Mikołaj Lizut Kolorowa plaga z Zachodu Warszawa, 04.II.1997 Gazeta Stołeczna Dworzec Warszawa-Śródmieście. Na peronach kilka budek z zapiekankami, stoisko z tanią książką, kilka billboardów z napisem autyzm. Z tunelu dochodzi coraz głośniejszy dźwięk i... wreszcie jest - pociąg do Mińska Mazowieckiego. - Jak w Nowym Jorku - mówi młody człowiek wpatrzony w podmiejską kolejkę. Wszystkie wagony zdobią wielkie sprayowe malowidła aż po dach. W niczym nie przypominają napisów w stylu Legia pany, które można zobaczyć na warszawskich murach. Niektóre graffiti na pociągu to imponujące, kolorowe wzory z kilku fikuśnych liter. - To wandalizm - oburza się starszy mężczyzna w jesionce z futrzanym kołnierzem. - Robią to pewnie narkomani, gdy pociąg stoi na bocznicy. - Mnie się podoba - wtrąca się młodzieniec w wełnianej czapce. - Takim pociągem przyjemniej się jedzie. Przedtem ta kolejka wyglądała ohydnie. - Ja też uważam, że graffiti na pociągach są świetnie zrobione. Być może PKP zgodziła się, żeby graficiarze pomalowali pociągi - mówi inny młody człowiek. - Żadnej zgody nie było - dementuje rzecznik DOKP Ryszard Bandosz. - Ta plaga przyszła do nas z Zachodu. Niektóre graffiti są ciekawe, ale pociąg to nie jest dobre miejsce na malowidła, jakiekolwiek by one były. W zeszłym roku straty spowodowane u nas przez wandali wyniosły 1,3 miliona zł - dodaje rzecznik. - Jedyna rada to odmalować pociąg. Koszt takiego przedsięwzięcia waha się między 5 a 10 tys. zł - mówi naczelnik lokomotywowni Warszawa-Ochota Jan Telecki. - Przy obecnych funduszach mogę jedynie czyścić pomalowane okna i zamalowywać wulgaryzmy. - A zdarzają się wulgarne napisy? - Grafficiarze nie robią wulgarnych napisów. Tym zajmują się kibice - tłumaczy naczelnik. - Raz namalowali na pociągu nagą kobietę. Ładnie namalowali - dodaje z wahaniem. - Ale trzeba było zamalować, żeby nie siać zgorszenia. - Jak oni to robią? - pytam naczelnika. - Przecież wykonanie wielkich, kolorowych graffiti musi być czasochłonne. - Dwa razy moi pracownicy natknęli się w nocy na kilkunastoosobowe grupy młodych ludzi, którzy robili graffiti na pociągu. Jednak za każdym razem udawało im się uciec. Zostawili tylko farby. Naczelnikowi niektóre malowidła się nawet podobają. - Widać jednak, że robią je ludzie uzdolnieni plastycznie. Ja jednak mam przez nich same kłopoty - mówi. Kilka lat temu pociągi podmiejskie zmieniły barwę z żółtej na pomarańczową. Przemalowano je ze względów bezpieczeństwa - pomarańczowe są bardziej widoczne. - Zespoły trakcyjne muszą być pomarańczowe - mówi naczelnik Telecki. - Chętnie bym oddał tym grafficiarzom zakładowe ogrodzenie, żeby tylko odczepili się od pociągów.
|