______________________________________________________________________
                                            ___
             __  ___  ___    _  ___   ____ |  _|  _   _  _  ___
            / _||   ||   |  | ||   | |_   || |_  | \ | || ||   |
           / /  | | || | |  | || | |   / / |  _| |  \| || || | |
         _/ /   |  _|| | | _| ||   \  / /_ | |_  | |\  || ||   |
        |__/    |_|  |___|| | ||_|\_\|____||___| |_| |_||_||_|_|
                          |___|
_______________________________________________________________________
 
    Piatek, 15.04.1994          ISSN 1067-4020             nr 101
_______________________________________________________________________
 
W numerze:

      Tomasz Krolak - Kosciol wspolnotowy, sluzebny, otwarty
        Wieslaw Kot - Pozegnanie "inzynierow dusz"
  Jacek Arkuszewski - Anty-Oskar dla Spielberga
           Redakcja - To nie mial byc dokument...
     Michal Babilas - Luksemburg?
     Michal Babilas - Paszkwil czwarty, na paszkwile
  Marek Ancukiewicz - List do redakcji
 Jurek Karczmarczuk - Z piwnicy introligatora dyzurnego

_______________________________________________________________________


Tygodnik Powszechny 14/1994, 3 kwietnia, przeslal Slawek Sapieha

Tomasz Krolak

                  KOSCIOL WSPOLNOTOWY, SLUZEBNY, OTWARTY
                  ======================================

Rozmowa KAI ze Stefanem Swiezawskim, historykiem filozofii, audytorem 
II Soboru Watykanskiego


Tomasz Krolak (KAI): - Panie Profesorze, w tych latach przezywamy
jubileusz 30-lecia II Soboru Watykanskiego. Czy recepcja mysli
soborowej w Polsce w ciagu minionego trzydziestolecia przebiegala w
sposob zadawalajacy? I po drugie: czy mozna mowic o okresach
zwiekszonej aktywnosci w tej mierze, czy raczej proces ten mial
charakter staly?

Prof. Stefan Swiezawski (SS): - Program soborowej odnowy jest czyms
nieslychanie wielkim, powaznym i boje sie, ze u nas - z wielu powodow
-  nie zostal zrealizowany tak, jak by mogl byc. Przyczyna lezy w
wielkim zranieniu Kosciola polskiego przez wlasciwie wiele wiekow oraz
w okresie ostatnim. Walka o samo istnienie przygniotla jakby troske o
pelnie duszpasterskiej odnowy.

Pozostalo wiele postaw, ktore sa antysoborowe: postawa
nacjonalistyczna, postawa zamknieta, jesli chodzi o ekumenizm; postawa
feudalna, gdy chodzi o resztki sredniowiecznej koncepcji Kosciola,
ktora tkwi ciagle - zwlaszcza w duchowienstwie. Tych postaw jest w nas
wszystkich bardzo duzo, nie tylko wsrod ksiezy, ale i u swieckich,
ktorzy jak gdyby chca takiego Kosciola. Mysle, ze jest tego duzo na
przyklad na wsi polskiej. Zdarza sie, ze ludnosc nie chce ksiedza
proboszcza ubogiego, tylko chce, zeby to byl bogaty pan, ktory bedzie
przewodzil calej spolecznosci itd. Przelamanie tego nie jest kwestia
ustaw, lecz formacji seminaryjnej, formacji swieckich katolikow oraz
glebokiego intelektualnego i moralnego przestawienia ludzi. Aby u nas
nastapilo widzialne przyjecie Soboru - potrzebne sa chyba jeszcze ze
dwa pokolenia.

KAI: - Czy na ten stan recepcji nie wplynelo, mimo wszystko,
niedocenianie olbrzymiej rangi Soboru w skali dziejow Kosciola
powszechnego?

SS: - To bardzo wazna sprawa. W mojej perspektywie
historiozoficznej i historycznej jest to zamkniecie pewnej epoki i
rozpoczecie nowej. Zamkniecie epoki bardzo dlugiej, bo siegajacej
wlasciwie az do pierwszych wiekow, mniej wiecej do IV w., gdzie
zrealizowal sie edykt mediolanski <>. I wlasnie caly
ten okres zostal zakonczony. (...) Niewatpliwie byl to okres, w ktorym
pewne najistotniejsze cechy Kosciola nie mogly sie realizowac z
calkowita swoboda, a nawet, w wielu wypadkach, zostaly znieksztalcone.
Cala tragedia odpadniecia wielu krajow protestanckich, a wczesniej
prawoslawia, jest w moim przekonaniu spowodowana bynajmniej nie
czynnikami religijnymi, lecz pewna niewiernoscia wobec samej koncepcji
Kosciola jako instytucji. Kosciol jako instytucja rozwijal sie tak, ze
w pewnym momencie doszlo do rozerwania "dwoch pluc" - lacinskiego i
greckiego - a potem do kolejnej tragedii: zerwania z protestantyzmem. 

Poznalem blizej sprawy husyckie i poczatki protestantyzmu
luteranskiego: to byl okres, gdzie ludzie dialogu nie byli tymi, ktorzy
decydowali. Oni byli w cieniu - mysle o Erazmie z Rotterdamu, o
Mikolaju z Kuzy. To byla tragedia wynikajaca z utrwalajacej sie,
teokratycznej i absolutystycznej koncepcji Kosciola jako wielkiego
imperium doczesnego.

KAI: - Jak wobec tego ocenilby Pan Profesor zywotnosc idei soborowych w
tych krajach zachodnich jak Francja, Wlochy, Hiszpania, gdzie nie
dokonalo sie wspomniane przez Pana zranienie?

SS: - Mysle, ze to czego my sie tak strasznie boimy - owe przesady w
realizacji Soboru, przesady w kierunku hiperkonserwatyzmu lub
hiperinowacji - to jest znamienne dla tego rodzaju spoleczenstw, gdzie
kontynuuje sie w pewnym sensie wielokierunkowosc i jakas swobode
rozwoju. Ta swoboda, wbrew temu co sie mowi, wystepowala takze np. w
sredniowieczu. Wielka obawa przed herezja zrodzila sie dopiero wowczas,
gdy zaczela szalec inkwizycja; o wiele bardziej w czasach nowozytnych
niz w sredniowieczu. W sredniowieczu byl i pluralizm teologii, i
pluralizm nawet pewnych dazen heretyckich, ktore bywaly wycinane,
straszliwie tepione ogniem i mieczem, jak w wypadku albigensow (byly to
raczej sprawy polityczne niz czysto religijne).

Owe przesadne tendencje, w jednym czy drugim kierunku - np.
Lefebvre'a z jednej strony, a progresizmu z drugiej - nigdy mnie nie
straszyly. To sa przejawy pekania pewnych form, ktore musza zaniknac.
Natomiast w tych wlasnie krajach powstaly wspaniale i, powiedzialbym,
bardziej juz w duchu soborowym dzialajace wspolnoty, anizeli nasze,
najpiekniejsze nawet ruchy wspolnotowe. Powiedzmy sobie prawde: niemal
wszystkie najbardziej idace naprzod ruchy wspolnotowe powstaly we
Francji, to jest bardzo znamienne. Duchowe przemiany reprezentowane
przez takie ruchy jak: Mali Bracia, Male Siostry, Wspolnota
Blogoslawienstw, Mnisi Jerozolimscy itd. - to sa wlasnie owoce
katolicyzmu, ktory uwaza sie nieraz za bardzo niedobry, bo rownoczesnie
sa puste koscioly, ale inne (tak jest np. w Paryzu) sa pelne. 

KAI: - No wlasnie, niedawno mowil Pan Profesor o tym, ze wiek XXI
bedzie tym, w ktorym dokona sie dzielo nowej ewangelizacji. Mowil Pan,
ze nowa ewangelizacja to nic innego, jak realizowanie idei soborowych.
W jakich ruchach i tendencjach w Kosciele, upatrywalby Pan Profesor
"zaczynu", ktory moglby doprowadzic do "wiosny" Kosciola?

SS: - Swego czasu uswiadomilem sobie, ze sa trzy cechy,
ktore winien realizowac Kosciol, idacy w kierunku soborowym.

Po pierwsze - autentyczna wspolnotowosc, to znaczy Kosciol nie
kastowy, lecz wspolnotowy. Kosciol klerykalny jest Kosciolem kastowym
i dlatego nie moze tu byc ani faworyzowania swieckich z odrzuceniem
duchowienstwa, ani tez na odwrot. Musi byc gleboka wspolnota,
zakorzeniona przede wszystkim we wspolnocie eucharystycznej. Stad
kolosalna waga reformy i odnowy liturgicznej, albowiem prawdziwa
liturgia jest tworzeniem wspolnoty: intelektualnej wspolnoty wiary
(liturgia slowa) oraz wspolnoty ofiar i zmartwychwstania - czyli
wspolnoty milosci.

Po drugie - Kosciol sluzebny. Na Soborze mowilo sie, ze trzeba
skonczyc z epoka konstantynska. Ona sie na szczescie w dziejach
skonczyla; Kosciol stracil swoje panstwo, stracil straszliwe obciazenie
polityczne, ktore sie z tym laczylo oraz cala falszywa ambicje
teokratyzmu tzn. bezposredniej wladzy w porzadku doczesnym. Skonczyl
sie takze absolutny monarchizm papieski. Bylismy na Soborze swiadkami
wielkiego aktu Pawla VI, gdy zostala zdjeta i ofiarowana ubogim tiara -  
to jest to, co symbolizuje koniec okresu konstantynskiego. Znamienne
jest, ze audytorom swieckim na Soborze Pawel VI ofiarowal w darze
wspanialy egzemplarz <>, ktora ostatecznie jest dzielem,
skierowanym przeciwko teokratyzmowi papieskiemu.

W sredniowieczu krazyla legenda, ze w momencie, kiedy Konstantyn
Wielki wydawal swoj <>, w ktorym oddawal pelna wolnosc
i potege panstwowa Kosciola, rozlegl sie glos z nieba: "W tym momencie
wlewa sie trucizna w cialo Kosciola". Uwolnienie sie od tej trucizny
nastapilo dopiero na Vaticanum II. Sam niejednokrotnie slyszalem z ust
Pawla VI: Kosciol chce sie wyrzec wszystkich sladow wladczosci, nie
chce byc Kosciolem wladczym. To jest niezwykle wazne. Nie chodzi przy
tym tylko o wladanie panstwowe, ale o wladanie proboszcza w parafii,
biskupa w diecezji, przeora w zakonie. Niedawno czytalem polski
przeklad <>, gdzie tlumaczenie slowa "ministerium" brzmi
"urzad" Kosciola. A przeciez to nie jest urzad, lecz sluzba!

Po trzecie wreszcie - i jest to bardzo widoczne w pontyfikacie Jana
Pawla II wyrazniej nawet, niz u Pawla VI - otwartosc. Kosciol otwarty,
to znaczy naprawde realnie szukajacy porozumien, a nie roznic.
Vaticanum II, to pierwszy Sobor w historii, w ktorym nie bylo zadnego
"anatema"; swiadomie i celowo skreslono slowo "potepienie". Chodzilo o
samookreslenie siebie, okreslenie tego, czym jest Kosciol; zwlaszcza
<> jest tego wspanialym przykladem. Nastepnie: ten wielki
ekumenizm, to znaczy nie tylko laczenie sie z prawoslawiem i
protestantyzmem w lonie chrzescijanstwa, ale szukanie powiazan
zwlaszcza z wszystkimi religiami monoteistycznymi, przede wszystkim z
judaizmem (co teraz tak wspaniale sie realizuje w tym pontyfikacie Jana
Pawla II). Chodzi takze o ekumenizm w stosunku do wszystkich religii.
(...) Wreszcie: ekumenizm z wszystkimi szukajacymi.

KAI: - Panie Profesorze, dlaczego dzis tak czesto ludzie kieruja
sie ku innym, niechrzescijanskim czy nawet a-chrzescijanskim
poszukiwaniom, np. New Age?

SS: - To nie jest rzecz nowa. Studiujac wiek XV zetknalem
sie z silnym nurtem teozoficznym. Gdy czyta sie publikacje New Age czy
o New Age - to jest wlasciwie to samo. Znamienne, ze to sie ciagle
powtarza. Na przyklad w wieku XV wystepowal motyw "trzech omamiaczy",
ktorymi byli Mojzesz, Chrystus i Mahomet - to byli ci, ktorzy "omamili
ludzkosc". Ale oto przychodzi konstelacja gwiazd - gloszono w tzw.
"horoskopach religii" - ktora zwiastuje, ze chrzescijanstwo wreszcie
sie skonczy, wygasnie! Teraz z kolei Era Wodnika ma pokazac kres
chrzescijanstwa... To jest tylko wyzwanie, przejaw tego, ze
chrzescijanie nie zyja pelnia chrzescijanstwa, w ktorym wiele pieknych
motywow teozofii znajduje pelny wyraz i ugruntowanie.

Sama glebia autentycznej teologii daje odpowiedz na wszystkie
zagadnienia, natomiast przyczyna roznych teozoficznych i innych
poszukiwan bierze sie glownie stad, ze ludzie sa zrazeni do wielu
instytucji koscielnych. Wyraznie widac pewien antyinstytucjonalizm,
zrazenie do klerykalizmu, do pewnej ciasnoty intelektualnej, do
jurydyzmu, ktory kladzie sprawy prawne ponad wszystko itd. Dlatego
ludzie zwracaja sie do teozofii. Pamietam, ze pokolenie moich babek
bylo bardzo przejete roznymi tendecjami teozoficznymi. Dlaczego?
Dlatego, ze katolicyzm, z ktorym sie one wowczas stykaly, byl
straszliwie skarlowacialy, nie dajacy zadnej odpowiedzi na caly szereg
potrzeb ludzkich. Istnieje zatem wyzwanie do poglebienia
intelektualnego - tak filozoficznego, jak i teologicznego.

KAI: - Niektorzy jednak ida dalej, mowiac o koniecznosci pewnego
"dostosowania" chrzescijanstwa do wspolczesnych potrzeb, tzn. o jego
metamorfozie w kierunku zwiekszenia mozliwosci oddzialywania na
wspolczesna umyslowosc, na dzisiejsza wrazliwosc religijna. Czy
podziela Pan Profesor ten poglad, a jesli tak, to w jakim kierunku owe
przeobrazenia mialyby pojsc?

SS: - Przede wszystkim chrzescijanstwo winno byc
skoncentrowane na autentyczna swietosc. Matka Teresa z Kalkuty nikogo
nie razi, podobnie Pier Giorgio Frassati czy ks. Kornilowicz. Pierwotne
Laski tez nikogo nie zrazaja - wszystkie "teozofy" tam ciagnely i Zydom
bylo tam dobrze. To byl ten punkt, ktory w morzu niecheci do Zydow byl
inny, a zarazem jak najbardziej chrzescijanski. Nie chodzi zatem o
jakakolwiek zmiane chrzescijanstwa, lecz po prostu o dojscie do jego
sedna!

Pamietam doskonale - mialem wtedy 18 lat - swoj pierwszy pobyt w
Rzymie, wraz z ks. Kornilowiczem, ktory byl moim przewodnikiem. Bylem
kompletnie zbuntowany; nic mi sie nie podobalo. Moja postawa zmienila
sie dopiero w katakumbach oraz dzieki temu, ze mialem blisko naprawde
swietego czlowieka, z ktorym chodzilem po Rzymie. Ponadto osoba Jana
XXIII zmienila jakby rzymski barok, ktory mnie dotad draznil. To zloto
nabralo zupelnie innego sensu od czasu, gdy on sie zjawil.

Nadetych kardynalow jest coraz mniej, coraz wiecej zjawia sie
autentycznych kardynalow gotowych na meczenstwo, bo to oznacza ich
czerwony stroj. To sie przemienia, i to jest potrzebne; nie trzeba
niczego wiecej!       

KAI: - Panie Profesorze, wydaje sie, ze nadchodzace czasy, zarowno
w Polsce jak i w calej Europie, beda stawialy chrzescijanom coraz
wieksze wymagania z uwagi na narastajace tendencje bagatelizowania
ponaddoczesnego wymiaru ludzkiej egzystencji. Wydaje sie wiec, ze bycie
chrzescijaninem dzis, bedzie poprzedzone - byc moze czesciej niz w
minionych latach (zwlaszcza w Polsce) - autentycznie osobistym wyborem;
wyborem, za ktorym stoi koniecznosc - ale zarazem pewna szansa -
"zindywidualizowania" chrzescijanstwa, bardziej swiadomego przezywania
na co dzien tego, co jest jego istota. Czy podziela Pan intuicje, ze
chrzescijanstwo na dzis i jutro to chrzescijanstwo trudniejsze?

SS: - Absolutnie tak! Wydaje mi sie ponadto, ze warunkiem
nowej ewangelizacji jest ewangelizacja w duchu trzech wymienionych
wczesniej podstaw: wspolnotowosci, sluzebnosci i otwartosci. Bez tego
nie bedzie realizowana ta ewangelizacja, o ktora chodzi. Jest jeszcze
jeden punkt, ktory trzeba uwzglednic: nie gorszyc sie pewnymi opisami
historykow. Niektorzy katolicy powiadaja bowiem: bron Boze nie
podkreslac tego, co bylo negatywne w dziejach Kosciola. Tymczasem jest
to bardzo falszywe, bo trzeba patrzec na wspanialosci i na
okropienstwa.

Wydaje mi sie wart przypomnienia poglad podkreslany przez niektorych
historykow, ze ewangelizacja sredniowiecza dotknela wlasciwie tylko
pewnych elit, nie siegajac gleboko. Dotknela ona przede
wszystkim klasztory. Ale ludnosc pozostala w polmagicznym poganstwie. 
I gdybysmy tak "pogrzebali", to nasze chrzescijanstwo nie bardzo jest
chrzescijanskie. Gdybysmy na przyklad zrobili uczciwa ankiete pod
haslem: "w co ludzie wierza" - czy byloby wielu, ktorzy by naprawde
uznali wszystkie elementy Skladu Apostolskiego? Nie wiem.
Przeprowadzona ostatnio we Francji ankieta wykazala, ze 80 procent
ludzi wierzacych wierzy w reinkarnacje, a nie w zmartwychwstanie.
Jestesmy wlasciwie masa neopoganska!

Nie ma chrzescijanstwa, ktore by nie bylo przezywane w duchu
Blogoslawienstw, darow Ducha Swietego. Jesli tego nie ma - to nie jest
chrzescijanstwem. Nowa ewangelizacja dlatego jest konieczna. W pewnym
sensie bedzie to pierwsza ewangelizacja, bo chrzty zbiorowe, ktore byly
dokonywane w sredniowieczu, objely poszczegolne jednostki, ale masa
zostala wlasciwie nietknieta. (...)

Caly Kosciol w epoce nowozytnej byl nastawiony na utrzymanie sukcesu
politycznego, a z drugiej strony na walke. Nie zdajemy sobie sprawy, do
jakiego stopnia jestesmy wychowani pod wplywem kontrreformacji!
Wlasciwie cale nasze wychowanie chrzescijanskie jest 
kontrreformacyjne
- to jest ciagla walka. Dlatego uwazam, ze Polska powinna nawiazywac o
wiele bardziej do Polski Jagiellonow. Nie tylko dlatego, ze to byla
jedyna w swoim rodzaju, wspaniala koncepcja federacyjna, ale dlatego,
ze to bylo chrzescijanstwo nie nacechowane jeszcze duchowoscia walk
religijnych. Natomiast my ciagle zyjemy duchem walki i przemocy, co
bardzo zaciesnia nasz katolicyzm. Musimy sie z tego wyzwolic.

Pomyslalem kiedys, ze Polacy sa wychowani przez kontrreformacje
(Skarga) i przez Sienkiewicza, a to jest wlasciwie zaprzeczenie Polski
Jagiellonskiej. Uwazam, ze idealy jagiellonskie nie sa tylko wspanialym
reliktem naszego "zlotego wieku", ale to, co w nich istotne, moze sie
stac mysla przewodnia tej Europy, ktora mamy budowac i w ktorej mamy
realizowac nasze chrzescijanstwo.

----------------------------------------------------------------------

Jurek K_uk: Czy ktos dobrze poinformowany moglby mi wyjasnic
dlaczego reformacja i oddzielenie sie protestantow od Stolicy Piotrowej
ma byc uwazane za *tragedie*? Czy monopol Urzedu na pewno sprzyjalby
sluzebnosci i otwartosci Kosciola?

________________________________________________________________________

"Wprost", 20.02.1994, przepisal J.K_uk
        
Wieslaw Kot
        

                      POZEGNANIE "INZYNIEROW DUSZ"
                      ============================


Upadl komunizm, rozsypal sie romantyczny wzorzec, sztuke zzera rak
postmodernizmu, inteligencja humanistyczna schodzi z areny dziejowej -
skonstatowali uczestnicy kongresu "Kultura czasu przelomu" (Poznan, 2-5
lutego). Nie byli jednak zdecydowani, czy umiescic te zjawiska na
liscie zyskow, czy strat.

Przez ostatnie stulecia Europa miala ruchoma stolice: od
cesarsko-papieskigo Rzymu, przez Paryz - zrodlo idei rewolucyjnych i
mod artystycznych - po Berlin, stolice dwudziestowiecznej
socjaldemokracji i totalitaryzmu. Ku ogolnemu ubolewaniu, obecna
stolica Europy jest Nowy Jork, a zwlaszcza dwie jego ulice - Wall
Street i Broadway. Przypomniala o tym Anna Milanowsky z Wiednia,
ostrzegajac, ze swiat Zachodu jest duchowo wyjalowiony do tego stopnia,
ze bez zastrzyku energii i pomyslow ze Wschodu moze popasc w uwiad i
degrengolade. Pamietajmy, ze zapowiadal ja jeszcze Chruszczow, a z nim
lewicujacy intelektualisci w rodzaju Sartre'a.

Zachod, ktorego teatr modernizuje Rumun Ionesco czy Polak Grotowski,
dawno ma za soba euforie otwarcia granicy ze Wschodem. Europejczycy
znaja juz Polakow nie tyle jako rodakow Mrozka, Gombrowicza, a nawet
Jana Pawla II, lecz takze jako "bohaterow kroniki kryminalnej z
bulwarowej prasy".

"Europa Wschodnia napiera: dzika, obca, przerazajaca" - pisaly przed
dwoma laty austriackie gazety w dniu, kiedy Andrzej Wajda przywiozl
premiere <>, a pociagi z Bosni tlumy zabiedzonych i
wyleknionych uciekinierow. Popularna prasa pod naglowkami "Kac po
weselu poety" starala sie poinformowac austriackiego widza o podlozu
konfliktow gosci weselnych z malej wsi pod Krakowem: "Polska byla od
XIV do XVII wieku najpotezniejszym krajem Europy Wschodniej, ale zawsze
panowal w niej chaos. W XVIII wieku osiagnal on rozmiary zaglady i
wtedy Prusy, Austria i Rosja podzielily kraj miedzy siebie. Od tego
momentu Polacy marzyli o czasach, kiedy byli najpotezniejsi i marza o
tym do dzisiaj.".

Andrzej Wajda ludzil sie, ze uda mu sie wprowadzic <> do kanonu
dramaturgii europejskiej, choc nawet powazni krytycy przypominali, iz
"historia Krakowa, Galicji, Polski, ten szalony galop, przeplatany
zjednoczeniami, rozbiorami, zdradami, wydaje sie
salzbursko-lacinsko-niemieckiej rzeczywistosci tak odlegly, jak zapadla
Turcja". Kiedy juz wydawalo sie, ze karta sie odwrocila, kiedy krytyka
obsypala spektakl komplementami, a jednoczesnie wyrazami ubolewania, iz
salzburska spolecznosc "nie jest dostatecznie przygotowana" do odbioru
egzotycznego arcydziela ze Wschodu, August Tierner, odtworca roli Pana
Mlodego, ucieszyl sie w jednym z wywiadow z tego, w czym Wyspianski
upatrywal istoty tragedii swoich bohaterow - z tego, ze Jasiek zgubil
zloty rog, nie doszlo do zjednoczenia Polakow i wybuchu kolejnego
powstania. "Bardzo dobrze sie stalo, ze chlopak go zgubil - ocenia
gwiazda niemieckiego teatru i kina - no bo co by to bylo, gdyby
rzeczywiscie zadal? A tak przynajmniej tancza".

Richard Taylor ze Swansea wyjasnil, co sie stalo we wschodniej
Europie.  Rewolucja przemyslowa na Zachodzie od 150 lat buduje nowe
tory kolejowe, samochody i samoloty, dzieki czemu obywatele moga latwo
zmieniac miejsce pobytu, jezyk i obszar kulturowy. Na przegrodzonym
granicami Wschodzie - od Estonii po Chorwacje, gdzie tory i drogi sa
bez porownania gorsze, a panujaca ideologia byl kult Franciszka Jozefa
albo "socjalistyczny internacjonalizm" - sposobem na przetrwanie dla
malych narodow okazala sie bezkrytyczna milosc wlasna. Dla obywatela
Imperium Brytyjskiego, "United Kingdom" oznaczalo obszar, na ktorym
panuje demokratyczny porzadek i prawa wolnego rynku.

Dla Polaka natomiast jego kraj to miejsce, gdzie w ojczystym jezyku
mawia sie pacierze i czyta narodowych poetow. Jezeli teraz, po 150
latach praktykowania tak roznych wersji Europy, mamy ambicje, by
lansowac nasz duchowy dorobek w Paryzu, czy Wiedniu, nie powinnismy sie
dziwic, iz "polskosc" sztuki, ktora uwazamy za nasz najwiekszy skarb,
robi nam takie samo wrazenie jak "finskosc" czy "tajwanskosc".

Krzysztof Czyzewski przypomnial, ze polska inteligencja, obrazona na
Zachod, ktory nie kwapi sie, by zalatwic za nas nasze wazne sprawy, nie
zauwazyla, iz skonczyl sie XIX wiek, a razem z nim zdezaktualizowalo
sie poslannictwo nauczyciela i lekarza, polegajace na "pielegnowaniu
narodowej indywidualnosci". Pol wieku temu "inteligencja narodowa"
niepostrzezenie przeszla w "inteligencje dysydencko-opozycyjna", ktora
walczyla z totalitaryzmem w imie wartosci "europejskich i
chrzescijanskich". To ona powolala do zycia byt o nazwie "Europa
Srodkowa". Wszystko wskazywalo na to, ze nareszcie nastapi
przewietrzenie zasciankow i po raz pierwszy w naszej historii powstanie
kadra specjalistow od polityki zagranicznej, integracji europejskiej i
pokolenie pisarzy poruszajacych sie ze swoboda w "tematyce
europejskiej", do ktorej tesknili pod komunistycznym jarzmem. Nic
podobnego - jak wiemy - sie nie stalo. A "jesien narodow 1989"
pokazala, ze Polacy, Czesi, czy Wegrzy, z podobna mitologia kleski,
etosem narodowym i tesknota za Zachodem, maja sie naprawde dosyc. Tak
naprawde laczyla ich tylko nienawisc do sowieckiego okupanta, wiec np.
Czesi nie pala sie do tego, by mroki wlasnej historii zastapic
kompleksami polskimi - i odwrotnie. Owszem, polski inteligent, ktory
moze po raz pierwszy w zyciu przekroczyl granice na Odrze, mial okazje,
by sie zorientowac, ze nasze wejscie do Europy oznacza przyjecie
europejskich standardow w mysleniu i dzialaniu, a nie obwozenie po
zachodnich stolicach wystawy krakowskich szopek. To wymagaloby jednak
dokonania skoku intelektualnego - od nauki jezykow do porzucenia
pozycji duchowego wodza narodu (Polska) na rzecz roli np. skromnego
scenarzysty (Francja).  Spora czesc inteligencji od tego wysilku
uchylila sie z latwoscia i robi to, co dotychczas: wykrywszy
miedzynarodowy spisek przeciwko Polsce i zlokalizowawszy stolice
agentury w Brukseli wytrwale ostrzega narod przed "europeizacja", jak
do niedawna przed "rusyfikacja", "germanizacja" czy "sowietyzacja".

W zeszlorocznej parlamentarnej dyskusji o euroregionach ta formacja
inteligencji dowiodla, ze nie majac pojecia o prawie miedzynarodowym,
socjotechnice tworzenia sie "malych ojczyzn", gospodarce, gotowa jest
bronic granic ojczyzny przed obcym zywiolem z determinacja
westerplatczykow. Oczywiscie, formacja "narodowosciowa" wraz z
przechodzeniem wieku XIX w XXI nieuchronnie zaniknie, ma jednak szanse
opoznic rozwoj tego skrzydla inteligencji, ktore znajac swoje polskie
korzenie, umie je "sprzedac" w ramach standardow europejskich.

W Poznaniu usilowano wiec skomentowac - na ogol w atmosferze
grzebalniczej - pierwsze starcie literatury z wolnym rynkiem. Marta
Wyka trzezwo, choc z ubolewaniem zauwazyla, ze wspolny rynek Europy
najlatwiej wchlania eksportowe portrety Polakow, powstajace pod piorem
Marii Nurowskiej i Andrzeja Szczypiorskiego, gdzie narrator bezszmerowo
przeprowadza czytelnika przez gaszcz polsko-niemiecko-zydowskiej
historii. "Czytelnik nie chce juz podejmowac samodzielnych decyzji -
uprzytomnila Marta Wyka kolegom literaturoznawcom - nie chce
rozstrzygac problemow powiesci w swoim osobistym spektrum. Nie chce,
slowem, byc aktywny. Pisarz ma wiedziec lepiej, poniewaz to
usprawiedliwia w oczach czytelnika byt pisarza". Oczywiscie, nie chodzi
o kazdego czytelnika, ale o tym mowiono na konferencji malo i
wykretnie. Bowiem to, co sie w Polsce nazywa "upadkiem kultury", jest
zwyklym demontazem komunistycznej utopii, wedle ktorej wykonanie planow
produkcyjnych jest niemozliwe bez stalego obcowania np. pracownikow
branzy drzewnej z tworczoscia Szekspira. Od niedawna zaczyna sie w
Polsce mowic o tym, co na Zachodzie jest oczywistoscia od conajmniej
dwustu lat: kultura funkcjonuje w kilku rownoleglych obiegach, a ten
najwyzszy i najbardziej elitarny jest potrzebny bardzo waskiej grupie
zwanej inteligencja zawodowa. Nie to jest, wbrew pozorom, polskim
problemem, ze ekspedientka w sklepie GS-u nie czytuje Norwida, lecz to,
ze nie umie zlozyc dwoch banalnych zdan na powitanie klienta. Na
wypadek, gdyby zapragnela rozwiazac ktorys z odwiecznych polskich
dylematow akurat za pomoca literatury, Norwid powinien byc w lokalnej
bibliotece na wyciagniecie reki. Gdyby jednak polski los jej do tego
nie zmusil, powinna miec "na stanie" ze dwie polki konfekcji
literackiej, ktora zaspokoi jej autentyczna cotygodniowa ciekawosc: czy
Blake kocha Carringtona, czy tez odwrotnie. Przy okazji ma szanse
niechcacy zastapic swojskie teksty w rodzaju: "No, czego tam znowu?"
amerykanskim, banalnym do granic: "Ladny dzisiaj dzien, nieprawdaz?". W
bardziej skrajnych wypadkach ekspedientka, ktora - co calkiem
prawdopodobne - nalezy do owych 40 proc. Polakow, wedlug statystyk "nie
czytajacych niczego", dzieki "Harlequinowi" przypomni sobie z lezka w
oku ksztalt liter poznanych w dziecinstwie.

Typowo wschodnioeuropejska troska pisarzy-"inzynierow dusz" o to, by
Mickiewicz nadal trafial pod kazda strzeche, wydaje sie wiec
anachroniczna i obludna. Pisarze, pomijani przy rozdziale miejsc w domu
pracy tworczej, kartek na obiad, zgloszen do nagrody Koscielskich i w
planach wydawniczych, chetnie i czesto oglaszaja, ze bez owocow ich
piora sczeznie kultura, a z nia narod. Tymczasem, jezeli narod ma
problemy z literatura, to nie dlatego, iz III RP nie wydala swojego
Konwickiego, ale poniewaz cala chmara bezrobotnych pisarzy od kilku lat
nie jest w stanie napisac przyzwoitej wspolczesnej powiesci drugo-,
trzecio- czy czwartorzednej, ktorej akcja dzialaby sie tu i teraz i
dotyczyla ekspedientki z GS-u. Te literackie roszczenia maja cechy
postkomunistycznego urazu, dotykajacego nawet najwiekszych. Milosz,
ktory przyjezdza do Polski z ojczyzny Margaret Mitchell, autorki
"Przeminelo z wiatrem", i bez skrepowania przyznaje, ze w Ameryce jego
poezje czytaja tylko w kilku campusach uniwersyteckich, w Polsce, gdzie
jego wiersze zna kazde dziecko, biada publicznie nad panoszeniem sie
komercji w rodzimych ksiegarniach. Po czym wraca na Harvard, by napisac
kolejny tom esejow. Wyglada na to, ze taki styl myslenia po prostu wisi
w powietrzu w naszej czesci Europy. Pozostaje miec nadzieje, ze
"przeminie z wiatrem".

_________________________________________________________________________

Jacek Arkuszewski  


                      ANTY-OSKAR DLA SPIELBERGA
                      =========================


Wczoraj obejrzalem ten nowy, lecz slynny juz film i wyszedlem z kina z
mieszanymi uczuciami. Z pewnoscia wybitne dzielo Spielberga, ale tez i
obciazone wieloma z holywoodzkich <>. Trudno miec o to
pretensje do Spielberga, bo wlasnego cienia nie da sie przeskoczyc.
Probuje zadac sobie jednak pytanie w jakim stopniu i ile do tych
niesmiertelnych banalow domieszano innych, o typie
amerykansko-antypolskim.

Wypunktujmy wpierw dwa oczywiste falsze historyczne. A wiec Niemcy nie 
zajely Polski w dwa tygodnie - kampania wrzesniowa trwala prawie 
dokladnie tygodni szesc, nie mowiac juz o tym, ze nie same to Niemcy
nieszczesna Polske pokonywaly. To pierwszy falsz z samego poczatku filmu.
A na samym koncu stwierdzenie, ze po wojnie zostalo w Polsce zaledwie 
4000 Zydow jest tez falszem. Zostalo byc moze 4000 Zydow
ortodoksyjnych, a nie zapominajmy, ze Niemcy mordowali wszystkich Zydow 
niezaleznie od tego, czy byli ortodoksyjni czy nie, wychrzczeni czy nie. 
To tylko dwa przyklady z bardzo subtelnych manipulacji swiadomoscia 
widza. Zwlaszcza ze sam jeden Oskar Schindler sam uratowal okolo ich 
okolo tysiaca.

Inne przyklady trudno zaliczyc do falszow, jednak z pewnoscia naleza do 
owych manipulacji. Oto znow sam poczatek filmu: rok 1939, moze nawet juz 
1940. Nocny lokal w Krakowie - wprawdzie wszyscy mowia w filmie po 
angielsku, lecz nie ma zadnych watpliwowsci, ze i usluzny "maitre d'hotel"
i roj pieknych kobiet to Polacy. A wiec proba wmowienia widzowi, ze 
okupacja w Polsce przypomina okupacje we Francji: "business as usual", 
moze tylko mniej turystow, bo tylko z jednego zwycieskiego kraju.

Cala niemal akcja filmu toczy sie wprawdzie w Krakowie, jednak jest to 
wylacznie Krakow Niemcow i Zydow. Zgoda, nie mozna wymagac, by byl to 
film o niemieckiej okupacji Krakowa i Polski w ogole. Ale element polski
jest przywolywany na plan tylko wtedy, gdy jest to zgodne z dobrze znanym
zalozeniem dotyczacym Polakow i Holocaustu. W filmie wystepuje grupa 
kobiet w blizej nieokreslonych mundurach na sluzbie okupanta. Prosze
zwrocic uwage, ze wszystkie te kobiety zapedzajace nieszczesnych ludzi 
do wagonow w Plaszowie, czy biorace udzial w selekcji na rampie w 
Oswiecimiu uzywaja jezyka polskiego. Nie, alez skad, nigdy nie
wspomniano, ze to Polki. Oczywiscie, moga byc Niemkami z dobra znajomoscia
jezyka uzywane do komenderowania biednymi Zydami z Kazimierza, ktorzy 
wprawdzie na codzien uzywaja tak podobnego do niemieckiego jezyka Jiddisz,
ale musza sluchac rozkazow po polsku, bo inaczej by ich nie zrozumieli.

Dochodzimy tu do nastepnej kwestii: i owych rozkazow i tego, jakim 
jezykiem poslugiwali sie niemieccy okupanci w Polsce i to nie tylko w 
stosunku do Zydow. Bylem wprawdzie dzieckiem, lecz pamietam te czasy -
kazdy, kto przezyl okupacje moze to potwierdzic. Jezykiem do wydawania 
rozkazow byl niemiecki; jesli go nie rozumiales, moglo cie to kosztowac 
zycie. Wszyscy pamietamy owe "Rrrraus!" i "Los!". Nie ulega dla mnie
watpliwosci, ze jezyk polski jest uzywany w filmie tylko do udowodnienia
pewnej tezy: to Niemcy wraz z Polakami sa sprawcami Holocaustu. Polakom 
placi sie za prace wiecej niz Zydom, i to "do reki", a nie do Reichsamtu
- Polacy to wprawdzie pokonany, lecz niemal wolny narod. Tak jak Francuzi.
Ba, nawet pod koniec okupacji polska piosenkarka spiewa w lokalu 
"Nur fr Deutsche" polski szlagier! Kto przezyl okupacje w Polsce wie co
to za nonsens.

Podobnie jak bzdura jest to, ze Oskar Schindler przed wyjazdem do Czech 
slucha wczesnym rankiem jazzowego, amerykanskiego utworu przez radio (!).
To jeszcze jedno holywoodzkie <>, lecz jakze nieprawdziwe. Jazz i
nawet jezyk angielski byly w hitlerowskich Niemczech surowo zakazane 
nawet dla nazistow i SS-manow. I jeszcze jedna bzdura jest chec 
wyzwalajacego w Czechach oboz zydowski porucznika sowieckiego udania 
sie na Zachod. Mogl on rzeczywiscie doradzic tym, co przezyli, by nie 
wracali na Wschod, "bo tam was nienawidza" choc i w to bardzo watpie. 
Jakze to, nie wracac pod opieke Wielkiego Stalina? Czlowiek sowiecki 
wtedy i przez kilkadziesiat nastepnych lat byl szczerze i swiecie 
przekonany, ze kapitalistyczny Zachod to niewyobrazalny wyzysk i nedza 
robotnikow. I oto takim wyzwolonym robotnikom zydowskim doradza on, by
wlasnie tam sie udali i zaluje, ze on tego sam nie moze zrobic.

Trzeba by zobaczyc wpierw, lub posluchac takiego oficera frontowego - a
mialem po temu pare okazji - by sie o tym przekonac, czy moglby on
wypowiedziec to, co mu Spielberg wlozyl w usta. Tak oto taki drobny
element inscenizacyjny kaze poddac w watpliwosc reszte tej prawdziwej
przeciez historii. Tak, mala dziewczynka mogla krzyczec do Zydow
udajacych sie do Ghetta "Go die, Jews". Nie jest to jednak bardzo
prawdopodobne. Bylem wowczas w jej wieku i to co pamietam, to pewna
obojetnosc polskiej czesci spoleczenstwa. To byly w ogole straszne
czasy dla wszystkich. Wtedy nie bylo jeszcze konceptu "Endlsung" czyli
tego, co po dokonaniu zwie sie Holocaustem. Uwazano, ze Niemcy chca po
prostu wyizolowac Zydow od reszty by latwiej ich kontrolowac i
wykorzystywac.  Tak tez uwazali i sami Zydzi - w samym filmie nie brak
na to dowodow.  Maly wiejski chlopiec mogl wykonac szyderczy gest
podrzynania gardla wobec przejezdzajacego transportu z Zydami - wyrazne
zapozyczenie z filmu "Shoah", gdzie zreszta gest ten byl uzyty w
czasach obecnych, przez doroslego czlowieka i to w calkiem innym
kontekscie. Czy aby Spielberg uzywajac dwoje dzieci nie usiluje w ten
sposob znowu subtelnie wtloczyc widzowi w glowe slynnej tezy Shamira o
mleku matki?

Owszem, to nie jest film dokumentalny i znieksztalcenia rzeczywistosci sa
dopuszczalne. Lecz chocby tylko ze wzgledu na powage tematu nie powinno 
sie dokonywac tych znieksztalcen czyims kosztem i wbrew faktom
historycznym. Dobrze zrobiony, lecz niestety nieprawdziwy film. Po 
siedmiu Oskarach anty-Oskar dla Spielberga. Ode mnie osobiscie i z 
historii.

__________________________________________________________________________

Dopiski redakcyjne w sprawie "Listy Schindlera"

Redakcja

                   TO NIE MIAL BYC DOKUMENT...
                   ===========================


Jurek Krzystek:


Fragment prywatnego listu o "Liscie Schindlera" widzianej w Polsce
oczami polskiego Zyda, ktory przezyl wojne na aryjskich papierach,
miedzy innymi w Krakowie. Adresatem jest osoba mieszkajaca obecnie w
Izraelu, ktora sama przeszla przez Plaszow, Auschwitz i jeszcze kilka
podobnych miejsc.

(...) Film Stevena Spielberga uwazam za wybitny w zestawieniu ze
wszystkim, co dotad o Holocauscie ogladalem i wycofuje wiekszosc obaw,
jakie zywilem na temat jego wydzwieku i recepcji. Zwlaszcza rezyserie i
montaz, gre, scenografie i rekwizyty uwazam za duze osiagniecia sztuki
filmowej. Te zalety sa tak wazne, skoro film ma byc ogladany i oceniany
przez widzow, juz i dwa pokolenia od nas mlodszych i nie tylko przez
Zydow, a publike z Ameryki, Izraela, Niemiec, Polski, na Wschodzie i
Zachodzie. Nie bedzie wiec odbierany jednakowo przez wszystkich i
wszedzie, w tym i przeze mnie, a tym bardziej przez Ciebie, ktora
powinna - i szkoda, ze tak sie nie stalo - byc jedna z glownych jego
konsultantow. (...)

Tak wiec sceny przed zakonczeniem filmu uwazam za sztuczne,
sentymentalne w duchu hollywoodzkim, nie licujace z jego realizmem.
Szczegolnie nieznosna wydaje mi sie ostatnia sekwencja, skladanie holdu
pamieci Schindlera przez grupe wyfiokowanych <> i ich
potomkow z Ameryki i Zachodu wraz z napisem "W Polsce zyje juz tylko 4
tys. Zydow, a potomkow <> jest okolo 6 tys.". To wtret
jakiegos "konsultanta", role ktorego upatruje tez w nachalnym
uwiecznianiu osob Mili i Poldka Pfefferbergow. Ucalowanie w usta
zydowskiej niewolnicy przy gestapowcach jako powod aresztowania
Schindlera to oczywisty symbol, chodzilo przeciez o zwykly szwindel.
Ale przez nagromadzenie takich symboli dla zarysowania postaw ludzkich
w pomyslanej jako <> czastce ogromnego fresku wojennego
wychodzi na zle gleboko humanistycznemu przeslaniu filmu.

Jest tam wreszcie i scena wieszania zbrodniarza i psychopaty Goetha. A
z tylu daje sie slyszec diabelski chichot doktora Goldsteina. Zbieznosc
w czasie zupelnie przypadkowa, niemniej... (...)

Na zakonczenie "slon a sprawa polska". Rzecz dzieje sie w Krakowie,
Plaszowie, Auschwitzu, a wlasciwie nigdzie lub wszedzie. Polski w
filmie nie ma. Ani szmalcownikow, ani pomagajacych, ani handlarzy, bez
czego trudno by bylo przezyc zydowskiej Warszawie, Krakowowi czy innym
skupiskom.

Film jest slusznie anglojezyczny, inaczej sie nie dalo, choc ryki
Niemcow, sceny zbiorowe i obozowe brzmia po angielsku nieco po
hollywoodzku. Jedyne sceny obcojezyczne - poza hebrajska modlitwa -
padaja po polsku: z ust lekarzy w bialych fartuchach przeprowadzajacych
selekcje w Plaszowie oraz <> w Auschwitzu w mundurach SS,
nie zadnych tam kapo. <>, chcialoby sie zapytac, sam w glowe
zachodze.

Wszystko to nie godzi w bezsporne uratowanie przez Schindlera tysiaca
istnien ludzkich z zaglady, co chyba nie mialo miejsca gdzie indziej.
Chwala wiec jego imieniu.

___________________________________________________________________________


Jurek Karczmarczuk:


Cienia, ktorego przeskoczyc sie nie da, nie pozbeda sie i Polacy
ogladajacy ten film, zwlaszcza ci, ktorzy - jak Jacek Arkuszewski -
maja we wlasnej pamieci opisywany kontekst. Wyznam, ze ja staralem sie
patrzec na ten film nieco inaczej: zmeczony setkami stronic recenzji i
komentarzy, niekiedy beznadziejnych, w prasie polskiej i francuskiej,
ogladalem dzielo Spielberga jako wizje artystyczna, z pelna
swiadomoscia, ze Oskara nie dostaje sie za historie, tylko za
hollywoodyzm. Przekartkowalem ksiazke Kenneally'ego bardzo zgrubsza,
zauwazylem, ze jej znajomosc niewiele wniesie do odbioru filmu. Scena w
lokalu gdzie co prawda od Polek sie nie roi, ale jedyne wymienione imie
to "Agnieszka", w ksiazce nie wystepuje. O tym, ze Gth zastrzelil Liska
za zle umycie wanny jest wspomniane, ale nie ma oczywiscie tego
Spielbergowskiego dramatyzmu i sceny, w ktorej Gth po rozmowie ze
Schindlerem "wybacza" chlopcu. Ta scena, a takze scena z dziewczyna w
piwnicy drazni mnie z powodow innych niz Jacka: jest to dosc podejrzany
sposob wmawiania widzowi, ze ci hitlerowscy oprawcy byli ludzmi
niezrownowazonymi psychicznie, ze byli <>.

Ale mozna to wziac na plus Spielbergowi. Jak sam mowi, a uwierzyc w to
nader latwo - tym razem staremu specjaliscie od dzialania na wyobraznie
widza zawiodla jego wlasna. Usilowal zrozumiec co sie stalo i dlaczego,
a wychowanemu w Ohio, w Arizonie, w srodowiskach co prawda zydowskich
ale kulturowo wykorzenionych, nie przyszlo to latwo. Na liscie Poland-L
dyskutowano przez trzy dni co on mial na mysli dziekujac publicznie
swojej zonie za podtrzymywanie go podczas koszmaru, ktory przezyl w
Polsce. Ludzie!! To *musial* byc koszmar! Scene na rampie w Auschwitz
ponoc z trzech dni kazal skrocic do jednego, twierdzac, ze nie jest w
stanie powtarzac ujec. 

Co do kwestii jezykowych, krytykowanych od pierwszego dnia wyswietlania
filmu - coz. Spielberg twierdzi, ze wszystko to bylo drugorzedne.
Znaczny procent Zydow krakowskich nosilo polskie imiona i z cala
pewnoscia mowilo po polsku, niektorzy glownie po polsku: srodowisko
bylo bardzo otwarte, znacznie bardziej niz na Wschodzie. Z wieloma
latwiej sie bylo porozumiec po polsku niz w Jiddisz. Na temat jezyka
uzywanego w obozie nie mam nic od siebie do powiedzenia, ale jezyk
polski wystepuje i w <> i w <>.

Spielberg uproscil i przykryl niejedno. Cala dzialalnosc "Emalii" jest
przedstawiona schematycznie, nie ma slowa na temat roznych machlojek i
sprzedawania produkcji na czarnym rynku, nie wystepuje w filmie w ogole
poprzedni wlasciciel fabryki, ktory w duzej mierze zarzadzal
produkcja.  Troche jego role przejal "ksiegowy" grany przez Bena
Kingsleya w stylu przypominajacym nieco grana przezen niegdys postac
Wiesenthala (moze dlatego zreszta Spielberg zaproponowal mu te role).
Nie ma slowa na temat postaci Goldberga, posrednika miedzy Schindlerem
a Zydami, dosc niejednoznacznego osobnika, ktory czesc "miejsc" na
liscie sprzedawal za pieniadze i inne korzysci osobiste. Te dosc
paskudna czesc historii Spielberg wykreslil calkowicie.

Nie ma nic na temat kontaktow Schindlera z organizacjami zydowskimi na
zewnatrz, a takie byly. W ksiazce Schindler w ogole jest dosc
klasycznym pozytywnym bohaterem, u Spielberga ma wiecej "duszy". Jego
"rozklejenie" sie po tym, gdy wszelkie niebezpieczenstwo minelo,
wyglada na dosc hollywoodzki dodatek i niektorych moich znajomych
rozdraznilo jako nieautentyczne.

Nie pamietam, aby oficer radziecki namawial Zydow do udania sie na
Zachod. Zdanie, ktore pamietam z filmu brzmi: "Nie wracajcie na Wschod,
tam was nienawidza. Na Zachod tez nie radzil bym wam jechac".

Wydaje mi sie, ze z prawie kazdej perspektywy, nawet i Polakow, ktorzy
podwazaja scislosc historyczna rezysera, film jest pozytywny, gdyz jest
poszukiwaniem dobra. Mysle, ze dlatego Lanzmann, tworca <>
nienawidzi tego filmu, uznal dawno, ze tego dobra nie ma, a
poszukiwania, czy to dokumentalne jak np. wlasnie skonczony film Marka
Haltera, z ktorym niedawno byl przedrukowany przez nas wywiad, czy
artystyczne, jak Spielberga, sa zdrada Holokaustu. U mnie Spielberg
zostawil dobra pamiec.

________________________________________________________________________

Michal Babilas  


                                LUKSEMBURG? 
                                ===========


Mili Panstwo,

Gdzies, ale nie pamietam gdzie, wyczytalem (paradygmat Lema sie
klania:  "po pierwsze - nie czytaja, po drugie - jezeli nawet czytaja,
to i tak nie rozumieja, po trzecie - nawet jezeli przeczytaja ze
zrozumieniem, to i tak zaraz zapomna"), ze laczna konsumpcja alkoholu
(w przeliczeniu na czysty spiryt) w Polsce jest mniej wiecej rowna tej
w USA (a ich jakby przeciez troche wiecej niz nas). Natomiast w
Zjednoczonych Emiratach Postradzieckich, wedlug bardzo szacunkowych
ocen, pije sie tyle, ile we wszystkich pozostalych panstwach swiata
lacznie. Pocieszenie zadne, ale ciekawostka owszem.

Pije sie w Polsce duzo. W Wielkopolsce szczegolnie duzo. Lokalny
dodatek <> radosnie donosi, ze, o ile srednia krajowa
to 10,1 litra, to w Poznanskiem osiaga sie 11,3 decymetra szesciennego
na statystyczne gardlo. I nie towarzyszy tej informacji zadna
refleksja, bicie w dzwony na trwoge, czy kasandryczenie posepne. Wrecz
przeciwnie, redaktory sie ciesza: bogaty region, zamozni mieszkancy,
niech pija, skoro ich na to stac.

Skutki picia wodki rozny maja wymiar. Jak doniosl <>
(sprzed swiat), w podpoznanskim Swarzedzu, pewien 40-letni pijany
mezczyzna wyszedl na tory, zdjal spodnie i wypial sie w kierunku
nadjezdzajacego pociagu "Eurocity Berolina". Ta nieortodoksyjna
demonstracja uczuc zakonczyla sie gwaltownie zgonem na miejscu. I potem
dziwic sie kolejarzom, ze strajkuja. Wyrzadzilby wam kto taki despekt,
tez byscie strajkowali.  Szkoda, ze nie napisano, w ktora strone jechal
pociag (z zachodu, na zachod) - sprawa mogla byc polityczna.

Upic sie mozna na smutno, mozna i na wesolo, mozna wreszcie i na
zaczepnie.  Tenze <> opisuje wyczyny pewnej pijanej
43-letniej kobiety w poznanskim tramwaju numer 3. Dzielna niewiasta
("hajduczek" - chcialoby sie rzec) potraktowala gazem lzawiacym w
aerozolu spora gromadke pasazerow oraz motorniczego. Dostalo sie
rowniez interweniujacemu (dosc niemrawo zapewne) patrolowi policji.
Swoja droga: sporych rozmiarow musial byc ten spray.

Najwieksze glupoty robi sie i pisze jednak na trzezwo. Pare dni temu
listonosz przyniosl mi list - perelke. Adres niby normalny: tytul,
imie, nazwisko, nr domu, ulica. I teraz juz musze zacytowac doslownie:
60-340 Poznan, *Luxembourg}. Ja juz bardzo dawno porzucilem zludzenia o
powszechnej swiadomosci lokalizacji geograficznej Poznania, a nawet
Polski jako takiej (swego czasu michalj@irc poczestowal
sluchaczy anegdotka, o tym, ze dla niektorych sysadminow z Danii
*.pl to jest <>), ale pewnej pikanterii
tej opowiesci dodaje fakt, ze nadawca inkryminowanego listu jest
National Geographic Society.  Moze jakby bylo International, to by
wiedzieli lepiej, ale i tak poruta.  Chociaz moze cos w tym jest -
zwlaszcza, skoro poczta doreczyla.  Notabene, swego czasu British
Council podejrzewalo mnie (czemu dano wyraz na pismie) o bycie
Chinczykiem, ale to juz zupelnie inna historia.

Telewizor powiedzial, ze w Warszawie, w prawidlowo zaparkowanym
samochodzie Porsche, znaleziono zwloki zastrzelonego mezczyzny.
Najmocniej wyakcentowana czescia tego <>, bylo to, ze samochod
byl prawidlowo zaparkowany. Nawet taka pewna nute rozzalenia mozna bylo
tam wyczuc. I ja to, w zasadzie, rozumiem. No, bo, jezeli samochod
bylby zle zaparkowany, to mozna by mandacik i po sprawie. A tak, trzeba
mitrezne a nieskuteczne dochodzenia wdrazac.

Gdybyscie sie Panstwo za jakis czas dowiedzieli z mass-mediow o
zwlokach w Poznaniu, w samochodzie Opel Kadett, to bede to zapewne ja,
pokarany za grafomanstwo dluga reka czytelnikow <>.

___________________________________________________________________________


List do redakcji

Michal Babilas


                     PASZKWIL CZWARTY, NA PASZKWILE
                     ==============================


W zwiazku z <> z 100 numeru <> malenki
follow-up. Uklony.


Zaczne od malej szmoncesowej anegdotki, przytoczonej onegdaj przez
samego Wankowicza. Wschodnie polacie II Rzeczpospolitej, Moryc
Rabinowicz wiezie narzeczona z miasteczka na pierwsza wizyte do swoich
rodzicow.  Droga podla, na ktoryms z wyboi kolaska zatrzeslo zdrowo,
Salcia fiknela kozla i  nakryla sie nogami. Szybko odzyskawszy
rownowage usadowila sie znow w pojezdzie i zagaduje do narzeczonego:
"Moryc, czy ty widziales moja zwinnosc w ten moment?" Ow, lekko
sploniony, odrzekl:  "Owszem, Salcia, widzialem. Tyle, ze u nas, na
wsi, to sie zupelnie inaczej nazywa."

Zapytacie sie Panstwo zapewne, jaki zwiazek maja ze soba Moryc, Salcia
i tekst Jacka Walickiego. Juz spiesze z wyjasnieniami. A wiec, Jacku,
przeczytalem z uwaga Twoje "Paszkwile". Cenie bardzo Twoja
przewrotnosc, choc u nas, na wsi, to sie zupelnie inaczej nazywa.

______________________________________________________________________

Marek Ancukiewicz  

                           LIST DO REDAKCJI


Kochana redakcjo!

Moje gratulacje i wyrazy podziwu za pieknie zlozony, setny numer
<>. Wyglada on wlasnie setnie, tak jak komputerowy periodyk
powinien wygladac.

Mam malutkie sprostowanie co do tekstu Jurka Krzystka, o drukowaniu na
nie-postkryptowej drukarce, przy uzyciu Ghostcripta (GS). Pisze on:
"Wydruk niestety nie bedzie tej samej jakosci". Otoz nie musi to byc
prawda. GS 2.6 (ktory jest "dobrem wspolnym" czyli w "public domain")
moze drukowac tak samo dobrze jak drukarka z Postscript'em (PS). Wiem,
bo mam zarowno drukarke z PS jak i bez.  Jedyna roznica w wydrukach to
nieco inna szerokosc lewego marginesu. Cala tajemnica dobrego wydruku
lezy w uzyciu oryginalnych, dobrej jakosci czcionek firmy Adobe; nalezy
je tak zainstalowac, aby GS 2.6 mogl z nich korzystac. Czcionki Adobe
trzeba, niestety, kupic. Podstawowy zestaw 13 krojow wystarczajacy do
drukowania <> kupuje sie wraz z Adobe Type Manager (cena ok.
$54). Wiekszy zestaw 35 popularnych krojow mozna kupic za \$129. Mozna
tez kupic CD ROM firmy Monotype z ogromna iloscia zakodowanych czcionek
PS (\$39), wowczas za licencje na uzycie jakiejs wybranej czcionki
placi sie dodatkowo ($15-$20).

Od kiedy zainstalowalem czcionki Adobe skonczyly sie moje klopoty z
Ghostscriptem, owszem nawet wole drukowac czasem plik PS przy uzyciu
GS, bo na moim szybkim komputerze jest to szybsze niz na dosc wolnej
drukarce postskryptowej. Pozdrawiam serdecznie.

________________________________________________________________________

Jurek Karczmarczuk

                Z PIWNICY INTROLIGATORA DYZURNEGO...
                ====================================


Chcielibysmy niniejszym serdecznie podziekowac Markowi Ancukiewiczowi,
a takze innym Czytelnikom, ktorzy nas obdarzyli cieplym slowem.  W
koncu po to to robimy. Szczegolne podziekowania naleza sie takze
nieocenionej redakcji Donosow, ktorzy nas tak ladnie zareklamowali,
ze nie wierzylismy wlasnym oczom gdy posypaly sie nowe zgloszenia
Czytelnikow. Mamy nadzieje, ze ten wspanialy dziennik tez kiedys
dostanie ogonki.

Wyjasniamy drobne nieporozumienie: uwaga o jakosci nie dotyczyla samego
PostScriptu, tylko faktu, ze na drukarkach innych niz <>
wynik moze byc gorszy. Choc na nowej drukarce typu ink-jet jest
znakomity!

Nasze eksperymenty z wersja PostScriptowa trwaja. Nadal nie jestesmy w
stanie przesylac rysunkow. Mozemy dolaczac do tekstu proste rysunki
kreskowe w PostScripcie, ale ilustracje jako tzw. bitmapy sa potwornie
pamieciochlonne co praktycznie uniemozliwia przesylanie ich poczta.
Dopiero PostScript <> umozliwia standardowo kompresje
ilustracji, ale sporo Czytelnikow nadal dysponuje jedynie starszymi
implementacjami PostScriptu. (Nb. GhostScript dysponuje wieloma opcjami
Poziomu II). A moze ktos z Czytelnikow bylby chetny pomoc mi napisac w
PostScripcie filtr kompresujacy? Wiem jak, nie mam czasu...

Nadal prosimy o alarmowanie nas o wszelkich nieprawidlowosciach. Ich
powodem bedzie zapewne przekroczenie jakichs limitow na drukarkach,
gdyz nie uzywamy niczego niestandardowego. Calkowicie typowe czcionki:
Times-Roman, Helvetica i Courier (oraz Symbol do znaczka Copyright) sa
dostepne w *kazdej* realizacji PostScriptu i maja standardowo
przewidziane diakrytyki: akcenty i ogonek. Litery L i l sa zakodowane
od razu. *Nie* uzywamy innych "polskich" czcionek, nie konstruujemy
ich, tylko nakladamy diakrytyki.

Proces konstrukcji jest nastepujacy. Zrodlowe teksty maja format
rozszerzonego ASCII, polskie litery sa kodowane wedlug protokolu
ISO-Latin 2, to znaczy, ze litery diakrytyczne maja kody powyzej 127,
np. "a" ma kod 177 itp. Mniejsza o szczegoly.  Tekst wzbogacony o pewne
formatujace makra jest przetwarzany przez \TeXa. Trudno o bardziej
powszechny i uniwersalny program montujacy stronice. Oczywiscie makra
formatujace sa napisane przez nas, wzorce dzielenia, ciagle
prowizoryczne, takze.

Wynik, ktory zawiera odwolania do plikow graficznych w formacie *EPS*
(<>) jest konwertowany do formatu PostScriptowego
przez program dvips, tez calkiem standardowy, publicznie dostepny na
wszystkich platformach i uzywany codziennie przez kilkadziesiat tysiecy
ludzi na swiecie zwlaszcza naukowcow formatujacych artykuly TeXem.

Co to jest PostScript? Jest to jezyk programowania sluzacy do
sterowania drukarka laserowa lub programem obslugi innych drukarek.
Zawiera proste instrukcje graficzne, jak rysowanie kresek, wypelnianie
figur, skalowanie, obracanie itp. Pozwala takze definiowac i
modyfikowac czcionki, i rysowac litery. Banalny program w Postscripcie
zawiera po prostu takie instrukcje, jak "przejdz do punktu (x,y) i
wydrukuj napis <> czcionka Helvetica-BoldItalic odp.
wielkosci".  PostScript jest "glupi", nie umie formatowac stronic, te
dzialania wykonuje TeX, a w poprzedniej edycji robil to FrameMaker
sterowany specjalnym robotem nazywajacym sie Jurek Krzystek.

Jak kodowac polskie teksty? Otoz moja filozofia jest nastepujaca:
*jakkolwiek*. Jesli nasz korespondent zna jakikolwiek sposob kodowania
polskich liter, niech skorzysta z niego, dokladnie nas informujac co
robi, a my juz skonwertujemy tekst. Jesli nie zna, podaje kilka
roboczych standardow.

Poniewaz w momencie przetwarzania przez \TeXa tekst jest zwyklym
ASCII, a polskie litery sa automatycznie traktowane jako tzw. aktywne
makra, oto jak <> kodowac a c e l n o s z z A C E L N O S Z Z

   \a\{} \'c \e\{} \l\{} \'n \'o \'s \'z \.z 

   \A\{} \'C \E\{} \L\{} \'N \'O \'S \'Z \.Z 


Ale je/sli kto/s chcia/lby mie/c np. w/lasn/a metod/e: ... - prosze
bardzo, byle bylo to jednoznaczne i byle przyslac nam probke. Jesli
ktos ma mozliwosci wpisywania w tekst nietypowych znaczkow, prosze o
kontakt, podam kody ISO-Latin 2.

W kazdym razie, jesli kiedys znajdzie sie w Poznaniu zwloki Michala
Babilasa w jego wspanialym prawidlowo zaparkowanym Oplu, to
niekoniecznie musi to byc reka Czytelnikow Spojrzen, zniecheconych jego
pure-nonsensem prosto z zycia. Moze to byc dluga reka introligatora
dyzurnego <>, czyli nizej podpisanego, ewentualnie Jurka
Krzystka, mimojego wrodzonej lagodnosci. My nie mozemy recznie wpisywac
tych diakrytyk kazdemu. (Ale planujemy automatyzacje procesu.)

A jesli ktos uzywa jakiegos standardowego inteligentniejszego edytora,
to co robic?

Otoz dla Worda 2 pod Windows mam gotowe polskie czcionki oraz makra
klawiaturowe pozwalajace je wpisywac przez Alt-litera, lub
Alt-Shift-litera. Wystarczy do mnie napisac, aby je dostac. 

Osoby, ktore wola uzywac edytor Word-Perfect wiedza, ze polska wersja
istnieje, a z konwersja ja juz sobie poradze (choc z klopotami:
standardowe filtry zamieniaja wszystkie polskie litery na znaczek
podkreslenia, wiec musze kombinowac.) Najlepiej jest sprobowac zapisac
tekst na dysku jako "zwykly", o ile to nie zniszczy kodowania polskich
liter. Jesli ktos wie jak konwertowac teksty z WP automatycznie ale bez
uszkodzenia prosze dac znac. Nie uzywam tego edytora.

Jesli komus nie odpowiada uzywanie formatujacych edytorow do pisania w
rozszerzonym ASCII, to ma racje. Ja osobiscie uzywam Micro-Emacsa pod
Windows. Mam oczywiscie polska czcionke ekranowa i odpowiednie makra
klawiaturowe. Tez do wziecia.

Dodatkowe informacje: <> kodujemy umieszczajac tekst miedzy
parami znakow <> - <>, <>.
Umieszczenie jakiegos fragmentu *miedzy gwiazdkami* daje *taki
wynik*, znaczy sie kursywe pogrubiona. Cudzyslowy piszemy calkiem
"normalnie", bez zadnych kombinacji z apostrofami, a wynik "wychodzi
tak". Myslnik czyli - to, zapisujemy jako dwie kreseczki: -- tak. A
normalne pogrubienie? |Prosze bardzo|, zapisujemy to |w ten sposob|.

(Osoby czytajace wersje ASCII niech zaluja, ze nic nie widza - przyp. JK)

I jeszcze kilka uwag dotyczacych czcionek PostScriptowych. Uwagi Marka
Ancukiewicza dotyczace koniecznosci kupna wszystkiego za $, a zwlaszcza
informacja, ze jak sie kupi CD-Rom z czcionkami Monotype, to trzeba
dodatkowo placic za <> jakiejs, sa po prostu przerazajace.
Prosze Panstwa! W naturze, tzn. w <>, ewentualnie w
archiwach zawierajacych <> istnieja gigabajty roznych
czcionek Adobe Type I. Istnieja edytory czcionek Adobe (format *jest*
publiczny) np. FontMonger, albo Fontographer, pozwalajace na konwersje
z TrueType na Type I i odwrotnie.  Poczawszy od Poziomu II Adobe
przestalo chronic standardowe czcionki:  kazdy moze sciagnac ich kroj i
w oparciu o informacje geometryczna stworzyc nowe, podobne.
Standardowych krojow *nie da sie* chronic patentami! Nie Adobe
wymyslilo Times! Moga sobie chronic i sprzedawac *plik definiujacy
czcionki*, ale copyright samego *kroju* jest niemozliwy.

Piszcie do nas i nie przejmujcie sie zlozonoscia problemu. Nie czekajcie
az Wasze wnuki zaczna latac nasze zaniedbania cywilizacyjne.

________________________________________________________________________
 
Redakcja "Spojrzen": spojrz@k-vector.chem.washington.edu
Adresy redaktorow:   krzystek@u.washington.edu (Jurek Krzystek)
                     zbigniew@engin.umich.edu (Zbigniew J. Pasek)
                     karczma@univ-caen.fr (Jurek Karczmarczuk)
                     bielewcz@uwpg02.uwinnipeg.ca (Mirek Bielewicz)
 
Copyright (C) by Jurek Karczmarczuk (1994). Copyright dotyczy wylacznie
tekstow oryginalnych i jest z przyjemnoscia udzielane pod warunkiem
zacytowania zrodla i uzyskania zgody autora danego tekstu.
 
Poglady autorow tekstow niekoniecznie sa zbiezne z pogladami redakcji.

Numery archiwalne dostepne przez anonymous FTP z adresu:
k-vector.chem.washington.edu, IP # 128.95.172.153. Tamze wersja
PostScriptowa "Spojrzen".

 ____________________________koniec numeru 101___________________________