______________________________________________________________________
                                            ___
             __  ___  ___    _  ___   ____ |  _|  _   _  _  ___
            / _||   ||   |  | ||   | |_   || |_  | \ | || ||   |
           / /  | | || | |  | || | |   / / |  _| |  \| || || | |
         _/ /   |  _|| | | _| ||   \  / /_ | |_  | |\  || ||   |
        |__/    |_|  |___|| | ||_|\_\|____||___| |_| |_||_||_|_|
                          |___|
_______________________________________________________________________
 
    Piatek, 1.04.1994          ISSN 1067-4020             nr 100
_______________________________________________________________________
 
W numerze:

            Jurek Karczmarczuk - Szampana dla wszystkich!
                Jurek Krzystek - ... i ostrygi!
                 Jacek Walicki - Trzy paszkwile
                 Jurek Osipiuk - AIDS-Duesberg-HIV
                 Neal Acherson - Zyczliwa ignorancja
               Jolanta Stouten - Jajka wielkanocne

_______________________________________________________________________

Przyjmijcie od nas najserdeczniejsze zyczenia Wielkanocne. Niech Wam
dopisze i wiosna i rodzinna atmosfera i wszystko, co polakom kojarzy
sie z tym swietem, zarowno w sferze duchowej, jak i przyziemnej.
Redakcja.

_______________________________________________________________________

Jurek Karczmarczuk

                      SZAMPANA DLA WSZYSTKICH!
                      ========================


Najczcigodniejszy Czytelniku! 

Dotarlismy cudem jakims do setnego numeru, wypada wiec oddac poklon
zwyczajom ludowym i napisac felieton okolicznosciowy. Mozna przypomniec
poczatkowe dzieje <>, ktore wcale nie mialy w zamierzeniu byc
magazynem, lecz raczej moderowana lista dyskusyjna. Mozna troche
ponarzekac, np. ciagle nie mamy czasu, co niezwykle zdziwi przecietnego
czytelnika, ktory zapewne ma go za duzo...

Moze jednak sprobuje wyobrazic sobie co dalej. Jedno nie ulega
watpliwosci: tzw. gazeciarstwo nie jest zajeciem dla amatorow. Mozna
przez czas jakis redagowac gazetke scienna, albo elektroniczna, ale w
koncu sie przezyje. Znudzi sie zarowno Czytelnikom, jak i redakcji.
Przerzucimy sie na inne sposoby zuzywania wolnego (hmm...) czasu.

Setny numer nie jest zadna cezura. Ci, ktorzy czytaja jedynie wersje
ASCII na ekranie byc moze zauwaza tylko okragly numer i felieton
okolicznosciowy, oraz kilka uwag dotyczacych zmian w dystrybucji.
Jesli jednak ktos czyta wersje PostScriptowa winien zauwazyc pewien
techniczny postep. Mamy wreszcie *naprawde* polska gazetke, z pelnia
polskiej diakrytyki, z dzieleniem wyrazow niedoskonalym, ale nie o
wiele gorszym niz w wielu czasopismach profesjonalnych, z elementami
graficznymi...  Coz wiecej do szczescia trzeba
zapalencom-perfekcjonistom?
 

Ktos powie: tresci, kochani, tresci! A ja na to odpowiem: o nie! Tresc 
jest potrzebna Wam i nam jako *czytelnikom*. Teraz chodzi o forme.
Chcielibysmy, aby inicjatywy podobne do <>, a ktorych jest
mrowie, od niesmiertelnych <> poczynajac, co jakis czas jednak
podnosily poprzeczke i pod wzgledem prezentacji. Zeby nie mowiono, ze
ambicje kulturowe to ci Polacy maja. Z nowoczesnych srodkow przekazu
informacji korzystac sie nauczyli. Ale sloma z butow dalej im
wylazi...

Tymczasem *prawdziwych* gazet elektronicznych jest juz sporo.
Pojawiaja sie czasopisma profesjonalne, np. medyczne, rozsylane
wylacznie ta droga. Zwiekszanie sie przepustowosci kanalow powoduje, ze
multi-media przestaly byc kosztowna zabawa. Za kilka lat gazety beda
animowane i z dzwiekiem. Zatrze sie roznica miedzy prasa a telewizja.
Roznica ta moze w koncu bedzie polegala na tym, ze telewizja bedzie dla
tych, ktorzy wola siedziec na kanapie z drinkiem w jednej rece a
zapperem w drugiej i beda biernie pochlaniac to co akurat przelaczony
kanal ma do zaoferowania.

A czytelnicy Nowej Prasy beda siedzieli przy swoich terminalach o
rozmiarach i wadze przecietnego <> czy <>, co jakis
czas, np. raz na dzien, czy miesiac, beda wtykali odpowiednia wtyczke
do jakiejs dziurki w domu, czy w pracy i odbierali swoj abonament, a
nastepnie beda selektywnie, hyper-tekstowo czytali to co ich
interesuje. A ci, ktorzy zaplaca dodatkowo, beda mogli uniknac
ladowanych nachalnie na ekran glupich reklam np. ziolowych srodkow na
wieczna mlodosc i kaset video z Ludowymi Zabawami. A co, wtedy Polacy
maja byc skazani na odbior tekstow produkowanych przez osoby i
urzadzenia, ktore ignoruja polski alfabet?

Wiec byle do przodu. To co teraz zrobilismy to jest prawie zero, nic.
Ale ma byc swiadectwem, ze nam zalezy. Dziekujemy Wam wszystkim za
duchowe wsparcie. Dzieki <> intensywniej czytalismy polska
prase, a takze zaczelismy patrzec z nieco dojrzalsza, tolerancyjna
rezerwa na rozne dziwne zjawiska w Polsce, ktore zbyt czesto wsrod
Polakow z agranica budza niepotrzebnie histeryczne lub zgryzliwe reakcje.

Od Was zalezy czy i kiedy ukaze sie nastepny felieton okolicznosciowy.
A jesli wsrod Was znajdzie sie ktos, kto zechce przylaczyc sie do
zespolu redakcyjnego, komu w przyszlosci bedziemy mogli przekazac
paleczke z calym dobrodziejstwem inwentarza, zwiekszy to szanse
przetrwania <>, lub jakiejs mutacji naszego projektu. Na
razie prosimy o przekazywanie nam wszelkich uwag technicznych,
problemow z wydrukiem, z formatem strony itp. Podkreslamy, ze
automatyki w redagowaniu <> jest niewiele. Osoby piszace do
nas prosbe o subskrypcje w formacie przewidzianym dla jakiegos
listservera zechca wziac pod uwage, ze ich list przeczyta ludzkie oko i
ludzka reka podrapie sie w ludzka glowe.

Niedlugo pozwolimy sobie na krotka ankiete majaca na celu lepsza
orientacje odnosnie technicznych zasobow w dyspozycji Czytelnikow i
sposobu odbierania <>. Na razie pieknie dziekujemy jeszcze
raz. 

________________________________________________________________________

Jurek Krzystek

                           ... I OSTRYGI!
                           ==============


Rzecz dzieje sie dawno temu, jeszcze za czasow realnego
socjalizmu. W restauracji III kat. "Smakosz" klient wola do kelnera:

- "Panie starszy, szampan i ostrygi!"

- "A konkretnie?"

- "Pol litra i ogorek".

Byc moze z naszymi <> bedzie podobnie, ale mimo to robimy
mala rewolucje. Od tego, setnego numeru zasadnicza wersja <>
staje sie wersja PostScriptowa. Wersja ASCII bedzie jakby jej uboga
siostra.

Zdajemy sobie sprawe, ze wersje PS czyta mniejszosc Czytelnikow, ale
tez uwazamy, ze nalezy promowac postep, podnoszac poprzeczke. W kazdym
razie wyglada na to, ze stajemy sie pierwszym periodykiem polskim
przenoszonym normalna poczta elektroniczna, a zachowujacym pelna polska
diakrytyke, przenoszenie wyrazow itp.

Zachecamy do czytania wersji PS - wyglada *duzo* lepiej niz wersja
ASCII. Przewidziane sa w niej rowniez ilustracje, o ile uda sie
opanowac ich kodowanie bez zbytniego rozszerzenia objetosci numeru.
Plik PostScriptowy daje sie czytac z ekranu przy uzyciu programow, tzw.
<>, ktore sa dostepne w <>. Oczywiscie
najladniej wyglada na papierze. Wierzymy, ze laserowe drukarki
PostScriptowe staja sie coraz dostepniejsze, szczegolnie na
uniwersytetach. Z braku drukarki PostScriptowej, <> daja
sie wydrukowac rowniez na zwyklej drukarce laserowej, a takze na 
drukarkach typu Ink-Jet, czy zwyklych mozaikowych, pod warunkiem
posiadania odpowiedniego oprogramowania, n.p. <>,
dostepnego publicznie. Wydruk niestety nie bedzie tej samej jakosci.

Wraz ze zmianami, o ktorych wyzej, dokonuja sie pewne zmiany w
dystrybucji. Otworzylismy u siebie serwis anonymous FTP. Adres bedzie
podawany w stopce, ale warto go podac i tutaj:
k-vector.chem.washington.edu (128.95.172.153). Bedzie to nasze
*oficjalne* redakcyjne archiwum, gdzie beda przechowywane *wszystkie*
numery <>. Poniewaz w najblizszej przyszlosci czeka nas
zmiana twardego dysku polaczona ze zmiana systemu operacyjnego
komputera, moga nastapic chwilowe przerwy w pracy tegoz. Prosimy o
cierpliwosc i wyrozumialosc. Po upewnieniu sie, ze nowy system jest
stabilny, zainstalujemy rowniez <>. <> beda
dostepne jak dotad na innych serwerach (AGH w Krakowie, "Poniecki" w
Berkeley i "Laserspark" w Australii), ale byc moze z pewnym
opoznieniem. W kazdym przypadku najpewniejsza metoda otrzymywania ich
*na biezaco* bedzie bezposrednia subskrypcja, albo pobieranie ich z
k-vectora.

Przestawienie sie na wersje PostScriptowa z polska diakrytyka
implikuje, ze teksty nadsylane do nas powinny miec zakodowane polskie
litery. Sluzymy wszelka pomoca i informacja jak to robic. Zamieszczone
w niniejszym numerze artykuly byly w duzej czesci pisane jeszcze
*przed* decyzja przejscia na pelna diakrytyke, mielismy sie wiec okazje
przekonac, ile dodatkowej pracy kosztuje przerabianie *gotowego*
tekstu. Nie jest to praca ponad ludzkie mozliwosci, ale tez nie
jestesmy w stanie tego robic regularnie. W przyszlosci byc moze
powstanie slownik wyrazow zawierajacych znaki diakrytyczne i sprawe
uprosci.

Po wszelkie informacje natury technicznej prosimy pisac do Jurka
Karczmarczuka, ktory jest glownym technicznym autorem dokonujacych
sie zmian.

________________________________________________________________________

Jacek Walicki 


                         TRZY PASZKWILE
                         ==============

                      *Paszkwil na Akademie*


Wiedza jest warunkiem koniecznym dla sukcesu - jednostki i grupy.
Tradycyjnie, od pieciu wiekow, zrodlem tej wiedzy jest Akademia.
Jednak, jak pisze <>, "today, the knowledge is too
important to be left to academics." Jeszcze trzydziesci lat temu
Akademia byla uosobieniem kolektywnej madrosci, zrodlem rozwiazan
spolecznych i technologicznych. Spoleczenstwa przekonane zostaly, ze
obfite lozenie na wyzsza edukacje, i to podwojnie, z podatkow, i
wlasnej kieszeni jest niezbednym elementem nowoczesnego panstwa.
Niestety, te pieniadze zostaly w wiekszosci roztrwonione, lub wrecz
sprzeniewierzone. Bo jak inaczej okreslic lozenie przez ciezko
pracujacych ludzi na grupe spoleczna, ktora sie domaga pieniedzy,
przywilejow; a jednoczesnie odmawia rozliczania sie z tychze i wynikow.
Nie wszyscy oczywiscie, nie wszyscy... Znakomita wiekszosc.  I te uwagi
odnosze w rownej mierze do Akademii angielskiej, niemieckiej,
amerykanskiej, polskiej... Nieszczesciem jest tez to, ze ponure wzorce
roszczeniowych postaw przenoszone sa do krajow trzeciego swiata, ktore
funduja sobie cudactwa a la OxBridge.

Akademia jest sobie sama winna. Udaje, ze potrafi byc odpowiedzia na
potrzeby edukacji i nauki, dla wszystkich i wszedzie. Chce prowadzic
wielodyscyplinarne badania, uczyc literatury i tolerancji, stanowic
podstawe przemyslowych parkow (np. NC Research Triangle, i podobne)
itp. itd. Zadna sensownie dzialajaca firma (czy wytwarzajaca, czy
uslugowa) nie pozwolilaby sobie na tak niejasna misje. Zatem to, ze
Akademia ma marne wyniki na kazdym z wymienionych frontow nie powinno
nawet dziwic. Jest to fizycznie niemozliwe.

Lozenie na nauke/research/edukacje tak jak sie to odbywa w ciagu
ostatnich 30-40 lat musi sie zmienic. W ciagu ostatnich dziesieciu lat
przemysl zwiekszyl dotacje na akademicki research czterokrotnie (ponad
1 miliard $ rocznie). Z tymi pieniedzmi wiaza sie znacznie
"ciasniejsze" metody kontroli i zarzadzania, oraz zwracanie uwagi na
rezultaty. I bardzo dobrze. Jezeli setki tysiecy pracownikow nauki
domaga sie niezaleznosci, ktora sie moze nalezala Albertowi E. w
Princeton, to jest to absurd.

Wszelkie gornolotne slogany o edukacji przyszlych pokolen nie przykryja
faktu, ze Akademia (tj. szkoly tzw. wyzsze) robi to w tak marny sposob,
ze nie zasluguje na nic tylko na dobrego, solidnego, otrze>>zwiajacego
kopa. A jesli chodzi o poprawianie bytu ludzkiego i korelacje pomiedzy
edukacja a mierzalnymi efektami, to znacznie bardziej potrzebne jest
lozenie pieniedzy na szkolnictwo podstawowe i srednie (i to glownie na
dziewczeta). Te kraje, ktore tak wlasnie funkcjonuja (Korea Pld.,
Japonia) wydaja duzo na szkolnictwo ogolne, a malo na uniwersyteckie.
Bo w skali makro nie jest tak wazny statosferyczny poziom kilku
rozpieszczonych "geniuszkow" jak ogolny poziom wyksztalcenia mas. Tak
- mas. Dowiedzione jest takze, ze najlepszym srodkiem kontroli
populacji jest stopien wyksztalcenia dziewczat. Ale to inna
dyskusja...


                       *Paszkwil na Przemysl*


Akademia to godny starzec - kostyczny, uparty, przekonany o swojej
wyzszosci, otoczony podobnymi sobie, wiec niezdolny do krytycznego
spojrzenia i zatem zmiany.

Przemysl natomiast to psychotyczny mlodzian. Pozadajacy okrutnie,
czesto na oslep, i bez ogladania sie na konsekwencje; rownie zdolny do 
wytrwalej pogoni za dziewiczym celem, co do ambarasujacej impotencji
i chybionej produkcji.

Firma ma jeden cel - maksymalizacje zysku. Instynkt podpowiada bestii,
ze osiagnie to poprzez totalna dominacje rynku. Wszystkie dzialania
sa temu podporzadkowane. 

Jasnosc celu sprzyja efektywnosci dzialania.
Jest to jednak efektywnosc drwala uzywajacego olbrzymiej maszyny
do trzebienia lasu. Pada go duzo i szybko, a drwal, ktory tak 
"efektywnie" zadanie wykonal, zostaje bez pracy. Choc to przyklad
konkretny, to i tez analogia na dzialanie wielu firm.  

Jednoczesnie wielkie firmy zachowuja sie jak rozpuszczone nastolatki.
Dwie wielkie firmy najpierw wykonuja ornamentalny taniec godowy
prowadzacy do 35-miliardowego zwiazku, a potem nagle wszystko 
odwoluja, zwalajac to na krzywe spojrzenie Wuja Sama. Wyrachowane,
ale histeryczne i egoistyczne zachowanie. I to bez zadnego 
przejmowania sie tym, ze tysiace zyc, rodzin sa w takich ukladach
pomiatane jak nic nie znaczace liscie...

Firma przez to, ze jest tak efektywna w swoich dzialaniach, tyranizuje
jednostki i panstwo domagajac sie <> dla swoich dzialan,
niby w imie dobra jednostki. Efekty indolencji przemyslowych bonzow sa
przerazajace. A za ich bledy i krotkowzrocznosc placa zawsze podatnicy.
Bezposrednio, tracac prace, i posrednio, gdy firmy szantazuja panstwo
domagajac sie pokrycia swych strat. W 1980 suma miliarda dolarow za
wyciagniecie Chryslera z tarapatow wydawala sie ogromna. Dziesiec lat
po>>zniej kryminalne zachowanie, glupota, chciwosc i
nieodpowiedzialnosc bonzow finansowych doprowadzily do zalamania sie
systemu <>, co kosztuje podatnikow ok. 300 miliardow
dolarow (a moze i piecset).

Efektywnosc (<>) przemyslu amerykanskiego bije w tej 
chwili inne kraje uprzemyslowione (Japonia jest na poziomie 90%,
Niemcy ok. 70%). Pieknie, ale jak to osiagnieto? Glownie przez 
zwiekszona eksploatacje zredukowanej bazy roboczej. Czyli - mniej
ludzi robi wiecej, za mniejsze pieniadze. Czy maja sie lepiej?

A rozwarstwienie spoleczne (dochodowe) nastepuje szybko. Zwlaszcza w
Polsce - najszybciej ze wszystkich krajow wschodnioeuropejskich. Czy
taka ma byc cena za ponad tysiacprocentowy przyrost na mizernej
polskiej gieldzie?

Dyskusja na powyzszy temat jest trudna. Zwlaszcza w obliczu
triumfalnego marszu kapitalizmu przez swiat. Zwlaszcza ten wschodni.
Wielu ma pawlowowski odruch - jak nie "kapitalizm", to znaczy
"komunizm".  Co oba pojecia maja oznaczac, nie jest wazne. Koniec
dyskusji.  Mam jednak nadzieje, ze nie...



                       *Paszkwil na Inteligencje*
                       

Inteligencja wszedzie taka sama. <> i tyle. Ale cos
w tej polskiej jest innego. Prawie zaden inny kraj nie mial w XX wieku
takiego odplywu emigracyjnego, a w tej rzece glowny nurt to
"inteligencja".  Nie oznacza to, ze emigracyjna inteligencja to
wiekszosc polskiej inteligencji, lub ze definiuje ona Polske; ale na
pewno ta emigracja, inteligencka przynajmniej, Polske odzwierciedla.
No i coz widzimy? (tu i tam)...

Polska inteligencja nie wie, skad sie wywodzi ani dokad dazy. W duzym
stopniu jest to zasluga polskiego szkolnictwa; ale rownie istotne jest
wrecz chroniczne lenistwo intelektualne reprezentowane zwlaszcza przez
najmlodsze pokolenie.

Zreszta nie ma sie czemu dziwic - gdy tylko 6% Polakow ukonczylo
jakies studia. Zaraz pewnie tez uslysze, ze przeciez te 20 czy 30% z
innych krajow to sie do *nas* nie umywa, wiec i tak jestesmy lepsi...
No wlasnie - mamy niezbite przekonanie o wlasnej wyzszosci, przy
jednoczesnie bardzo marnej znajomosci swiata, jego historii i wlasnej
historii tez. Mamy demokratycznie wybranych przedstawicieli, ktorzy,
poza kilkoma wyjatkami, wykazuja zenujace nieprzygotowanie do roli -
rzadzenia, czy li tylko zarzadzania.

Spojrzmy glebiej. Jezeli polska inteligencja znika dzisiaj, to czym
byla wczoraj? Otoz, w swej masie, istniala pozornie. W znacznej mierze
byla to warstwa prawdziwie pasozytnicza, nie w tym wyswiechtanym
marksistowskim sensie, ale praktycznie. Ukazem cale spoleczenstwo
lozylo na wyksztalcenie grupy, ktora uwazala sie za uprzywilejowana i
tych przywilejow warta. Byloby to smieszne, gdyby nie bylo prawdziwe i
szkodliwe.

Janusz Mika (<> nr 98) pisze o tym, jak polska inteligencja
rozmywa sie gwaltownie i wtapia w warstwe srednia. Uwazam, ze jest to
bledna analiza sytuacji. Polska inteligencja zawsze byla wlasnie tylko
warstwa srednia, ale z pretensjami do wyzszosci, i bez
pozytywistycznych zdolnosci prawdziwej warstwy sredniej.

Janusz Mika powtarza frazes o roli inteligencji jako straznika polskiej
kultury. Sadzac po efektach, straznik przespal wielokrotne wlamania,
gwalty i podpalenia. Albo moze jednak jest i bylo tak, ze to nie
inteligencja ma prawo uzurpowac sobie pozycje nosnika czegokolwiek?...

Niektorzy, Janusz M. wsrod nich, wymieniaja jednostki, ktore odegraly
ogromna role w tworzeniu i kontynuacji polskiej kultury. Ale wlasnie
- jednostki. Nie ma ich rola nic wspolnego z domniemana, a
praktycznie nigdy nie spelniona, rola tzw. "polskiej inteligencji".

Rafal Maszkowski [piszacy czesto na soc.culture.polish - przyp.red.] w
swoim .sig ma celnego Leca - cos o tym, ze opinia publiczna powinna
byc zaambarasowana swoim nieistnieniem. Tak naprawde ta obserwacja
znakomicie odnosi sie do polskiej inteligencji.


                                       Jacek Walicki
                                       Fort Collins
                                       Marzec 1994

__________________________________________________________________

Jurek Osipiuk  



                     AIDS-DUESBERG-HIV
                     ===================

Oficjalna historia AIDS (Acquired Immunodeficiency Syndrome) rozpoczela
sie 12 lat temu. Wtedy to, w 1982 roku scharakteryzowano nowa chorobe
zakazna wystepujaca wsrod homoseksualistow i osob bioracych dozylnie
narkotyki. Rok pozniej dwa laboratoria, niezaleznie od siebie, jedno w
USA, drugie we Francji, wyizolowaly nowy wirus z grupy retrowirusow
(grupa wirusow stosujaca RNA, zamiast DNA, do przechowywania informacji
genetycznej). Zasugerowano rowniez, ze wirus ten, nazywany obecnie
wirusem HIV (Human Immunodeficiency Virus) moze byc przyczyna AIDS. W
kwietniu 1984 roku oficjalnie potwierdzono te sugestie.

Dane szacunkowe na temat ilosci przypadkow AIDS nie sa zgodne i podaja
od 0.5 do 2 milionow chorych. Zas liczbe osob zakazonych wirusem HIV w
1993 okreslano nastepujaco:

      Afryka Srodkowa i Poludniowa          > 8   mln

      Azja Poludniowa/Poludniowo-wschodnia  > 1.5 mln 
 
      Ameryka Lacinska i Karaiby              1.5 mln

      Ameryka Polnocna                      > 1   mln

      Europa Zachodnia                        0.5 mln

      Afryka Polnocna i Bliski Wschod       > 75 tys.

      Europa Wschodnia i Azja Srodkowa        50 tys.

      Azja Wschodnia i polnocny Pacyfik     > 25 tys.

      Australia i poludniowy Pacyfik        > 25 tys.

Poczatkowa reakcja organizmu ludzkiego na zakazenie wirusem HIV jest
typowa dla zakazen wirusowych. Przez kilka tygodni po infekcji wirus
szybko sie rozmnaza az do chwili, gdy organizm zacznie wytwarzac
specyficzne przeciwciala (zwykle po 3-8 tygodniach od infekcji).
Zatrzymuje to rozwoj wirusa i liczba jego czasteczek spada do bardzo
niskiego poziomu. Az do wystapienia choroby AIDS (przecietnie po 10
latach od infekcji) wirus HIV pozostaje w organizmie w postaci utajonej
- prawdopodobnie DNA kodujace informacje genetyczna wirusa jest
zintegrowane z ludzkim DNA. Glownym efektem pojawienia sie AIDS, obok
uaktywnienia wirusa HIV, jest zmniejszenie ilosci limfocytow CD4+
(grupa bialych krwinek nazywana tez limfocytami wspomagajacymi T).
Zanik tych komorek prowadzi do obnizenia kontroli wytwarzania
przeciwcial, co zwieksza podatnosc organizmu na zakazenia
mikroorganizmami i na rozwoj nowotworow. Prawdopodobnie efekt ten jest
glownym czynnikiem umozliwiajacym rozwoj syndromu AIDS. Wlasnie to
obnizenie odpornosci organizmu umozliwia rozwoj jednej z 26 chorob AIDS
(tj. 26 roznych chorob rzadko wystepujacych bez udzialu wirusa HIV),
ktore sa bezposrednia przyczyna smierci chorych (przecietnie 11 lat od
chwili infekcji wirusem HIV).

Nieznany jest mechanizm dzialania wirusa. Mimo pokazania w warunkach
laboratoryjnych bezposredniego niszczenia komorek CD4+ przez wirus HIV,
nie potwierdzono wystepowania tego zjawiska w zywych komorkach
ludzkich. Nie jest obecnie znany zaden lek badz szczepionka skuteczna
w zwalczaniu AIDS. Amerykanski lek AZT, uznawany przez dlugi czas za
najbardziej skuteczny w spowolnianiu rozwoju choroby, okazal sie po
badaniach w Europie calkowicie nieskuteczny. Ilosc znakow zapytania nie
zmniejsza sie pomimo ogromnych wydatkow (ostatnio 2-4 miliardy $ przez
sam rzad USA) i ilosci publikacji (ponad 60 000).


                     ****************************


Glowna postacia mojej wypowiedzi jest Peter Duesberg, profesor biologii
molekularnej Uniwersytetu Kalifornijskiego w Berkeley. Jest on
czlonkiem amerykanskiej Akademii Nauk i zaslynal z kontrowersyjnych,
ale prawdziwych pogladow w dziedzinie wirusologii i genow wywolujacych
nowotwory. Sam Duesberg nie pracuje w laboratorium i swoja wiedze na
temat AIDS czerpie z publikacji innych badaczy. Od 1987 roku twierdzi
on, ze wirus HIV nie ma nic wspolnego z wywolaniem AIDS. Jako punkt
wyjsciowy przeciwko hipotezie laczacej HIV i AIDS uznal on nastepujace
spostrzezenia:


1. HIV bylby pierwszym wirusem, w ktorego przypadku test na obecnosc
przeciwcial u chorego byl wskaznikiem choroby (od niedawna
wyznacznikiem choroby AIDS jest obnizenie ilosci komorek CD4+).
Powodowalo to automatyczne zaszeregowanie kazdego chorego do syndromu
AIDS, jesli stwierdzono u niego przeciwciala przeciw HIV. Zwykle
obecnosc specyficznych przeciwcial w organizmie swiadczy o zwalczeniu
choroby, a w tym przypadku AIDS pojawia sie po 10 latach od chwili
zakazenia i zneutralizowania wirusa HIV przez przeciwciala.

2. HIV bylby pierwszym retrowirusem wywolujacym choroby u ludzi. U ludzi
wystepuje zwykle od 100 do 150 retrowirusow (w formie utajonej, tak jak
HIV, ale zwykle w wiekszych ilosciach). Ponadto retrowirusy zwykle nie
zabijaja zakazonych komorek.

3. Wskaznik smiertelnosci oceniany w przypadku infekcji wirusem HIV jest
o 50 - 100% wiekszy niz w przypadku pozostalych wirusow ludzkich.

4. Wirus HIV po zakazeniu i unieczynnieniu przez przeciwciala pozostaje
w organizmie w postaci utajonej. W czasie rozwoju choroby AIDS, HIV
wystepuje w 1 na 500-3000 limfocytow T. Daje to srednia 0.1%
zakazonych komorek. Szybkosc regeneracji komorek wynosi co najmniej 3%
w ciagu 2 dni, czyli w czasie jaki jest potrzebny wirusowi HIV by
zakazic nowa komorke.

5. W Ameryce Pn. i Europie Zach. AIDS atakuje teoretycznie najsilniejsza
czesc spoleczenstwa tj. mezczyzn w wieku 20-40 lat. Faktycznie jednak
62% chorych na AIDS to homoseksualisci, 32% - stosujacy narkotyki
dozylnie, 2% - osoby po transfuzji krwi, 1% - hemofilicy. Pozostale
3% to glownie noworodki.


Opierajac sie na statystykach opracowanych przez siebie, Duesberg
rozdziela calkowicie dwie epidemie AIDS: jedna w Ameryce Pn. i Europie
Zach., druga w Afryce. Epidemia w Afryce dotyczy calej populacji i jest
rowno podzielona pomiedzy plcie i grupy wiekowe. Choroby AIDS w Afryce
sa typowymi chorobami na tym kontynencie: glownie goraczka, biegunka,
gruzlica, "slim desease". Nie wystepuje w Afryce zapalenie pluc
wywolane przez pierwotniaka <>, ktore stanowi 50%
przypadkow AIDS w Ameryce, przy czym pierwotniak ten wystepuje w
organizmie kazdego czlowieka. Zaskakujace sa roznice w
prawdopodobienstwie wystapienia AIDS wsrod osob zakazonych wirusem HIV.
Wg Duesberga w Ameryce srednia roczna liczba przypadkow AIDS stanowi
3-4% grupy osob zakazonych wirusem HIV, w Afryce zas - 0.3%. Czyli
sredni czas pomiedzy zakazeniem, a rozwinieciem AIDS musialby byc 10
razy dluzszy w Afryce niz w Ameryce.

Jednym z glownych zarzutow Duesberga wobec teorii AIDS jako choroby wirusowej
sa niezgodnosci z postulatami Kocha.

Pierwszy postulat mowi, ze wirus pojawia sie w kazdym przypadku choroby
i w ilosci wystarczajacej by wywolac chorobe.

Wg Duesberga ilosc wirusa jest niewystarczajaca, by zniszczyc ilosc
komorek porownywalna z iloscia komorek nowopowstajacych. Ponadto, rozne
publikacje podaja sprzeczne ilosci wirusa HIV u chorych. Czasami ilosc
wirusow w okresie utajenia jest wyzsza niz w czasie rozwoju AIDS.
Duesberg rowniez podaje przypadki AIDS bez obecnosci wirusa HIV i
przeciwcial przeciw HIV u chorych.

Drugi postulat Kocha mowi, ze czynnik chorobotworczy nie powinien wystepowac
w innych chorobach. 

W przypadku AIDS jest to trudne do okreslenia, gdyz AIDS grupuje 26
roznych chorob, ktore moga tez wystepowac samodzielnie. Wg Duesberga, 
choroby te zostaly sztucznie zgrupowane. Kazda grupa chorych na AIDS ma 
"wlasne" choroby i prawdopodobienstwo rozwiniecia AIDS po zakazeniu HIV. 

U homoseksualistow zwykle wystepuje miesak Kaposiego przy ryzyku wystapienia
AIDS wynoszacym 4-6%,
  narkomani - gruzlica; 4-6%,
  hemofilicy - zapalenie pluc, przypadkowe zakazenia; 1-2%,
  chorzy po transfuzji - zapalenie pluc, przypadkowe zakazenia; 50%,
  noworodki - zespol otepienia ("dementia"), zakazenia bakteryjne; 25%.


Trzeci postulat mowi, ze po izolacji wirusa i zakazeniu nim zdrowej
osoby, powinny wystapic objawy choroby wirusowej.

Od 1983 roku zakazono wirusem HIV ponad 150 szympansow. Pomimo wykrycia
przeciwcial przeciw HIV, zaden z szympansow nie rozwinal choroby AIDS. 
I znowu Duesberg podaje publikacje opisujace przypadkowe zakazenia wirusem 
HIV u ludzi i brak wystapienia AIDS.

Duesberg krytykuje dane, na ktorych opiera sie hipoteza HIV-AIDS.
Twierdzi on, ze wiele wynikow jest niepowtarzalnych - istnieja
doniesienia o niewystepowaniu wczesniej opisanych zjawisk, jak np.
bezposredniego niszczenia komorek CD4+ przez wirus HIV, czy tez
aktywacji wirusa w czasie rozwoju choroby AIDS. Zarzuca on tez brak
odpowiednich badan kontrolnych - badan wsrod osob nie zakazonych
wirusem. Duesberg zaprzecza rowniez temu, ze HIV jest nowym wirusem. Wg
niego procent spoleczenstwa amerykanskiego zakazonego wirusem
ustabilizowal sie na poziomie 0.4%, co swiadczy, ze wirus ten wystepuje
w Ameryce od dawna.

Jakie w takim razie moga byc powiazania pomiedzy HIV a AIDS?  Duesberg
nazywa HIV pasazerem choroby AIDS. Z chwila oslabienia systemu
odpornosciowego poprzez AIDS, uaktywnianych jest wiele mikroorganizmow,
ktore byly skutecznie hamowane przez sily organizmu i pozostawaly w
utajeniu. HIV jest tylko jednym z wielu takich organizmow.

Co powoduje AIDS wg Duesberga? Odrzuca on mozliwosc, ze AIDS jest
choroba zakazna badz wirusowa. Zrodlem AIDS w Ameryce mialoby byc
nadmierne stosowanie lekow i narkotykow. Duesberg laczy pojawienie sie
AIDS ze wzrostem "spozycia" narkotykow po wojnie w Wietnamie. W
przypadku samej kokainy, stosuje ja regularnie okolo 8 milionow
Amerykanow. Wsrod stosujacych "twarde" narkotyki przoduja mezczyzni w
wieku 20-40 lat, czyli grupa spoleczenstwa najbardziej narazona na
AIDS. Uzycie narkotykow w medycynie rowniez znacznie wzroslo.
Amerykanskie pogotowia ratunkowe w latach 80-tych 24-krotnie zwiekszyly
uzywanie lekow opartych na kokainie. Wsrod homoseksualistow popularne
sa afrodyzjaki oparte na azotanach. Chetnie tez siegaja oni po
tradycyjne narkotyki. Przyczyna rozwoju AIDS wsrod hemofilikow moze byc
skumulowanie chemicznych badz tez naturalnych czynnikow w preparatach,
ktore musza oni przyjmowac. Nawet AZT, uznawany do niedawna za lek
przeciw AIDS, uwazany jest przez Duesberga jako czynnik stymulujacy
AIDS. Wg Duesberga jedyna logiczna mozliwoscia wyjasnienia rozwoju
epidemii AIDS jest opracowanie hipotezy zaleznosci AIDS od stosowania
lekow i narkotykow.

Swego czasu Duesberg wypowiedzial poglad, ze HIV to mily kotek
("pussycat"), i ze z checia podda sie zastrzykowi z wirusem HIV (byle
by nie pochodzil z laboratorium Roberta Gallo, wspolodkrywcy wirusa HIV
i wspolwlasciciela patentu na test na AIDS w oparciu o obecnosc
przeciwcial przeciw HIV). Nic mi nie wiadomo o dalszych losach tego
zastrzyku.

Czy mozna wierzyc jednemu badaczowi wystepujacemu przeciw
kilkudziesieciu tysiacom innych badaczy HIV i AIDS? Szanse sa znikome,
ale trudno odmowic logiki wywodom Duesberga. Ostatnia jego publikacja o
AIDS w malo znanym czasopismie <> (1992)
zajmuje ponad 60 stron (Duesberg zamiescil podziekowanie edytorowi -
Davidowi Shugarowi z Instytutu Biochemii i Biofizyki PAN w Warszawie -
za odwage w zaakceptowaniu do druku tak kontrowersyjnej pracy).
Ostatnia jego liczaca sie publikacja o AIDS ukazala sie w lutym 1991 w
<>. Nastepnej publikacji o AIDS w tym
czasopismie odmowiono mu, pomimo ze jest czlonkiem Akademii Nauk USA.
Rok temu odmowiono Duesbergowi prawa do dyskusji w czasopismie
<>. Odmowiono mu tez odnowienia grantow na dzialalnosc jego
laboratorium.

--------------------------------

"Disclaimer": Nie jestem specjalista od HIV i AIDS. Wstep do artykulu
oparlem na tym, co przeczytalem o AIDS w publikacjach do 1993 r.  Czesc
"srodkowa" - na wymienionej publikacji Duesberga z 1992. Mimo
powszechnej niewiary w poglady Duesberga, trzeba jednak pamietac o jego
ogromnym wkladzie do badan onkogenow i retrowirusow.

                                                Jurek Osipiuk

__________________________________________________________________________

"Polityka" 19/1993; wpisal J. K-ek

Neal Ascherson
  

                           ZYCZLIWA IGNORANCJA
                           ===================

                 Dlaczego Brytyjczycy nie rozumieja Polski

W czasie ostatniej wojny Ksawery Pruszynski, ktory stacjonowal w
Szkocji, pisal, ze nadzwyczajna sympatia Polakow i Szkotow brala sie
glownie z wzajemnego nieporozumienia. Polacy byli przekonani, ze Szkoci
to... odmiana Anglikow. Wkrotce jednak odkryli, ze gospodarze wpadali w
dzika wscieklosc, kiedy im o tym powiedziec. Z kolei Szkoci sadzili, ze
Polacy to... rodzaj Rosjan. Nie musze dodawac, jak Polacy reagowali na
takie dictum.

W. Brytania i Polska sa przyjaciolmi, podpisze sie pod tym kazdy. Choc
do 1989 r. owa przyjazn przekuwano w czyn na dosyc skromna skale. I jak
wiekszosc przyjazni, nie mowiac o porywach serca, pozostaje ona
osobliwa mieszanka sympatii i nieporozumienia. Przyjaciele, zdarza sie,
robia sobie swinstwa oraz bywaja nielojalni, ci wcale nie sa wyjatkiem.
Brytyjczycy nie znaja Polski; czesto jest to ignorancja gleboka. Polska
znajomosc Brytanii jest glebsza, przez co bywa bolesna, czasami zas
prawdziwy obraz przeslaniaja pobozne zyczenia. Ale jak z przyjaznia -
aby krzepla, trzeba ja nieustannie kultywowac.

W. Brytania, tak jak dawny Commonwealth, jest panstwem wielu narodow.
Angielskie kontakty z Polska byly przed 1939 r. nikle, ograniczaly sie
do dyplomacji. Szkoci - przeciwnie, maja dluga historie zwiazkow z
Polska. Poczawszy od szkockiego osadnictwa w XVI i XVII w. po
niezapomniane lata czterdzieste, kiedy armia polska stacjonowala w
Szkocji (a Szkotki w pewnym wieku nigdy tego nie zapomna). Ale tez
Anglia, dominujaca w panstwie brytyjskim, narzucila swoja nieznajomosc
Polski wspolczesnym czasom, w wielu dziedzinach.

Spelniony nacjonalizm nigdy nie zrozumie nacjonalizmu niespelnionego,
nie jest w stanie pojac emocji narodu pozbawionego panstwa. Polska od
czasu rozbiorow musiala szukac swojego miejsca na mapie, szukac swej
tozsamosci narodowej: stopniowo wylaniala sie jako prawie jednorodne
panstwo slowianskie w piastowskich granicach. Brytyjska historia
toczyla sie wowczas calkowicie odmiennie: "Anglia" stala sie wowczas
"Brytania" na mocy unii anglo-szkockiej z 1707 r. Imperium osiagnelo
swoje apogeum pod koniec XIX i na poczatku XX w., zas po jego upadku
nastapil masowy naplyw imigrantow z dawnych kolonii, z Azji i Karaibow,
ktory uczynil z Brytanii spoleczenstwo wieloetniczne. Z tej odmiennosci
biora sie roznice kulturowe, odmienne spojrzenie w przyszlosc; nawet
jesli powszechnie nie uswiadamiane, to rzutujace na swiadomosc
polityczna.

Przyczyny brytyjskiego niezrozumienia Polski sa przynajmniej trzy. Byla
i czwarta, natury podstawowej, zawarta w pytaniu: Czy Polacy na pewno
istnieja, ale mniej wiecej po wojnie stracila na znaczeniu. Pierwsza
przyczyna ma aspekt geopolityczny: Polska, owszem, istnieje, ale
polskie aspiracje bywaly niewygodne dla brytyjskiej polityki
zagranicznej, przeto odmawiano im powagi, na przyklad podczas
Konferencji Wersalskiej, albo kiedy Churchillowi zalezalo, aby Stalina
utrzymac w antyhitlerowskiej koalicji. Kiedy indziej polskie aspiracje
byly uznawane i wspomagane, jak w Pazdzierniku 1956 r., czy
(dyskretnie) kiedy kanclerz Adenauer roscil pretensje do polskich ziem
zachodnich, badz tez w ostatniej dekadzie komunistow, w latach 1981-89.
Brytyjczycy nie potrafili zrozumiec, ze przez caly czas aspiracje te sa
jednakiej natury, wynikajacej z potrzeby niepodleglosci i narodowego
bezpieczenstwa - czy to wygodne dla Londynu, czy nie.

Istnieje takze "niezrozumienie kulturowe". Na przyklad wieksza czesc
brytyjskiej lewicy nie mogla sobie poradzic z fenomenem "Solidarnosci".
Byl to ruch robotnikow walczacych o samorzad, a wiec postepowy. Ale byl
to tez ruch narodowy, odrzucajacy slowo "socjalizm", otwarcie lojalny
wobec Kosciola katolickiego, a wiec reakcyjny. Brytyjska
socjaldemokracja, caly ruch labourzystowski, nie mial pojecia o mysli
chrzescijanskiej XX w., tak jak ignorowal neostalinizm po XX zjezdzie
KPZR. Nie oswiecila tez zbytnio ironiczna uwaga bylego premiera
Torysow, Harolda Macmillana, ktory telewizyjne migawki z Gdanska
skomentowal tak: "jak to milo ogladac robotnikow na kolanach...!"

Warto wreszcie wspomniec o dwoch niezrozumieniach natury politycznej.
Brytyjczycy - i nie tylko oni w zachodniej Europie - nie potrafia
docenic umiaru i powsciagliwosci Polakow. Romantyczny mit powstanczy
ciagle bierze gore. Tradycja pozytywistyczna, nakazujaca umiarkowanie,
unikanie ekstremow, nie przekracza polskich granic. A przeciez

Polske ratowalo to, ze niczego nie doprowadzila do konca, po niemiecku,
od a do z.

Sanacja byla lagodniejsza i rozsadniejsza w czynach niz w slowach;
polski stalinizm nie zabrnal w wielkie procesy pokazowe ani nie
przeprowadzil skutecznie kolektywizacji; nawet stan wojenny 1981 r. -
byl wystarczajaco surowy, aby Polacy zaczeli nienawidziec wladzy, ale
nie na tyle, aby poczuli strach.

Kolejny przyklad - to stosunki polsko-zydowskie, ktore w oczach
wiekszosci Brytyjczykow dyskredytuja Polakow. Ale kto w W. Brytanii,
za wyjatkiem kilku historykow, staral sie zrozumiec, ze byla to
szczegolna - niewygodna, ale i zarazem, powiedzialbym, intymna -
symbioza?  Tolerancja i nietolerancja, przyjecie i odrzucenie. Kto jest
w stanie wyjasnic londynczykom, ile oba narody nauczyly sie od siebie?
I ze Polacy - jak powiada Milosz - przejeli idee narodu wybranego i
mesjanistycznego poslannictwa; a Zydzi (scislej mowiac: jedna z
wplywowych grup w bogatej mozaice zydowskiej mysli politycznej) -
zapozyczyli od Romana Dmowskiego idee egoizmu narodowego i moralnej
nadrzednosci kategorii narodu, czyniac z niej linie przewodnia Likudu.

Po wizycie Hanny Suchockiej w Londynie stosunki polsko-brytyjskie
wydaja sie lepsze niz kiedykolwiek. Zniesienie obowiazku wizowego
zamknelo epoke skandalicznego ponizania Polakow, narazania ich na
kaprysy brytyjskiej biurokracji. Najbardziej niebezpieczny brytyjski
produkt eksportowy: fanatyczna, ekstremalna wersja wolnorynkowej
doktryny thatcheryzmu, ktora nigdy nie zostalaby zaakceptowana w W.
Brytanii - nie przyniosla Polsce zbyt wielkich szkod. Tym niemniej
nadal wiele jest polskich spraw, ktorych nie uswiadamia sie w
Londynie.

Na przyklad uwaza sie tam - a polscy politycy odwiedzajacy Londyn
ponosza po czesci wine za te iluzje - ze spoleczny entuzjazm wobec
perspektywy przylaczenia do Wspolnoty Europejskiej jest tak silny jak w
1989 r. Uczciwiej byloby ostrzec Brytyjczykow, ze ow entuzjazm gasnie,
o oczywista obojetnosc i powolnosc Wpolnoty, odczuwane przez
spoleczenstwo, sluza coraz bardziej jako argument nacjonalistycznej
opozycji.

Czy Brytyjczycy uswiadamiaja sobie role scislych zwiazkow Polski z
Zachodem, ich wage dla pokoju i bezpieczenstwa calej Europy? Zachod nie
ma pojecia na temat wagi delikatnych polskich stosunkow z Litwa,
Bialorusia i Ukraina. Nie bierze sie pod uwage, jak owocne byloby dla
Polski prawdziwe partnerstwo z Ukraina;  a z kolei jak straszliwie
niebezpieczne, gdyby ktorys kolejny polski rzad odgrzebal demagogiczne
hasla o mniejszosciach, utraconych ziemiach i miastach, w duchu starych
marzen Pilduskiego. Tylko niewielu politykow w Londynie - i w Brukseli
- zdaje sobie sprawe, ze Polsce grozi izolacja; w najlepszym razie. To
oni wskazuja na anachronicznosc procedury przyjmowania nowych czlonkow
Wspolnoty; uwazaja, ze wpierw - i to wkrotce - Wspolnota powinna
pomyslec o pewnej formie politycznego czlonkowstwa Polski,
pozostawiajac kwestie pelnej integracji gospodarczej na pozniej. Ale
tego rodzaju glosow nie slyszy sie zbyt wielu.

No i na koniec pozostaje kwestia "uwarunkowan". Zdaniem takich
politykow jak minister spraw zagranicznych Douglas Hurd kazdy kraj
ubiegajacy sie o czlonkowstwo we Wspolnocie musi gwarantowac pelny
pluralizm demokratyczny i wolnorynkowa gospodarke.

Hans-Magnus Enzensberger jest autorem koncepcji "italianizacji". Otoz
jego zdaniem spoleczenstwo, jesli czuje, ze zagrazaja mu bledy
politykow, zaczyna sie samorzutnie bronic; rozsadni ludzie "robia
swoje", nie zawsze placa podatki i nie calkiem przestrzegaja praw,
ktore uwazaja za absurdalne. Enzensberger uwaza, ze politycy to
postacie z marginesu spolecznego, niczym alkoholicy, hazardzisci czy
skinheadzi; calkowicie odcieci od realiow zycia zasluguja co najwyzej
na wspolczucie lub leczenie, a juz w najmniejszym stopniu na to, zeby
ich sluchac. Polska miedzywojenna miala swoj piewiastek
"italianizacji"; gdyby przesledzic wylacznie historie polityczna,
trudno byloby zrozumiec, skad sie wziely wielkie dokonania gospodarcze
i spoleczne tamtego okresu.

Nie chce uchodzic za pesymiste, ale prawdopodobnie

bf polskie zycie polityczne jeszcze dlugo bedzie burzliwe,
nieprzewidywalne i pelne klotni.

To na powierzchni; pod powierzchnia - widac to juz wyraznie - powstaje
klasa "budowniczych". Potezna grupa menedzerow i prywatnych
przedsiebiorcow nie pogodzi sie latwo z mysla, ze blazenstwa politykow
mialyby przekreslic plany, jakie maja wobec kraju i wlasnej przyszlosci
- w dziedzinie gospodarki, infrastruktury, rozwoju spoleczenstwa
obywatelskiego, narodowej kultury. A to oznacza ograniczony respekt dla
wladzy i jej postanowien - nawet jesli ta wladza jest teraz
demokratyczna. Wiele zatem bedzie sie dokonywac "pomimo rzadu" i za
jego plecami; wiecej pewnie niz "za jego sprawa". Ale tez tradycja
"polskich sprzecznosci" tyle razy ratowala kraj z opresji, co
doprowadzala do ruiny. "Italianizacja" - a moze raczej praktyka
francuskiej IV Republiki - moga calkiem przystawac do polskich
realiow.

Istnieje jednak grozba totalnego niezrozumienia Polski. W koszmarnych
snach jawi mi sie taki scenariusz: codzienna burza w zyciu politycznym
pewnego dnia zamienia sie w potezny sztorm; arbitralne zawieszenie
Sejmu, dekrety zamiast ustaw, zamkniecie tytulow prasowych niewygodnych
dla wladzy. Jesli nastapila "italianizacja" spoleczenstwa, straty beda
ograniczone; polityczny melodramat niewiele bedzie w stanie zaszkodzic
"prawdziwym" procesom spolecznym. W takim przypadku przejsciowy kryzys
demokracji nie pociagnie za soba istotnych kosekwencji (chyba, ze
doprowadzi do dyktatury jednej partii, co wydaje sie nie do
pomyslenia).

Caly szkopul w tym, ze Zachod pojmie to opacznie. W. Brytania na
przyklad, potraktuje taki kryzys demokracji niezwykle powaznie,
dochodzac do wniosku, ze Polska na trwale "zeszla z demokratycznej
drogi". "Uwarunkowania" (Douglasa Hurda) oznaczaja, ze drzwi do
integracji europejskiej zamkna sie z trzaskiem. Nastepstwem bedzie
polityczna i gospodarcza izolacja; za proznosc grupki politykow
odpokutuja najlepsi.  Tragedia omylek, do ktorej wcale nie musialoby
dojsc - gdybysmy sie rozumieli.

----------------------------------------

Neal Ascherson, Szkot, dziennikarz i publicysta pracujacy w londynskim
"Independent" od lat interesuje sie polska historia i wspolczesnoscia.
Autor "Polskiego Sierpnia, co sie stalo w Polsce" wydanego w 1982 r. w
Londynie. Artykul napisany specjalnie dla "Polityki".

_________________________________________________________________________


Jolanta Stouten  


                         JAJKA WIELKANOCNE
                         ================

                       Gdy na Wielkanoc bialo
                         bedzie masla malo


Ze Swietami Wielkanocnymi zwiazane jest wiele przyslow i porzekadel
ludowych, jak i wiele obrzedow, ktorych glownym obiektem jest jajko.

Jajko jako symbol obfitosci, plodnosci i odradzajacego sie zycia
istnieje tak dlugo jak dlugo istnieje czlowiek z jego magia,
wierzeniami i obrzedami religijnymi. Do uznania jajka jako symbolu
odradzania sie zycia przyczynila sie obserwacja przyrody i zachodzacych
w niej cyklicznie przemian.

Magiczna moc jajek najsilniej objawiala sie wczesna wiosna, gdy w
sposob naturalny pojawialy sie one w ptasich gniazdach. Jajkiem -
malowanym i zdobionym magicznymi znakami i symbolami - otaczano
cmentarze, wkladano je w szpary scian domow i zagrod, umieszczano pod
progiem i u powaly, by w ten sposob wzmocnic plodnosc ludzi i
zwierzat.

Kult jajka siega czasow starozytnych, kiedy wierzono, ze bogowie
stworzyli czlowieka na podobienstwo swoje, by sluzyl im z pokora i
zaufaniem, obdarzal podarkami i skladal ofiary, by pozyskac ich
przychylnosc lub ukoic ich gniew. Ulubionym przez bogow darem ofiarnym
bylo mieso zwierzat, chleb, owoce, napoje i wlasnie jajka. Dziekczynne
ofiary misternie ukladano na oltarzu-stole by bogowie mogli spozywac
je w sposob mistyczny w atmosferze adoracji, cichych modlitw, zaklec
wypowiadanych przez kaplana i slodkiej woni kadzidel. Bardzo szybko tez
czlowiek przyswoil sobie zwyczaj obdarowywania siebie nawzajem
prezentami z okazji roznych uroczystosci niezwiazanych z kultem, np.
narodzin, slubu czy pogrzebu.

W kulturach indochinskich powszechny byl zwyczaj wkladania jajka w usta
zmarlego. Zwiazane to bylo z wierzeniami, ze jajko pomoze duchowi
zmarlego szybciej opuscic wlasna powloke cielesna i szybciej odrodzic
sie w innej postaci.

W kulturach slowianskich najczestszym prezentem z okazji slubu byly
przepieknie zdobione w tresci magiczno-erotycznej jajka, ktore mialy
zapewnic nowozencom liczne potomstwo i dobrobyt. Rysowano, a nawet
jeszcze we wczesno-chrzescijanskich czasach malowano, na nich rozne
koguciki, rozdzki weselne, dzieci, fallusy, swastyki i inne magiczne
symbole szczescia, plodnosci i milosci.

Wraz z przyjeciem chrzescijanstwa wiekszosc znakow i symboli magicznych
dawnych religii byla stopniowo przez Kosciol eliminowana, ale nie samo
jajko. Zwyczaj wzajemnego obdarowywania sie pisankami i kraszankami byl
poczatkowo z cala bezwzglednoscia potepiany przez ksiezy. Synod z 1420
r.  nakazywal duchownym: "Zabraniajcie aby w drugie i trzecie swieto
wielkanocne mezczyzni kobiet a kobiety mezczyzn nie odwazali sie o
jajka i inne podarki lupic...".

Z biegiem czasu pisanki i kraszanki z wiara w ich magiczna i
rezurekcyjna moc zostaly zaadoptowane przez chrzescijanstwo.

Panny na wydaniu z okazji Swiat Wielkiejnocy szykowaly pisanki i
kraszanki by w drugi dzien swiat obdarowac nimi wybranych mlodziencow.
Dziewczeta przygotowywaly cale kopy kraszonych jajek, ktore pozniej
zawijaly w haftowane w zielone listki, galazki i koniczynki serwetki.
Przy nadarzajacej sie okazji naklanialy do przyjecia daru wybranych
kawalerow i zjedzenia w obecnosci dziewczyny przynajmniej dwoch
pisanek. Oj bida dziewczynie, ktorej wybrany zjadl tylko jedna pisanke.
Bardziej zapobiegliwe albo niezbyt pewne swojego czaru panny co
niedziele dostarczaly ukochanemu tuzin kraszonych jajek, by - jak
powiadano - chlopak nie oziebl w uczuciach. Chlopak musial pozniej
zrewanzowac sie zaproszeniem dziewczyny na tance lub kupnem tuzina
kolorowych wstazek.

Za niemoralne natomiast uznawano obdarzanie jajkami wiecej niz jednego
mlodzienca. Podobnie za niemoralne uchodzilo przyjmowanie od panny
innego niz pisanka podarunku.

W drugi dzien swiat okoliczna kawalerka rozpoczynala dyngowanie, czyli
chodzenie po domach, skladanie zyczen, spiewanie piosenek i przyspiewek
o tresci czesciej pikantnej i zartobliwej niz naboznej.


              "Przyszlismy tu po dyngusie,
               Ale nas tez nie opusccie,
               Plackow, jajek nie zalujcie,
               Bo jak nic nie dostaniemy,
               Wszystkie garnki potluczemy".


Gospodynie dziekowaly, zapraszaly do komory i obdarowywaly kawalkami
mazurkow, bab, sekaczy wielkanocnych, pisankami, wedlina i innym
rodzajem wysmienitego jadla. Dla kawalerow szukajacych zony byla to
nie lada gratka nie tylko do skonfrontowania zdolnosci kulinarnych
przyszlych malzonek, ale i oceny zaradnosci i ich stanu  majatkowego.

Bardzo szybko malowane i kraszone jajko z wiejskiej zagrody i
mieszczanskiego stolu trafilo na ksiazece i monarsze dwory w postaci
najbardziej misternych arcydziel sztuki zlotniczej. Harmonijna
proporcja i smukly ksztalt jajka staly sie natchnieniem nie tylko
artystow rzezbiarzy i snycerzy,  ale rowniez zlotnikow i jubilerow. W
ich pracowniach powstawaly prawdziwie unikalne arcydziela sztuki
"jajko-podobnej". Jedno z najwiekszych arcydziel sztuki zlotniczej
opuscilo paryska pracownie Jeana-Jacquesa Duca w roku 1770. Byla to
zlota inkrustowana kadzielnica w ksztalcie jajka wykonana dla carycy
Rosji Katarzyny II. Kadzielnica ta stala sie pozniej inspiracja tworcza
dla XIX wiecznych zlotnikow. W 1774 roku Katarzyna II zamowila u
zlotnika wiedenskiego zlota (w ksztalcie jajka) papierosnice wysadzana
diamentami, rubinami i szmaragdami. Ten skromny wielkanocny prezent
przeznaczony byl dla jej owczesnego faworyta Grzegorza Aleksandrowicza
Potiomkina.

Ale prawdziwy rozkwit sztuki zlotniczej inspirowanej ludowa wielkanocna
pisanka i kraszanka przyniosl dopiero wiek XIX. Z pracowni zlotniczej
Karola Faberge w Petersburgu wyszly nie tylko takie arcydziela jak
Pierwsze Cesarskie Jajko Wielkanocne (1885), ktorym car Aleksander III
obdarowal swoja malzonke Elzbiete, czy tez Koronacyjne Jajko
Wielkanocne (1897), podarunek cara Mikolaja II dla zony Aleksandry.
Rosyjskie Wielkanocne Jajka-Niespodzianki Faberge'a odznaczajace sie
niespotykanym pieknem formy, dokladnoscia detalu i niezwykla
delikatnoscia obrobki, zyskaly miedzynarodowe uznanie i staly sie
ozdoba i pozadaniem nie tylko dworu rosyjskiego czy innych dworow
monarszych Europy i Azji, ale rowniez rekinow finansjery europejskiej i
amerykanskiej.

Jajka te stanowily wazny element polityki panstwowej i ekonomicznej
Zwiazku Radzieckiego. Obalenie monarchii rosyjskiej i zmiana ustroju w
1918 roku spowodowaly, ze zlote precjoza i bizuteria, a w tym rowniez i
jajka wielkanocne Faberge'a staly sie zrodlem pozadanych dewiz
nowopowstalego panstwa socjalistycznego. Jako ciekawostke, zupelnie nie
zwiazana z tematem, podam, ze pierwsza nieoficjalna wyprzedaz "zlotych
trofeow" miala miejsce w Moskwie i Leningradzie juz w dwa lata po
obaleniu monarchii. Dochod z niej zostal przeznaczony na pokrycie
wydatkow zwiazanych z wojna z Polska.  Natomiast decyzja o rozpoczeciu
Pierwszego Planu Piecioletniego (1927) byla sygnalem do nastepnych
poloficjalnych wyprzedazy rosyjskich arcydziel sztuki zlotniczej na
gieldach Londynu, Paryza i Berlina za smiesznie niska cene wynoszaca
okolo 60% ich wartosci. Pierwsza taka aukcja odbyla sie u <>
w Londynie 16 marca 1927 roku.

A oto bibliografia, ktora posluzyla mi do napisania tego tekstu:


1. J. Keller, W. Kotanski, Z. Poniatowski, W. Tyloch, B. Kupis, <>, Iskry, Warszawa 1968.

2. I. Gilewska, <>, Wroclaw 1967.

3. Z. Gloger, <>.
 
4. <>, 
Wroclawskie Towarzystwo Naukowe, Wroclaw 1963.

5. A. von Solodkoff, <>, 
New York 1988.

6. H. C. Bainbridge, <>, London 1974.

7. A. Bruckner, <>.

---------------------------------

I jeszcze skorupka od TEXnika dyzurnego: milosnicy prawdziwej sztuki
filmowej nie zapomna niezwykle istotnej roli, jaka odgrywaja jajjka
Faberge w arcydziele pt. "Octopussy", w ktorym James Bond ratuje po raz
n-ty nasza cywilizacja prze zakusami skorumpowanego sowieckiego
generala. Nie zapomnimy tez nigdy, ze to dzieki jajkom dinozaurow
wydzarzyly sie te potworne nieszczescia, ktore przysporzyly chwaly
Spielbergowi i przez ktore z pewnoscia doczekamy sie "Parku Jurajskiego
II", gdy tylko rezyser zejdzie z Olimpu. J.K_uk.

_______________________________________________________________________
 
Redakcja "Spojrzen": spojrz@k-vector.chem.washington.edu
Adresy redaktorow:   bielewcz@uwpg02.uwinnipeg.ca (Mirek Bielewicz)
                     karczma@univ-caen.fr (Jurek Karczmarczuk)
                     krzystek@u.washington.edu (Jurek Krzystek)
                     zbigniew@engin.umich.edu (Zbigniew J. Pasek)
                                          
Copyright (C) by Jurek Karczmarczuk (1994). Copyright dotyczy wylacznie
tekstow oryginalnych i jest z przyjemnoscia udzielane pod warunkiem
zacytowania zrodla i uzyskania zgody autora danego tekstu.
 
Poglady autorow tekstow niekoniecznie sa zbiezne z pogladami redakcji.

Numery archiwalne dostepne przez anonymous FTP; adres:
 (128.95.172.153).

____________________________koniec numeru 100___________________________