckim i stanowiskiem
Francji. Moze byc takze zwiazana z przekonaniem, iz dla Niemiec glownym
partnerem w Europie pozostaje Rosja.

- Czy nie jest to skutek pojawiajacych sie wewnatrz UE watpliwosci co
do tempa, glebokosci i zasiegu integracji?

-- Nie sadze. Traktat z Maastricht dotyczy dwoch plaszczyzn. Jedna z
nich jest unia gospodarcza, druga unia polityczna, ktorej wyrazem ma byc
wspolna polityka zagraniczna i wspolna polityka bezpieczenstwa. W obu
tych dziedzinach debata europejska trwa. W kwestii wejscia Polski i
niektorych naszych sasiadow do struktur europejskich wiele zalezy tez od
nas samych. Nie jest tak, ze niepokoje pojawiaja sie tylko z powodu
zmiennych koniunktur w postawach politykow niemieckich, francuskich, czy
brytyjskich, sa takze rozne koniunktury w Polsce. Musimy miec
swiadomosc, ze polityka zagraniczna jest przedluzeniem polityki
wewnetrznej, a wizerunek polskiej gospodarki jest naszym najwiekszym
argumentem "za" albo "przeciw" przyspieszonemu wejsciu do struktur
europejskich. Argumentem negatywnym moze sie stac np. spor polityczny
wokol MON. Niedobrze tez, gdy w polskiej polityce zagranicznej pojawiaja
sie nostalgie prorosyjskie, ktore wcale nie odpowiadaja interesom
realnego zblizenia miedzy Polska a Rosja.

- Jakie to nostalgie?

-- Takie jak projekty trojkata Warszawa-Bonn-Moskwa. Oznaczaloby to, ze
to na polskich plecach mialby sie odbywac uprzywilejowany dialog miedzy
Rosja a Niemcami. Jezeli niektore partie polityczne wysuwaja takie
wlasnie projekty, to trzeba miec swiadomosc, ze jest to takze element
strategii europejskiej.

- Nawiazuje pan do wypowiedzi niektorych politykow SLD?

-- Tak.

- Czy przejecie wladzy przez ugrupowania postkomunistyczne zmienilo
nasza sytuacje wobec Zachodu?

-- Powstalo bardzo istotne pytanie: czy rozdzial komunizmu w Polsce
jest jednoznacznie zamkniety? Kto mysli, ze to nam przynosi dobre owoce,
ten sie myli.

- Jak pan ocenia zmiany w miedzynarodowej sytuacji Polski, jakie
zaszly w ciagu minionego roku, miedzy spotkaniem w Pradze i spotkaniem w
Essen?

-- Bilans jest nadal niepewny. Fakt, ze w Essen Polska nie wystapila
jako samodzielny podmiot uczestniczacy w debacie o przyszlosci UE, nie
wystawia Unii dobrego swiadectwa.

Jesli porownamy stanowisko amerykanskie w czasie pobytu prezydenta
Clintona w Pradze ze stanowiskiem wyrazonym przez niego w Budapeszcie,
to pozytywna - z punktu widzenia Polski - zmiana jest widoczna. Z
duzym niepokojem obserwuje natomiast jak we wplywowych srodowiskach
amerykanskiej opinii publicznej pojawiaja sie co pewien czas glosy
Polsce nieprzychylne. Sadze jednak, ze gore wezmie przekonanie, iz
zarowno Stany Zjednoczone, jak i Europa powinny byc zainteresowane jak
najszybszym przyjeciem krajow Grupy Wyszehradzkiej do struktur NATO.

- Nasze nadzieje na przyjecie do NATO ozywily sie po oddaleniu
sprzeciwu Rosji, ale nie zmienia to naszego polozenia na mapie. Jak w
tej sytuacji powinnismy ukladac nasze stosunki z Moskwa?

-- To jest dzisiaj jedno z kluczowych zagadnien. Uwazam, ze Polska
potrzebuje dobrych stosunkow z Rosja. Kiedy przed niespelna rokiem bylem
w Moskwie, odczuwalem satysfakcje, gdy strona rosyjska deklarowala, ze
zalezy jej na dobrych stosunkach z Polska. Ale za slowami nie poszly
czyny.

- Co dla Rosji oznaczaja dobre stosunki z Polska?

-- Dla Rosjan dobre stosunki z Polska to dobre stosunki gospodarcze.
Dla Polski dobre kontakty z Rosja oznaczaja ponadto poszanowanie
polskiej suwerennosci. Tym, co przeszkadza rozwojowi stosunkow
polsko-rosyjskich, jest brak woli politycznej po stronie rosyjskiej.
Sadzilem, ze Rosja bedzie znacznie bardziej zainteresowana taka
transformacja struktury NATO, ktora bylaby dla niej korzystna. Dla Rosji
istnienie NATO jako struktury z czasow "zimnej wojny" jest niepokojace.
Ale Rosjanie nie dostrzegli, ze wejscie Polski do NATO wcale nie
przesuwa granicy obozow wojskowych nad Bug, lecz niesie z soba zmiane
struktury i zmienia sens Paktu Polnocnoatlantyckiego.

- Dlaczego w takim razie nie chca tego dostrzec?

-- Ze strony Rosjan dostrzegam nie zla wole, ale postimperialne
frustracje. Kiedy Rosja mowi o sferze wplywow, ubiera to w rozne
sformulowania. Mowi o sferze interesow, o bliskiej zagranicy. W kazdym z
tych wypadkow pozostaje pewna nostalgia po sytuacji wytworzonej przez
Jalte. Rosja takze nie jest pewna wplywu, jaki wywrze ten nowy uklad -
w ktory Polska wchodzi do NATO i do struktur zintegrowanej Europy - na
byle republiki radzieckie. Ale przede wszystkim mam odczucie, ze czesto
uruchamiamy samonapedzajace sie mechanizmy niecheci z jednej i z drugiej
strony. Trzeba czasem umiec podjac wysilek dostrzezenia dobrych intencji
takze z drugiej strony. Nawet jezeli stanowisko prezentowane przez
ministra Kozyriewa w Brukseli czy przez prezydenta Jelcyna w Budapeszcie
moze sie wydawac stanowiskiem neoimperialnym, jestem sklonny uznac, ze
Rosja uczy sie zachowania w nowej sytuacji. Jezeli sie okaze, ze grozby
i szantaz sa nieskuteczne, to pojawi sie wola wspolpracy.

- Znajdujemy sie w okresie poszukiwania politycznej tozsamosci Europy,
z ktorej okresleniem wciaz sa powazne problemy. Jaki model Europy bylby
w przyszlosci najbardziej pozadany z punktu widzenia Polski?

-- Polska powinna byc zainteresowana tym, by wchodzic do struktur
mocnych, a nie dekoracyjnych. I dlatego jest rzecza istotna, azeby Unia
Europejska, ktorej czlonkiem chce byc Polska, byla organizmem majacym
wspolna polityke gospodarcza i wspolna polityke bezpieczenstwa, a takze
organizmem, w ktorym struktura procesow decyzyjnych bedzie jasna.
Powinnismy tez miec swiadomosc, ze poniesiemy pewne koszty zwiazane z
samodzielnoscia podejmowania decyzji. Ale taki jest wspolczesny swiat.
Juz dzis liczymy sie z decyzjami Banku Swiatowego, Miedzynarodowego
Funduszu Walutowego, liczymy sie ze zdaniem inwestorow obcych i obcych
konsumentow. Madrosc narodu wyraza sie w umiejetnosci takiego
przystosowania sie do warunkow, aby jak najlepiej realizowac wlasne
interesy.

- Gdzie znajduje sie dzisiaj glowny osrodek koordynacji polskiej
polityki zagranicznej? Mozna odniesc wrazenie, ze poczynania
"prezydenckiego" MSZ i URM nie zawsze z soba wspolgraja. Z kolei pan,
jako przewodniczacy Sejmowej Komisji Spraw Zagranicznych, jest
przedstawicielem opozycji. Czy nie stwarza to sytuacji konfliktowej w
dziedzinie stanowiacej nasze "okno na swiat"?

-- Sadze, ze w polskiej polityce zagranicznej od 1989 r. istnial daleko
idacy uklad zgody. Glowne orientacje tej polityki byly akceptowane przez
wszystkie lub prawie wszystkie partie polityczne. W takiej sytuacji nie
jest problemem przynaleznosc partyjna. Problemy powstaja, gdy zalamuje
sie uklad zgody dotyczacy generalnych kierunkow polityki zagranicznej.
Chocby wowczas, gdy w KSZ pracuje podkomisja ds. kadr i pojawiaja sie
propozycje przywrocenia struktur nomenklaturowych w resorcie spraw
zagranicznych.

Wymogiem skutecznej polityki zagranicznej jest pelna koordynacja
dzialan, a wymagac jej mozna wtedy, kiedy jednoczesnie powierza sie
odpowiedzialnosc. Za polityke zagraniczna powinien byc odpowiedzialny
minister spraw zagranicznych. W szczegolnym ukladzie, w ktorym obsada
tego stanowiska jest konsultowana z prezydentem, powstaje szansa na
koordynacje miedzy kancelaria prezydencka, parlamentem, a rzadem. To
wymaga regulacji prawnych i dobrej woli. Do tej pory nie ma ani
wystarczajacych regulacji, ani wystarczajaco duzo dobrej woli. Z pewnym
niepokojem obserwuje, ze w obecnym rzadzie minister spraw zagranicznych
nie jest kordynatorem polityki zagranicznej i to nie w jego rekach
spoczywa pelna odpowiedzialnosc za te dziedzine.

- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -

Trzy grosze Europejczyka dyzurnego. Artykul sie troche niestety
przelezal. A ja ciagle z pewnym niepokojem stwierdzam, ze polska
polityka zagraniczna sklada sie ze zbyt wielu poboznych zyczen i
deklaracji. Moze sie myle, mieszkam o kawalek drogi, ale wszyscy jak
gdyby na cos czekali. Jedni na Wuja z Ameryki, inni na Brata
europejskiego, ale jakiego? Bronislaw Geremek stwierdza
jedynie, ze chcialby Europy silnej a nie dekoracyjnej. Teraz niektorzy
polscy politycy oskarzaja Unie o "slimacze tempo" w przyjmowaniu naszych
krajow, ale co my naprawde robimy, zeby przyspieszyc integracje oprocz
chwalenia sie postepami gospodarczymi, ktore maja sie slabo do kryteriow
Europy Zachodniej?

Geremek zauwaza, ze stanowisko Europy w sprawie naszego przyjecia do
NATO sie zmienia. Za Manfreda Woernera Niemcy woleli myslec, ze
bedziemy dobrym buforem miedzy nimi a niepewna Rosja. Teraz zaczynamy
przeszkadzac, teraz wazniejsza sprawa wydaje sie konsolidacja bloku
zachodniego w jego aktualnych ramach. Za to Ameryce wydaje sie teraz
bardziej odpowiadac wizja Europy wiekszej, a slabszej, Nasze wejscie do
NATO oczywiscie zmniejsza szanse na restauracje imperium sowieckiego,
wiec z dalekiej perspektywy jest bardzo korzystne. Z blizszej natomiast
powstaje pytanie, czy to aktualnie nie jest dzialaniem eskalacyjnym,
destabilizujacym nas, a konsolidujacym ich. Oczywiscie ani mi w glowie
odpowiadac na to pytanie, pojecia nie mam, chce tylko zwrocic uwage, ze
takie pytanie sie stawia. Juz o tym pisalismy. Teraz Ukraina uroczyscie
wyrzeka sie atomow. Za dwa lata moze znowu stanowic forpoczte Moskwy, z
czystego strachu przed Niemcami.

Gdyz na jedno wypada zwrocic uwage: "<>" No
bo to nie jest ewidentna dla wszystkich prawda! Dla przecietnego
Amerykanina, a takze dla przecietnego Rosjanina wejscie naszych krajow
do NATO <> przesunieciem czerwonych kresek na mapach
strategicznych. Nie ma zadnych rzeczowych argumentow zbijajacych te
teze, nie uprawiajmy naiwnej hipokryzji. Wrog pozostal ten sam, nie
dziwmy sie, ze bedzie sie denerwowal, zwlaszcza, ze niektore poludniowe
granice ma teraz wyjatkowo niestabilne, a wewnetrzne problemy w rodzaju
Czeczenii mozna "przysypac" szukaniem wroga zewnetrznego. Oficjalne
swieze wypowiedzi politykow rosyjskich o wzmocnieniu integracji
wojskowej WNP o ile NATO przyjmie Polske, czy inne panstwa Srodka to
potwierdzaja. Ale o tym wrony krakaly juz w zeszlym roku. Jurek K_uk.

________________________________________________________________________


Michal Babilas

                         SEN SREBRNY PIOTRA S.
                         =====================

                  (Piwnica pod Baranami, dokonczenie)


Lato roku 1964 bylo latem nagrod i splendorow. Jesienia tego
roku, za przyczyna osobistego zaangazowania sie w sprawe Cyrankiewicza i
- wielce zyczliwego Piwnicy -  Lucjana Motyki (ktory wlasnie przestal
byc I sekretarzem KW  w Krakowie, lecz zaczal byc Ministrem Kultury),
Piwnica wrocila do piwnicy. Grzyba zastapil tow. Starzec, wkrotce
zreszta zmieniony przez tow. Zajaca (tak sie zreszta  zabawnie skladalo,
ze i nazwiska wszystkich nastepnych  partyjnych nadzorcow Piwnicy
brzmialy jak postaci z basni o jakichs stworach lesnych). Uprzatnieto
wegiel, oczyszczono kominek. I wszystko bylo takie samo. Lecz nie to
samo.

Pomalu konczyl sie pioniersko - spontaniczny okres dzialalnosci
Piwnicy. Odbyla sie premiera "Jak zylismy, jak zyjemy, do czego
doprowadzilismy nasze mieszkania",  pamietna miedzy innymi z uwagi na
pierwsze pojawienie sie Leszka Dlugosza na scenie. Wtedy rowniez trafil
do Piwnicy Zbigniew Paleta. Za zgoda dyrekcji Wawelu premiere pokazano
zdumionej publicznosci w piwnicach zamku w Pieskowej Skale, a zakonczono
ja uroczystym balem. Szczesliwym trafem znalazla sie tam Maria
Kwiatkowska z kamera. Dzis "Bal w Pieskowej Skale", dwudziestominutowy
filmik dokumentalny, jest cymelium i piwnicologiczna relikwia.


                                Mlodosc
                                -------


slowa: Kazimierz Sliwiak

muzyka: Zygmunt Konieczny

wyk.: rozni, najlepiej brzmi spiewane przez Haline Wyrodek

    Ona jest wsrod kamieni
    Rwacym swiatlem strumyka
    Wiewiorkami po drzewach
    Po kamieniach pomyka
    Ona iskra w kamieniu
    Ona mlekiem w orzeszku
    Ona swiata ciekawa
    Jak miedziany grosik w mieszku

      Ta nasza mlodosc, ten szczesny czas
      Ta para skrzydel, zwinietych w nas
      Ta nasza mlodosc z kosci i krwi
      Ta nasza mlodosc, co z czasu kpi
      Co nie ustoi w niejscu zbyt dlugo
      Ona co pierwsza jest, potem druga

    Ona kwiatem we wlosach
    Octem w jablkach jest pierwszym
    Gorzka piana na piwie
    W swiata gwarnej oberzy
    Buntem jest niespelnionym
    Co na serce umiera
    Ona tylko to daje
    Co innemu zabiera



Nastepna premiera, okolo roku 1966, byla "Laska imperatora,  albo
Pamietnik Mary z Regul albo Koncert ambitnych samoukow". Ambitni samoucy
koncertowali nie byle jacy. Obok Koniecznego, Dlugosza i Palety pojawili
sie w Piwnicy nowi kompozytorzy: Stanislaw Radwan i Andrzej Zarycki.
"Laska imperatora" byla ostatnim programem, na ktorym ludzie smiali sie
tak swobodnie i beztrosko. Szla przez  caly rok 1967 (w styczniu w
Warszawie, w sierpniu w Sopocie, pozniej - wsrod huraganow smiechu - w
Krakowie). Pozniej nastal rok 1968 i smiech wszystkim uwiazl co nieco w
gardlach.

Pierwszym pomarcowym programem, bezlitosnie skastrowanym przez cenzure
bylo "Kochac nie warto". Pierwotny tytul  brzmial "Taka noc
pazdziernikowa niewierna", ale cenzura zwietrzyla aluzje i tytul
oprotestowala. Ewa Demarczyk w krwistej sukni, po raz pierwszy w
calkowicie czarnej scenografii, spiewala Psalmy Dawida - cenzor
widocznie nie wiedzial, ze krol Dawid byl Zydem.

Nastepny program, pod zlowieszczym tytulem "Folguj szczatkom swej
mlodosci", nie zapadl jakos nikomu w pamieci. Takoz i kolejne, w tym i
wznowiony w calkowicie zmienionej obsadzie "Kochac nie warto". Zmienila
sie formula. Odchodzili jedni wykonawcy, inni rozchalturzyli sie (M.
Swiecicki siegnal dna Kolobrzegu, K. Litwin gral w serialu o psie
Cywilu, a T. Kwinta straszyl dzieci w telewizyjnych programach dla
najmlodszych). Piwnica zaczela sie sypac. Zniknela gdzies "wspolzabawa",
zaczal sie normalny, zawodowy kabaret.

Gigantyczne obchody dwudziestolecia Piwnicy (1976), polaczone z (niezbyt
okragla) rocznica odsieczy wiedenskiej, stanowily doskonaly pretekst do
ponownego spotkania "starej" Piwnicy, odszukania smaku dawnych
szalenstw. Jubileuszowy bal stanowi wyrazna cezure w dziejach kabaretu
- celebracje jubileuszu jakby wyczerpaly zapasy Piwnicznej energii.
Symboliczne wydaje sie to, ze wlasnie na jubileuszowym koncercie Ewa
Demarczyk wystapila po raz ostatni wspolnie z kolegami.

W roku 1978 umiera Dymny. Ciaglosc tradycji Piwnicy spada na barki
Piotra Skrzyneckiego i Zygmunta Koniecznego. Szukaja nowych wykonawcow.
Znajduja Alosze Awdiejewa,  Ole Maurer, Haline Wyrodek. Na krotko w
Piwnicy instaluje sie Marek Grechuta i Anawa. Pod koniec lat
siedemdziesiatych  do Piwnicy trafiaja Leszek Wojtowicz i Zbigniew
Preisner.


                                Mrok...
                                -------


slowa: Boleslaw Lesmian

muzyka: Zygmunt Konieczny

wyk.: rozni, niekiedy Ewa Demarczyk; na mszy pogrzebowej Wieslawa
Dymnego spiewane przez Joanne Olczak


    Mrok na schodach, pustka w domu...
    nie pomoze nikt nikomu,
    slady twoje snieg zaproszyl,
    zal sie w sniegu zawieruszyl.

    Trzeba teraz w snieg uwierzyc,
    i tym sniegiem sie osniezyc,
    i ocienic sie tym cieniem,
    i pomilczec tym milczeniem.

    Mrok na schodach, pustka w domu,
    komu mowic? Nie ma komu.


Stan wojenny zastaje Skrzyneckiego w Paryzu. Wraca w styczniu 1982.
Piwnica, a w zasadzie duch Piwnicy -  zamknietej i zdelegalizowanej,
przezywa swa druga mlodosc.  Trudna, bolesna i niejednokrotnie
uciazliwa, ale piekna. Jesli porownanie nie bedzie zbyt bluznierczym:
Piwnica dla swych bywalcow i sympatykow stala sie w ow czas czyms w
rodzaju "pomaranczowej alternatywy", tyle, ze na znacznie wyzszym
poziomie intelektualnym. Oficjalne wznowienie dzialalnosci artystycznej
nastepuje w maju 1983.


                                Abolicja
                                --------


tekst oryginalny, na blankiecie urzedowym

muzyka: Zygmunt Raj

wyk.: zespol


    Kolegium Rejonowe do Spraw Wykroczen przy Naczelniku
    Dzielnicy Krakow Srodmiescie
    Pieczec Kolegium, numer rejestru, numer 3692 przez 82
    Dotyczy obywatela Piotr Skrzynecki, syn Mariana
    Postanowienie.
    Kolegium w Skladzie:
    Magister Jan Koziol przewodniczacy.
    Czlonkowie: Zbigniew Buczek, Irena Michalska
    Dzialajac na podstawie artykulu piecdziesiatego
    ustawy z dnia 21 lipca o amnestii postanowilo
    na posiedzeniu z dnia 28 lipca 1983 roku -
    przebaczyc i puscic w niepamiec wykroczenie
    z artykulu piecdziesiatego o to, ze w Rynku Glownym
    nie opuscil zbiegowiska publicznego, pomimo wezwania
    uprawnionych organow MO, popelnione 31 sierpnia 82 roku.
    Na niniejsze postanowienie przysluguje obywatelowi
    zazalenie do Kolegium,
    zazalenie wnosi sie w terminie siedmiu dni.


Trzydziestolecie istnienia Piwnicy (luty 1986) obchodzono pod haslem
"Przypomnij sobie pierwsze miesiace 1956 roku w Krakowie". Na dziedzincu
stanal Mikrus - symbol polskiej motoryzacji, na tle innych symboli
epoki - portretow obu BB (Brigitte Bardot i Boleslawa Bieruta).
Wszystkie pietra Palacu pod Baranami obwieszono haslami i transparentami
z owych lat. Olbrzymim wysilkiem odtworzono lub odnaleziono rekwizyty z
pierwszych programow Piwnicy. Zabraklo jedynie gwiazd z owych lat.
Uroczystosci dokumentowala kamera Maria Kwiatkowska (film "Ta nasza
mlodosc").

W latach osiemdziesiatych do zespolu dolaczaja Beata Rybotycka, Anna
Szalapak, Grzegorz Turnau i Jacek Wojcicki. Piwnica wciaz trwa - ale to
juz zupelnie inna historia.



Postscriptum:



W lipcu 1990 Palac pod Baranami, wraz z piwnicami zostaje zwrocony
Andrzejowi hr. Potockiemu. Piwnica trwa. Quibusque tandem... ?


                        Przychodzimy, odchodzimy
                        ------------------------


("Prowizoryczni")

slowa: Janusz Jeczmyk

muzyka: Zygmunt Konieczny

wyk.: zespol


    Przychodzimy odchodzimy
    leciutenko na paluszkach
    szczotkujemy wycieramy
    buty nasze twarze nasze
    zeby sladow nie zostawiac
    zeby sladu nie zostalo

    Miasta nasze domy nasze
    na uwiezi sie kolysza
    tuz nad ziemia ledwo ledwo
    jak wiatr maly to nie widac

    A jak wielki wiatr sie zdarzy
    wielka bieda - puszcza cumy
    zatrzepocza sie zatancza
    miasta nasza domy nasze
    i poleca - w stratosfere

    Przygarbionych w pustym polu
    bez oparcia bez oslony
    bez niteczki chocby co by
    przytwierdzala nas do ziemi
    wiatr nas porwie i poniesie
    za kolnierze podniesione
    porozrzuca - gdzies w przestrzeni

    Nam to nic - my przeczekamy
    az sie skonczy az ucichnie
    to wstaniemy otrzepiemy
    raczki nasze klapy nasze
    (zeby sladu nie zostalo)
    Od poczatku zbudujemy
    miasta nasze domy nasze
    sprzety nasze lampy nasze
    zeby wiatr mial czym kolysac...

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Bibliografia:

1. Zbigniew Lagocki (1968), <>. PWMuz, Warszawa.

2. Joanna Olczak-Roniker (1994), <>.
   Wydawnictwo TenTen, Warszawa.

3. <>, Dodatek do <>(1957-1981), pod
   redakcja Piotra Skrzyneckiego.

________________________________________________________________________

Tomasz Sendyka (sendyka@pdfvax.lrsm.upenn.edu)


                        KROTKI LIST O ZABIJANIU
                        =======================


<> ostatnio pod nawalem listow do redakcji powoli
przemieniaja sie w liste dyskusyjna, wiec pozwole sobie napisac swoj
krotki list o karze smierci. Krotki, bo duzo na ten temat pisza
znacznie madrzejsi ode mnie.

Ladnych kilka lat temu bedac zagorzalym zwolennikiem kary smierci
poszedlem na <> Kieslowskiego. Nie zmienil on
wtedy bynajmniej moich pogladow, ale zasial we mnie pewien niepokoj.
Kieslowski zrobil cos nieprawdopodobnego - nikogo nie przekonywal
przeciw karze smierci a jednak zasial cos, co dlugo po tym zakielkowalo
w postaci zrozumienia jakze prostej a istotnej rzeczy - ze nalezy
rozrozniac miedzy czlowiekiem a jego czynami.

Kara smierci jest nieodwracalna, i jak pisze Pawel Mikulski chocby z
tego powodu nie powinna byc stosowana. Ale zastanawiam sie czy my w
ogole mamy prawo kogos osadzic i skazac na smierc?  Ktos kiedys
powiedzial -  chyba Abe Lincoln, ale nie dam glowy - ze nawet sam Bog
osadza czlowieka  dopiero za cale jego zycie.  Wydawaloby sie, ze od
czasow kodeksu Hamurabiego (oko za oko, zab za zab) minelo kilka
tysiecy lat a czy wlasnie kara smierci nie jest czyms wlasnie takim?
Kazdemu z nas zdarza sie czasem zrobic cos zlego, chocby najprostszym
przykladem jest skrzyczenie wspolmalzonka. Jezeli wspolmalzonek sie
usmiechnie do nas serdecznie to sytuacja sie rozladuje, a jezeli odpowie
tym samym, to nie. Przyklad  trywialny, ale zla zlem sie nie da
wykrzewic, ani przemocy przemoca.

Czy resocjalizacje nalezy wlozyc miedzy bajki? Nie wiem. Jezeli
czlowiek czyni zlo, czy znaczy to, ze zlo czynil bedzie zawsze?  Nie
wiem. Patrzac na ludzi z mojego otoczenia, widze jak wielu z moich
kolegow z dziecinstwa i mlodosci, ktorzy nie zapowiadali sie dobrze,
stali sie prawymi i rzetelnymi ludzmi, jak i ludzie, ktorzy za mlodu
byli uczciwi, zachowuja sie wybitnie szubrawie. Czy znaczy to, ze juz
zawsze beda sie tak zachowywac? Moze tak, moze nie, ale na pewno jezeli
zalozymy, ze czlowiek czyniacy zlo zawsze zlo czynic bedzie, nie dajemy
mu szansy i powodujemy, ze istotnie stanie sie tak, jak sobie wymyslimy.
Duzo ludzi przeszlo przez wiezienie i zaczelo zyc i funkcjonowac w
spoleczenstwie. Jezeli ktos czynil zlo, warto sie zastanowic dlaczego,
co nim powodowalo. Moze wychowywal sie w dzielnicy, gdzie wszyscy sie
strzelali i zaczal strzelac sam jak mial osiem lat. A moze jako dziecko
czul sie niekochany, niepotrzebny i na zlosc temu swiatu robil rozne
swinstwa. W tak wielu przypadkach wystarcza danie czlowiekowi poczucia
akceptacji, poczucia tego, ze jest uzytecznym ogniwem w spoleczenstwie a
nie smieciem -  i nie tylko przestaje czynic zlo ale i sam chce czynic
dobro, by niejako uczynione wczesniej zlo odkupic. Czesto slucham
programu Radio Times na falach National Public Radio.  Terry Gross
prowadzi niesamowite wywiady z nieprawdopodobnymi ludzmi. Kilkakrotnie
sluchalem wywiadu z ludzmi, ktorzy teraz sa pisarzami czy muzykami ale w
pewnym okresie swojego zycia siedzieli w wiezieniu za ciezkie
przestepstwa i opowiadali o sobie i o tym jak w pewnym momencie przeszli
te zmiane z czynienia zla na czynienie dobra.

Pawel Mikulski bardzo ciekawie rozpatruje roznice miedzy kara a zemsta.
Tez sie nad tym dlugo zastanawialem i zastanawiam sie nadal, a im wiecej
sie zastanawiam, tym bardziej widze, ze znacznie madrzejsi ode mnie sie
juz zastanowili i wystarczy poczytac co napisali. Zemsta to przeciez nic
innego jak czynienie zla, przemoc. Oko za oko i wkolo Macieju.  Nigdy
sie przemoc nie skonczy, dopoki ktos nie wpadnie na pomysl, zeby
*przebaczyc*. A kara... ?  Moja "robocza hipoteza" brzmi, ze to
zalezy od nastawienia karajacego. Jezeli sad spokojnie stwierdza
"czlowieku zrobiles zle, teraz trza za to odsiedziec, takie sa reguly
gry", to zemsta to nie jest, a jezeli sad mowi "zrobiles zle, znaczy
jestes zly i trzeba cie zapuszkowac z takimi samymi jak ty, moze
zmadrzejesz, *zasluzyles sobie na to*", itp. to jest to "zemsta". A
swoja droga nie moge sobie wyobrazic, zeby ktos spokojnie mogl
powiedziec do drugiego czlowieka "Czlowieku, zrobiles zle, wiec trzeba
ci za kare glowe uciac", wiec nie ma tu mowy o "karze smierci", a jest
jedynie "zemsta smierci".

Tak czy inaczej, ja w kare smierci juz nie wierze i wiem, ze nigdy nie
uwierze, acz wiem, ze wierzylem i to dosc ostro. Mysle, ze nie jestem w
stanie nikogo do mojego punktu widzenia przekonac, wiec nie probuje.
Jest to cos, co kazdy musi wywazyc w sobie. Mozna tez posluchac madrych
ludzi (do ktorych siebie bynajmniej nie zaliczam, ale zaliczam i
Kieslowskiego i Eco i Jana Pawla II), wsluchac sie w to, co oni maja do
powiedzenia, skoro lata cale strawili na zastanawianiu sie na te tematy.


I na koniec dygresja: Mam kolezanke, ktora jest wegetarianka. Nie je
miesa, gdyz wie, ze nie potrafilaby sama zabic zwierzecia a wiec
jedzenie przez nia miesa uwaza za hipokryzje.  Bardzo te kolezanke
lubie. Ja jem mieso, ale wiem, ze moglbym zabic zwierzaka lub widziec
zwierzaka zabijanego i zjesc go potem ze smakiem. Co to ma wspolnego z
kara smierci? A no to, ze ja kamieniem nie rzuce...

Najserdeczniej pozdrawiam redakcje i czytelnikow.

________________________________________________________________________

Redakcja "Spojrzen":spojrz@k-vector.chem.washington.edu, oraz
                    spojrz@info.unicaen.fr

Serwery WWW:
http://k-vector.chem.washington.edu/~spojrz,
http://www.info.unicaen.fr/~spojrz

Adresy redaktorow:  krzystek@k-vector.chem.washington.edu (Jurek Krzystek)
                    karczma@info.unicaen.fr (Jurek Karczmarczuk)

Stale wspolpracuja: mickey@ruby.poz.edu.pl (Michal Babilas)
                    bielewcz@uwpg02.uwinnipeg.ca (Mirek Bielewicz)

Copyright (C) by Jurek Karczmarczuk (1995). Copyright dotyczy wylacznie
tekstow oryginalnych i jest z przyjemnoscia udzielane pod warunkiem
zacytowania zrodla i uzyskania zgody autora danego tekstu.

Poglady autorow tekstow niekoniecznie sa zbiezne z pogladami redakcji.

Numery archiwalne dostepne przez anonymous FTP z adresu:
k-vector.chem.washington.edu, IP # 128.95.172.153. Tamze wersja
PostScriptowa "Spojrzen".
_____________________________koniec numeru 123_________________________